Witam was tą późną jakże porą. Chciałabym powiedzieć na wstępie,że w dniu dzisiejszym podjęłam decyzję o tym,że miniaturkę o Isie i Michaelu wstawię 19 czerwca, czyli dokładnie za miesiąc. Ostatnio nie miałam strasznie weny na pisanie, nic nie składało mi się w coś sensownego. Ah wreszcie nastała ciepła wiosna, a ja się rozchorowałam. Stwierdziłam,że trzeba być wielkim chodzącym pechem,żeby przy 25 stopniach coś złapać. Ale takie przygody to tylko ze mną. xD
Zapraszam do przeczytania rozdziału.
************
Czas szybko mija i my musimy cieszyć się każdą chwilą, bo może być ich za dużo, lub niestety za
mało. Nastał 29 sierpnia, dzień szczególny. Dziś mój kochany pan Jackson kończy 29 lat, ale i tak mam wrażenie,że jestem w związku z kilkuletnim dzieckiem. Już Paris się czasem lepiej zachowuje niż jej ojciec. Mówi się przecież,że chłopcy rozwijają się do 5 roku życia,a potem już tylko rosną. Michael jest idealnym przykładem dziecka w ciele dorosłego. Na dziś mieliśmy zaplanowany wylot do Tokio, akurat ten dzień jakby nie było innego. Przecież my z Janet wymyśliłyśmy niespodziankę urodzinową dla Mike'a, a przy wyjeździe to mogłyśmy tylko strzelić sobie w kolano. Zdawałam sobie sprawę z tego iż Michael kilka miesięcy temu wystąpił z sekty świadków Jehowy w których wierzę się wychowywał i nigdy nie obchodził swoich urodzin, ani świąt Bożego Narodzenia, ale przyszła już pora na to, aby te zwyczaje zmienić. Siedziałam w salonie popijając kasę z kubka i wpatrując się w telewizor wiszący na ścianie. Musieliśmy już niedługo być na lotnisku, ponieważ czekał na nas lot samolotem.
-Zgadnij kto to? - Czyjeś ręce zasłoniły mi oczy uniemożliwiając oglądanie pudła na ścianie. Wiedziałam już kto to, ten głos zgadłam bym nawet na na końcu świata.
- Prezydent Regan? - Powiedziałam dla śmiechu.
- Nie. - Zabrałam dłonie, wstałam z kanapy i wtopiłam się w usta mojego chłopaka, który się tego nie spodziewał.
- A to za co? - Zapytał.
- Za to że jesteś. - On przejął kontrolę nad pocałunkami, które poszły na moją szyję, kochałam gdy to robił.
- Gdzie jest Paris? - Michael szukał wzrokiem swojego dziecka.
- Jest w swoim pokoju.
- To ja tam do niej pójdę. - Michael kierował się już na małe królestwo księżniczki, ja musiałam go powstrzymać.
- Mike nie idź do niej.
- Dlaczego?
- Ponieważ ona prosiła żebyś nie wchodził jej do pokoju.
- Wy coś planujecie? - Mój chłopak powiedział zastanawiając się.
- Nie, skądże. - Udawałam że wszystko jest ok.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Jak nie ma na kogo zrzucić winy to wszystko wina Scarlett. Mądre. -Powiedziałam.
- Nie prawda. -Powiedział. Paris w końcu wyszła z pokoiku miała coś w łapkach, ale zasłaniała to swoimi małymi rączkami.
- Co tam masz? - Michael uklęknął koło dziecka.
- Wszystkiego najlepszego Tatusiu, a ja mam tu obrazek dla ciebie. - Dała mu w dłonie kartkę papieru.
- Dziękuję kotku. - Michael cmoknął Paris w usta.
- To ty, to Scarlett, to ja i Neverland. - Paris pokazywała paluszkiem wszystko dokładnie na rysunku. Podeszłam do okna, zauważyłam że na teren Neverland przyjechało jakieś obce auto, miałam wrażenie że gdzieś jej już widziałam. Z auta wysiadła Caroline, już wszystko rozumiałam tylko co ona tutaj robiła? Zapukała do drzwi, pani Lena otworzyła je jej. Paris od razu poleciała przywitać się z swoją matką.
- Co ona tu robi? - Powiedziałam z zaciśniętymi zębami do Michaela. Od pierwszego spotkania nie polubiłam się z Caroline. Cóż w tym było dziwnego? Dokładniej to nic.
