To już tyle czasu. Nie mogę uwierzyć w
to. Pamiętam dokładnie ten dzień w którym to wszystko powstało. Był wtorek 19
kwietnia 2016, godzina 22:43. Z racji tego, że moim postanowieniem noworocznym
było zrobienie coś wyjątkowego i była przerwa, bo moi o 2 lata starsi koledzy
pisali egzamin gimnazjalny postanowiłam stworzyć to coś na czym właśnie to
czytacie. Dlatego weszłam na stronę blogger i kliknęłam na „utwórz
bloga”. Pamiętam dokładnie jak nie wiedziałam za co mam się zabrać. Pisanie
pierwszego rozdziału opo nie było łatwą rzeczą. Obserwowanie pierwszych
wejść na bloga. Czytanie pierwszego komentarza od Wecii. Jesteście ze mną w
każdej chwili mojego życia niezmiennie od tych 2 lat. Chociaż nie zawsze było
łatwo. Szczególnie kiedy łapał mnie brak weny i chciałam to wszystko rzucić i
puścić w niepamięć. Dziękuje za każdy komentarz, który mnie motywował.
Kolejną okazją do świętowania jest ten
fakt, że liczba wyświetleń na blogu niedawno przekroczyła 10 000. Naprawdę
bardzo się cieszę z tego powodu, ponieważ kiedy zaczęłam pisać to nie
liczyłam na zbyt wiele, zdawałam i zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem
najlepszym pisarzem.
Dziękuje <3
Kocham was <3
Ps: Planowałam coś dodać właśnie dzisiaj z okazji urodzin,
ale mi nie wyszło. Postaram się to jak najszybciej dodać.
Witam was, po kolejnej długiej przerwie. Przepraszam, że
znowu musieliście tak długo czekać na rozdział. Te dni tak szybko mijają, a
weny do pisania nie przybywa. Ten rozdział nie powala jakoś, ja nie jestem z
niego zadowolona. Przepraszam jeśli są jakieś błędy lub zjadłam jakieś słowa,
mam nadzieję, że nie jest jednak aż tak źle. Tak więc zapraszam was serdecznie
do przeczytania tego kolejnego już rozdziału. <3
**********
Szalałem ze złości będąc w trasie, ponieważ nie było mnie
przy moich najbliższych.
Chciałem słuchać ich głosu, ich śmiechu. Szczerze,
tylko to mi potrzebne do życia. Długa rozłąka z nimi uświadomiła mi tylko,
jak ważna jest dla mnie Paris i
Scarlertt. Przez każdy dzień trasy marzyłem o tym, by wrócić do Neverland,
zamknąć się w nim i nigdy już nie wyjść do ludzi. Troszeńkę chore, ale i tak
lepsze od podróżowania po świecie. Kto normalny
znosił by te ciągłe zmiany czasowe i klimatyczne. Ktoś inny na moim
miejscu powiedział by, dziękuje to na tyle, proszę się rozejść do domów i by
uciekł tam gdzie pieprz rośnie, ale ja nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem
rozczarować moich fanów, którzy tyle czekali na to, aby móc mnie zobaczyć na
scenie. Tyle czekałem na to, aby znów zobaczyć moich bliższych. Liczyłem już
godziny, minuty, a nawet sekundy do spotkania z moją córeczką. Byłem taki
szczęśliwy, że odnalazła się cała i żywa, nie wybaczył bym sobie nigdy gdyby
jej się stało coś. Obowiązkiem każdego rodzica jest przecież zapewnić poczucie
bezpieczeństwa. Cieszyłem się, ale i też miałem obawy o to, że Caroline mogła
nagadać Paris jakiś głupot. Coś typu, że „nie kocham jej” lub „Tatusiowi
bardziej zależy na Scarlett niż na Tobie”, przecież ta kobieta była zdolna do
wszystkiego.
Nie spałem kolejną noc, po prostu nie mogłem, przewracałem
się z boku na bok. Ta myśl, że zobaczę swoje dziecko po tylu miesiącach
nieobecności nie pozwalała mi zasnąć. Tylko zastanawiało mnie to, czy poznam
ją. Jeszcze tylko, brakowało tego abym przestać rozpoznawać ludzi, ale tak
naprawdę byłem ciekaw jak bardzo się zmieniła. Pamiętam doskonale jak
wyjechałem z moimi braćmi w Victory Tour, kiedy Paris miała niecały rok. Niby
to były 2 krótkie miesiące, ale gdy wróciłem to nie poznałem jej. Po moim
powrocie miała o 3 ząbki więcej niż przed wyjazdem.
Stałem przy ogromnym oknie i oglądałem poranną panoramę
Londynu. Na zegarku była godzina 8:30. Widziałem tysiące aut i ludzi, którzy w
szybkim tempie śpieszyli do pracy, aby w ten sposób zarobić na utrzymanie swoich
rodzin. Miałem ochotę wyjść do tych ludzi, lecz to było niemożliwe. Michael
Jackson na ulicy, ale to by była sensacja. Czasem zastanawiałem się co by było,
gdybym ciężko pracował w fabryce, tak jak Joseph za czasów, kiedy The Jackson
5. Kątem oka patrzyłem na śpiącą w białej pościeli Scarlett, która powoli się
przebudzała. Usiadłem obok niej na łóżku i głaskałem delikatnie włosy koloru
blond. W końcu moja narzeczona otworzyła swoje oczy i spojrzała na mnie.
- Jak ci się spało? – Spytałem z troską.
- Spało mi się okropnie. Ten hotel jest 5 gwiazdkowy, nie
uwierzę to jakiś skandal. Pościel śmierdzi, pokój ma ohydny kolor ścian, a
łóżko jest twarde jak deska. Całe plecy mnie bolą, nie mogłam zasnąć przez to
wszystko – Spojrzałem na nią, jak by urwała się z choinki. No jeszcze takiego
zachowania u niej nie widziałem.
- Nie spałaś w ogóle powiadasz. Ciekawe tylko, kto tak chrapał w nocy i prawie zleciał z łóżka.
- Nie prawda, z tobą jest w takim razie coś nie tak, skoro masz już wizję.Nie zmrużyłam
oka ani na chwilę. To nie są warunki, dla kogoś takiego jak ja.
- Oczywiście w takim razie pojedziemy do innego hotelu. Już dzwonię do
Billa, on załatwi tą sprawę. Będziesz czuć się jak w raju.
- Żartuje Michael przecież. Spało mi się cudownie. – rzekła
siadając na materacu i przeciągając się
- Hej, ja tu jestem od żartowania i gwiazdorzenia. Foch
forever. –Rzuciłem i usiadłem do niej
tyłem.
- Oj nie obrażaj już się na mnie. Zmarszczki ci jeszcze
wyjdą. Dam ci snickersa i poczujesz się lepiej co ty na to? – Przytuliła się do
mnie od tyłu.
- Jestem za. – Nagle zadzwonił mój telefon w mojej
kieszeni. Na ekranie pokazał się numer Billa, odebrałem najszybciej jak się
dało.
- Dzień Dobry Michael. Wstaliście już? – Zapytał.
- Ja tak, a Scarlett nie bardzo. Do czego potrzebna ci ta
informacja?
- Chciałem tylko wiedzieć, czy jesteście gotowi bo trzeba
przecież jechać po Paris.
- Jestem gotowy od czasu kiedy tu przylecieliśmy.
- Cieszy mnie to bardzo.
- Za 30 minut się widzimy w holu, przekaż wszystkim.
- Oczywiście. – Zakończyłem połączenie.
- Kto dzwonił? – Pytała Scarl.
- Bill, za chwilę jedziemy po Paris. Możesz zostać jeśli
chcesz, bo widzę że wygodnie ci w tym łóżku.
- Nie, jadę z Tobą Mike.
- Kochanie, ale naprawdę nie musisz tego robić. Możesz
zostać i się wylegiwać do południa.
- Pojadę z Tobą i bez dyskusji. – Scarlett wyszła z łóżka,
wzięła ubrania i skierowała się do łazienki, a ja w tym czasie, przebrałem się
w nową koszulę i spodnie.. Opuściła ją po kwadransie. Była ubrana w zwykłą
białą koszulkę i niebieskie jeansy. Zdziwiło mnie to, że nie miała makijażu.
Wyglądała tak naturalnie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- O co ci chodzi? – Spytała Scarlett podchodząc do szafki.
- Nic, wyglądasz pięknie.
- Ooo, zauważyłeś, że nie zrobiłam make-upu.
- Jak dla mnie to możesz w ogóle nie robić, bo naturalnie
wyglądasz cudownie. –Podszedłem bliżej
do niej i zacząłem całować ją po szyi. W czasach kiedy jeszcze występowałem z
The Jackson 5, mój brat Jackie powiedział mi, że każda kobieta uwielbia być
zasypywana komplementami i nawet jeślimnie bije i mówi, że sobie tego nie życzy, to przez to, że wstydzi się
swoich emocji i nie chcę ich ukazywać.
- Ohh, przestań.
- Jeszcze się nawet nie rozkręciłem.
- Bo nigdy nie wyjdziemy z tego pokoju. – Nagle usłyszeliśmy
głośne pukanie do naszych drzwi hotelowych.
- Chyba musimy się już iść i do auta pakować – Odsunąłem się
od mojej narzeczonej i poszedłem otworzyć drzwi. Przed nimi czekał Bill.
- Michael, powinniście już jechać jeśli chcecie uniknąć
korków.
- Jasne.
- Mark będzie czekał na was w holu.
