niedziela, 25 czerwca 2017

To już 8 lat bez niego :'(

25 czerwca 2009 roku o godzinie 14:26 czasu amerykańskiego, czyli 8 lat temu zakończyła się pewna era w dziejach muzyki w ogóle. Odszedł król popu, Michael Jackson, a z jego śmiercią cała muzyka świata umilkła. Odszedł król, a co najważniejsze idol mój i wielu z nas. Człowiek, dzięki któremu jestem jaka jestem. Dzisiaj żałuje,że nie dane było zobaczyć mi Michaela na żywo na jego koncercie. Miałam tylko (jak ja to mówiłam) 6 i pół loczku, gdy on nas opuścił.Wiele fanów płakało za nim jak za przyjacielem z którym się pokłócili. Nadal pamiętam ten płacz na wieść o śmierci MJ'a. Nie chciałam iść nawet na lody z rodzicami (w moim przypadku to nie było normalne, bo gdy tylko słyszałam słowo lody biegłam tak szybko jak tylko mogłam,żeby je dostać). Chciałabym się cofnąć do lat 80 lub 90 i podziwiać jego blask. Czy coś by zmieniło gdyby on żył? Może i by się zmieniło, bronił by się słysząc te wszystkie zarzuty i "ofiary", które chciały zaistnieć w mediach i Mike miał niby je molestować. Przed jego śmiercią oskarżano go,śmiano się wielokrotnie z jego ubrań, wyglądu i z tego,że był złym rodzicem. Są też pozytywne strony, tych o rozważań o tym co by było, gdyby Michael żył. Miał by już niedługo 59 lat i żyłby, świat ma dziś tyle problemów, terroryzm, wojny w których giną miliony ludzi. Mike pisał by kolejne hymny jak "We are the world", "Man in the mirror", "Earth song", " What More can I give" itd. Jednak Michaela nie ma, ale pozostały po nim muzyka i jego rzeczy. Michael będzie zawsze żyć w naszych sercach.



Michael Jackson 

August, 29 1958 - Forever <3



Ps: Dziś na kanale Stars.Tv od godziny 20:00 do 23:00 będzie lecieć pasmo "Best Of Michael Jackson" . Ja będzie na pewno oglądać. 
Pozdrawiam <3

wtorek, 20 czerwca 2017

Miniaturka na urodziny bloga - Część 2

Cześć moi kochani!
Tak wiem miniaturka miała być wczoraj. Zawaliłam i to mocno, wszystko dlatego, że gdy miałam już wszystko ładnie zrobione, nagle zabrakło neta bo mój wuja u którego chwilowo wynajmujemy mieszkanie wyłączył internet. Także na początku lipca czeka mnie ponowna wyprowadzka i może być ciężko z rozdziałami, ale jakoś sobie poradzę.Wracam do was z historią Isy i jej wesołej gromady.  Jak humory przed zakończeniem roku szkolnego? Idą wakacje, będzie więcej czasu wolnego i więcej rozdziałów na blogu jeśli komuś zachce ruszyć 4 litery. To tyle z mojego biadolenie. Zapraszam do czytania. <3



**********
- Słucham? - Udałam przed nim,że się przesłyszałam. No jak żyłam przez te 28 lat to nigdy takich rzeczy mi nie proponowano.
- Czy urodzisz mi dziecko? - Powtórzył. Na początku myślałam,że on żartuję i wyskoczy z faktem iż to był żart, ale to działo się na serio i to nie był żart. Byłam w niemałym szoku, aż z wrażenia usiadłam na łóżku, nic ze świata zewnętrznego nie dobiegało do mojej głowy w tamtym momencie. Takich rzeczy nie podejmuje się na szybko, jeżeli już chcę się zostać rodzicem trzeba być na to w 100% gotowym. Zrobić i urodzić dziecko jest łatwo, ale wychowywanie na dobrego człowieka to drugie. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa.
- Zapłacę ci, tylko zgódź się. - Nigdy w życiu nie sprzedałam bym własnego dziecka. To nie była żadna zabawka, którą można sprzedać i bawić się, tylko żywy człowiek, który ma swoje uczucia. Miałam ochotę za te słowa uderzyć Jacksona w twarz, zwyzywać od najgorszych i wyjść lecz nie mogłam. Jednak jakaś siła z nieba mnie powstrzymała. Owszem myślałam nad tym w tamtym czasie, aby zostać matką, ale matką dziecka Johnego, a nie Michaela. Nie chciałam wdawać się w żaden romans. Miałam syna, dom, narzeczonego na głowię i brakowało mi tylko kochanka do szczęścia. O nie,nie mogłam  się zgodzić.
- To wszystko jest dziwne....- Nie pozwolił mi dokończyć.
- Proszę tylko ty jesteś tą idealną kobietą. - Ja idealna? Nie miałam w sobie nic szczególnego, ostatni taki komplement słyszałam od mężczyzny tak dawno,że nie pamiętałam kiedy.
- Michael, za rok wychodzę za mąż. Mam na utrzymaniu dom i rodzinę i ciężko by mi było teraz urodzić dziecko. - Myślałam,że mnie wywali na zbity pysk ze swojej sypialni, jednak tak się nie stało.
- Czyli się nie zgadzasz? - Widziałam w jego ciemnych oczach o odcieniu czekolady smutek po raz kolejny zawód, smutek i rozczarowanie, które mu towarzyszyły od chwili gdy Chandlerowie wbili mu przez oskarżenia nóż w plecy.
- Nie powiedziałam tego, muszę to przemyśleć, później się odezwę. - Z natłoku emocji wyszłam z sypialni i wybiegłam z domu. Wsiadłam do auta i byłam bezbronna, nie wiedziałam co wybrać. Czy miałam oszukać siebie i zdradzić Johnego? Czy odrzucić propozycję Michaela, zapomnieć że go w ogóle poznałam i miałam z nim styczność i pozostać normalną Isabelle Carter? To nie była łatwa decyzja. Z moich oczów wypłynęły pojedyncze łzy. Sama nie wiedziałam, kiedy płakałam ostatnim razem. Byłam silną kobietą,która uważała iż płacz jest najgorszym sposobem na rozwiązanie problemu. Jednak płakałam z bezsilności. Po paru minutach siedzenia w aucie w zupełnej ciszy odjechałam z Naverland. W ciągu 3 kwadransów byłam już pod swoim mieszkaniem. Miałam rozmazany makijaż, więc każdy mógł  się domyśleć,że płakałam. Weszłam cicho do domu odkluczając drzwi.  W salonie siedział mój narzeczony, ten widok mnie nie zadziwił za bardzo.
- Gdzie Bryan? - Kątem oka szukałam syna, którego nie było w pokoju.
- W swoim pokoju jakieś pierdoły ogląda. Gdzieś kurwa znów była? - Zapytał, oczywiście używając wulgaryzmu jako przecinek zdania.
- Mówiłam,że jadę do Neverland do Michaela.
- Ja pierdole, no przecież król złote kalesony musiał się komuś na łapach rozbeczeć. - Johnemu pomimo tego iż tłumaczyło mu się to z kilkadziesiąt razy nadal nie rozumiał tego,że Michael nie skrzywdził dziecka. Dla niego Michael był rywalem o moje względy, cytując słowa mojego narzeczonego "Kurwiszonem Hoolywoodzkim, który zrobił się z murzyna na białego, a żeby zakryć korzenie Afroamerykańskie robi  sobie pieprzone operację plastyczne,na które poczciwego Amerykanina stać by nie było. Ma 35 lat, a zachowuje się jak dzieciuch, mężczyzna jest z niego taki jak z koziej dupy trąba. Od tej jego muzyki i tych pisków bolą tylko uszy, nie wiem kto mu dał tytuł króla popu,ale temu komuś słoń nadepnął na uszy i to bardzo mocno.".  Boli mnie to, ponieważ Johnathan wierzył w wszystko co przeczytał w tanich brukowcach. Rozumiem,że nie lubił muzyki, którą tworzył Michael, ale chciałam by zaczął go szanować, jako drugiego człowieka.
- Odczep się od niego,ma teraz w swoim  życiu kłopoty. Zrozum on potrzebuje teraz kogoś. -Próbowała przemówić mu do rozsądku.
- To niech idzie do burdelu,jakiejś dupy potrzebuje,a nie przystawia się do ciebie. - Wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju.
- Co to ma znaczyć?! - Zdenerwowały mnie jego słowa na tyle,że aż podniosłam  się z kanapy na której siedziałam.
- Co ty myślisz? Ja wiem,że dajesz dupy Jacksonowi, ile razy on cię wydymał?! Mów! - poczułam
jakby ukłucie w moim sercu. Ja nie byłam taka jak Johny, nie zdradzałam gdy tylko się dało. Moje oczy się zaszkliły. Jak on mnie mógł podejrzewać o zdradę. Mogłam wypomnieć mu te zdrady,których się dopuścił nie raz. Podeszłam do Johnego, wzięłam mocny zamach i uderzyłam z całej siły mojego narzeczonego w twarz. Ulżyło mi lekko wtedy. On chciał mi oddać, wiedziałam że jest świnią, ale jeszcze nigdy w tamtym czasie nie podniósł na mnie ręki.
- Dlaczego na siebie krzyczycie? - Mój syn wyszedł z swojego pokoju. Nie chciałam,żeby widział jak on mnie leje.
- Wypierdalał gówniarzu bo tam zaraz podejdę i pożałujesz,że na świat przyszedłeś. - Teraz przegiął pałkę całe moje ciało od wewnątrz paliło się ze złości. Mógł mnie bić i wyzywać, ale od mojego synka wara.
- Bryan idź do pokoju ładnie. Zaraz przyjdę.
- Dobrze mamusiu. - Mały posłuchał mnie i wszedł z powrotem do pokoju. Zostałam sam na sam z Johny, miałam ochotę wygarnąć mu wszystko co o nim myślę, lecz nie potrafiłam. Bałam się go.
-  Nie pojedziesz już do niego, nigdy.
- Michael jest moim pacjentem, nie łączy mnie z nim żadna więź. - Przez chwile nastała cisza, myślałam,że on ochłonął,ale to była cisza przed burzą  i miał nadejść moment w którym wszystko się zmieniło.
- Johny? - Podeszłam bliżej, chciałam się przytulić do niego od tyłu, ale mój narzeczony obrócił się w mikro sekundzie i uderzył mnie z całej siły w twarz. Osunęłam się na kanapę, która była obok i poczułam posmak krwi w ustach. Rozpłakałam się.
- Ty bydlaku, za co to było?! - Takie słowa do niego kierowane, były pełne gniewu, lęku i emocji. Będąc jeszcze kilkuletnim dzieckiem, nauczyłam się że trzeba szanować wszystkie rzeczy, które znajdują się obok nas, ponieważ jeden mały ruch może uczynić,że wszystko stracimy. Ja w swoim życiu zawiodłam się na niektórych ludziach, ponieważ nie doceniałam tego co wkładali w naszą relację. Normalnie nigdy się tak nie odzywałam do ludzi, których kochałam lecz Johny był wyjątkiem.
- To nauczka ty dziwko,aby cię nauczyć wierności. Żebyś wiedziała co Cię czeka, gdy będziesz się puszczać. - Jego słowa zabolały mnie jeszcze bardziej.Zazdrość go zmieniła, nie był już tym czarującym, dobrze wychowanym i romantycznym mężczyzną, tylko zamienił się w w aroganckiego, wstrętnego, obrzydliwego tyrana. Zobaczyłam jak ubiera się i szykuje się do wyjścia znów w nieznane.Nie pytałam nawet dokąd idzie,obawiałam się tego,że znowu mnie uderzy. Trzasnął drzwiami, zniknął mi widoku, po raz kolejny zostałam sama na wieczór, całe szczęście,że miałam Bryana, przy sobie. Nie wiem jak by się potoczyło moje życie bez niego. Po raz kolejny raz tego dni płakałam. Ułożyłam się w kłębek obok kanapy. Ze swojego pokoju wyszedł Bryan, obawiałam się o to, że mógł widzieć to jak Johny mnie uderzył.
- Mamo nie płacz przez Johnego nie warto  - Mały się do mnie przytulił. Widziałam, że w swoich ciemnych oczach również miał łzy, to był najgorszy widok dla każdej matki, gdy wiesz że przez Ciebie twoje własne najukochańsze dziecko płacze.
- To nie przez Johnego. - Chciałam mu wmówić że pomiędzy mną, a moim narzeczonym nic się nie wydarzyło.
- Mamo, sama się uderzyłaś? - dotknął mojej twarzy, na której był ślad po uderzeniu.
- Mamo, mówisz mi cały  że nie można kłamać,widziałem i słyszałem wszystko. Dlaczego on cię uderzył?
- Zdenerwował się i emocje wzięły górę.
- Emocje można opanować. Przecież zawsze gdy ja kogoś bije w szkole, to ty na mnie krzyczysz, że tak nie wolno mi.
- Gdy będziesz starszy zrozumiesz to. Wracaj do lekcji.
- Mamo, matematyka jest nudna.
- Nie jest nudna, gdy zaczniesz się jej uczyć zobaczysz że jest łatwa. - Mały mnie posłuchaj i wrócił do pokoju uczyć się na klasówkę z matematyki. Niby królowa nauk, dla mnie matma była zawsze prosta i nie miałam z nią problemów, ale dla ojca Bryana była niczym strzał w serce i nienawidził się jej uczyć. Nie przeszedł z 1 klasy do 2 klasy liceum, właśnie dlatego tak poznałam go. Adam był jednym z najgorętszych chłopaków w całej szkole i każda dziewczyna marzyła o tym, by się z nim umówić czy  spędzić z nim noc. I tak trafił do mojej klasy, na początku był pyskaty i nie miły, cały czas się z nim kłóciłam. Cały rok szkolny się z nim użerałam,aż przyszedł koniec roku  i potrzebował pomocy w matmie. Nauczyciel mnie wskazał na osobę, która miała mu pomóc. I tak spotkaliśmy się kilka razy i coś zaiskrzyło. Zaczęliśmy spędzać więcej czasu ze sobą, Adam przeszedł do 2 klasy, co mnie bardzo cieszyło. W blasku księżyca  w aucie przy piosence Jackson 5 "I'II be there" granej w radiu w grudniu 1981 roku powiedział mi, że mnie kocha. To był mój pierwszy taki poważny pocałunek z chłopakiem. I tak staliśmy się jedną z najbardziej rozpoznawalnych par w całej szkole. Było piękne i kolorowo do połowy klasy 3, dokładnie do 2 marca 1983 roku, gdy potwierdziło się, że zaszłam w ciążę z Bryanem. A resztę historii już dobrze znacie. To było kolejne podobieństwo Bryana do swojego ojca, oby dwoje nienawidzili tych samych przedmiotów. Cały wieczór minął mi na rozmyślaniu o Michaelu i jego propozycji. Nie widziałam co wybrać, miałam wziąć ślub z człowiekiem, z którym byłam związana od paru dobrych lat. Tylko najbardziej mnie bolał ten fakt, że dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie kocham Johnego. Byłam bezradna i nie widziałam co zrobić. Czy urodzić dziecko Jacksona? Czy wyjść za mąż za Johnego i żyć do końca żywotu jak służąca? Nie spałam prawie całą noc, ponieważ martwiłam się o mojego narzeczonego. Dzięki Bogu, pracę rozpoczynałam o godzinie 11, więc mogłam zawsze jeszcze trochę pospać. Johny wrócił dopiero o 5 nad ranem, przy okazji tak trzaskał drzwiami, że obudził chyba z pół bloku i między innymi Bryana. Nie dość, że balował za moje ciężko zarobione pieniądze, to jeszcze uchlał się jak świnia i się awanturował. Super, od początku dnia miałam już podwyższone ciśnienie.