- Paris pojedziesz do mamy na weekend? - Zapytała była żona Michaela małej. Ten pomysł był bardzo zły i nie wróżył niczego dobrego.
- Nie. - Mała nie chciała nigdzie iść, chociaż ja a jej miejscu też bym się bała kobiety przez którą raz prawie się zgubiłam w wielkim mieście.
- Proszę kochanie. - Powiedziała ex Michaela do córki.
- Nie. - Ona była uparta jak osioł tak samo jak jej ojciec. Mike próbował wszystko jej wytłumaczyć.
- Paris kochanie, pojedziesz na weekend do mamy bo mnie i Scarlett nie będzie w domku, a z mamusią się będziesz fajnie bawić ona ma tam.dla ciebie różowy pokój, może nie taki jak tu, ale też fajny. Ja będę dzwonił do Ciebie,a ty powiesz jak było. Dobrze?
- Tak tatusiu. -Paris się uśmiechnęła, Michael był dobrym ojcem i to był kolejny dowód,umiał na wszytko przekonać swoją księżniczkę. Michael przyniósł walizki Paris i przytulił się do niej.
- Mała tylko powiedz wszystko tacie jak było.
-A przywieziesz mi coś z Japonii?
- Tak kotku. - Uśmiechnął się do niej. Aż ciężko było mi patrzeć jak się rozstają choćby na te kilka dni.
- No dalej za chwilę muszę jechać, z Paris może jechać do Kina, a potem do solarium. - Ona była nie normalna jak można z małym dzieckiem. Przecież Paris nie powinna się opalać w solarium,szkodliwe promienie UV mogły by zaszkodzić jej.
- Po moim trupie.Ona nie będzie się opalać. - Michael był przeciwny, liczyłam nawet na to że nie pozwoli na zabranie Paris przez Caroline. Jak dla mnie to mała mogła lecieć z nami do Tokio.
- Ja będę się opalać, mała będzie za mną grzecznie czekać. - moje obawy o dziecko lekko się uspokoiły jednak faktem sądziłam że nie powinna spędzać czasu z matką. To mogło wpłynąć źle na nią.
- Tylko nie świrujcie. - Powiedział Michael. Paris przytuliła się do mnie.
- Scarlett?
- Tak?
- Poproście bociana o siostrzyczkę dla mnie. - Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać na słowa małej. Widać,że nudziła się w Neverland. Niedługo miała iść do szkoły, wiec na pewno to by się zmieniło. Lecz dziwi mnie jedno? Ona jest przecież oczkiem w główce Michaela, a jeśli na świat przyszło by jej rodzeństwo to mogła by się czuć odrzucona przez ojca. Każdy na jej miejscu wolał by pozostać raczej jedynakiem, przy takiej gwieździe jaką jest Mike.
- Wiesz on jest teraz bardzo zajęty.
- A kiedy będzie miał czas dla was?
- Nie wiem.
- Tatuś mówi,że jeśli ktoś nie ma czasu, to oznaka,że lubi kogoś i go unika.
- Nie słuchaj taty.
- Tatuś ma zawsze rację. Będę za Tobą tęsknić.
- Ja za Tobą też. - Paris przytuliła się do mnie jeszcze mocniej.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - Poczułam jak w moich oczach nazbierało się stado łez.
- Papa Scarlett.
- Papa Księżniczko.- Na mojej twarzy powstał sztuczny uśmiech.Michael jeszcze raz pożegnał się z córką po czym patrzył smutno w okno jak Caroline odjeżdża swoim autem i małą w środku. Na mojej twarzy pojawiła się pierwsza łza, którą dostrzegł Mike.
- Co się dzieję?- Zapytał mnie swoim łagodnym głosem.
- Nic. - Pobiegłam na górę do sypialni, położyłam się na łóżku i wybuchłam płaczem jak małe dziecko. Czułam jakby przez moje ciało przebijało się 1000 ostrz, które wszystko niszczyły. Gdy Paris powiedziała,że mnie kocha w moim sercu oraz głowie powstała wizja w której moje dziecko mówi tak do mnie każdego dnia. Złe wspomnienia wróciły do mnie. Tylko,że z tym razem ze dwojoną siłą.Byłam winna. Michael przyszedł do sypialni i położył się obok mnie.
- Jednak coś się dzieję. - Nie chciałam z nim rozmawiać, nie miałam na to siły, nie chciałam kolejnej kłótni.