- A ty nie jedziesz? – Spytałem
- Nie pojadę z wami, bo nie zmieszczę się do taksówki.
- Jedziemy taksówką. – Odrzekłem zdziwiony.
- Tak będzie bezpiecznie, nikt się nie domyśli, że jedziesz
taksówką, zamiast limuzyną.
- Chyba masz rację.
- To tak jak powiedziałem, daje znać Markowi ,aby czekał już na was w holu.
- ok. – Zamknąłem drzwi.
- Chodź, już pora na
nas. – Powiedziałem do Scarlett, która stała przy komodzie z lustrem i
zakładała biżuterie. Natomiast ja w tym czasie zakładałem moje przebranie.
- Ok. – Zabrałem papierową torebkę w której miałem prezent
dla mojej córeczki przywieziony specjalnie z Japonii. Wyszliśmy z pokoju i
skierowaliśmy się do windy, którą zjechaliśmy na dół. Mark wypatrywał nas.
- Jesteśmy gotowi. – Powiedziałem do mojego ochroniarza.
- chodźcie. – Wyszliśmy głównymi drzwiami, jak ja dawno nie
czułem tego uczucia. Gdy nikt obcy nie spogląda na ciebie takim wzrokiem jakby
widział Boga. Przed hotelem czekała na nas czarna taksówka, tak sama jaką się widzi
na angielskich filmach. Wsiedliśmy do niej. Na całe szczęście obyło się bez
korków, do miejsca pobytu mojej córki zostało 5 minut drogi. Dotknąłem dłoni
Scarl, ta spojrzała na mnie.
- Stresuję się. – Powiedziałem do mojej narzeczonej.
- Przestań, przecież to twoja córka.
- Wiem, ale co jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
- A to dlaczego?
- Martwię się o to, że ona nie będzie chciała ze mną
rozmawiać, bo Caroline mogła jej powiedzieć coś w co ona uwierzyła. Wiesz
przecież, że ona jest nieprzewidywalna i zdradziecka.
- Wiem Michael, ale przygotuj się na to, że nie będzie tak
źle. Gdyby mnie moja matka wywiozła na koniec świata to bym się do niej już ani
razu nie odezwała. – Reszta czasu minęła w ciszy, te 5 minut minęło jak 1
sekunda. Wysiadłem z tego samochodu tak szybko, że nawet nie pomogłem wysiąść z
niego Scarlett. Tak było mi szybko do mojego dziecka.
- Michael, czekaj. Nie zapomniałeś o czymś? – Moja ukochana
miała w dłoniach papierową torebkę z prezentem dla Paris, którą o mały włos
zapomniałem zabrać z taksówki. Miałem wrażenie, że gdyby nie Scarlett to
niedługo zapomniał bym o własnej głowie. Cóż, co z człowiekiem robi ta
tęsknota. Wszedłem do budynku w którym znajdowało się pogotowie opiekuńcze. Na
korytarzu zastałem widok na który tak długo czekałem. Paris siedziała przy
jakimś stoliczku z jakąś panią i chyba kolorowała coś, bowiem w swoich małych
rączkach miała czerwoną kredkę.
- Paris… - Powiedziałem cicho, jednak moja córeczka
usłyszała to i obróciła się. Na jej twarz pojawił się piękny uśmiech. Uklęknąłem
i wyciągnąłem do niej ręce. Nawet nie zauważyłem Scarlett, która weszła do
pomieszczenia. Spojrzałem na nią, na jej twarzy gościł uśmiech.
- Tata. Scarlett! - Moja córka zeszła z krzesła i podbiegła
do mnie. Przytuliłem ją z całej siły, pogłaskałem ją po włoskach i pocałowałem
w czoło. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia.
- Tatusiu przyjechałeś po mnie.
- Nie zostawił bym Cię kochanie. – Wstałem i wziąłem moje
dziecko na ręce.
- Jak wyjeżdżałem byłaś niższa. – Powiedziałem do niej
- Urosłam tatusiu o 2 centymetry.
- Ale super kochanie. Poczekaj, tata pójdzie ładnie do pani.
- Postawiłem małą z powrotem na nóżki.Poszedłem
do kobiety, która opiekowała się moim dzieckiem, kiedy mnie nie było przy niej.
- Paris płakała prawie pół nocy bo chciała do pana. Nic nie
mogło jej uspokoić. Udało jej się zasnąć na 2 godziny.
- Moja biedna, ale teraz jest już wszystko ok?
- Tak, tak.
- Mogę ją zabrać.
- Tak, bardzo tęskniła.
- Jeszcze raz, dziękuje za opiekę nad moją córką. Nie wiem
co by było, gdyby tu nie trafiła.
- Była naprawdę kochana.
- Warto wiedzieć. W najbliższym czasie po powrocie do USA
przekaże czek dla tej placówki. Będą dla dzieci, które tu trafiają.
- Panie Jackson, ależ nie trzeba.
- To będzie moje wielkie podziękowanie. Do widzenia. –Powiedziałam i uśmiechnąłem się do opiekunki.
W trójkę wyszliśmy z budynku, przed wejściem czekał na nas Mark i taksówka, którą
mieliśmy wrócić z powrotem do hotelu. Z tego wszystkiego, zapomniałem Paris dać
prezent. Wsiedliśmy do taksówki i odjechaliśmy w stronę hotelu.
- Paris..
- Tak tatusiu?
- To dla Ciebie. – Dałem jej torebkę z prezentem. Moja
córeczka się ucieszyła. Zajrzała do środka i wyjęła lalkę Barbie, którą kupiłem
jej w Japonii. Jednak to nie były wszystkie niespodzianki. W jej pokoju w
Neverland czekał na nią wielki 2 metrowy pluszowy miś w kolorze różowym,
najbardziej męskim kolorze oraz wiele innych zabawek przywiezionych dla niej z
mojej podróży.
- Dziękuje tatusiu, jesteś kochany.
- Cieszę się malutka, że ci się podoba prezent.
- Ale już nigdy nie wyjedziesz?
- Skąd takie pytanie? – Czułem, że moja była maczała w tym
palce. Obawiałem się tego, że mogła naopowiadać jakiś bzdur małej.
- Mama powiedziała, że ty wyjechałeś, bo już mnie nie
kochasz i że już nigdy nie wrócisz i nie będziesz się ze mną bawić. Dlatego
chciała mnie zabrać w takie miejsce gdzie nikt by nas nie znalazł. Ale ja
chciałam do ciebie.
- Paris, wyjechałem bo musiałem. To nie zależało od mnie,
jesteś za mała jeszcze na tak długą podróż.
- Ale ty mnie jeszcze tatusiu?
- Kochanie, ty i Scarlett jesteście najważniejszymi
dziewczynami w moim życiu. Mama kłamała, nie mógł bym bez was żyć.
- Ale zabierzesz mnie jak będę duża na swój koncert?
- Tak kochanie.
- I Scarlett też na nim będzie?
- Będę. – Odpowiedziała moja narzeczona. Paris uśmiechnęła
się. Reszta drogi do hotelu minęła w całkowitej ciszy. Byłem szczęśliwy jak
nigdy, że miałem przy sobie moją kochaną córeczkę. Przy mnie nic już nie mogło
jej zagrażać, a w szczególności jej matka.
6 dni później
Czas mijał tak szybko, a mi nadal zdawało się, że dopiero co
przylecieliśmy do Londynu i wysiedliśmy z samolotu. A tu taka niespodzianka, że
jesteśmy w stolicy Anglii od 6 dni. Od kiedy Paris znowu była przy mnie
postanowiłem, że będę z nią spędzał każdą wolną chwilę. Paris chciałaStarałem się unikać takich
miejsc jak woda ognia. Nie miałem ochoty, ani chęci tam iść, ponieważ na mojej
skórze były widoczne ślady vitiligo. Gdybym się rozebrał wyglądał bym jak
łaciata krowa. Szczytem moich marzeń nie było to, aby ludzie patrzyli na mnie
jak na dziwoląga, chociaż niektórzy mnie za niego uważali. Scarlett razem z
moją córeczką wybrały się na basen zostawiając mnie samego w pokoju. Włączyłem
sobie na wielkim telewizorze plazmowym „Zwariowane melodie”, nie mogło
oczywiście zabraknąć popcornu. Nagle telefon Scarlett leżący na stole zaczął
wibrować. Podszedłem do stolika, aby go wyłączyć, ponieważ przeszkadzał mi w
oglądaniu kreskówek. Na ekranie pojawił się numer cioci Scarlett, postanowiłem
odebrać połączenie i pożartować troszkę.
iść na
basen, lecz ja nie mogłem. Chociaż to, że nie mogłem pójść na basen to za dużo
powiedziane.
- Halo. Tutaj Scarlett. Proszę wybaczyć mi ten głos, ale
zamieniam się w mężczyznę i nic na to nie mogę poradzić. Broda mi wyrosła, aż
do kolan.
- Michael nie wygłupiaj się, nie wygłupiaj się, proszę nie w
tym momencie. Gdzie jest Scarlett? – Jej głos wydawał się być pełen smutku
- Scarl jest na basenie razem z Paris. Mam jej coś
przekazać?
- Tak, żeby zadzwoniła do mnie w miarę szybko bo sprawa jest
naprawdę pilna.
- Oczywiście.