2 tygodnie później
28 października 1993 roku był dla mnie bardzo ważnym dniem. Tego dnia mój kochany synek kończył 10 lat. Akurat jego urodziny wypadały w sobotę, więc mogłam zorganizować imprezę urodzinową dla Bryana. Byłam w moim salonie i sprawdzałam czy wszystko się zgadza. Nagle wyszedł mój syn, w pierwszym momencie nie mogłam go poznać. Wystylizował się na Michaela, miał na sobie charakterystyczną koszulę, spodnie z za krótkimi nogawkami, rękawiczkę z "Billie Jean", fedorę oraz białe skarpetki i mokasyny, ale mój wzrok przykuła kreska na oczach mojego dziecka. Wczoraj zauważyłam,że z mojego pudełeczka z kosmetykami zniknęła moja bardzo droga kredka do oczów. Spojrzałam jeszcze raz na oczy Bryana, aby upewnić się czy pomalował się, byłam już pewna.
- Czy to jest moja kredka do oczów?
- Nie wiem, o czym mówisz mamo. - Mały kierował oczy na lewą stromę, co znaczyło,że kłamie.
- Przyznaj się.
- No dobrze, to twoja kredka do oczów, zabrałem ją wczoraj. Mamo, jak się pomalowałem? - Jego makijaż był lekko rozmazany, ale on sam sobie go zrobił po raz pierwszy, więc dostał by od mnie 10/10 punktów.
- Przynieś moją kosmetyczkę, poprawimy troszkę i będzie idealnie.
- Nie podoba Ci się? - zrobił się smutny, pomyślał, że może mi się niej podobać jego makijaż.
- Podoba mi się, tylko troszkę wyjechałeś, po za oczko. Mama poprawi i będzie idealnie. Wykonałeś kawał dobrej roboty.
- Dobrze. - Pobiegł do łazienki, gdzie w szafce była schowana kosmetyczka. Przyniósł ją, a ja zaczęłam poprawiać jego makijaż. Do salonu wszedł Johny, z tych okropnym piwkiem w ręku. Nie mógł powstrzymać śmiech, gdy zobaczył jak maluje małego.
- Co cię tak śmieszy? - zapytałam.
- Boże Isa nie rób go na pedała. - Nie lubiłam gdy mój narzeczony Tak odnosił się o homoseksualistach. Ale to go nie ruszyło, gdy mówiłam mu, że nie miał tak mówić. Powtarzał, że jego słowo jest święte, jak widać go nie dało się lepiej wychować.
- pedał to część roweru, wiesz jak nie umiesz inaczej mówić, to nie odzywaj się w ogóle.
- Wyluzuj kobieto, pośmiać.
- Idź tych swoich kolegów nazywać od pedałów, a Bryana zostaw w spokoju. Idź się przebrać, goście jak przyjdą to się Ciebie przestraszą. - Dopiero wtedy wróciłam uwagę na jego brudną koszulę, on był zdolny nawet zniszczyć przyjęcie Bryana.
- Co chcesz od mnie znowu, jestem dobrze ubrany. Co w ogóle jest za święto? - Johny jak zwykle zapomniał o urodzinach Bryana. Mój syn i tak go lubił i nie zależało mu wcale na życzeniach o niego.
- Dziś są urodziny Bryana. Jeszcze jedno brzydkie słowo padnie z twoich ust to będziesz w szafie siedzieć przez całą imprezę.
- Okres masz? Świrujesz jak jakaś jebnięta.
-  Cicho, idź się przespać lub coś. - Poszedł do sypialni, miałam nadzieję, że zostanie tam do końca imprezy.
- Bryan.
- Tak mamo?
- Wszystkiego najlepszego. Matko jak ta dekada szybko minęła, pamiętam jak Cię pierwszy raz karmiłam, jak pierwszy raz zmieniłam pieluchę, gdy nauczyłeś się mówić i chodzić. Byłeś taki mały, a teraz wyrosłeś na młodego mężczyznę i najlepszego tancerza na w całej historii. - mówiłam ze łzami w oczach.
- Mamo, ja zawsze będę tym małym chłopcem. Dziękuję Ci, że jesteś moją mamą, kocham Cię najmocniej we wszechświecie. - Mały przytulił się do mnie.
- Ok, a teraz idź do pokoju.
- Dobrze. - Mały mnie posłuchał i poszedł grzecznie do pokoju. Wszystko było  gotowe, czekaliśmy tylko za gośćmi, którzy mogli się zjawić w każdej chwili. Mieli przyjść Miranda, Kurt, Robert, Tommy, Jimmy i Anabelle.
Minęło trochę, a goście zaczęli przychodzić impreza już się rozkręciła na dobre. Był idealny moment na rozdawanie prezentów.
- Bryan, trzymaj. - Dałam mojemu synowi pudełko z nowymi mokasynami. Były mu potrzebne do treningów.
- Mamo dziękuję. - Podziwiał swoje buty, które naprawdę mu się podobały.
- Załóż je. - Uśmiechnęłam się do syna, który z pięknym uśmiechem zakładał buty na swoje nogi.
- Mogę w nich zatańczyć? - Zapytał mnie. Nie mogłam wtedy uwierzyć, że mija 10 lat od tego dnia w  którym pierwszy raz trzymałam moje kochane dziecko na rękach.
- Oczywiście. - Mały włączył piosenkę Jacksona "dangerous" i zaczął tańczyć ten sam układ co Michael na American Music Awards. Brakowało tylko jednego gościa, gdy mój syn tańczył, usłyszałam dzwonek do drzwi to mógł być tylko Michael.