- Scarlett, rozmawiaj ze mną.
- Ja chcę mieć dziecko.- Powiedziałam szeptem.
- Co? Powtórz, bo nie wyraźnie cię słychać.
- Mówię,że chciałabym zostać matką.
- Przecież jesteś matką dla Paris.
- Nie jestem jej biologiczną matką. - Mój ukochany ocierał mi łzy, którymi się zalałam.
- I co to zmienia?
- To,że chcę wiedzieć jakie to uczucie nosić dziecko pod swoim sercem przez 9 miesięcy.
- Urodzisz kiedyś moje dziecko. - Michael pocieszał mnie jak tylko mógł.
- Kiedyś. - Powiedziałam niezadowolona.
- Jak będziesz tylko gotowa, teraz nie jest za dobry czas na powiększanie rodziny.
- To jak będziemy starymi dziadkami?
- Nie, po prostu czas wybierze ten dzień, gdy zostaniemy najlepszymi rodzicami na świecie. Chodź nie możesz tu tak siedzieć. - Michael wziął mnie za rękę i zaprowadził do dużego pokoju.Zostały nam jeszcze 3 godziny, do wyjazdu na lotnisko więc ten czas zmarnowaliśmy grając w monopoly.
Bill przyniósł nasze walizki, spakowaliśmy się 2 dni przed wylotem, specjalnie by niczego nie zapomnieć. Po chwili wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta w ciągu 45 minut byliśmy już na lotnisku, powitali nas fani Michaela i dziennikarze, którzy się zgromadzili.
- I co teraz? - Zapytałam zaniepokojona obecnością tylu ludzi.
- Rób to co ja. - Michael podał mi nie okulary przeciwsłoneczne.założyłam je po czym chwyciłam dłoń mojego chłopaka i wysiadłam z auta. Bill i inni ochroniarze stanęli, tak aby izolować fanów, którzy wiwatowali i cieszyli się na mój widok.
- Czy prawdą jest to że bierzecie ślub w tym roku?
- Jesteście zaręczeni?
- Jak to się zaczęło?
- Dogadujesz się z córką Jacksona? -Pytali dziennikarze Michaela, widziałam że takie pytanie zdecydowanie denerwują go.
- Nie będę na razie odpowiadał na tego typu pytania. - Przedarliśmy się przez tłum i znaleźliśmy się w budynku. Oddaliśmy bagaże i popędziliśmy na podkład samolotu.Od początku dnia bolała mnie głowa żadne proszki mi nie pomogły. Wsiedliśmy do samolotu. Ułożyłam głowę na ramieniu Michaela, Frank był już od kilku dni w Tokio i czekał na Michaela.Musieli w końcu pozałatwiać biznesowe sprawy.
- Mam wyrzuty sumienia. - Powiedziałam.
- Dlaczego? - Zdziwił się Mike.
- Nie powinnyśmy jej zostawiać z Caroline.
- Ona powinna z nią przebywać.
- Smutno będzie bez niej na wyspach.
-A ja Cię nie rozśmieszam?
- Ty mnie rozśmieszasz jak nikt inny. -Pocałowałam Michaela. Nasza podróż minęła nam bardzo szybko, oglądałam kolorowe pisma, podziwiałam widoki przez okno. Wylądowaliśmy na lotnisku w Japonii gdzie również powitali nas fani Michaela, wydawało mi się że gdziekolwiek by Michael nie przyjechał to tam zawsze się znajdzie jakiś jego fan. Na lotnisku odebraliśmy walizki z ubraniami naszymi.
- Scarlett, ja muszę jechać od razu do franka na spotkanie.
-Myślałam że pojedziesz ze mną najpierw do hotelu? - Nie podobał mi się ten pomysł z spotkaniem, było już grubo po 20, nikomu nie zaszkodziło by jakby zostało przyłożone na jutrzejszy dzień.
- Frank już tam za mną czeka, a sprawa jest o trasę. - Nie chciałam żeby jechał, zauważyłam że był zmęczony, potrzebował odpoczynku.
- No dobrze. - Michael pocałował mnie na pożegnanie, pocałunek był długi i namiętny, nie miałam ochoty rozstawać się z nim. Znając nawet ten fakt że powinien wrócić.
- No dalej, dość tego lizania. - Powiedział Bill.
- Chwilę. - Odezwał się Mike.
- Za chwilę to ty się spóźnisz, a DiLeo Cię znów opieprzy.