- Dzięki. – Rozłączyła się. Odłożyłem telefon Scarlett i
najszybciej jak się dało wybiegłem z pokoju. Byłem bez przebrania, ale to nie
liczyło. Wsiadłem do windy, musiałem zjechać na parter, ponieważ tam mieścił
się basen.Oprócz mnie w tej windzie
była jakaś młoda pokojówka o brunatnych włosach. Widziałem, że cała się
trzęsie. Wydawało mi się, że skoro mieszkałem w 5-gwiazdkowym hotelu i
jednocześnie jednym znajlepszych w
Londynie, to obsługi nie dziwi to, że na korytarzu mogą spotkać kogoś sławnego.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, chciałem być po prostu miły. Nim się
obejrzałem to ta pokojówka straciła przytomność. Na całe szczęście zdążyłem ją
złapać, aby nie zrobiła sobie większej krzywdy.
- Hej, spójrz na mnie. Otwórz oczy. - Próbowałem ją cucić,
ale nie przynosiło to żadnych skutków. Czułem się niezręcznie z obcą dziewczyną
na rękach, ale trzeba było jej pomóc. Nie mogłem jej tak zostawić. Brakowało mi
już tylko tego, aby ta przeklęta winda stanęła, pomiędzy piętrami. Na całe
szczęście tak się nie stało. Dojechaliśmy szczęśliwie na parter i wybiegłem z
nią. Podbiegłem do recepcji.
- Proszę mi pomóc. – Podałem mężczyźnie za ladą dziewczynie.
Ten posadził ją na krześle i dał jej szklankę wody. Odzyskała przytomność.
- Już lepiej? – spytałem
- Tak, tak. Przepraszam to mój pierwszy dzień w pracy i to
wszystko przez stres.
- Nic się nie stało. – powiedziałem.
- Stało się, to jest niedopuszczalne. Pracownik nie może za
każdym razem tracić przytomności. – Odezwał się mężczyzna zza lady
- Przepraszam. – Powiedziała skruszona.
- Jedno przepraszam nie zwróci wstydu temu hotelowi.
- Proszę przestać, to była zupełnie ludzka rzecz. Każdemu to
mogło zdarzyć. Nie żywię urazy. – Odezwałem się, musiałem stanąć w obronie tej
dziewczyny. Pan z recepcji, który się chciał kłócić odszedł do lady obsługiwać
gości, zostawiając nas samych.
- Jeszcze raz przepraszam panie Jackson.
- Proszę mi mówić po imieniu, bo czuję się staro. Nic się
nie stało pani….. – Nie dokończyłem, nie znałem przecież jej imienia.
- Eveline.–
Powiedziała i podała mi swoją małą dłoń, którą ucałowałem.
- Piękne imię, pani wybaczy, ale ja już muszę iść.
- Dobrze, ja też muszę już wracać do pracy. – Dziewczyna
wstała z krzesła, pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w dwóch innych kierunkach. Ona
wróciła do swojej pracy,a ja podążałem
na basen, gdzie była Scarl z moją córką. Szedłem korytarzem jeszcze przez
chwilę próbując nie zwracać na siebie uwagi.
- Co się dzieje? – Spytała Scarlett.
- Twoja ciocia dzwoniła, kazała przekazać, że masz do niej
zadzwonić. Sprawa jest pilna
- Coś się stało?
- Nie wiem, nie chciała mi powiedzieć. Sama musi ci
powiedzieć.
- Tato, ale ja chcę się jeszcze popluskać.
- Paris, a co powiesz na to, jeśli pójdziemy na plac zabaw?
- Zaproponowałem
- Tak! – Powiedziała moja córka z entuzjazmem. Scarlett
razem z Paris wyszły z wody. Wyszedłem z basenu na korytarz, usiadłem w fotelu
i oczekiwałem mojej narzeczonej i córki. Kiedy wreszcie wyszły z szatni
Scarlett pobiegła do pokoju, a ja zabrałem moją córeczkę na wewnętrzny plac
zabaw, który mieścił na 4 piętrze hotelu. Na moją córkę czekały już te
wszystkie automaty do gier, baseny z piłeczkami i dmuchane zamki. Dałem Paris
wolną rękę do zabawy, mogła iść gdzie tylko sobie zażyczy. Musiałem jednak
chodzić z nią wszędzie, ona była mała a na takim placu zabaw mogła by się przydarzyć
jakaś krzywda. Nie mogłem za wszelką cenę dopuścić do tego, aby mojemu dziecku
stała się jakakolwiek krzywda. Prawie 3 godziny zajęło Paris wykorzystanie wszystkich
atrakcji znajdujących się na placu zabaw.
- Tatusiu..- Powiedziała Paris.
- Tak?
- Możemy już iść do pokoju?
- Nie chcesz jeszcze trochę się pobawić?
- Nie, ja chcę iść do Scarlett.
- Jak sobie życzysz moja księżniczką. – Paris dała mi rączkę
i razem wyszliśmy z placu. Udaliśmy się do windy.
- Mogę nacisnąć guzik? – Spytała moja córka.
- Możesz. – Mała próbowała dosięgnąć czerwonego guzika, ale
była za niska. Chciało mi się śmiać, ale ona by się jeszcze na mnie obraziła i
by już mi do śmiechu nie było.
- Pomogę. – Podsadziłem Paris, aby nadusiła ten guzik. Kiedy
zrobiła to, na jej twarzy pojawił się duży uśmiech. Niby mała rzecz, ale tyle
radości z tego było. Jechaliśmy spokojnie w górę, gdy tu nagle pomiędzy
piętrami winda się zatrzymała. Nie wiedziałem, co mam robić. Nie mogłem
panikować, ponieważ Paris zaczęła płakać, a mój atak paniki pogłębił by ten
płacz.
- Tatusiu, ja się boję.
- Spokojnie kochanie. Za chwilę ruszymy. – Po chwili tak jak
mówiłem, winda ruszyła. Musiałem uspokoić córkę.
- Widzisz już jedziemy. Nie płacz już kochanie. – Paris przestała
płakać, otarłem łezki z jej twarzy.
Chwilę potem byliśmy już na piętrze na
którym był pokój. Weszliśmy, na środku pokoju stała spakowana walizka Scarlett.
Przez chwilę pomyślałem nawet o tym, że ona chcę mnie zostawić uciekając bez
słowa wyjaśnienia.
- Co tu się dzieje? – Spytałem. Scarl wyszła z sypialni,
była cała spanikowany, jej oczy były szkliste jakby płakała.
- Michael musimy porozmawiać.
- Paris idź na chwilkę do pokoiku. Dobrze?
- Tak tatusiu. – Mała posłuchała i grzecznie udała się do drugiego
pokoju.
- Co się stało Scarlett? To chodzi o nas? – Przybliżyłem się
do niej i objąłem jej twarz swoimi dłońmi.
- Nie Michael. Muszę wrócić do Los Angeles, Mała Scarlett…..
– Scarlett nie dokończyła, ponieważ rozpłakała się.
- Co z nią?
- Jej stan jest coraz gorszy z dnia na dzień i ona w każdej
chwili może odejść.
- A leki nie pomagają?
- Już nie pomagają, jej organizm uodpornił się na ich
działanie. Muszę przy niej koniecznie być. Poprosiłam Billa, aby zawiózł mnie na
lotnisko.
- Scarlett, nie możesz w takim stanie lecieć tam sama. Ja i
Paris lecimy z Tobą i nie chcę słyszeć, że coś ci nie pasuję.
- Mike, ja nie chcę wam psuć tego wyjazdu.
- Niczego nie psujesz. Tak już mam dość tego miasta i mam
ochotę wrócić do Neverland. – Scarlett się uśmiechnęła lekko. Ucałowałem ją w
noc i puściłem jej delikatną twarz. Pozwoliłem Paris wyjść z pokoju, spakowałem
ją, a później poszedłem pakować swoje rzeczy. Moja córka na wieść o wyjeździe z
Londynu ucieszyła się, ponieważ również chciała wracać już do domu. Po około 3
kwadransach byliśmy gotowi do wyjazdu na lotnisko. Wyszliśmy z pokoju.
Scarlett, Mark oraz Bill weszli z naszymi bagażami do windy. Ja i Paris, po
przygodzie z windą nie mieliśmy przyjemności, ani ochoty wejść do windy.
- To my może pójdziemy schodami.
- Z 8 piętra? – Zdziwiła się Scarlett i lekko się zaśmiała.
- Proszę się nie śmiać, to będzie ostatnia rekreacyjna
wycieczka po schodach w dół.
- Jak chcecie. – Moja narzeczona nacisnęła guzik i winda z
nią w środku pojechała na parter. Zejście ze schodów trwało dosłownie chwilę, a
my byliśmy już na holu. O dziwo, ani Paris, ani ja nie byliśmy nawet odrobinkę
wyczerpani. Przeciwnie, mogliśmy nawet jeszcze powschodzić i poschodzić, ale
niestety nie było na to już czasu. Przed hotelem była już podstawiona taksówka,
którą mieliśmy pojechać na lotnisko i wylecieć z Londynu. Wsiedliśmy do niej i
pojechaliśmy na to lotnisko, droga przez zakorkowane miasto trwała 30 minut.
Gdy byliśmy już na miejscu Bill załatwił bilety na najbliższy samolot do L.A.,
który miał odlecieć za 5 minut. Na całe szczęście zdążyliśmy na czas. Scarlett
jak szalona gnała do tego samolotu, aż tak jej się śpieszyło do USA. Nie czułem
się dobrze, gdy widziałem na twarzy mojej ukochanej kobiety tyle smutku i
rozpaczy. Liczyłem na to, że zdążymy do szpitala.