**********
Urodziny Bryana były kolejnym pretekstem, aby ją znowu zobaczyć. Chciałem wiedzieć czy
przemyślała i czy urodzi mi to dziecko, czy nie. Od kilku lat marzyłem, aby zostać ojcem. Isa była idealna do roli matki mojego dziecka, była ładna, mądra i opiekuńcza. Bryan był dobrym przykładem tego,że można dobrze wychować dziecko. Te zarzuty o molestowanie wykańczały mnie psychicznie. W Neverland nie czułem się już jak w domu, po tym jak policja przeszukała go i grzebała w moich rzeczach. To było niesprawiedliwe, nikt mi nie wierzył. Fałszywi przyjaciele się odwrócili od mnie. Na szczęście miałem swoją rodzinę, moich fanów i co najważniejsze Isę i Bryana, którzy byli przy mnie w tych ciężkich chwilach. Wyrwałem się specjalnie z trasy, aby przyjechać na imprezę młodego. Stałem przed drzwiami Isy czekając na to jak ktoś mi otworzy drzwi, ktoś włączył moją piosenkę "Dangerous tak głośno,że było ją słychać aż na klatce schodowej. Targałem ze sobą prezent urodzinowy dla Bryana o którym ja w jego wieku jako dziecko z wielodzietnej rodziny mogłem tylko pomarzyć.. W końcu pani psycholog otworzyła mi drzwi, wyglądała jak zawsze pięknie. Była ubrana w czarną sukienkę do kolan, która idealnie na niej leżała, miała rozpuszczone włosy i zrobiony makijaż. Wyglądała jak motyl, który rozkwitał.
- Cześć, jak się masz? - Powiedziałem do niej z  angielskim akcentem.
- Witaj Michael, właź do środka. Tylko cicho mi bo mały tańczy i musi być skupiony. - Wszedłem do środka, trwało show. Bryan był  świetnym tancerzem, wdać było,że kocha to co robi i czuje taniec. Za kilka lat widziałem go jako tancerza na moim koncercie.  Pokaz się skończył, chłopiec się kłaniał, a dzieci klaskały, gdy oklaski ucichły ja zacząłem głośno klaskać.
- Brawo Bryan!! - Uśmiechnąłem się, dzieci zaczęły się cieszyć i skakać na mój widok młodzi fani. Bryan do mnie podszedł  przywitał się.
- Cześć Michael, myślałem,że ty w trasie jesteś.
- O mój Boże to Michael Jackson?
- Bryan, jak ty go wytrzasnąłeś? - Goście zadawali takie pytania z niedowierzania.
- Owszem byłem. Ale dla ciebie zrobiłem wyjątek. Wszystkiego najlepszego tancerzu. - Dałem mu pakunek, mały natychmiast go odpakował, nie mógł uwierzyć,że dostał ten prezent od mnie.
- to ten tor do samochodzików, którego mama mi nie chciała kupić. Jesteś kochany Michael, jak mam ci się odpłacić.
- Po prostu tańcz najlepiej jak umiesz.
- Jasne. - Mała blondynka, która miała T-shirt z moim zdjęciem rozpłakała się.
- Co się stało? - Isa podeszła do dziewczynki i przytuliła ją.
- Proszę pani to Michael, Michael Jackson we własnej osobie. - I było już rozwiązanie, mała płakała bo była kolejną fanką, która mnie kochała. Podszedłem do niej, a ona wyrwała się Isię i wtuliła się jeszcze mocniej we mnie.
- Mogę pana zabrać ze sobą? - spytała.
- Hej! On jest mój!! - Krzyknął Bryan
- Podziel się. - Dziewczynka pokazała mu język i przytuliła się jeszcze raz, jakbym był pluszowym misiem. Takie słodkie istotki na ziemi były potrzebne.
- Nie wiem, jak bardzo tobie zależy. Ale najpierw musisz przestać płakać i powiedzieć mi swoje imię.
- Jestem Miranda, panie Jackson.
- Po prostu Michael mów, dobrze?
- Dobrze Michael. - Mała się uśmiechnęła. Tak bardzo chciałem mieć taką córkę jak ona. Zabawa minęła bardzo szybko, tańczyłem z dziećmi , opowiadałem im o mojej karierze i o mojej muzyce na co dzień. Bardzo polubiłem te dzieciaki były takie słodkie. Isa była w kuchni podszedłem do niej od tyłu i ją przytuliłem.
- Michael, zdajesz sobie sprawę,że może tu za chwilę wejść mój narzeczony i możesz zostać przez niego pobity,
- Oj tam,oj tam gdzie on jest?
- Siedzi w naszej sypialni.
- Dlaczego nie wyjdzie?
- O zobacz już wyszedł - Spostrzegłem faceta, który żartował z dziećmi, Bryan nie śmiał się, było widać że go nie lubił. Padały tam takie przekleństwa, których ja nigdy bym nie użył. Dziwiłem się dlaczego Isa go w ogóle toleruje. Poszedłem do dużego pokoju, pobawić się z dzieciakami.
- O pan Jackson, miło mi pana widzieć.
- Miło mi pana poznać - Mężczyzna podszedł do mnie i podał rękę mi. Wydawał się być miły, ale tak na prawdę taki nie był.
- Mogę z panem zamienić kilka zdań w sypialni? - Wskazał ręką na sypialnie.
- Tak oczywiście. - Przeszliśmy do pokoju. Usiadł na łóżku, ja stałem.
- Słuchaj mnie Jackson, ja nie wiem czego ty kurwa szukasz w tej rodzinie, ale dla ciebie nie ma tu miejsca i zdaj sobie z tego sprawę. Isa jest moja, a żaden chuj twojego pokroju nie będzie jej tykać. - Pokazał swoją prawdziwą twarz, dziwiłem się dlaczego Isa się z nim zaręczyła. Ja bym chyba na jej miejscu z domu go już dawno wywalił.
- Posłuchaj mnie uważnie... - Nie dał mi dokończyć.
- Zamknij mordę, nie przerywaj jak ja mówię. Bachora możesz se tykać ile chcesz, ale moją dupę zostaw w spokoju. Jeżeli ją dotkniesz jednym paluszkiem to ci tak mordę rozwalę,że ten twój chirurg plastyczny cię nie poskłada. Jasne? To nie jest prośba, tylko rozkaz.
- Posłuchaj,Isa jest duża i sama będzie o sobie decydować, a taki dupek jak ty nie ma prawa rozkazywać jej z kim ma się zadawać, a z kim nie. A nawet jeśli, ją dotknę to ty mi nic nie zrobisz. Mam pełno ludzi, którzy mogą cię na moje życzenie jednym palcem powalić.
- Kurwa grozisz mi? - Wstał, myślałem,że się krew tam poleje.
- Nie wiem, może? - Popchnąłem go na łóżko i błyskawicznie wyszedłem z sypialni.
- O ty głupi chuju. - Krzyknął za mną. Poszedłem do Bryana do salonu i  usiadłem koło niego na kanapie, mały miał zły humor.
- Co jest?
- Johny niszczy mi przyjęcie. - Chciałem go podpytać o Johnego, jakie były pomiędzy nimi relacje.
- Lubisz go?
- Michael ty się dobrze czujesz? On jest okropny nienawidzę go.
- Dlaczego?
- Widziałeś jak on się zachowuje, jakby był panem wszystkiego.
- No racja.
- A poza tym źle traktuje mamę. - Poczułem gniew, jakby on robił jej coś złego, zabiłbym go nawet tu na imprezie urodzinowej Bryana. Nikt nie miał prawa, a w szczególności on traktować Isy jak rzecz.
- Co on robi mamie?
- Uderzył raz ją i nazwał od dziwki.  - To było straszne. Chciałem wstać i iść tam do Johnego uderzyć go 2 razy mocniej tak jak on uderzył Isę. Jednak przy Bryanie nie mogłem go bić.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś wcześniej?
- Byłeś w trasie i mama mi nie kazała mówić nikomu o tym.  - Nie rozumiałem tego,najważniejsze było,że Johny nic nie zrobił Bryanowi. Posiedziałem jeszcze chwilę na imprezie i musiałem jechać, ponieważ  grałem jeszcze koncerty, nie wyrabiałem się z tym. Pomagała mi tylko w czynnym działaniu, bez lekarstw przeciwbólowych nie byłem w stanie funkcjonować. Mój nałóg pogłębiał się. Pożegnałem się z wszystkimi oprócz Johnego i poszedłem sobie. Następnego dnia byłem już na kolejnym stadionie i grałem kolejny koncert, powoli zaczynałem przez to wszystko co się działo tracić zdrowie fizyczne jak i psychiczne.

