Hej wszystkim,
Dziękuję za to, że czekaliście cierpliwie. Większość z was ma prawo obrazić się na mnie, za to, że zwlekałam z dodaniem od sierpnia, jest mi naprawdę przykro z tego powodu. Raz nie miałam weny, a dwa nie miałam czasu na bloga, bo jestem pochłonięta nauką. Nie polecam 3 klasy gimnazjum, byle do kwietnia. Ale wracając do miniaturki, dzięki wielkie, że byliście cierpliwi. Ta miniaturka to taki mój spóźniony prezent na Mikołajki. Zapraszam was do przeczytania tych wypocin <3
**********
Obudziła
mnie lampa, która była nad mną i świeciła mi prosto w oczy, do moim nozdrzy
dotarł dobrze znany mi zapach. Byłam w
szpitalu, leżałam na niewygodnym materacu, ale to nie było najgorsze, nie
pamiętałam jak się tam znalazłam. Na moich ustach czułam gorzki posmak krwi.
Myślałam, że spowodowałam wypadek samochodowy. Martwiłam się, że mojemu
Bryanowi mogło się coś stać, lub co gorsze dziecko Michaela było zagrożone lub
nawet umarło. Brzuch mnie strasznie bolał, czułam jakby mi ktoś tam wbił
miliony igieł. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, była godzina 3:20 nad
ranem. Nie miałam pojęcia ile czasu byłam nieprzytomna, czułam się jakbym
przespała kilka lat, a tak naprawdę spałam tylko kilka godzin. Leżałam i moim
jedynym zajęciem było spoglądanie w sufit,
przyznam, że nie było to ciekawym zajęciem, ale tylko to mi zostało, gdyż
każdy wykonywany przez mnie ruch sprawiał, że odczuwałam silny ból. Nie
wiedziałam co się dzieje z Bryanem i gdzie i z kim jest moje dziecko. Cały czas
zadawałam sobie pytanie „Co się stało?”. Nagle do pokoju wszedł dobrze znany mi
człowiek, był to Michael w asyście jakiegoś lekarza. Ucieszył się bardzo, gdy
zobaczył, że się obudziłam.
- Isa ,nareszcie
się obudziłaś ? – Michael podszedł do mojego łóżka i pocałował mnie w czoło, to
było miłe z jego strony. Z jego wzroku dało się odczytać, że był bardzo
zaniepokojony. To właśnie on był przy mnie w najcięższych chwilach zamiast Johny’ego,
chociaż jeśli nie chciało mi się odebrać mojego syna z zajęć to nie mogłam
liczyć na tym, że będzie przy mnie w szpitalu.
- Ile byłam nie przytomna? Jak się tutaj znalazłam? – Od razu
zaczęłam zadawać miliony pytań.
- Spała pani kilka godzin na skutek podania silnych środków
przeciwbólowych. Jak się pani teraz czuję? – Lekarz uśmiechał się do mnie, ale
mi jakoś nie było wtedy do śmiechu.
- Wszystko mnie boli, Panie doktorze co ze mną i moją ciążą?
– Spytałam zaniepokojona, serdeczny uśmiech zszedł z twarzy lekarza. Mogłam się
spodziewać najgorszego, nigdy wcześniej nie czułam takiego strachu jak tamtego
dnia.
- Pani Carter, została Pani pobita. Na wskutek pobicia,
powstał krwotok, który spowodował poronienie. Przykro mi, staraliśmy się
uratować pani ciąże, ale byliśmy bezradni. Jest mi naprawdę bardzo przykro.
Zostawię może państwa teraz samych. –
mężczyzna w podeszłym wieku i w białym fartuchu wyszedł z Sali. Czułam jak moje
serce łamie się na miliony małych kawałków. Czułam pustkę w sobie, straciła coś
co było ważne dla mnie, ale jeszcze bardziej ważne było dla Michaela. On tak
bardzo chciał być ojcem, chciał bym to ja właśnie miała pod swoim sercem nosić
jego syna lub córkę. Byłam w niemałym szoku, po chwili rozpłakałam się. Michael
pierwszy raz widział jak płakałam, zawsze przy nim starałam się być silna.
- Isa, już dobrze uspokój się – Usiadł na łóżku szpitalnym i
przytulił mnie, w jego ramionach, czułam się bezpiecznie tuląc się do niego, jeszcze
bardziej wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
- Nic nie będzie już dobrze! – Domyślałam się, że to mogło
się skończyć tak, a nie inaczej, mogłam w życiu się nie zgadzać na tą ofertę!