**********
Będąc w samolocie, nie wiedziałam
mam robić. Ciągle w głowie miałam słowa cioci Mayi o pogarszającym się stanie
zdrowia Scarl. Cała się strzęsłam, ponieważ nie wiedziałam co się dzieje z małą
Scarlett. Nie wiedziałam, czy jest przytomna, czy żyję. Ona miała dopiero 5 lat
i nie zasłużyła na takie cierpienie. Przez cały lot Michael próbował mnie
rozśmieszyć, uśmiechałam się lekko, ale nie miałam ochoty śmiać się tylko
płakać. Wreszcie po 6 godzinach lotu, które ciągnęły się w wieczność
wylądowaliśmy na lotnisku w Los Angeles. Gdy tylko wyszłam z samolotu i
stanęłam na ziemi nie myślałam o niczym innym tylko o tym, aby jak najszybciej
znaleźć się przy łóżku Scarlett.
- Scarlett, pojadę z Tobą do tego
szpitala. – Zaproponował mój narzeczony.
- Dziękuję Michael.
- Paris nie może tam jechać, chcę
jej oszczędzić tego wszystkiego. – Powiedział i kazał zabrać Markowi i Billowi
swoją córeczkę do Neverland. Paris spała, taka daleka podróż zmęczyła ją. Michael
zamówił dla nas taksówkę i ruszyliśmy do szpitala Onkologicznego, w którym
leżała Scarlett. Droga zajęła niecałe 20 minut. Po wejściu do szpitala biegłam
najszybciej jak mogłam poschodach razem
z Mike’em, aby dostać się do Sali Scarlett.
Weszłam tam, ciocia Maya i Scarl uśmiechnęły się jak tylko nas zobaczyły.
- Scarlett. Michael – Zawołała dziewczynka.
Podeszłam do jej łóżka i pocałowałam ją w czoło.
- Witaj Słoneczko. Jak się
czujesz? – Spytałam.
- Nie dobrze. Czuję się słabo.
- Moja biedna ty. – Pogłaskałam ją
po głowie. Miała gorączkę.
- Dziękuje, że jesteś tu. –
Powiedziała po cichu.Moje oczy się
zaszkliły, jednak nie chciałam okazywać słabości przy Scarlett.
- Michael, ciocia mi mówiła, że
pomogłeś.
- Scarlett, dla ciebie ziemie bym
podniósł.
- Michael, dziękuje ci za
pieniążki dla mnie i za ten dzień w Neverland. – Powiedziała mała Scarl. Spojrzałam
na mojego narzeczonego, on też był bliski płaczu.
- Kochanie, te pieniądze były ci
potrzebne, a do Neverland przyjedziesz, kiedy będziesz już zdrowa.
- Jeżeli będę zdrowa.
- Będziesz, ja w to nadal wierzę. –
Scarlett lekko się uśmiechnęła.
- Ciociu, czy ja pójdę do
aniołków? – Zapytała smutnym głosemScarlett. Na te słowa w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie. Zamkniesz po prostu oczka i
będziesz spała jak Śpiąca Królewna.
- Ale tam będzie moja mamusia i
mój tatuś?
- Nie wiem słoneczko.
- Scarlett?
- Tak? – Usiadłam na taborecie,
który stał obok łóżka i chwyciłam dłoń małej.
- Muszę ci powiedzieć, że byłaś
moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. I kocham cię jak mamę, której nie poznałam.
– Mała powiedziała to ostatkami sił. Zamknęła swoje oczka. Na kardiomonitorze,
pojawiła się prosta linia, która oznaczała tylko jedno. Rączka małej wypadła z
mojej dłoni i opadła.
- Nie, Nie! Scarlett proszę nie
odchodź. – Zaczęłam dusić się łzami. Ciocia Maya wyszła z sali, cała w łzach.
Rozumiałam ją, w końcu była dla Scarlett tak jakby zastępczą matkąod kiedy trafiła do domu dziecka. Po
policzkach Michaela również spłynęły łzy. Nie mogłam być dłużej w tej Sali.
Wyszłam na korytarz, spostrzegłam przy ścianie ciocie. Podeszłam do niej i
przytuliłam się do niej. Ona pocałowała mnie w skroń i obydwie zaczęłyśmy
płakać. Ten dzień był jednym z najgorszym w moim życiu, ponieważ znów straciłam
kogoś bardzo bliskiego mojemu sercu.
Kilka dni później
Jednym z najgorszym sposobów na odejście z tego padołu
Pańskiego jest choroba. Może ona dotknąć każdego, nawet człowieka który za
wszelką cenę broni się przed wirusami i bakteriami. Lecz najgorsze jest, kiedy
jakieś świństwo dotyka dzieci, które mają całe życie przed sobą. A co
najważniejsze większość z nich traci swoje dzieciństwa, ponieważ muszą
przebywać 24h w szpitalu. Są pozbawione zabaw z innymi dziećmi, chodzenia do
zwykłej szkoły, czucia się jak zwykłe Amerykańskie dziecko. Takie życie ledwo
co znoszą dorośli. Nawet komuś, kto ma przysłowiowo kamień zamiast serca to i
pęka, gdy widzi się człowieka który cierpi przez raka. Czułam jakbym straciła
coś cennego po raz drugi. Śmierć małej Scarlett sprawiła, że w moim sercu
pojawiła się pustka. Z jednej strony myślałam, że dobrze, że odeszła bo
przynajmniej już nie cierpiała. Z drugiej strony żałowałam, że nie zdążyłam się
bardziej do niej zbliżyć. Powoli zaczęłam traktować ją jak własną córkę.
Chciałam dać jej dom, którego tak na prawdę nigdy nie miała. Życie w domu
dziecka to nie jest normalnie dzieciństwo dla każdego dziecka, wiem co mówiłam.
Kiedy mieszkałam tam, to każdego dnia, nawet kiedy byłam nastolatką marzyłam o
tym, aby pewnego dnia ktoś przyszedł i zabrał mnie do swojego domu. Czułam się
odrzucona, ponieważ myślałam, że nikt mnie nie chcę. Ale to, że Scarlett
przegrała swoją walkę o życie nie było najgorsze. Strasznie ciężko powstrzymać
mi było łzy, kiedy razem z ciocią Mayą odbierałyśmy ze szpitala rzeczy, które
należały do małej. Sam widok pustego łóżka, gdzie niegdyś leżała ona był
przytłaczający i sprawiał, że na moim ciele pojawiały się dreszcze. Do końca
liczyłam, że malutkiej uda się wygrać z tą przeklętą chorobą. Od czasu odejścia
jej, ubierałam się na czarno na znak żałoby. Ona nie była może kimś z rodziny,
ale byłam mocno z nią związana. Można by było powiedzieć, że miałam w wewnątrz
swoją własną żałobę. Czekał jeszcze mnie pogrzeb. Tak szczerze to nie miałam
najmniejszej choroby iść na jej pogrzeb, ale ja byłam jej to winna i musiałam
tam być, czy mi się chciało czy nie. Siedziałam na kanapie w salonie. W Neverland
po śmierci Scarlett panowała smutna atmosfera. Nawet Paris bardzo przeżywała
śmierć swojej przyjaciółki . Na komodzie pod telewizorem stało zdjęcie
Scarlett, jeszcze przed zdiagnozowaniem choroby, była na nim uśmiechnięta i
pełna życia, jak każde dziecko w jej wieku. Fotografia była oprawiona w czarną
ramkę z czarną wstążką. Wstałam z kanapy, podeszłam bliżej do telewizora i
wzięłam zdjęcie w rękę. Po chwili na szkle pojawiła się moja łza. Nagle
poczułam, że ktoś przytula się do mnie od tyłu. Kim kimś był oczywiście
Michael. Był już prawie gotowy do wyjścia z domu.
- Nie mogę uwierzyć, że nie zobaczę jej już nigdy.
- Ja też, ale Scarlett nie chciała by, żebyktoś płakał po niej.
- Mike, ona miała całe życie przed sobą.
- Przynajmniej już nie cierpi.
- Masz rację, dlaczego jej już z nami nie ma.
- Tak musiało być. Poprosiłem Emmę, aby też przyszła.
- Po co ona? – Spytałam.
- Żeby było ci lżej.
- Dziękuję jesteś kochany. – Michael puścił mnie ze swoich
objęć. Poszłam do sypialni, ponieważ musiałam się odświeżyć przed pogrzebem.
Nie mogłam wyjść z domu w potarganych włosach. Chociaż ze smutku nie chciało mi
się nawet ich ułożyć. Założyłam na siebie nowe ubrania, zrobiłam makijaż,
ułożyłam te piekielne włosy, zabrałam okulary słoneczne, aby nie było widać
moich łez i opuściłam sypialnie. Zeszłam po schodach, w holu czekali na mnie
Paris i Michael.
- Gotowa? – Spytał Mike.
- Gotowa. – Odpowiedziałam. Wyszliśmy z domu, przed którym
stała czarna toyota. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z rancha. Droga
zajęłam nam 2 kwadranse, na całe szczęście nie było żadnych korków i byliśmy
nawet przed czasem. Pod domem pogrzebowym była już ciocia Maya, dzieci z domu
dziecka, personel szpitala w którym malutka była leczona. Nie zabrakło mojej
siostrzyczki. Jednak nie była ona sama, obok niej stał pewien chłopak,
wyglądało na to, że moja siostra miała chłopaka, ale nie pochwaliła się tym
faktem przed nikim. Postanowiłam iść się z nią przywitać.
- Emma. – Powiedziałam i przytuliłam moją siostrę.