styczeń 1994 roku
13 listopada 1993 roku moja trasa została przerwana w Meksyku przez mój zły stan zdrowia. Byłem tak uzależniony od środków przeciwbólowych, że nie mogłem dalej występować. Jakimś cudem pod wpływem Elizabeth Taylor zgodziłem się pojechać do Londynu na odwyk. Jednak to nie był normalny odwyk z willą i basenem. Czułem tam się jak w psychiatryku, traktowali mnie tam jak nie zdrowego na umyśle, a nie człowieka uzależnionego. Zdarzyło się nawet,że kilka razy uciekłem z stamtąd. Musiałem wrócić do Ameryki, Jordan sporządził opis moich miejsc intymnych, przez co moje ciało zostało sfotografowane. To było ohydne, nie chciałem zgodzić się na to, lecz Isa powiedziała mi,że jeśli zrobili mi zdjęcia i opis był zły, to był to pierwszy krok do tego, aby udowodnić moją niewinność. Isa była właśnie w Neverland, siedzieliśmy w mojej sypialni i piliśmy gorącą czekoladę.
- Masz jakiejś wspomnienia z dzieciństwa? - zapytała mnie.
- Oprócz prób i nagrywania w studiu nic innego sensownego. A u ciebie Isa jak to było?
- Pamiętam jak jako mała dziewczynka właziłam na drzewa, biłam się z chłopcami i grałam z nimi w piłkę, jak kradłam truskawki mojej sąsiadki.
- To w Texasie rosną truskawki? - Zapytałem ze zdziwieniem, Texas kojarzył mi się przede wszystkim z pustyniami i grzechotnikami, które były na każdym kroku.
- Tak, jeśli zasadzi się sadzonki. Te owoce mojej sąsiadki były takie dobre. Ale ja bym chciała tam wrócić.
- Możesz w każdej chwili.
- Tak, tylko nie stać mnie na to, nie mogę tu wszystkiego zostawić.
- No niby święta racja. - Nie myślałem logicznie, Isa patrzyła na mnie swoimi ciemnymi oczyma popijając czekoladę z kubka.
- Zapłaciłem Chandlerom za wyciszenie sprawy.
- Podli oszuści, jaka matka bierze pieniądze od oprawcy jej dziecka.Straciłeś przez nich dużo pieniędzy.
- Tak, moi adwokaci powiedzieli,że jeśli zgodzę się na ugodę to zaoszczędzę długich lat procesu i nerwów. - Chciałem walczyć o moją niewinność, płacąc tej rodzinie czułem się winny, jakbym specjalnie wyciszał tą sprawę. Ale moi adwokaci lepiej znają się na takich sprawach i wiedzą co robią.
- Michael, bo tak ostatnio myślałam, urodzę ci to dziecko. - Ucieszyłem się jak nigdy, ona zgodziła się. Był to jeden z najlepszych dni w całej historii. Chciałem pokazać jej coś, co miałem gotowe już od dawna.
- Chodź pokaże ci coś. - Chwyciłem jej rękę i wyprowadziłem ją z mojej sypialni, do pokoju szczególnego mojemu sercu, który był obok mojej sypialni. Do pokoju dziecięcego w którym wszystko było gotowe na przyjęcie w nim małego Jacksona. Isa była pod wrażeniem tego małego pokoju.
- Od kiedy ten pokój tu tak stoi.
- Od 1988 roku, gdy skończyłem 30 lat, obudziło się we mnie uczucie,że muszę być ojcem. Więc kazałem wybudować ten pokój.
- Jest piękny, tu jest wszystko, łóżeczko, przewijak. - Podszedłem bliżej Isy, chwyciłem ją za talię i wbiłem się w jej słodkie usta. Odwzajemniła mój pocałunek, co mnie bardzo cieszyło.
- Przyjdź w sobotę do Hotelu "Sunset Marquis Hotel and Villas" będę czekać w hotelu 72
- Postaram się wpaść.  - Uwolniłem ją z mojego uścisku. Pooglądałem z nią jeszcze pokój dla dziecka, ale tylko przez chwilę bo musiała jechać do domu. Pożegnałem się z nią i patrzyłem smutno jak odjeżdża swoim autem.

Nadeszła sobota, czekałem jak na ten z niecierpliwieniem, nie dlatego,że wtedy miałem spłodzić moje dziecko, ale dlatego,że chciałem być bliższej Isy, siedziałem już od kilku godzin w pokoju, oglądając bajki Disney'a. Wziąłem jeszcze szybki prysznic, włosy zostawiłem rozpuszczone  i użyłem moich perfum o mocnym zapachu. Nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi to mogła być tylko ona.
- Proszę. - Drzwi się otworzyły i zobaczyłem Isę. Wyglądała pięknie. Marzyłem o tym, aby wbić się  w jej usta. Podszedłem do niej bliżej.

**********
- A jednak przyszłaś? - Michael podszedł bliżej mnie, bez żadnego uprzedzenia wbił się w moje usta.
Czułam zapach jego perfum, które zwalał z nóg.
- Michael chcę to zrobić szybko i zapomnieć o tym.
- Jesteś spięta, znam sposób na rozluźnienie. - Po mojej twarzy spłynęła łza, Michael to zauważył.
- Isa, co się dzieje?
- Nic Michael, nic.
- Jeżeli tego nie chcesz, ja Cię nie nie zmusić. - Nie chciałam zrywać umowy z nim, ponieważ byłam osobą, która zawsze dotrzymuje obietnic.
- Chcę tego jak niczego innego. Proszę zaśpiewaj coś dla mnie.
- Tylko dla ciebie. To może Give in to me.
- No dobrze.
- Miłość to uczucie
Daj mi to, kiedy tego chcę
Bo płonę
Ugaś me pragnienie - Śpiewał, w przerwach pomiędzy całował moją szyję. Jego głos był jak głos anielski. miałam ochotę się rozpłynąć. Złączył ponownie nasze usta w pocałunku, namiętnym pocałunku. Włożył rękę pod moją sukienkę, Michael położy mnie na łóżku hotelowym i zdjął ze mnie odzież. Zostałam w samej bieliźnie, chociaż czułam się wtedy już naga. Nie zaprzestawał pieszczot na moim ciele. Odpiął mój stanik i zaczął pieścić mój biust, przyjeżdżał pocałunkami wzdłuż dróżki pomiędzy moimi piersiami, cała drżałam. Jednak na moich piersiach nie zaprzestał i schodził coraz niżej w dół. Było mi tak przyjemnie jak nigdy. Całował mój brzuch, gdy to mu się znudziło zszedł w moje najwrażliwsze miejsce,które zaczął pieścić. Wplotłam swoje palce w jego wilgotne loki. Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Usiadłam na jego nogi i zaczęłam odpinać guziki jego czarnej koszuli, to nie było tylko żądza zaspokojenia potrzeb seksualny i podniecenie, tylko jakieś dziwne uczucie, którego nie byłam w stanie zrozumieć i nie czułam go już od bardzo dawna. Źle było mi z tym faktem, że miałam zdradzić narzeczonego, ale chciałam żeby Michael był szczęśliwy.  Zdjęłam spodnie, a potem bokserki z Michaela, byliśmy tacy jacy pan Bóg nas stworzył. Michael ponownie położył mnie łóżku, swoje łokcie ułożył na materacu, byłam pod nim i czułam się najbezpieczniej na całym świecie.
- Jesteś cudowna. -Powtarzał bez opamiętania.
- Ty też. - Wszedł we mnie. Kręcił zgrabnie biodrami sprawiając jeszcze większą przyjemność sobie i mnie. Ciche westchnienia zmieniły się w głośne jęki. Myślałam, że było mnie słychać w całym hotelu. Michael również zaczął jęczeć, nasze głosy układały się w wspólną pieśń zakochanym. Kolejne I Just can't stop loving you, tylko bardziej zmysłowe, na pewno nasz wspólny wykon podbił by serca wielu krytyków i trafili byśmy na szczyt listy billboardu, znikła by plotka że Michael był gejem. Wracając do naszego pierwszego razu, Michael był cudowny, w każdym najmniejszym ruchu nie robił mi żadnej krzywdy,  Był zupełną odwrotnością Johnego w łóżku był delikatny, czuły i chciał żebym to ja miała największą satysfakcję z seksu. Przez moje ciało przeszła kolejna fala rozkoszy. Byłam spełniona. Przyszła mi wtedy do głowy szalona myśl, aby porzucić Johnego dla Michaela, by przeżywać z nim więcej takich nocy i mieć gromadkę dzieci. Tylko był jeden haczyk, nie mogłam tak sobie zostawić mojego narzeczonego. Za 5 miesięcy miał być mój wymarzony ślub, a teraz miałam tak sobie to wszystko zostawić. To było niemożliwe. Kochałam się jeszcze z nim przez kilka godzin. To były jedne z najlepszych godzin w całym życiu. Leżeliśmy razem nadzy w białej hotelowej pościeli, Michael kręcił moje włosy na swoich palcach.
- Mike?
- Tak?
- Mogę Cię pocałować? - Wiedziałam, że nie powinnam go o to prosić, ale potrzebowałam pocałować go.
- Jasne. - Złączyłam nasze usta w chyba już setnym pocałunku. Specjalnie przedłużając go.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do Jacksona.
- Mam problem. - Powiedział do mnie. Jako psycholog moim zawodowym obowiązkiem była pomoc w rozwiązaniu tego problemu.
- Mój Boże jaki znów?
- Zakochałem się kilka miesięcy temu w pięknej kobiecie, która ma narzeczonego i pięknego syna i zrobił bym wszystko, aby z nią być. - słowa Michaela były o mnie, wiedziałam to. Prosiłam o to w moich marzeniach, ale one nie mogły się spełnić.
- Michael ja mam narzeczonego.
- Tak, narzeczonego. Buraka, a nie narzeczonego. Facet bez jaj biję tylko kobietę i nazywa ją od dziwki.
- Michael, nasza relacja nie powinna cię interesować.
- Jesteś piękna, młoda. Jeśli za niego wyjdziesz za mąż to możesz z niezależnej kobiety stać się zwykłą gosposią. Za kilka lat będziesz żałować tej decyzji. Jeśli mnie kochasz nie bierz tego ślubu.
- Michael, ja nie mogę. Przykro mi, ale naprawdę nie mogę. - Wstałam z łóżka, zaczęłam szybko zbierać porozrzucane ubrania po całym pokoju. Ubrałam się szybko.
- Zadzwonię jak przyjadę do domu.
-Jasne. - Michael był smutny, wyglądał jak zbity pies lub dziecko, któremu zabrano zabawkę.
- Na razie. - Wyszłam najszybciej z pokoju i opuściłam hotel. Następnie poszłam szybko do auta, przez kilka minut siedziałam w zupełniej ciszy. Nadal nie docierało do mnie to, że przespałam się z tym Michaelem Jacksonem, którego dość często widziałam w tv. To był niesamowity wieczór.