- To wszystko twoja wina, wynoś się z stąd! - Krzyczałam jak oszalała. Michael zrobił to
czego zażyczyłam sobie. Nie chciałam tak się na niego wydzierać, to był impuls.
Nie panowałam nad swoimi emocjami. Myślałam, że
po tym wszystkim wymarzę mnie ze swojej pamięci. Nie zdziwiłam bym się, gdyby tak się nie stało.
**********
Byłem wściekły na siebie. Byłem głupi, mogłem ją chronić,
przecież nosiła moje dziecko. Ta noc była jedną z najszczęśliwszych w moim
życiu. Właśnie była, ale w jednej chwili zmieniła się w jeden wielki koszmar, z
którego chciałem się obudzić i o nim zapomnieć jak najszybciej. Miałem ochotę
płakać jak dziecko, ale miałem również w sobie tyle złości by rozszarpać tego
bydlaka, który zrobił jej krzywdę. Pierwszy raz widziałem jak płakała, przecież
powtarzała mi ciągle ,że płacz jest oznaką słabości. Jednak Isa, też jakieś
miała, w końcu nie była robotem, tylko normalnym człowiekiem. Byłem zrozpaczony
czułem jak ponownie ziemia osuwa mi się spod nóg. Znów byłem sam, znów los się
zabawił moim życiem. Wyszedłem z Sali szpitalnej, na korytarzu czekał Bryan,
był tak samo przerażony stanem zdrowia swojej matki jak ja. Widział jak jego
matka była bita i nic nie mógł z tym zrobić, miał przecież dopiero 10 lat,
takie dziecko nie dało by rady samo zlać dorosłego gościa. Dzieci w jego wieku
nie powinny oglądać takich rzeczy. Usiadłem koło niego na krześle.
- Jak tam? – spytałem chłopca.
- Co z mamą? Mogę do niej wejść? – Małemu bardzo na tym
zależało, lecz ja nie mogłem pozwolić na to, żeby oglądał jak jego matka leży
tam i płacze. Ona potrzebowała trochę pobyć sama. Taka oaza spokoju jak Isa,
zwykle nie podnosiła głosu, ale musiała być nieźle zdołowana, że kazała mi
wyjść.
- Wiesz, mama musi pobyć teraz sama. Masz zamiar tu zostać?
- Tak, chcę być blisko mamy.
- Masz dopiero 10 lat, nie możesz siedzieć na tym korytarzu
sam jak palec.
- Nie jestem sam, jest mama i ty Michael jesteś ze mną.
- Bryan zabieram Cię do Neverlandu na kilka dni, aż mama nie
poczuje się lepiej.
- Applehead nie denerwuj się, stary jesteś, denerwujesz się,
a to może to ci tylko zaszkodzić – Przegiął i to nieźle. Nie wyglądałem jeszcze
tak staro by wypominać mi mój wiek.
- Mam 35 lat mój kochany.
- A ja 10 i jestem już mężczyzną, więc mogę zostać tu sam.
- Ok, odmówisz sobie ciastek z czekoladą, kakao z piankami,
całego zoo i wesołego miasteczka? – Musiałem koniecznie go przekonać by poszedł
ze mną. Bryan nie był winny temu wszystkiemu, ale to on cierpiał najbardziej. Starałem
się zachować dobrą minę do złej gry, nie okazywałem po sobie tego, że spotkała
mnie ogromna tragedia, choć w środku chciało mi się wyć ze smutku.
- Nigdy w życiu.
- To chodź, jest 3 w nocy, a dawno jest już po wieczorynce. –
Wyszedłem z synem Isy z szpitala i poszedłem po auto, którym przyjechałem z
Bryanem. Mały chciał koniecznie siedzieć z przodu.
- Mike, proszę.
- Bryan, dla bezpieczeństwa usiądź z tyłu. Co jeśli złapię
nas policja?
- Jestem duży i mogę siedzieć z przodu.
- No dobrze, ale to ty będziesz się tłumaczyć mój drogi.
- Ależ oczywiście Appleheadzie. – Bryan usiadł z przodu,
zapiął pasy i odjechaliśmy z parkingu, który o tej godzinie był opustoszały.
Chłopak był tak śpiący, że uciął sobie drzemkę w aucie. Był zmęczony fizyczne,
jak i psychicznie. Koło 4:30 byliśmy na miejscu, Bryan spał tak słodko, że aż
szkoda było mi go wyciągać z pojazdu. Patrzyłem na niego przez chwilę, chciałem
mieć takiego syna jak on. Czułem się jakbym był ojcem Bryana, ale prawda jest
bardzo brutalna, ponieważ chłopak był tak naprawdę obcym dzieckiem dla mnie.