- On też był kiedyś piękny i młody, więc zrozumie. Prawda Scarlett? - Przytaknęłam głową.
- Zmykam, pa. - Powiedziałam do Michaela, musnęłam jeszcze raz jego usta i poszłam do jednego z ochroniarzy z którym miałam udać się do hotelu w centrum miasta. Oddaliłam się z mężczyzną i tylnym wejściem opuściliśmy lotnisko. Wsiadłam do auta i przejazd do hotelu zajął nam kilkanaście minut, podobnie jak na lotnisku to do hotelu dostałam się przez tylne wejście dla pracowników. Zabrałam klucze i dostałam się do pokoju. Od rana bolała mnie bardzo głowa i żadne proszki na ból nie pomogły mi. Po wejściu do apartamentu nie podziwiałam wystroju tylko od razu udałam się do sypialni i położyłam się na wielkim dwuosobowym łóżku. Do mojego bólu głowy dołączyło silne kłucie w podbrzuszu, coś podobnego do bólu podczas miesiączki, ale z mocniejszą podwojoną siłą. Z bólu ułożyłam się w kłębek, miałam przy sobie tylko telefon. Natychmiast wybrałam numer do mojego chłopaka i zadzwoniłam tylko on mógł mi pomóc. Po chwili oczekiwania usłyszałam pocztę Michaela.
- Michael, proszę. - Nie odbierał telefonu, dzwoniłam już po raz kolejny, był na spotkaniu na pewno i miał wyciszony dźwięk w telefonie. Skoro nie mogłam się dodzwonić to postanowiłam wysłać do niego sms.
"Michael wiem, że teraz robisz coś innego i ważniejszego, ale przyjedź bo umieram z bólu!"
Ten sms mógł mnie w tamtym momencie uratować.
*********
Japonia była krajem w którym byłem już kilka razy.pierwszy raz była przy mnie kobieta w podróży do Tokio. Pewnego dnia w 1986 roku chciałem zabrać moją byłą partnerkę Brooke właśnie do Tokio
aby zobaczyła jakie to cudowne miejsce. Jednak w dzień wyjazdu powiedziała mi, że ma masę innych rzeczy do robienia i nie pojechaliśmy. Byłem wtedy rozczarowany jak nigdy, ona nie potrafiła dotrzymać danego słowa. Wydawało mi się że Scarl jest zupełną jej odwrotnością. Scarlett nie maluje się bardzo mocno, a Brooke zwykle rano siedziała godzinę przed lustrem w łazience i nakładać na swoją twarz tonę makijażu. Scarlett nie zwraca uwagi na to w co się ubiera, jakby nawet chciała to by mogła chodzić w worku po ziemniakach, a Brooke nie mogła z domu wyjść gdy nie była dobrze ubrana.Była godzina 19. Siedziałem razem w biurze wielkiego przedsiębiorstwa razem z Frankiem i omawialiśmy z ich przedstawicielem przebieg Bad tour w Japonii. Miałem wrażenie,że ze Scarlett dzieje się teraz coś złego, a mnie przy niej nie ma. Czułem wibracje spodniach spowodowane przez telefon, ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Nie mogłem tak po prostu odebrać i porozmawiać, to było nie możliwe. Wibracje w końcu ucichły. Jednak po chwili włączył się dźwięk smsa,który własnie do mnie przyszedł.
- Michael ścisz ten telefon. - Powiedział Frankie.
- Mogę zobaczyć chociaż co się stało?
- Tak, ale szybko. - Wyjąłem telefon pierwsze co zobaczyłem to była od niej wiadomość. "Michael wiem, że teraz robisz coś innego i ważniejszego, ale przyjedź bo umieram z bólu!". Zamarłem ze strachu widząc tego smsa, widziałem że z Scarlett od rana jest coś nie wyglądała za dobrze, ale myślałem że to jej przejdzie. Jednak nie przeszło. Ona gdzieś w jakimś hotelu wiję się z bólu, a ja tu siedzie na tym spotkaniu w biurze jak jakiś głupek. Teraz nie liczyła się trasa koncertowa płyta, ani nic związanego z karierą tylko życie i zdrowie szczególnie Scarlett.
- Frank mogę cię na słówko? - Zapytałem menadżera.
- Nie teraz Michael.
- Ale to jest ważne. Proszę.
- No dobrze. - Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju. DiLeo nie podobało się to.
- Co się dzieję,że musieliśmy przerwać spotkanie?