6 tygodni później
Nie odezwałam się do Mike, od tego pamiętnego wieczoru. Siedziałam w moim gabinecie, była godzina 16, musiałam siedzieć więc jeszcze 2 godziny musiałam siedzieć w tym biurze. Od kilku tygodni, źle się czułam. Codziennie rano wymiotowałam, chodziłam blada jak ściana. Nic zupełnie mi nie pomagało, żadne tabletki przeciwbólowe. Miałam takie same dolegliwości, gdy byłam w ciąży z Bryanem, więc wszystko wskazywało na to, że Michael miał zostać tatą. Poprosiłam panią Stevens o to, by poszła do apteki po testy ciążowe. Chciałam tylko potwierdzić moje przypuszczenia. Usłyszałam jak ktoś puka do drzwi mojego gabinetu, zakładałam że to była pani Stevens z moimi testami.
- Proszę. - Powiedziałam na tyle głośno, że osoba weszła. Była to  moja sekretarka.
- Panno Carter, mam te testy dla Pani, proszę je zrobić i jak Pani może to niech mi pani powie
e jako pierwszej, bo jestem bardzo ciekawa. Weszłam do łazienki, dołączonej obok i zrobiłam test musiałam tylko czekać aż pokaże się na nim jego wynik. I tak czekałam i czekałam. I wreszcie po 20 minutach był wynik.
- super.  Usiadłam na muszli i patrzyłam z niedowierzaniem na test ciążowy. Wyszedł pozytywny, dwie kreski co oznaczało, że noszę moje kolejne dziecko pod swoim sercem. Wyszłam z gabinetu i podeszłam pod lade przy której jak zwykle siedziała moja prawa ręka.
- I jak? - Zapytała przeglądając papiery.
- Wpadłam. - Oderwała się od papierów.
- Tak mi przykro, że jest panienka w ciąży z tym dupkiem, dziecko nie powinno mieć  takiego jak on. - Myślała, że Johny jest tatą, jednak prawda była zupełnie inna.
- Tylko, że nie Johny jest ojcem. - Patrzyła na mnie ze zdziwieniem wiedziała że nigdy bym nie zdradziła mojego narzeczonego.
- Jak nie on to kto?
- Mój przyjaciel, który chciał mieć dziecko.
- Powiedz mu o tym ,póki jeszcze nie jest za późno.
- Zrobię to. - Poszłam do gabinetu, wykręciłam numer do Michaela na specjalną linię wyznaczoną tylko dla mnie. Czekałam na połączenie z nim, myślałam że nie odbierze.
- Tak Isa? - Gdy usłyszałam jego głos, zrobiło mi się lżej na sercu.
- Hej Michael, mogę do Ciebie dziś przyjechać do Neverland, muszę ci coś powiedzieć.
- Dziś nie mam czasu, lepiej nie spotykać się w Neverland, ponieważ jest pełno dziennikarzy,a nie chcę żeby odkryli kim jesteś.
- To kiedy i Gdzie.
- Jutro o 20 w hotelu w pokoju numer 73, tam gdzie ostatnio. Muszę wracać do studia. - Wiadomo, Michael nie miał czasu to tylko przez to, że siedział w studiu i nagrywał.

Następnego dnia, nie mogłam wysiedzieć w miejscu myślałam tylko o spotkaniu z Michaelem, zastanawiałam się jak zareaguje na wieść,że wkrótce zostanie ojcem. Godziny mijały nieubłaganie szybko. Była godzina 17:30 Robiłam herbatę, gdy nagle zrobiło mi się słabo, pani Stevens musiała mnie podtrzymywać, abym nie upadła na kafelki kuchenne.
- Panno Carter wszystko dobrze?
- Tak, tak. - Pani Stevens widziała, że wszystko nie jest dobrze.
- Proszę nie  kłamać, moje oczy widzą że z panienką jest coś nie tak, myślę że powinna panienka iść do domu. Panienka nie może się narażać, w szczególnie takim stanie.
- A co z pacjentami? - Zmartwiłam się,że jeśli częściej by mnie nie było w pracy to bym mogła stracić moich pacjentów, a tego nie chciałam.
- Spokojnie, ja odwołam wizyty. Niech pani pójdzie do domu i położy się spać, to działa najlepiej.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się, poszłam się ubrać i wyszłam z gabinetu. Był tak zajęta sobą,że  nie uważałam jak idę. Szłam, potrącając przechodniów.
- Niech pani uważa!!! - Krzyknął ktoś, nie wiem jak mogło stać się to,że weszłam na jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w całym mieście, kiedy to było czerwone światło dla przechodniów. Z naprzeciwka jechało auto, które cudem zahamowało, przed oczyma przeleciały mi wszystkie wspomnienia z mojego dość krótkiego życia. Myślałam,że to koniec i za chwilę zginę. Jednak w ostatnim momencie kierowca się zatrzymał.
- Kobietą jak chodzisz?! - Wrzasnął na mnie.
- Przepraszam, nie chciałam wejść na ulice. - Byłam jak skulony pies, który nie ma nic sobie do zarzucenia.
- Rozjechał bym cię, uważaj  bo następnym razem się nie zatrzymam. - Rozpłakałam się. Zbiegłam z pasów, pobiegłam jak najszybciej się dało do mojego mieszkania, w którym byłam już po 15 minutach. Płakałam jeszcze bardziej, gdy zamknęły się drzwi. Johny od razu wyszedł z kuchni, tylko zamiast mnie pocieszyć śmiał się głupio.
- Czego znów beczysz? - Nie odpowiedziałam mu. Poszłam do mojej sypialni i przespałam się, musiałam nastawić sobie budzik na 19, ponieważ nie wstała bym, a musiałam jeszcze jechać do szkoły tanecznej po Bryana, bo kończył o tej trening, a Johnego nie miałam co liczyć. Po godzinie spania wstałam z łóżka, chciałam aby to Johny pojechał po małego, ponieważ źle się czułam.  Wyszłam z sypialni do salonu, gdzie siedział Johny oglądał telewizję, czyli dla nie był to niczym nowym.
- Johny. Pojedź proszę po Bryana.
- Nie. - Denerwowała mnie ta jego ciągła samowolka, myślałam nawet,żeby wystawić jego walizki na klatkę schodową aby się przestraszył,że mógł mnie stracić.
- Źle się czuję.
- To masz kurwa problem leci "Top Gun", a przez tego chuja nie będę tracić filmu. - Widział ten film 100 razy,ale oczywiście nie mógł jechać po mojego syna. Znów wszystko było na mojej głowie.
- Zabraniam ci tak mówić o moim synu.
- Ale taka prawda, by poszedł truskawki zbierać, a nie na matki kasie siedzi cały czas.
- TO JESZCZE DZIECKO W PORÓWNANIU DO CIEBIE.
- Zostaw mnie w spokoju, pojebana babo. - Ubrałam się. Wyszłam z domu, otworzyłam klapę pod którą były bezpieczniki i wyłączyłam prąd. Miałam gdzieś to,że jedzenie w lodówce mogło się zepsuć, ale Johny miał przestać oglądać telewizje, tylko zając się czymś pożytecznym. Z dołu dało się słyszeć tylko  jego krzyk, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odebrałam Bryana z szkoły tanecznej i odwiozłam do domu, droga w obie strony zajęła mi 45 minut, zostało mi tylko 15 minut do spotkania z Michaelem. Mógł być zły na mnie,że nie powiedziałam mu o tym,że się spóźnię. Wysadziłam Bryana pod naszym blokiem.
- Mamo, gdzie jedziesz? - Zapytał mnie mój syn, nie mogłem mu powiedzieć o tym,że jadę do Michaela, powiedzieć mu o ciąży.
- Muszę jechać do gabinetu, wrócę późno nie czekaj za mną.
- Dobrze mamo.
- Masz moje klucze, gdyby Johnego nie było w domu. - Dałam mu mój komplet kluczy do domu.
- Tylko nie zgub, bo ja nie wejdę. - Owszem miałam zapasowe klucze, ale wolałam mieć pewność,że mam klucze.
- Ok. Pa mamo.
- Pa kochanie. - Wysłałam mu buziaka i pomachałam. Pojechałam w stronę hotelu. Z oddali widziałam auto, które jechało za mną od bloku, jednak olałam to. Wysiadłam z auta i pokierowałam się do wejścia hotelu. Wpadłam w czyjeś ręce.
- Przepraszam. - Powiedziałam, chciałam ominąć tego mężczyznę, po chwili zobaczyłam że to tak naprawdę Michael. Był w przebraniu.
- Cześć Mike. - Powiedziałam, otulił mnie w talii i wbił się w moje usta. Odpowiedziałam mu kolejnym pocałunkiem.
- Chodźmy do pokoju.
- Ok. - Dałam mu rękę i poszliśmy do windy, którą wyjechaliśmy na piętro gdzie był nasz pokój. Weszliśmy do niego.
- To jaki to powód tego ważnego przyjazdu?
- Jestem w ciąży.
- Możesz powtórzyć?
- Jestem w ciąży!! - Krzyknęłam.
- Tak. - Michael pobiegł do mnie i przytulił mnie mocno.
- Byłaś już u ginekologa, który to miesiąc?
- Spaliśmy 6  tygodni temu, mam takie same dolegliwości jak przy pierwszej ciąży.
-Tak, bardzo się cieszę. Oglądamy bajki, poproszę o czekoladę.
-No dobrze.  - Michael wybrał jakąś kreskówkę z Disney'a którą oglądałam z uśmiechem na ustach. Przyszła nasza czekolada, którą tak bardzo kochałam. Minęły 2 godziny. Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie, na telewizorze leciał "Kopciuszek" z 1950 roku.
- Wybrałam już imię dla naszego bobasa.
- O jakie? - Chciałam chodzić z ta tajemnicą aż do porodu, ponieważ chciałam żeby to była tajemnica.
- Nie mogę ci teraz powiedzieć, później się dowiesz.
- Kiedy?
- Gdy będziesz przecinać pępowinę.
- Nasze dziecko będzie się wychowywać z matką. Złota brama Neverland będzie dla ciebie zawsze otwarta.
- Dziękuję. - Pocałowałam Michaela w usta. Spojrzałam na zegar, była 22:30.
- Michael, muszę jechać już  do domu do Bryan.
- Jasne.
- Na razie.
- Do zobaczenia. - pożegnałam się z Michaelem. Wyszłam z hotelu kierując się do mojego samochodu.
Bałam się strasznie powiedzieć mojemu narzeczonemu o ciąży, mógł wpaść przecież w furie na wieść, że go zdradziłam. Ale z drugiej strony gdybym mu nie powiedziała, to by i tak odkrył że mój brzuch z dnia na dzień rośnie. Ciąży w 3 trymestrze nie jest łatwo zatuszować. Tłumaczenia, że za dużo zjadłam by się nie sprawdziły. Nie uprawiałam z nim seksu od tak dawna, że od razu by się domyślił o zdradzie z mojej strony. Za kilka miałam stanąć na ślubnym kobiercu, a tu dziecko w drodze w dodatku Michaela. To było nie do przełknięcia. Weszłam po cichu do mojego mieszkania, była godzina  23:00, Bryan spał. Jednak Johny był jeszcze na nogach, siedział w fotelu odwrócony do mnie tyłem.
- Johny? - Spytałam się mu, ten w sekundzie obrócił się do mnie, widziałam, że było w nim  tyle gniewu. Nigdy nie widziałam go tak złego jak wtedy.
- Ty kurwo, dziwko myślałaś, że to nigdy nie wyjdzie na jaw, że się puszczasz za moimi plecami.
- O co ci chodzi? - Chciałam udawać niewinną, ale to na niego nie działało.
- Ty się mnie jeszcze pytasz. Widziałem Cię, jak z tym frajerem Jacksonem lizałaś się pod jakimś hotelem. -   A jednak nie miałam już żadnych argumentów by mu wmówić że jestem wierna i tak dalej. Mój narzeczony wstał z fotela i podszedł do mnie z całej siły w twarz, przez co upadłam na podłogę rozcinając sobie łuk brwiowy. Rozpłakałam się,ale to jego nie ruszyło. W jego oczach widziałam chęć dania mi kary za zdradę, bardzo surowej kary cielesnej.
- Teraz nie ma co się mazać, było myśleć co się robi kurwa wcześniej. - Pociągnął mnie mocno za moje kręcone włosy, ustawiając mnie do pozycji stojącej. Popchnął mnie na ścianę, w tamtym momencie tak mnie zaczął boleć brzuch, że zaczęłam się bać o to, że zrobił coś mojemu nie narodzonemu dziecku.
- Johny zostaw mnie proszę, jestem w ciąży.
- Z Jacksonem, to nie mój gówniarz i nie moja sprawa. Prawda. - Kopnął mnie w brzuch tak mocno, aż pomyślałam,że skoro mnie tak pobił to za chwile dokończy dzieło zabijając mnie czymś ostrym.
- Ty szmato, ja chciałem się ożenić, a ty mi przed ślubem przyprawiasz rogi, mnie się nie zdradza. - mnie jeszcze z kilka razy w brzuch, strasznie mnie bolało. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Gdy już skończył, oddalił się od mnie. Ubrał kurtkę i buty, po czym.
- Biorę twoją kartkę kredytową. - wyszedł znowu chlać i bawić się za nie swoje pieniądze. Zostawił mnie samą na pastwę losu, Bryan spał, ale bałam się że mógł słyszeć to i bał się wyjść. Skręcałam się z bólu. To było nie do wytrzymania. Leżałam tak pod tą ścianą, czekając na śmierć. Ostatkiem sił zobaczyłam mojego syna, który ze łzami w oczach bieg do mnie.
- Mamo, mamusiu co ci? - panikował, ja bym na jego miejscu też panikowała, gdyby moją mamę tak pobili.
- Nic mi nie jest. - Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam, nie miałam. Zobaczyłam, że wokół mnie leży wielka plama krwi, która lała się z mojego łona. Nagle zrobiło mi się słabo, zamknęłam oczy i straciłam przytomność.