- Siostrzyczko, poznaj Federico, mojego chłopaka.
- Federico Blanco jestem. Miło mi cię poznać, Emma
opowiadała o tobie wspaniałe rzeczy.
- Scarlett – Podałam dłoń chłopkowi mojej siostry, którą on
pocałował. Lekko się do niego uśmiechnęłam, nie było mi od kilku dni w ogóle do
śmiechu. Michael, próbował kilka razy pocieszyć mnie twierdząc, że bez uśmiechu
na twarzy nie jestem sobą. Ale ja byłam jak ta listopadowa pogoda, pochmurna i
ponura. Weszliśmy do kościołach. Przy ołtarzu była biała, mała trumna z ciałem
Scarlett Ceremonia się dłużyła i dłużyła, to była godzina, ale dla mnie i tak
to było długo. Kilka razy musiała wyjść na zewnątrz, ponieważ nie wytrzymywałam
tych wszystkich emocji. W końcu gdy to się skończyło, przeszliśmy na cmentarz,
który był niedaleko. Tam z kolei było jeszcze gorzej. Stałam wtulona w bok
Michaela, i ze smutkiem patrzyłam na to wszystko. Czułam smutek i to wielki.
Nic od śmierci i pogrzebu bliskiej osoby nie mogło być gorsze.
Kilka godzin później
Stałam nad jej mogiłą. Do moich oczów cisnęło się milion łez.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że nigdy jej nie zapomnę. Spojrzałam w niebo, to może wydawać się dziwne,
ale wydawało mi się jakbym pomiędzy tymi czarnymi chmurami zapowiadającymi
deszcz widziała postać małej dziewczynki. Ona będzie żyć i mieszkać w moim
sercu na zawsze, nie będę jej widzieć, ani słyszeć, ale za to będę czuć jej
obecność. Poczułam spadające krople deszczu na moją głowę, niebo również
opłakiwało jej śmierć.
- Będziesz mnie bronić malutka. Obiecaj. – Westchnęłam.
Postawiłam na jej trumnie bukiecik białych róż oraz zdjęcie jej zdjęcie. Podszedł
do mnie Michael, przez chwilę nawet nie zauważyłam jego obecności.
- Scarlett, przeziębisz się od tego deszczu. Chodźmy. – Mój wybranek
losu zarzucił na moje ramiona swoją marynarkę.
- Dobrze. – Odeszłam od jej grobu, szłam u boku Michaela ku
wyjściu z cmentarza.
Przewidywałam to, że już nigdy nie poznam kogoś tak
wyjątkowego i wyróżniającego się z tłumu jak Scarlett. A nawet jeśli, to nie
będzie to samo. Nie zobaczę już nigdy tego uśmiechu, tych pięknych brązowych
oczu. W mojej głowie nasuwała się tylko jedna myśl - Nie mogę przecież rozpaczać,
każdy przecież kiedyś umrze. Ja też. Kiedyś spotkam jeszcze raz Scarlett Junior w niebie.
*********
I jak? Dajcie znać w komentarzach jak wam się podobało.
PS: Wiem, że pewnie większość z was chcę mnie w tym momencie
za to, że uśmierciłam małą Scarlett. Ale tak sobie napisałam w zeszycie, że
muszę ją uśmiercić, to było bardzo smutne. Nawet ja uroniłam łezkę, podczas
pisania. W końcu takie choroby u małych dzieci to najgorsze co może być.
Co do następnego rozdziału, nie wiem kiedy go napiszę. Powinnam coś wstawić w
okolicach 19 kwietnia.
Dobra, zaczęliśmy w stylu Adelle, ale oficjalnie mówię
wszystkim HEJ. Wstawiam wreszcie ten rozdział z którego jestem zadowolona 2/10.Ogólnie
nie wiem, kiedy wstawie następny rozdział. Nie mam weny, szczególnie jeśli
myślę o feriach, które mam dopiero w lutym. Kiedy u was zaczynają się ferie?
Dajcie mi odpowiedz w komentarzach. A teraz jak tradycja obyczajowa nakazuje
zapraszam was do przeczytania <3
**********
-Słucham?! – Wykrzyknąłem na cały pokój, był to dla
mnie nie mały szok.
- Jeżeli nie słyszysz to umyj sobie uszy! Masz w tej
chwili ruszyć tą królewską dupę w troki i przyjechać z stamtąd gdzie jesteś bo
dzieciaka ci porwali! - W jednej chwili moje serce stanęło w miejscu, byłem
bezradny. Caroline była człowiekiem, który wyrządził najwięcej krzywdy w moim całym
życiu. Moje serce stanęło na parę chwil pod wpływem tego wszystkiego.
Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny paraliż.
- Janet nie denerwuj się, bo w twoim błogosławionym
stanie złość nie jest wskazana.
- Michael zamknij się, jest XX wiek, żyję w
wolnym kraju i mogę robić to co chcę. Jestem w Neverland, masz 20 minut na
dojechanie, w innym wypadku przypadku będziesz zęby zbierać z podłogi.
Zrozumiał? – zagroziła mi moja siostra.
- Tak, zaraz będę na miejscu. - Odłożyłem telefon,
usiadłem na łóżko i rozpłakałem się jakbym stracił moją najważniejszą rzecz.
-
Michael, co jest? – Spytała zaniepokojona Scarlett.
- Miałaś od początku rację. Dlaczego ja Cię nie posłuchałem?
– Mówiłem zapłakany.
- Co się stało?
-
Caroline porwała moją Paris. Ona się ani trochę nie zmieniła. Jedziemy do
Neverland, muszę tam być jak najszybciej.
-
Mój drogi panie, nie będziesz w tym stanie kierować samochodem. Ja poprowadzę,
ok?
-
No dobrze – Ubraliśmy się w ekspresowym tempie i wyszedłem razem z Scarlett z
mojego mieszkania. Po paru sekundach byliśmy już koło samochodu, którym
odjechaliśmy z pod bloku. Dojazd do Neverland dłużył się, a ja myślałem, że nie
wytrzymam w tym aucie. Byliśmy na autostradzie, to była najszybsza droga na
moje rancho.
-
Scarlett, jedź szybciej!
-
Tutaj jest ograniczenie do 60, a ja jadę 85 na godzinę -
To jedz 100.
-
Oszalałeś?!
-
Nie, chcę być jak najszybciej w Neverland.
-
Uspokój się, niedługo będziemy na miejscu – Kwadrans później przejechaliśmy
przez złotą bramę mojej posiadłości. Chwilę później byliśmy już pod domem. Scarlett
zapomniała z tego całego zamieszania wyłączyć samochodu i zostawiła go
odpalonego. Razem z Michaelem wbiegliśmy w ekspresowym tempie do budynku. W
salonie czekała już na nas roztrzęsiona Janet.
- No wreszcie jesteście! – Krzyknęła Janet,
wstała z krzesła i podeszła do nas bliżej. Było już widać jej ciążowy brzuszek.
Byłem na 100% pewny, że dobrze zrobiła nie usuwając tej ciąży i będzie z niej
rewelacyjna matka. Dziecko to najcudowniejszy dar od Boga. Miałem tylko
nadzieje, że dziecko nie odziedziczy charakteru po matce, ponieważ ledwo wytrzymałem
z Janet, a z jej młodszą wersją bym zgłupiał na dobre.
-
Wybacz Janet, jechaliśmy tak szybko jak się dało.
-
To za długo.
-
Szybciej nie mogłam jechać.
-
Gdzie jest Paris? Jak to się stało? – Zadawałem masę pytań, takiego
zdenerwowania nie czułem nigdy. Nawet kiedy byłem dzieckiem i występowałem
przed tysiącami ludzi.
-
Nie wiem, Scarlett poprosiła bym zajęła się nią. Caroline miała ją przywieź o
20, ale nie pojawiła się. Michael czemu jesteś taki lekkomyślny i dałeś dziecko
tej debilce… - Moja siostra chwyciła się za brzuch, tak bardzo się bałem, że
przez mnie i moje problemy może stać się krzywda jej dziecku.
-
Janet wszystko dobrze?
-
Tak, zostaw mnie w spokoju i zajmij się sobą braciszku. To tylko mała trenuje
karate, za chwile mi przejdzie. – Zmartwiłem się, nie powinienem w tym stanie
jej denerwować.
-
Janet, martwię się o ciebie.
-
Nie masz o co. Michael ja już jestem dużą dziewczynką.
-
Tak, ale jesteś moją młodszą siostrzyczką i muszę cię mieć na oku.
-
Jak nie przestaniesz za chwile świrować, to dostaniesz od mnie kopa w dupę i wylecisz
przez zamknięte okno.
-
Janet, zrobię ci herbatkę. Uspokoisz się. – Zaproponowała moja narzeczona i
pognała do kuchni włączyć czajnik.
-
Ludzie przenajświętsi, czemu wy mnie macie za psychopatkę? Proszę bardzo jak
tak, to dzwońcie do Wariatkowa i niech mnie w kaftanie wywiozą. Może tam mnie
pokochają. – Do Jan nie można było nic powiedzieć, ponieważ wszystko uważała za
obelgę lecącą w jej stronę. Wiadomo kobiety w ciąży i ich huśtawki emocjonalne
są wskazane tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Nagle w moim salonie pojawiła
się grupka policjantów
- Dzień Dobry Panie Jackson! Ja nazywam się
Brown, będę starał się odnaleźć pańską córkę, musi pan tylko z nami
współpracować.