- Muszę natychmiast jechać do hotelu, dostałem wiadomość,że Scarlett źle się czuję.
- I chcesz teraz to rzucić człowieku?! Na pewno nic jej nie jest, to spotkanie jest bardzo ważne!- zaczął się wydzierać na mnie, było mi strasznie głupio.
- Nie chcę jej mieć na sumieniu.
- Nie będziesz miał.
- Frank zrozum jest coś ważniejszego niż kariera. Bill jedziemy - Wyminąłem go, Bill pokręcił głową pokazując w ten sposób swoje niezadowolenie. Wiedziałem,że Frankowi wiele zawdzięczam, ale zdałem sobie sprawę,że nie powinienem go w taki sposób traktować, ale to była wyjątkowa sytuacja.
- I co ja mam powiedzieć?! - Krzyknął.
- Nie interesuje mnie to, wymyśl coś od czegoś przecież jesteś! - Krzyknąłem do menadżera. Natychmiast z Billem pognałem do auta. Szybko odjechaliśmy spod firmy, liczyła się każda sekunda musiałem być jak najszybciej przy niej. Po około 20 minutach byłem w hotelu, w windzie którą jechałem do góry modliłem się w duchu, aby ze Scarlett było wszystko dobrze. Na przeszkodzie stanęły mi tylko drzwi, dłoń mi się tak trzęsła,że nie mogłem kluczem ich otworzyć. Bill musiał mi pomóc, inaczej bym ześwirował chyba. Wbiegłem do pomieszczenia w poszukiwaniu Scarlett, znalazłem ją w sypialni. Była tak blada jak trup, leżała zwinięta w kłębek, trzymając się za brzuch. Wziąłem ją w swoje ramiona.
- O mój Boże, Scarlett powiedz coś do mnie. - Głaskałem dłonią jej gładki policzek.
- Przyjechałeś. - Mówiła do mnie szeptem, całując moją dłoń.
- Już wzywam lekarza.
- Nie Michael, nic mi nie jest poważnego.- Chwytała się za brzuch.
- Martwię się o ciebie.
- Nie musisz, wzięłam tabletki i wszystko będzie dobrze, muszę się tylko przespać.
- Dobrze, później pójdziemy się gdzieś przejść, musisz odpocząć. - Wyszła z moich objęć i nakryła się kołdrą. - Wyszedłem z pomieszczenia, zamykając drzwi,aby mogła odpocząć. Nie miałem co ze sobą zrobić, nagle do głowy wpadł m pewien pomysł. Wyszedłem z pokoju i udałem się pod drzwi Billa. Zapukałem i po chwili otworzył mi mój ochroniarz.
- Tak Michael?
- Jedź ze mną do jubilera.
- Mike jutro.Przecież jubilery w całym mieście są zamknięte.
- Nie to się liczy dzisiaj. Jeden telefon zmienia wszystko.
- Dobra, ale już nie truj. - Czekałem jeszcze chwilę zanim Bill się ubrał i w końcu wyszliśmy z hotelu. Obydwoje przebraliśmy się, aby trudniej nas było rozpoznać. Gdy dotarliśmy już do sklepu, pierwsze co zrobiłem to podbiegłem do wystawy pierścionków. Poprosiłem sprzedawce o jeden z najdroższych jakie tylko były. Kupiłem złoty pierścionek na środku z 17 karatowym diamentem, wiem nie były to tanie rzeczy, ale chciałem żeby Scarlett spodobał się prezent. Zapłaciłem za niego niezłą sumkę, ale było warto. Wróciłem do pokoju, o dziwo zastałem Scarlett na kanapie, owiniętą w koc i popijającą coś gorącego z kubka. Wyglądała jakby czekała za mną. Próbowałem zachowywać się cicho, lecz mi się to nie udało i Scarl obróciła się w moją stronę.
- Gdzie byłeś?
- W pewnym miejscu.
- Dokładniej?
- U Franka,musiałem z nim coś omówić.
- Ok, już się zmartwiłam tym,że cię nie ma przy mnie.
- Scarlett?
- Tak?
- Chcesz poznać pewne miejsce?
- Mogę. Tylko muszę się odświeżyć. - Scarlett wstała jak dla mnie mogła iść nawet w potarganych włosach, w których i tak wyglądała słodko. Chwilkę poczekałem za nią, wyszła w końcu ubrana w piękną niebieską sukienkę i parę szpilek. Na jej ustach była krwisto czerwona szminka, wiedziałem i tak ,że niedługo się rozmaże i zniknie przy pocałunku. Tą kobiecość właśnie w niej kochałem.W dłoniach miała jakąś torbę papierową.