***************
Cały czas wtedy nie docierało do mnie, że zostanę wkrótce  tatą. To uczucie było niesamowite. Nie miałem w planach wybierać imienia dla mojego dziecka, ponieważ widziałem, że jakiejkolwiek imię wybrała by Isa dla niego lub jej to było by to najpiękniejsze imię na całym świecie bo nosił by je mały Jackson. Zdążyłem przyjechać już z hotelu do domu. Czułem w duchu, że coś złego działo się z Isą, ponieważ miała zadzwonić gdy tylko przyjedzie do domu, jednak nie zadzwoniła. Myślałem, że to przez ciążę stała się senna, położyła się i zapomniała zadzwonić. Martwiłem się o nią i dziecko. Gdyby ten jej niby narzeczony zrobił im coś to bym go zabił. Raz przecież uderzył już Isę, nikt by nie przeczuwał, że zrobi to jeszcze raz. Przebrałem się w moją piżamę, miałem się już kłaść do łóżka, ale przed pójściem spać musiałem iść do pokoju .mojego dziecka. Cieszyłem się, że  za 9 miesięcy w tym pokoju będzie rządziła radość z bycia ojcem. Nagle usłyszałem dźwięk dobierający z mojej sypialni. Odebrałem, sądziłem że to dzwoni Isa.
- Słucham. - Powiedziałem delikatnie, w słuchawce usłyszałem szloch, tylko że to nie był płacz Isabelle, tylko Bryana, przeraziło mnie to.
- Michael... ratuj ją.... ona się nie rusza. - Mały panikował, mówił tak szybko, że nie mogłem go zrozumieć.
- Bryan, uspokój się i powiedz dokładnie co się stało.
- Johny zrobił krzywdę mamie.
 - Boże, co się stało?
- No bo on bił mamę i nazywał ją brzydko i wyszedł gdzieś teraz.
- Gdzie jest teraz mama?
- Leży pod ścianą i się rusza.
- Bryan posłuchaj mnie uważnie. Zadzwoń po pogotowie, ja za chwile będę u was, zabiorę cię na noc do Neverland, nie pozwolę abyś był z nim w domu.
- Dobrze. - Mały się rozłączył. Natychmiast się ubrałem. Zbiegłem na dół po kluczyki, minąłem po drodze moich ochroniarzy Miko i Willa.
- Jackson, gdzie spieszysz o 12 w nocy bez przebrania? - Nie miałem ochoty im wszystkiego tłumaczyć, po prostu wyminąłem ich i wyszedłem z domu. To było nieodpowiedzialne z mojej strony,  bo dopiero co udało mi się wyjść ze skandalu z molestowaniem, a ktoś mógł by  mnie zobaczyć i stworzyć kolejną nieprawdziwą plotkę. Zabrałem moją czarną hondę i wyjechałem z rancha, chciałem być jak najszybciej w mieszkaniu Isy. Jechałem chyba z 100 na godzinę. Dzięki Bogu, że nie spotkałem patrolu policji, ani żaden fotoradar nie zrobił mi zdjęcia, a gdyby nawet, to mandat za szybką jazdę nie był wtedy moim największym problemem. W Los Angeles nie było wielkich korków, więc w ciągu kilku minut byłem już na miejscu. Z siłą światła wbiegłem na piętro na którym mieszkała matka mojego dziecka. Przyjechałem przed karetką. Zadzwoniłem kilka razy do drzwi, najchętniej wyważył bym je, aby jak najszybciej się do niej dostać. Bryan otworzył mi drzwi. Pobiegłem do salonu, gdzie zobaczyłem jeden z najgorszych widoków w moim życiu, Isa leżała nieprzytomna na podłodze była cała poobijana.
- Isa, powiedz coś do mnie. Halo - Otworzyła oczy na moment. Chciała dotknąć mojej twarzy, lecz ból jej nie pozwolił na to.
- Ałaaa, co się stało? - nie pamiętała tego co się wydarzyło, fakt iż mogła stracić pamięć przez pobicie był zły, bardzo zły.
- Johny ci zrobił krzywdę.
- Michael dobrze, że jesteś. - Złapała się za brzuch, spojrzałem na dolną część jej ciała, było tam pełno krwi.
- Karetka jest już w drodze. - Straciła znów przytomność, było gorzej, ponieważ przestała oddychać.
- Isa kochanie, nie rób mi go tego. - Moja twarz zaszła łzami. Myślałem, że to koniec, że nie zobaczę już jej nigdy.
***********
I jak? Nie rzucacie na mnie teraz czaru żadnego czaru? Wiem,że denerwuje was Johny, mnie tez strasznie denerwował jak to pisałam. Takich to trzeba na drzewach wieszać. Popłakałam się aż,że nie mogłam tego wstawić wczoraj jak było to zaplanowane. Mówi się trudno, nie pykło. Z ogłoszeń parafialnych, kiedy następna część? Tak sobie pomyślałam,że ostatnią już niestety część miniaturki wstawię 24 sierpnia, jak wszystko pójdzie oczywiście po mojej myśli. Wyraźcie w komach, swoją opinie, ponieważ będzie mi przykro jak nie będę miała żadnych komów.  Przepraszam was za wszystkie błędy, które zrobiłam, a ich nie zobaczyłam.
Pozdrawiam <3
* już za 5 dni [*]

poniedziałek, 12 czerwca 2017

She's Out Of My Life - Rozdział 30

Hejka!
Wracam po przerwie. Wiem trochę mnie tu nie było,ale w ciągu tych kilku tygodni przeżyłam wyprowadzkę, musiałam na koniec roku poprawić oceny *wiadomo cały rok śpię, w czerwcu się dopiero budzę do nauki*, wycieczkę szkolną, w Pradze spotkałam figurę woskową Michaela. Więc się trochę działo.Idą wakacje i  robię wielki comeback do pisania. Ta notka nie jest najlepszą jaką wypuszczam, 4 liter nie urywa, ale mam nadzieje,że się spodoba.Proszę was o komentarze,które motywują. Zapraszam do czytania.