-
Oczywiście, chcę żeby ona wróciła do domu. – W moich oczach pojawiły się łzy,
jednak musiałem być twardy. Nie mogłem mazać się jak baba. Jakby to powiedział
Joseph, nie mogę być mięczakiem tylko facetem, który nie płacze z byle powodów.
-
Panie Jackson, kiedy pan ostatnio widział swoje dziecko? – Spytał policjant,
-
Wróciłem dopiero dzisiaj z trasy koncertowej. Paris widziałem ostatnio przed
moim wyjazdem.
-
Ostatni raz widziałam Paris, kiedy odwoziłam ją do szkoły. – Wtrąciła Scarlett
-
Będzie nam potrzebne zdjęcie aktualne dziecka. – Podbiegłem do meblościanki,
otworzyłem drewniane pudełeczko i wyjąłem z niego zdjęcie Paris. Przekazałem je
mundurowemu.
-
Proszę nie powiadamiać mediów, nie chciałbym niepotrzebnego zamieszania. –
Zażyczyłem sobie.
-
Oczywiście, zachowam pełną anonimowość i media nie dowiedzą się o tej sprawie.
-
Proszę pana, czy ma pan dzieci? – Spytałem.
-
Tak.
-
Co by pan zrobił gdyby pana dziecko zniknęło?
-
Na pewno zachowywał bym się jak pan. Nie wyobrażam sobie mojego domu bez tych
brzdąców.
-
Proszę niech ją pan najszybciej jak może znajdzie. Ona ma tylko 4 lata, jest
sama. Jej matka jest nieodpowiedzialną osobą.
-
Zrobię co w mojej mocy, żeby Paris się znalazła. Jeśli je znajdziemy to damy
panu od razu znak.
-
Dziękuje – powiedziałem i pożegnałem się z policjantem, który chwile później
opuścił mój dom.
-
Janet, miałam ci zrobić tą herbatę. – Scarlett poszła do kuchni. Po chwili
wróciła z filiżanką pełną gorącej cieczy.
-
Proszę. – Położyła filiżankę na stole obok mojej siostry.
-
Bierz mi to, dajcie mi coś mocniejszego, bo nie wytrzymam.
-
Janet! – Powiedziałem razem z Scarlett i spojrzeliśmy na moją siostrę jak na
osobę obłąkaną. W jej stanie nie wolno było brać leków, a co dopiero pić
alkoholu.
-
Dobrze się czujesz? Nie uderzyłaś się w głowę? – Pytałem.
-
Żartuje przecież, jesteście naiwni jak dzieci. – Janet zaczęła się bardzo
głośno śmiać.
-
haha, uśmiałem się po pachy. Nie śmieszne – Rzuciłem sarkastycznie.
-
Ależ wybacz królu najważniejszy, że cię uraziłam.
-
No nie wiem, nie wiem czy przyjmę przeprosiny – Zastanawiałem się.
-
Przyjmiesz, przyjmiesz, ja już o to zadbam. A jeżeli nie to dostaniesz w łeb.
Taka opcja ci pasuje? – Spytała Jan.
-
Tak, tak, ależ oczywiście Janet. – Odpowiedziałem jej.
-
Cieszę się bardzo – Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmawianiu o Paris i
Caroline. Nie dawałem po sobie tego poznać, ale bardzo cierpiałem z tego
powodu, że nie było przy mnie mojej córeczki. To jest strasznie uczucie dla
rodzica nie wiedzieć gdzie jest jego dziecko i co się z nim dzieje. Pamiętałem
doskonale kiedy moja była żona zostawiła malutką na ulicy i poszła gdzieś z
jakimś fagasem, całe szczęście, że wtedy była Scarlett, bo wtedy mógłbym
stracić na zawsze moją córeczkę. Była na zegarku godzina 1 w nocy.
-
Dobra moje kochane Aniołki, ja już będę uciekać.
-
Jedziesz do domu?
-
Nie, do klubu.
-
Oszalałaś? – Spytałem.
-
Wiesz nie byłam psychiatry dawno, więc
ciężko stwierdzić. Jadę do domu, o niczym innym tak nie marzę tylko o
moim łóżku
-
Jan, zostań może u nas na noc.
-
Mike nie chcę robić problemu tobie oraz Scarlett.
-
Ale nie robisz żadnego problemu. Nie za bezpiecznie jest jechać w nocy, a poza
tym jesteś w ciąży i powinnaś się oszczędzać.
-
I co z tego, że jestem w ciąży?
-
To, że nie powinnaś się przemęczać szczególnie teraz i lepiej, gdybyś została u
nas.
-
Wiesz, Michael ma trochę racji, lepiej zostań w Neverland. – Powiedziała
Scarlett
-
I ty jesteś po jego stronie. Jak tak możesz?
-
Nie jestem po żadnej stronie. Po prostu tak będzie lepiej.
-
Janet, proszę zostań. – Próbowałem ją przekonać.
-
Bracie mój rodzony, ciąża to nie choroba. Mam 21 lat, nie jestem już dzieckiem
i wiem co powinnam zrobić. – Janet opuściła salon i wyszła z domu. Razem z
Scarlett wybiegliśmy za nią. Ona była moją młodszą siostrą, a moim obowiązkiem
było się o nią troszczyć. Moja matka śmiała się z nas, kiedy byliśmy dziećmi i
mówiła Janet, że jak będę staruszkiem to nadal będę się troszczył o nią. I to
jest prawda.
-
Dobrze, już jedź jak musisz, ale zadzwoń jak dojedziesz do domu, żebym się o
Ciebie nie martwił.
-
Jak sobie tego życzysz. – Janet przytuliła się do mnie.
-
Tylko uważaj na siebie. – Szepnąłem po cichu.
-
Na razie braciszku i Scarlett, zadzwońcie jak Paris się znajdzie.
-
Jasne. – Janet wsiadła do samochodu i odpaliła go, po chwili jej auto zniknęło
nam z oczu. Weszliśmy ponownie do domu.
-
Idę pod prysznic. – Powiedziała Scarlett.
-
Ok. – Poszedłem do sypialni. Wszedłem pod kołdrę, cały czas martwiłem się o
małą. Coś czułem, że tej nocy nie będę spać spokojnie. Po około 20 minutach do
sypialni zawitała ponownie moja ukochana i również weszła pod ciepłą kołdrę i
położyła się na mojej klatce piersiowej.
-
Michael, nie bój się. Paris się na pewno niedługo znajdzie.
-
Mam nadzieje, życie bez z niej to jak życie bez muzyki. Boże, jestem najgorszym
ojcem bo pozwoliłem na to wszystko. – Po moim policzku popłynęła łza. Scarlett
dotknęła mojej twarzy.
-
Nie mów tak, jesteś najlepszym ojcem na świecie. To Caroline jest winna, nie
ty.
-
Naprawdę, ale czasu już nie cofnę.
-
I co z tego. Paris ma ojca, który naprawdę się stara. Wiesz, jak ja
potrzebowałam takiej miłości jaką ty dajesz jej, kiedy zginęli moi rodzice. Nikt
nie mógł mi jej dać. – Scarlett dała mi całusa w usta.
-
Dobranoc Michael.
-
Dobranoc Scarlett. – Cmoknąłem moją ukochaną w czoło. Po kilku minutach
Scarlett już spała, wyglądała jak anioł. Ja również chciałem się udać do mojej
krainy snów, ale nie mogłem zasnąć. Leżałem bezwładnie przez prawie 2 godziny. Lęk
o dziecko oraz mocny ból głowy nie dawał mi spokoju. Do moich bólów głowy w
dużej mierze przyczynił się wypadek na planie reklamy pepsi, kiedy to spaliła
się połowa moich włosów i doznałem poważnych oparzeń. Od tego czasu ten ból
pojawia się bardzo często. Nie mogłem już wytrzymać. Wstałem i podszedłem do
szafki mojego biurka, wyciągnąłem z niej silny lek przeciwbólowy nazywany
potocznie demerolem. Tylko to mogło przynieś ulgę. Rozsypałem kilka tabletek na
biurku było ich około 10, zabrałem je i popiłem łykiem wody. Spojrzałem na
zegarek, który stał na szafce nocnej obok łóżka, wskazówki pokazywały godzinę
4:30. Wróciłem pod kołdrę i po kilku sekundach spałem jak głaz. To nie był
najlepszy sposób na zaśnięcie, ale tylko faszerowanie się tym pomagało. Obudziłem
się o 13:15, kątem oka zobaczyłem Scarlett. Moja ukochana miała w dłoni bardzo
dobrze mi znane opakowanie, które zapomniałem schować z powrotem do szafki. Nad
nami wisiała kolejna awantura.
-
Co to jest? – Spytała.
-
Tabletki, tak strasznie mnie głowa bolała, a na dodatek nie mogłem zasnąć.
-
Ile tego wziąłeś? – Zapytała nerwowo.
-
Trochę.
-
Trochę, to znaczy ile?
-
Z 8 tabletek.
-
Widzę, że kłamiesz. Chcesz się uzależnić od tego świństwa?
-
Nie, ale to nic takiego Scarl.
-
Chcesz stać się ćpunem i szybko skończyć z sobą? – Zapytała oschle.
-
Nie ćpunem, tylko lekomanem, a to co innego.
-
Co ma piernik do wiatraka?
-
Nie panikuj już tak, to tylko kilka tabletek.
-
Tabletek?
-
Tak tabletek.
-
Raczej to trutka, bo tabletkami na ból głowy ciężko nazwać tą chemie.
-
Michael to, że Paris tu nie ma, to nie znaczy, że masz to łykać.