- Gotowa?
- Tak.
- Wyglądasz cudownie. - Chwyciłem jej dłoń i wyszliśmy.
- Gdzie idziemy?
- Zaraz się dowiesz. - Pomimo tego, iż był już późny wieczór to i tak miałem ochotę udać się ze Scarlett na spacer, podczas którego miało się coś wydarzyć niezwykłego. Moją uwagę ciągle przykuwała torebka papierowa, którą miała w swoich delikatnych dłoniach.
- Co tam masz? - Nie mogłem się skupić na niczym innym tylko na zawartości torebki.
- Nie ważne, wkrótce się dowiesz.
- Ja mam urodziny dzisiaj.
- I to nie jest powód,abyś mnie psychicznie wykorzystywał. - Nie byłem zadowolony z jej słów. Dochodziliśmy już w końcu do celu. Zakryłem oczy Scarlett swoją dłonią,by w ten sposób uniemożliwić jej widzenie. Wprowadziłem ją w magiczne miejsce, gdzie uciekałem w dawnych czasach, aby pobyć sam na sam.
- Co robisz?
- Nie ważne,to ma być niespodzianka.
- Czy to niespodzianką będzie zrzucenie ze skarpy wprost do rzeki?
- No coś ty? Ok,jesteśmy zabieram ręce. Na mój znak możesz otworzyć oczy.
- Dobrze.
- Teraz. -Scarlett zaniemówiła z zachwytu. Zaprowadziłem ją do ogrodu japońskiego z kwiatami kwitnącej wiśni. Ze względu na późną pore ogród był oświetlony, co jeszcze bardziej wpędzało w podziw.
- Tu jest pięknie. - Ledwo co wypowiedziała.
- A teraz punkt kulminacyjny programu. - Wyjęła z torby jakieś pudełko,obawiałem się,że to jest nie smieszny żart z jej strony.
- Dla mnie?
- Dla ciebie. - Dała mi w dłonie mały pakunek.
- Mam się obawiać otwarcia?
- Dlaczegóż? - Scarlett zdziwiła się,tak jakby nie miała nic do ukrycia. Ale znałem ją nie od dziś i myślałem,że coś jest przeciwko mojej osobie uknute.
- Wiesz, ja otworze ten piękny i podejrzany prezent,a to może wybuchnąć i... - Nie pozwoliła mi dokończyć.
- Nie jestem terrorystką, nie jestem Smerfem Zgrywusem. Nie masz się o co martwić.
- Ale.
- Nie pyskuj, tylko otwieraj. - Wykonałem jej polecenie,otworzyłem lekko pudełko. Spodziewałem się jakiejś bomby, która mi by wybuchła nad nosem. W środku było zdjęcie moje i Scarlett oprawione w ramkę ozdobioną serduszkami. To wyglądało naprawdę pięknie.
- Wszystkiego najlepszego Michael. - Scarlett uśmiechnęła się szczerze, miała taki piękny uśmiech. Jej białe ząbki wydawały się błyszczeć w blasku lamp.
- Dziękuję, kochana.- Objąłem ją w talii i wbiłem się nachalnie jej w jej wargi, który miały posmak truskawek. Trwaliśmy przez chwilę w czułych objęciach, nawzajem odwzajemniając pocałunki.
- Wiesz to zdjęcie na prezent dla kogoś takiego jak ty to za mało, ale mam nadzieję,że ci się spodoba. To banał,ale musisz wiedzieć,że zawsze masz swoje miejsce w moim sercu.
- Wracamy do hotelu? - Zapytała Scarlett, będąc nadal w moich ramionach.
- Za chwilę,muszę ci coś powiedzieć. - Scarlett spojrzała na mnie jak na człowieka, który zrobił największą zbrodnie dla ludzkość. Bała się moich słów.
***************
Podobało się? Ja wiem,że jestem złym człekiem, który kończy wątek w najlepszym momencie. Coś czuję,że jesteście ciekawi co Michael ma do powiedzenia Scarl?Ta zagadka zostanie rozwiązana w następnym rozdziale.
Pozdrawiam <3
Ps:Liczę na wasze komentarze, które strasznie dają mi kopniaka do pracy.