***********
Nadal znajdowaliśmy się na terenie ogrodu. Było zimno, ciemno, a i komary również dawały o sobie znać. Ciekawiło mnie bardzo, co chciał mi powiedzieć, bałam się tego, ta rzecz mogła stać się czymś co odbije się na mojej psychice i pozostanie w moim życiu na zawsze. Czułam się tak źle, chwila jeszcze by wystarczyła do tego bym pod wpływem tych wszystkich emocji, które się we mnie mieszały straciła przytomność.
- Denerwujesz się. - Wziął moją dłoń w swoją. Cała się trzęsłam.
- Nie, ani trochę. - Skłamałam, po minie Michaela można było szybko wywnioskować że on wie, okłamuję.
- Widzę, że kłamiesz. Jesteś blada, trzęsą ci się ręce.
- Wydaję ci się. Przestań, przesadzasz.
- Przesadzanie jest częścią miłości. Mam się o kogo martwić. - Przyciągnął mnie do siebie.
- Jestem do twojej dyspozycji. - Powiedziałam. Uśmiechnął się szczerze, jego uśmiech miał tyle szczęścia w sobie, nie był w żaden sposób sztuczny. Miał tyle szczęścia w sobie. Powiedziałam bym nawet, że jego uśmiech jest najpiękniejszy na świecie.
- Jak ja Cię strasznie kocham.
- Ja Ciebie też. - Wbił się w moje usta, czułam jego perfumy, od których kręciło mi się w głowie. Odwzajemniałam jego czułe pocałunki.
- Mam dla ciebie prezent. - Puścił mnie z swoich objęć.
- Michael to ty masz dziś urodziny.
- Moje urodzony się nie liczą, liczysz się tylko ty. - Patrzyłam na Michaela,który wyciągał z swojej collage'owej bluzy jakieś pudełko. Uklęknął na jedno kolano, ukazując mi piękny pierścionek. Nie docierało do mnie to co się dzieje wokół mnie.
- Scarlett Swift, wiesz że Cię najmocniej na całym świecie kocham i jesteś zaraz po Paris i mojej matce najważniejszą kobietą w moim życiu. Chcę się codziennie kłaść i zasypiać przy tobie w łóżku do końca moich dni. Chcę byś była matką moich dzieci. Jeżeli się zgodzisz będziesz  najbardziej rozpieszczoną kobietą w całej galaktyce. Zostaniesz moja żoną? - Byłam w niemałym szoku, nigdy nie myślałam o tym jak oświadczy mi się Michael. Patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczyma. Był tak samo zdenerwowany jak ja. Gdybym odrzuciła jego oświadczyny to nasza relacja by osłabła i można by było liczyć dni, aż w końcu Michael by się ze mną rozstał.
- Możesz powtórzyć? - Powiedziałam szeptem, musiałam to usłyszeć jeszcze raz z jego ust.
- Zostaniesz moją panią Jackson? - W moich oczach powstały łzy, nie chciałam żeby Michael je widział.
 - Zgadzam się. - W oczach mojego ukochanego pojawił się jakiś blask. Na jego ustach utworzył się uśmiech, jeszcze bardziej piękniejszy od poprzednika. Wstał i założył mi piękny pierścionek na serdeczny palec.
- Jest piękny. - Powiedziałam ze wzruszeniem.
- Tak jak jego właścicielka. - Przytuliłam się do niego. Otulił mnie w pasie, stykaliśmy się nosami, nasze twarzy dzieliło kilka milimetrów.
- I co teraz? - Zapytałam z zaciekawieniem.
- Teraz powinienem Cię pocałować i powiedzieć jak bardzo Cię kocham. - Chciał mnie pocałować. Jednak ja wyciągnęłam palec nie pozwalając mu mnie pocałować. Otworzył oczy, które miał zamknięte i mruknął ze zdziwieniem.
- Kocham Cię najmocniej we wszechświecie,nie przez grubość portfela ani wygląd, tylko za to jakim jesteś człowiek. Kocham Cię jako fanka i jako część twojego świata. A teraz możesz mnie pocałować. - Michael złączył nasze usta w gorącym, namiętnym pocałunku. Pierwszym narzeczeńskim pocałunku.
- Smakujesz jak truskawki. -Powiedział Michael.
- To wszystko wina szminki. - Pozostaliśmy w czułym uścisku. O tej porze temperatura na dworze była niska, ale ja byłam w uścisku Michaela i nie było mi w żaden sposób zimno, można by nawet powiedzieć że przy nim było mi gorąco.
-Czyli nie mam żałować ci pieniędzy na kosmetyki, dla takich pocałunków. - Powrócił do mnie ten ból głowy, który chodził za mną od rana.
- Możemy wracać do hotelu, źle się czuję.
-Tak. - Wzięłam dłoń Michaela i skierowaliśmy się do bramy ogrodu. Podczas powrotu strasznie rozbolał mnie brzuch. Ten ból się nie równał z tym, który dopadł mnie po przyjeździe do Japonii i spowodował iż Michael zwiał z spotkania.
Weszliśmy do pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko, skręcając się z bólu.
- Może będzie lepiej, jeśli wezwę mojego lekarza do Ciebie, martwię się.
- Nie.
- Dzwonię po lekarza.
- Michael, nie!!! - Krzyknęłam na niego.
- A co jak to jest coś poważnego? - Obawiał się o mnie i o moje zdrowie.
- Wytrzymam do rana. Przestań panikować.
- Nie panikuje.
- A właśnie że panikujesz. Ała.. - Ból był straszny, miałam wrażenie że za chwile stracę przytomność przez to wszystko. -Pójdę po jakieś proszki, wytrzymaj jeszcze chwilę, błagam. -Michael poszedł po jakieś tabletki,które i tak by mi nie pomogły, pogorszyło by mi się jeszcze po nich.
Noc nie minęła mi za dobrze, oprócz bólu głowy do parady choroby dołączyły wysoka temperatura,kaszel,katar oraz ból gardła, który ani nie chwile nie chciał ustąpić. Udało mi się zasnąć
dopiero o 4 nad ranem. Obudziły mnie czyjeś dłonie głaskające mnie czule po gorącym policzku.  Otworzyłam oczy i popatrzyłam chwile patrząc na niego.
- Zniszczyłam twoje urodziny.
- Nie zniszczyłaś niczego, kotku. To choroba, nie twoja wina.- Michael położy swoją rękę na moim czole. Pomyślałam sobie,że jak za chwilę nie zabierze tej łapy, to będzie miał za chwile złamaną.
- Co ty robisz? - zabrałam dłoń mojego narzeczonego z mojej twarzy.
- Sprawdzam tylko, czy nadal masz gorączkę.
- Głowa mnie boli.
- O 10 przyjedzie doktor Jones, żeby Cię zbadać.
- Michael, wczoraj nie zrozumiałeś, że nie chcę widzieć żadnego lekarza.
- Scarlett jesteś nie odpowiedziała. - jeszcze mnie się czepia.
- Nic mi nie jest, to tylko przeziębienie.
- Od przeziębienia się zaczyna. Musi Cię obejrzeć lekarz.
- Dobra obejrzy mnie, ale przestań marudzić.
- Nie denerwuj się. - Zaczął całować moją szyję, było to przyjemne, ale nie mogło potrwać długo.
- Michael, nie całuj mnie bo przeziębienia przed trasą dostaniesz od mnie.
- Od Ciebie mógł bym nawet śmiercionośnego wirusa złapać.
- Na pewno.
- Nie długo zostaniesz moją żoną, będę dbał o Ciebie jak nikt inny nie dbał.
- Nie wiem, czy ten ślub nie za szybko?
- Dlaczego?
- Wiesz wolę spędzić jeszcze trochę czasu jako panna. Zawsze może coś się stać.
- Tak Cię kocham,że mógł bym teraz sprowadzić urzędnika, który by nam udzielił ślubu. To nie jest żaden problem.
- Chciałabym jeszcze chwilę z tym poczekać. Ty wyjeżdżasz nie długo w trasę,  nie będzie Cię w domu, a ja potrzebuje bliskości.
- Ale ja trasę zakończę trasę dopiero na początku '89.
- I co z tego? Poczekam na ciebie.
- Chcę być gotowa na ten dzień. - Michael wstał, miałam nadzieję, że moje słowa go nie zraniły. Ale taka była prawda, ja chciałam żeby dzień w którym nałożę obrączkę na palec mojego narzeczonego był wyjątkowy. A nie zrobiony na szybko i żeby nikt nie widział o tym. Zobaczyłam na zegarek znajdujący się na ścianie,który wskazywał godzinę 8 rano. Przeleżałam jeszcze z 2 godziny w łóżku. Myślałam cały o mojej Paris i jej matce. Czy wszystko jest z nią w porządku?
Czy ta wariatka jej nigdzie nie wywiozła za granicę? Co teraz robi? Nareszcie przyszedł do naszego pokoju lekarz,który miał stwierdzić co mi dolega.
- Scarlett to doktor Jones, zbada Cię. - staruszek uśmiechnął się do mnie jakbym była przedszkolak,który przyszedł na bilans.
- Proszę się nie denerwować, zrobimy wszystko szybko i dokładnie. - po raz kolejny uśmiechnął się. Uśmiechnęłam się również, słabo ale można to uznać za uśmiech.
- Panie Jackson, dla dobra pacjentki, niech Pan wyjdzie.
- Już znikam.
- Michael stój. - Powiedziałam do niego, ten zatrzymał się przy wyjściu z pokoju.
- Niech mój narzeczony, tu będzie ze mną. Jego obecność sprawi że poczuje się może trochę lepiej.
- No dobrze, ale proszę nie przeszkadzać. - powiedział lekarz. Odsłoniłam brzuch, który dotknął starszy mężczyzna. Zasyczałam z bólu.
- Podejrzewam zapalenie wyrostka robaczkowego. - przeraziłam się, myślałam że zostało mi tylko kilka tygodni życia.
- Czy to poważne? - Zapytał Michael.
- Otóż pańska ukochana musi natychmiast wrócić do Stanów - super, zepsułam wyjazd.
- Nie można leczyć jej tutaj? - Michael zamartwiał się o moje zdrowie.
-Panie Jackson, tu nie ma leków które pani Scarlett będzie musiała zażywać. A bez nich może dojść do przeziębienia organizmu, a w najgorszym przypadku nawet do nagłego zatrzymania krążenia i śmierci.
- Ale nic się nie stanie mi? - zapytałam, nie chciałam jeszcze umierać. Miałam dla kogo żyć i moje odejście z tego padołu było by jak ucieczka od Michaela i wszystkich ważnych dla mnie ludzi, a to by mnie najbardziej bolało. On znów byłby nieszczęśliwy.
- Miejmy nadzieje -Doktor Jones uśmiechnął się do mnie.
- Będzie miała pani na czas choroby problemy z poruszaniem się. Chodzenie będzie powodować piekielny ból.
- Przejdzie mi to?
- Tak, jak najbardziej. Zapisuje antybiotyki, proszę je codziennie brać 3 razy dziennie. To na tyle. -  Lekarz skończył mnie badać,pożegnał się z nami zostawiając nas samych. Winiłam się za to że znów pokrzyżowałam plany mojego narzeczonego.