- Bryan, jesteśmy w
Neverland – Szturchnąłem go, małemu nie chciało się opuszczać wygodnego fotela
samochodowego, ale czym był najzwyklejszy fotel samochodowy jeżeli w domu czekało na niego
wielkie i wygodne łóżko. Wstał bez żadnego słowa, po wejściu do domu poprosiłem
kogoś z mojej służby, aby pościelił łóżko dla Bryana. Gdy łóżko było już
pościelone syn Isy poszedł ponownie spać.
- Dobranoc. Kolorowych snów.
- Dobranoc – Bryan zamknął się w pokoju i udał się do krainy
snów, gdzie wszystko ma dobry początek i koniec, ja za to wróciłem do swojej
sypialni. Zamknąłem za sobą drzwi i rozpłakałem się, nadal przeżywałem to co
się wydarzyło tej nocy. Jeszcze wieczorem cieszyłem się ,że będę tatą, ale w
jednej chwili to pękło jak bańka mydlana. Wyjąłem z mojej szafki butelkę
whisky nalałem je do szklanki, chociaż i
tak wiedziałem, że alkohol nie ukoi moich smutków, tylko je jeszcze bardziej
pogłębi. Rzuciłem się na moje łózko, zabrałem poduszkę i zacząłem płakać. Ktoś
by powiedział, że zachowywałem się jak dziewczyna, którą rzucił chłopak, ale
byłem bezsilny, los zabrał mi najważniejszą osobę, co prawda wielkości ziarnka
pszenicy, ale jedną z najważniejszych w moim życiu. Nie zmrużyłem ani razu, nie
potrafiłem. Resztę tamtej nocy spędziłem na rozmyślaniu o Isie i wszystkim co
mnie otaczało. Była jedna osoba na tym świecie, której mógłbym się zwierzyć,
ale nie byłem pewny czy na przykład nie pójdzie do jakiegoś magazynu i nie poda
tego. Po oskarżeniach o molestowanie stałem się bardzo nieufny, nie mogłem
nikomu się zwierzyć bo bałem się, że ten „prawdziwy przyjaciel” zachowa się jak
prawdziwa hiena cmentarna i poda wszystkie moje tajemnice mediom. Prawdziwych
przyjaciół miałem nie wielu, mogłem ich policzyć na palcach jednej ręki, po tym
wszystkim co mnie spotkało większość z nich się od mnie odsunęła. Kto w końcu
chciał się zadawać z Jacksonem pedofilem? W głowie rodziły mi już się nagłówki
tych wszystkich gazet „Wacko Jacko zapłodnił swoją psycholog”, bałem się tego,
ale nie mogłem dusić tego w sobie. Gdzieś w szufladzie miałem numer do Lisy
Marie Presley, tak córki Elvisa Presleya. Tylko ona i Isa rozumiały mnie tak
naprawdę, mogłem na niej naprawdę polegać. Miałem wrażenie, że ona za mną rzuciła
się by w ogień, ale z resztą ja za nią również. Zrobiłem naprawdę wielki
bałagan wyrzucając z szuflady biurka te wszystkie kartki, ale w końcu znalazłem
jej numer. Była godzina 8 i obawiałem się, że może jeszcze spać, ale nie
zawahałem się wykręcić numeru do niej.
- Halo – po chwili oczekiwania usłyszałem ten słodki głosik.
Wydawało mi się jakbym znowu słyszał tą słodką dziewczynką, która przychodziła
ze swoim sławnym tatą na koncerty Jackson 5, które odbywały się w Las Vegas i
rozmawiała ze mną za kulisami. Ale lata minęły, ja już nie miałem 17 lat, a ona
nie była tą słodką 7 latką, tylko wyrosła na piękną, mądrą i niezależną
kobietę. Zresztą była matką dwójki przesłodkich, które miałem okazję poznać.
- Cześć Lisa, tu Michael musimy porozmawiać
- Mów śmiało możesz mi się ze wszystkiego zwierzyć. –
Wierzyłem w to, że mogę zwierzyć jej się ze wszystkiego co chodziło mi po
głowie, była szczera i umiała dotrzymać tajemnicy, jednak nie wszyscy byli tacy
jak ona. Byłem za bardzo naiwny i niektórzy umieli wykorzystać moją naiwność,
tak jak Chandlerowie. Byłem gościnny, pozwalałem Jordiemu nocować w mojej
sypialni, ale nigdy nie spałem z nim w jednym łóżku i nie dotykałem go tam
gdzie nie powinienem. Traktowałem go jak syna, którego nigdy nie miałem, a on
mnie upokorzył. Ten moment gdy to robiono zdjęcia moich intymnych miejsc na
zawsze pozostanie w mojej głowie jako coś strasznego i najbardziej wstydliwego
w moim życiu.