-
Nie wiesz, co to za uczucie, gdy twojego dziecka nie ma przy tobie. Nie możesz
zasnąć ze strachu, bo boisz się, że twoje dziecko nie wróci. Wiedziała byś co to prawdziwa miłość
rodzicielska, gdybyś miała swoje własne dzieci. A przepraszam mogłaś mieć
dziecko, ale je zabiłaś jak jakąś bakterię. – Po raz kolejny powiedziałem za
dużo i zraniłem osobę, którą tak strasznie kochałem. W jej oczach pojawiły się
pojedyncze łzy, nie powinien tego mówić.
-
Jesteś okropny, to nie prawda. Ja nie chciałam zabić swojego dziecka! Nie wiesz
jak dla mnie jest trudne życie z faktem, że mojego dziecka nie ma. Ty nie masz
do siebie wyrzutów sumienia, że mogłeś temu zapobiec. Nie obwiniasz się
codziennie za coś, co nie było twoją winą. Gdybym mogła tylko cofnąć czas to
dziecko było dziś przy mnie. Dlaczego tego nie możesz zrozumieć?!
-
Scarlett ja przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.
-
Za późno – Broniłem się jak mogłem, ale to nie pomogło. Scarl Wybiegła z
pokoju, zostałem sam bo zasłużyłem sobie na to. Ona chciała mi pomóc jak tylko
mogła, ale ja głupi nie umiałem docenić jej poświęcenia. Usiadłem na łóżku i
zakryłem moją twarz w swoich dłoniach. Zrobiło mi się smutno na myśl, że znowu
ją zraniłem. Zacząłem płakać, ciężko znosiłem to porwanie mojej córeczki.
Miałem tego wszystkiego dość. Po raz kolejny Caroline wykorzystała moją
naiwność, żeby coś osiągnąć. A na dodatek ta kłótnia z Scarlett sprawiła, że
czułem się jeszcze gorzej. Bez przerwy myślałem o tym wszystkim co mnie
spotkało. W mojej głowie rodziło się pytanie, czy gdybym był zwykłym obywatelem
Michaelem Jacksonem, to czy bym miał tyle problemów? Przyjeżdżając do domu
liczyłem na mile spędzony czas z moją rodziną, czyli ja, Scarl i Paris oraz
monopoly rozłożone na szklanym stole w salonie. Cały czas miałem w głowie
ciemne scenariusze, bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę mojego dziecka.
Gdyby tak się stało to moje życie straciło by sens.
**********
Czułam
się dosłownie jak akrobatka na linie w cyrku i myślałam, że za chwilę spadnę w
dół. Upadek by był niczym w porównaniu do słów Michaela, które mnie tak bardzo
bolały. To było takie same uczucie, jakbym dostała w twarz. Po raz kolejny
czułam się jak wyrzutek społeczeństwa i przegrana życia. Myślałam, że sprawa z
aborcją była załatwiona między nami. Nie spodziewałam się tego, że on jeszcze
kiedyś poruszy ten temat. Wybiegłam z sypialni, wzięłam kurtkę i pobiegłam do
mojego samochodu, nie chciałam ani chwili dłużej być w Neverland. Odpaliłam
auto i wyjechałam z Rancha, jedyną osobą, która mogła mi pomóc w sprawach
sercowych była ciocia Maya. To do niej zawsze szłam, gdy miałam jakiś problem.
Droga do niej nie zajęła mi dużo czasu, po 15 minutach byłam już przed drzwiami
jej `domu. Zapukałam i czekałam, aż ktoś mi otworzy drzwi. Po chwili przed
drzwiami pojawiła się ciocia Maya.
-
Ooo Scarlett, kochanie miło mi Cię widzieć.
-
Mi ciociu ciebie też.
-
Wejdź do środka, nie będziesz marznąć na dworze. – Przekroczyłam próg, zdjęłam
kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Poszłam do salonu.
-
Co cię sprowadza w moje skromne progi? – Spytała.
-
Proszę, pomóż mi. Musisz mi coś doradzić.
-
Chodzi o Ciebie i Michaela?
-
Tak, pokłóciliśmy się.
-
O co?
-
To nie ważne, nie mogę ci powiedzieć.
-
Scarl kochanie, mi możesz wszystko powiedzieć.
-
Ciociu, uwierz chciałabym, ale to jest zbyt trudne. – Tak naprawdę nigdy nie
powiedziałam cioci o tym, co się wydarzyło w domu dziecka i stwierdziłam, że
będzie lepiej jeśli prawdę będzie znać tylko Mike.
-
Rozumiem.
-
Nie wiem co mam teraz zrobić?
-
Najlepszym sposobem na rozwiązywanie konfliktów jest szczera rozmowa, która
powinnaś z nim przeprowadzić.
-
Cioci wiesz przecież jaki jest Michael. Ja go nie chcę zranić.
-
Nie zranisz go, bez rozmowy nie pogodzicie się i będziecie cierpieć obydwoje.
Scarlett to nie jest miły widok dla oka widzieć cię przygnębioną.
-
Ciociu, a co jeśli to nie poskutkuje?
-
Poskutkuje na pewno. Za bardzo go kochasz, żeby tak cierpieć. Jedź do niego i
porozmawiaj z nim.
-
I chyba tak zrobię.
-
To szybko, bo kto wie czy nie jest za późno.
-
Już się zabieram. Dziękuje ciociu ta rozmowa mi pomogła.
-
Proszę słoneczko – Ubrałam się w kurtkę, pożegnałam z ciocią i poszłam do
samochodu. Powrót do Neverland zajął mi tyle ile dojazd do domu kuzynki mojej matki.
Wbiegłam do domu.
-
Michael. – wołałam go, ale nigdzie go nie było. Czasem miałam wrażenie, że on
był kiedy nie był potrzebny, a nie było go wtedy, kiedy był potrzebny. Obeszłam
wszystkie pomieszczenia w domu, oprócz
naszej sypialni. Weszłam po cichu i zobaczyłam Michaela, który leżał bezwładnie
na łóżku i spał. Na ziemi leżały butelka po Whiskey i butelka po winie. On nie
powinien zatapiać swoich problemów w
alkoholu, on by mu nie zwrócił córeczki. Zabrałam jakiś koc i okryłam nim
mojego narzeczonego. Kiedy go nakrywałam do moich nozdrzy dotarł ostry zapach
alkoholu, myślałam, że zemdleje. Wyszłam z sypialni, poszłam do salonu.
Zabrałam koc i włączyłam telewizor, na jednym z kanałów leciał „Dirty Dancing”,
przypomniała mi się ta chwila kiedy to pierwszy raz oglądałam ten film wraz z
moją kochaną siostrzyczką. Nie widziałam się z nią od czasu, kiedy fani
Michaela gonili nas po centrum handlowym, przyrzekłam sobie wtedy, że nigdy nie
postawie już nogi w żadnym centrum handlowym. Muszę się w końcu przyzwyczaić do
ciągłego uciekania przed paparazzi i flashami, w końcu żadna dziennikarzyna nie
przepuści by zrobić zdjęcie lub przeprowadzić wywiad z dziewczyną Michaela
Jacksona. Jestem ciekawa jak on może to wszystko wytrzymywać. Zasnęłam na
kanapie, dopiero obudził mnie dźwięk dzwonka telefonu stacjonarnego
dobiegającego z sypialni. Szybkim krokiem udałam się do pokoju. Nie zauważyłam
nawet, że Michael się obudził. Podniosłam delikatnie słuchawkę.
-
Dzień Dobry, z tej strony komendant Brown, czy mogę rozmawiać z Panem
Jacksonem? – W moim małym serduszku obudziła się nadzieja na to, że znaleźli
malutką. Neverland był taki pusty, gdy nie było w nim żadnej małej duszy.
-
Pan Jackson, jest w tej chwili zajęty. Jestem jego narzeczoną, mogę mu
przekazać wszystko. Jak idą poszukiwana Paris?
-
Zatrzymano Panią Evans wraz z dzieckiem, na lotnisku w Londynie podczas
sprawdzania paszportów. Dokumenty były podrobione, a dziewczynka usiadła na
ziemi i zaczęła płakać oraz krzyczeć, że chcę do taty. – Byłam spokojna. Wiedziałam,
że malutkiej nie groziło już żadne niebezpieczeństwo.
-
Moje biedactwo. Kiedy ona wróci?
-
Dobrze by było, aby pan Jackson przyleciał do Londynu jak najszybciej. – To był
problem, Michael nie mógł lecieć po Paris. Jego stan mu na to nie pozwalał. Nie
mógł się nigdzie pokazać, będąc pod wpływem.
-
Paris się znalazła! – Wykrzyknęłam ze szczęścia. Michael na moje słowa
oprzytomniał?
-
Gdzie ona jest? – Spytał cicho.
-
W Londynie.
-
Jak ona się tam znalazła? Wszystko z nią w porządku? - Zadawał pełno pytań, nie
dziwiłam mu się, gdyby moje dziecko porwali to też bym się martwiła. Widać
było, że Paris była najważniejsza dla swojego ojca
-
Caroline przebrała ją za chłopca, dlatego nikt ich nie poznał.
-
Na pewno się bała. Taki ktoś jak ona, nie powinna być matką. – Bełkotał pod
nosem, wstał z łóżka i podszedł do szafy. Wyjął z niej walizkę i zaczął pakować
w nie swoje ubrania.
-
Masz zamiar się gdzieś wybrać? – Spytałam stanowczo, niczym jak matka syna.