***********
Ona przyjęła moje oświadczyny. Byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, ale jednak nieszczęśliwy też byłem. Czemu nieszczęśliwy? Martwiłem się o zdrowie Scarlett. Widziałem, że cierpi ale nie chcę się do tego przyznać. To nie było zwykle
przeziębienie. Byliśmy sami w pokoju, gdy lekarz skończył badać nie narzeczoną.
- Przepraszam, zniszczyłam ci wyjazd. - głaskałem ją po policzku.
- Nie zniszczyłaś niczego. Wrócę z Tobą do Ameryki.
- Michael zostań tutaj, masz przecież sprawy związane z trasą. A trasa jest ważniejsza od mnie.
- Nie jest ważniejsza od Ciebie, gdybym chciał to bym wcale nigdzie nie wyjeżdżał, tylko na wieki został przy twoim boku.
- Mówisz tylko tak.
- Na prawdę. - Patrzyłem w jej niebiesko zielone oczy, zupełnie zastrzygliśmy w ciszy. Zbliżyliśmy nasze twarze i zatopiłem się w jej ustach. Nie mogłem się od niej oderwać, ani na sekundę, była jak magnez, który przyciągał mężczyzn, a szczególnie jednego, czyli jednym słowem mnie.
- Muszę iść do Franka, powiedzieć,że dziś wylatujemy. Może być głośno więc zatkaj uszy.
- Michael  przeproś go od mnie.
- Za co? Za to,ze cię kocham i nie pozwolę na to,abyś musiała lecieć do USA. - nie słuchając Scarlett wyszedłem z pokoju i skierowałem się w kierunku pokoju mojego menadżera. Frank mieszkał 2 piętra nad mną, a winda była zepsuta więc musiałem iść długim korytarzem, a później schodami. Minąłem kilka pokojówek, które śliniły się na mój widok. Były nawet ładne.
- Cześć Michael. - powiedziała jedna z nich.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się i puściłem oczko do niej, na twarzy Japonki pojawił się wielki rumieniec. Nie żebym ją podrywał czy coś, ale chciałem być po prostu miły. Scarlett widząc tą sytuacje zrobiła by się czerwona jak cegła i by wybuchła. Wreszcie dotarłem pod drzwi pokoju Franka DiLeo i zapukałem. Po chwili oczekiwania, ujrzałem jego uśmiechniętą twarz.
- Witaj Michael.
- Cześć Frank musimy porozmawiać.
- Zapraszam cię do środka. - mężczyzna wpuścił mnie do środka.
- W jakiej sprawie przychodzisz do mnie mój cudowny chłopcze. - Mógł sobie darować.
- Muszę wrócić natychmiast do USA. - z twarzy DiLeo znikł uśmiech, gdy tylko to powiedziałem.
- Ale jak to wracać?! Co ze spotkaniem? Z którego w dodatku uciekłeś.
- Nie wiem. Mam gdzieś trasę.
- Jak to gdzieś? Wiesz ile pieniędzy i czasu zmarnowali ci ludzie?! A ty teraz sobie mówisz,że masz gdzieś trasę.
- Scarlett jest chora muszę z nią lecieć do Stanów i... - Nie skończyłem  bo Frank mi wszedł w zdanie.
- Guzik mnie to obchodzi, ci ludzie chcą rozmawiać tylko i wyłącznie z Tobą kochasiu. Bez ciebie nic nie zrobimy.
- Zrozum, jeśli ona nie poleci do Ameryki w najbliższym czasie, to może nawet umrzeć! Nie chcę być znów sam, znalazłem wreszcie idealną kobietę na całe życie, nie wyobrażam sobie życia bez niej! Jeśli ona umrze, kończę ze śpiewaniem i tańczeniem, rzucam to wszystko i będę żyć jak normalny niezależny człowiek. Frank, jeśli ty masz wywierać na mnie taką presję to obawiam się,że niedługo będziemy musieli się pożegnać! - nie chciałem krzyczeć na Franka. Musiałem dać mu takie ultimatum, nie może być tak,że na pierwszym miejscu jest muzyka, a na drugim dopiero rodzina i sprawy prywatne. Z muzyką nie założy bym rodziny, nie miał bym z nią dzieci. Przecież ona nie istnieje fizycznie. Owszem muzyka jest częścią mnie i mojego życia, ale nie jest tak ważna jak choćby Paris czy Scarlett.
-  Oh, a co jej takiego jest? - Frank się zmartwił.
- Ma zapalenie wyrostka robaczkowego, lekarz powiedział,że tu nie dostaniemy antybiotyków na to i musimy lecieć do domu. Z twoją zgodą lub bez twojej zgody lecę do domu.
- Dobra leć, ale bądź proszę na telefonie, wytłumaczę im,że z powodów musiałeś lecieć do domu.
- Jasne. -  Wyszedłem z pokoju mojego menadżera i w szybkością światła znalazłem się na piętrze gdzie znajdował się mój apartament. Wszedłem do pomieszczenia, w którym zobaczyłem Scarlett czytającą jakieś czasopismo dla nastolatek ze mną na  okładce. Podszedłem do niej znienacka  i zabrałem jej gazetkę.
- Oddaj to! - krzyknęła na mnie
 - Oczom nie wierze ty stara panna "Bravo" czytasz.
- Michael, za chwilę wstanę i podejdę tam do Ciebie, a to nie będzie przyjemne - Odwróciłem na stronę główną, gdzie było moje zdjęcie z Musclesem  z sesji zdjęciowej  z 1984 roku. Nie dało się nie zauważyć czerwonych śladów od szminki na mojej twarzy.
- Co to? Szminka na okładce, zdradzasz mnie z gazetą - zacząłem przeglądać czasopismo.
- Patrz na datę. - spojrzałem, 30.01.1984 jednak to nie usprawiedliwiało zachowania mojej
narzeczonej.
- No i co z tego?
- Nie mogłam cię wtedy zdradzać, bo nie byliśmy jeszcze razem.
- Pff, też mi usprawiedliwienie.
- Oddaj mi tą gazetkę Michael. Proszę.
- Nie. - zacząłem ją powtórne oglądać. Scarlett na ten widok wybuchła śmiechem.
- Głupek.
- Ty mi o tym nie musisz przypominać. Dziękuje za komplement.
- To nie był komplement.
- A właśnie,że tak. - oddałem jej tą jej gazetkę i zacząłem pakować nie wielkie ilości ubrań, które Scarlett wyciągnęła z walizki przez ten 1 dzień.  Scarlett pomimo bólu wywołanego przez zapalenie wyrostka zdołała się ubrać. Byłem już gotowy do drogi. Podszedłem do łóżka,aby pomóc wstać Scarlett.
- Ałłaaa. Michael, ja nigdzie nie pójdę.  - pierwszy krok spowodował ból. Musiałem coś wymyślić , aby przetransportować Scarlett. Wziąłem ją na swoje ręce, była lekka jak piórko.
- Mogłeś powiedzieć Billowi,żeby on mnie poniósł. Będziesz marudził jak się zmęczysz,że plecy Cię biorą.
- Bill jest twoim narzeczonym.
- Muszę się zastanowić. Chyba nie.
- No i masz odpowiedź. - Scarlett dała mi buziaka krótkiego w usta. Wyszedłem z nią w pokoju, któryś z moich ludzi wyniósł z pokoju nasze walizki. Mieszkałem na 25 piętrze, a jedna winda była tylko czynna i zapełniona po brzegi, więc wybrałem pójście schodami. W ciągu kilku minut byłem już na dole. Przedarłem się z moimi ochroniarzami przez tłum  wsiadłem  z nią do samochodu. Jazda autem na lotnisko zajęła kilkanaście minut. Mój samolot był już podstawiony, więc szybko przeszliśmy przez budynek i wsiedliśmy do samolotu. Lot do Ameryki z Japonii zwykle zajmuje 5 godzin.

Od 2 godzin siedzieliśmy w szybowcu, lecieliśmy nad oceanem Spokojnym. Nagle zadzwonił telefon Scarlett. Moja ukochana odebrała go.
- Tak, nasz wypad nie wypali. Nie mówiłam nic Michaelowi. Tak, tak przyprowadzę go o wyznaczonej godzinie... Neverland jest gotowy? Wszystko jest przygotowane? To się uda. Pa, buziaki. - Scarlett rozłączyła się, byłem ciekawy, z kim i o czym rozmawiała.
- Kto to był? - zapytałem.
- Twoja siostra, pytała czy pójdę z nią w przyszłą sobotę na shopping. I nie pójdę.
- O co chodzi z Neverland?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Jeśli to ma być psikus lub jakiś żart roku, to mi na razie do śmiechu nie jest. - Minęły kolejne 3 godziny, byliśmy już w USA. Ja podczas tego czasu cały czas błądziłem w myślach zastanawiając się o co chodzi z moim ranchem.Byliśmy już na lotnisku, nikt nie wiedział,że dziś przylatujemy i szczęście mogliśmy wyjść szybko i dyskretnie  Wysiedliśmy z samolotu,raczej ja wysiadłem nosząc na rekach moją ukochaną Scarlett po tym telefonie była jakaś tajemnicza. Ukrywała coś. Obserwowała mnie swoim przenikliwym wzrokiem, popijając wodę z butelki.
- No proszę powiedz mi, co takiego ukrywasz przed mną?
- Nic. O co Ci chodzi? - Scarlett udawała Greka, pomimo,że ja wiedziałem kiedy ona kłamie. Wsiedliśmy szybko do kolejnego auta i pojechaliśmy do Neverland. Droga zajęła trochę czasu. Mieliśmy cały wieczór i noc dla siebie, bo nie było Paris. Ja oczywiście chciałem spędzić pożytecznie ten wolny czas. Wjechaliśmy na teren posiadłości Scarlett pisała coś na swoim telefonie. Zamyślona wyglądała bardzo słodko. Zabrałem ją powtórnie na ręce i wysiadłem. Był wieczór, około godziny 21. Wszedłem do domu, było ciemno. Myślałem,że to znów bezpiecznik wyskoczył i ktoś za chwilę włączy prąd. Mało brakowało, a w tych ciemnościach zaliczył bym glebę z moją narzeczoną.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! - Prawie zeszedłem na zawał. Moja rodzina zorganizowała dla mnie przyjęcie urodzinowe. To było słodkie i piękne, ponieważ to było takie pierwsze przyjęcie zorganizowane z powodu moich urodzin.
- To właśnie jest ta niespodzianka. - powiedziała Scarlett. Kochałem ją właśnie za to,że umiała dochować tajemnicy, aby wszystko wyszło idealnie.
***********
I jak?
Ps: Zapomniałam wspomnieć,że ostatnio czytałam  książkę Johna Green'a zatytułowaną "Gwiazd naszych wina", widziałam również ekranizację. Polecam, tylko jedno ostrzeżenie, straszny wyciskacz łez, ale i tak polecam lekturę. Za wszystkie błędy was przepraszam.
Zostaw komentarz to motywuje! :)