-
Lecę po moje dziecko.
-
Michael piłeś, a to nie jest najlepszy pomysł.
-
Cicho, muszę lecieć do Londynu, przecież ona jest tam sama jak palec.
- Dlaczego? – Byłam zdziwiona, ponieważ zawsze
gdy Michael chciał się wybrać, a wymagało to przelotu na inny kontynent to
latał zwykle swoim prywatnym samolotem, nie było to dla niego jakimś wielkim
problemem.
-
To będzie krócej trwało, a poza tym, nie chcę robić zamieszania. Moi fani mogli
by się zgromadzić, a wtedy nie było by za ciekawie.
-
Też muszę się przebrać?
-
Wolałbym, żebyś też miała jakiś kamuflaż na sobie. - Michael skończył się
przebierać, założył na siebie zwykły t-shirt, spodnie Jeansowe, trampki,
okulary przeciwsłoneczne oraz czarną fedorę. Cały efekt dopełniały sztuczne
wąsy i zęby. Wyglądał jak normalny człowiek, chociaż w jego przypadku ciężko
było użyć słowa normalny. Musiałam się na początek spakować. Zabrałam małą
walizkę, bo wiedziałam, że nie wyjeżdżamy na długo. Wpakowałam do niej prawie
wszystkie moje ubrania. W szafie znalazłam jakąś czarną perukę, była własnością
Brooke, ale ja stwierdziłam, że skoro ona i Michael nie są już razem to pożyczę sobie ją na 5 minut.
Poszłam do łazienki i ubrałam ją. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, nie
podobało mi się, ponieważ czarny kolor moich włosów nie pasował do mnie i mojej
osobowości. Poprawiłam makijaż, włożyłam
na siebie czarną obcisłą sukienkę dosięgającą mi do kolan, okulary
przeciwsłoneczne oraz wielki kapelusz. Wyszłam do sypialni, Michael nie mógł
mnie poznać.
-
Przepraszam, my się znamy? – Spytał zaniepokojony, na jego miejscu też bym się
speszyła, gdyby jakaś kobieta ubrana w iście żałobnym stylu chodziła mi po
sypialni.
-
Od urodzenia. – Odpowiedziałam i zdjęłam moje okulary.
-
Scarlett świetne przebranie.
-
A ty już myślałeś, że jakaś twoja psychofanka wlazła do sypialni.
-
Wybacz, wyglądasz niesamowicie jako szatynka. – Michael objął mnie w pasie. Czułam
się bosko w jego ramionach.
-
Nie podoba mi się ten kolor.
-
Przestań, wyglądasz obłędnie, ten kolor pasuję ci do twoich pięknych oczu.
-
Dziękuje. – Wbił się w moje usta.
Odwzajemniałam pocałunki od niego. Ta chwila była magiczna, znów miałam przy
sobie mojego narzeczonego.
-
Dosyć, jak będziemy się tyle całować, to nie zdążymy na samolot i Paris będzie
musiała sama zostać w Londynie.
-
Faktycznie, chodźmy już. Musimy powiedzieć Bill’owi o naszych planach. –
Zeszliśmy schodami na parter. Mężczyzna siedział w salonie na kanapie, jakby za
kimś czekał.
-
Dzwonił do ciebie komisarz Brown? – Spytałam szefa ochrony. Skierował wzrok na
nas, gdy nasze przebrania zdziwił się i to bardzo.
-
Tak, Paris się znalazła. Niezłe przebrania, wybieracie się gdzieś?
-
Bill, lecimy samolotem pasażerskim do Londynu – Wtrącił Michael
-
Jasne, już dzwonię do Marka i powiem, że leci z nami.
-
Chcę sam tam lecieć, to moje dziecko tam jest i ja osobiście je odbiorę.
-
Mike wybacz, ale nie możesz lecieć sam, to zbyt niebezpieczne. Co będzie jeśli
ktoś w tym samolocie was rozpozna?
-
Nic się nie stanie złego, nazywam się przecież Michael Jackson. Nie ma dla mnie
rzeczy niemożliwej.
-
Michael, zgadzam się z Billem. Nie możemy lecieć sam, co jeśli twoi fani się na
ciebie rzucą?
-
No może macie rację.
-
Michael, ja razem z Markiem polecę w wami, na wszelki wypadek. Środki
bezpieczeństwa muszą być zachowane.
-
No dobrze niech już będzie. – Ochroniarze Michaela zanieśli nasze bagaże do
samochodu. Trzy kwadranse później wyjechaliśmy z Neverland w stronę lotniska na
którym byliśmy w ciągu 25 minut. Mark dość szybko załatwił bilet na najbliższy
lot do Londynu, który startował za półtora godziny. Ochroniarze zdążyli jechać
jeszcze po swoje bagaże zostawiając nas
samych. Na całe szczęście nikt z tłumu znajdującego się na lotnisku nie zwrócił
na nas szczególnej uwagi, tak się tego bałam. Nie miałam ochoty na
spektakularną ucieczkę, gdyż przypominała mi sytuacja podczas zakupów z Emmą,
to nie było za miłe wspomnienie. Wreszcie weszliśmy do maszyny, zdziwiłam się,
ponieważ Michael gdy zawsze gdzieś leciał to zaznaczał, że samolot musi być
oświetlony. Te wymagania dzisiejszych gwiazd. Zajęliśmy swoje miejsca, Michael
siedział koło okna, a ja tuż obok niego. Cały czas byłam zestresowana, ponieważ
bałam się strasznie, że ktoś może rozpoznać mnie lub co gorsza Michaela. Na
całe szczęście lecieli z nami Bill i Mark i w razie gdyby nas rozpoznano to oni
by nas ochronili To by raczej nie skończyło się dobrze. Zawsze można przecież
zorganizować dzień dobroci dla zwierząt, ale to i tak by za dużo nie pomogło.
Jego fanki rozszarpały mnie by na strzępy. Michael spał sobie w najlepsze, nie
martwiąc się niczym. Te 6 godzin minęło dość szybko, nie zmrużyłam ani razu
oka, patrzyłam na zachowania ludzi na pokładzie, były zwyczajne. Dla nich nie
byliśmy nikim ważnym, po prostu byliśmy zwykłą, normalną parą, która leciała
sobie do Londynu. Gdy już lądowaliśmy przyszła pora na to, aby obudzić
Michaela. Spał jak mały aniołek i było mi szkoda go budzić.
-
Wstajemy! – szturchnęłam go w ramie. Michael otworzył swoje oczka i spojrzał na
mnie.
-
Michael… - Mike zrobił na mnie wielkie oczy, najwyraźniej nie chciał, bym
używała jego prawdziwego imienia. Musiałam coś wymyślić. Chciałam mu powiedzieć
o tym, że jesteśmy już w Londynie.
-
To znaczy James, jesteśmy już w Londynie – Musiałam coś na poczekaniu wymyślić,
Michael mi się kojarzył z Jamesem Bondem, więc dostał jego imię.
-
A jeszcze chciałem trochę chciałem pospać. – Michael powiedział niskim męskim
głosem, popatrzyłam na niego jak nie z tej ziemi, ponieważ zwykle mówił tym
swoim cichutkim głosikiem, który był taki słodki. Wylądowaliśmy na płycie
lotniska, zajęło kilka minut nim wyszliśmy z samolotu. Było strasznie ciemno.
Szybko znaleźliśmy Billa i Marka, którzy lecieli wraz z nami w samolocie, na
wszelki wypadek.
-
Gdzie jest moja córka? – Dopytywał Michael, nie mógł już się doczekać spotkania
po tylu miesiącach ze swoim dzieckiem.
-
Jest 3 w nocy, Paris jest w pogotowiu opiekuńczym, a tam jej nic nie zagraża.
-
Gdzie jest?! – Mój narzeczony się zdenerwował.
-
Michael, jedźmy do hotelu prześpicie się i jutro na rano ją odbierzemy.
-
Bill, ja chcę moje dziecko przytulić. Tak za nią tęskniłem jak byłem w trasie,
a teraz nie mogę po nią jechać.
-
Jutro ją zobaczysz, jest 3 w nocy, teraz jest za późno. – Odezwałam się.
-
Scarlett, ja chcę jechać do niej, a co ja ona teraz płacze, że nie ma mnie przy
niej?
-
Mała ma zapewnioną świetną opiekę i nic jej nie grozi. Jedźmy do hotelu
odświeżysz się, prześpisz się, a jak tylko się obudzisz to wpakujemy się w
jakąś taksówkę i jedziemy z nią. Nie martw się, Caroline nie zabierze ci jej po
raz drugi. – Uspokajałam go. Wreszcie zgodził się pojechać do hotelu, tak samo
jak ja potrzebował odpoczynku. Wsiedliśmy do auta, które wypożyczył Mark i
pojechaliśmy do hotelu, po godzinie znaleźliśmy się na miejscu. Pierwszy raz w
towarzystwie Michaela miałam okazję wejść głównym wejściem. Nikt nie skandował
imienia mojego narzeczonego i nikt nie robił nam zdjęć. Odrobina normalności
jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Bill zakwaterował nas i mogliśmy się udać do
naszego pokoju. Boy’e hotelowi zajęli się naszymi bagażami. Pojechaliśmy windą
na 8 piętro, bo tam właśnie znajdował się nasz pokój. Weszliśmy do środka,
pomieszczenie było piękne, a widok na rozświetlony od świateł Londyn był
jeszcze piękniejszy. Po cichu liczyłam, że zostaniemy w stolicy Anglii na kilka
dni.