- Ja chcę, żeby ona
była mamą mojego dziecka – Rozmawialiśmy około 2 godzin.
- Michael, spróbuj z nią porozmawiać, jednak nie oczekuj
niczego. Ona jest po przejściach – Do pokoju wszedł Bryan i usiadł na moim
łóżku, musiałem zakończyć rozmowę z Lisą. Bryan nie mógł słuchać takich rzeczy,
bałem się o to, że mógł pomyśleć, że ja chcę wykorzystać jego matkę.
- Lisa, muszę kończyć później porozmawiamy.
- Dobrze Michael – Rozłączyła się. Popatrzyłem przez chwilę
na chłopca. Wydawał się być smutny, ale nie dziwiłem się dlaczego tak było. Też
był bym smutny, gdybym widział jak jakiś facet biję moją matkę.
- Nie idziesz dziś do szkoły? – Spytałem.
- Michael, przecież jest sobota.
- Zapomniałem. Co chcesz robić?
- Chcę pojechać do mamy do szpitala.
- Wiesz co pojedziemy do niej po południu. Pasuje?
- Tak.
- To teraz idź się ubrać, bo nie będzie w tym domu nie będzie
tolerowane spanie do późnych godzin rannych.
- Nie zamieniam się w dyktatora Mike – Chłopak zszedł z łóżka
i wyszedł z sypialni. Zostałem sam, do moich oczów napłynęły łzy. Nadal miałem
w głowie obraz Isy, która leżała w kałuży krwi oraz słowa lekarza o poronieniu.
Gdybym mógł cofnąć czas nie pozwolił bym na to, żeby ją tknął chociaż jednym
paluszkiem. Byli by z nią najlepsi ochroniarze w całym Los Angeles, zapłacił
bym każdą cenę za to, aby mój maluszek żył.
Musiałem się odświeżyć, wszedłem do łazienki i zabrałem prysznic. Przez
kolejną nie przespaną noc wyglądałem jak zombie z Thrillera. Byłem blady jak
ściana, moje oczy były spuchnięte od łez. Musiałem wyjść do Bryana, on mnie
najbardziej potrzebował. Gdy jego matka leżała w tym szpitalu, on nie był
bezpieczny we własnym domu, ponieważ był tam ten debil, który mógł mu zrobić
coś złego. Nie zasnął bym spokojnie nie wiedząc czy z Brayan’em jest wszystko w
porządku. Nie wybaczył bym sobie tego, gdyby mu się coś stało. Wyszedłem z
mojej sypialni, oślepił mnie blask słońca wpadający na korytarz. Wszedłem do
pokoju w którym spał Bryan. Oglądał telewizje.
- Na co patrzysz?
- Leci nowy sezon „Power Rangers” to jest genialne –
Podszedłem do telewizora i zgasiłem go, co wyraźnie nie spodobało się.
- Michael, oglądałem to! To jeden z moich ulubionych seriali.
- Też lubię Power Rangers, ale pooglądamy to później.
- Skoro w takim razie tak lubisz tą bajkę, to mi ją włącz i
pozwól dokończyć.
- Bryan jest piękna pogoda, a w wesołym miasteczku
- Michael nie chcę mi się ruszyć.
- Ale ja ci się nie pytam czy ty chcesz, masz wyjść na świeże
powietrze. Jeśli będziesz siedzieć za dużo przed telewizorem to popsuje ci się
wzrok. I po za tym to nie zdrowie i to bardzo. Wyjdź przed dom zaraz do ciebie
przyjdę – Czułem się jak prawdziwy ojciec, który kazał zrobić coś swojemu
dziecku.
- Dobrze
Mike już idę – Mały zszedł z łóżka i udał się w kierunku drzwi tak jak mu
kazałem. Chwilę później i ja wyszedłem do niego, potrzebował w tym czasie dużo
uwagi.
- Gdzie
idziemy najpierw? – Spytał Bryan, któremu najwyraźniej wrócił humor, po tym jak
mu wyłączyłem telewizor.
- Wybieraj co chcesz, Neverland jest cały do
twojej dyspozycji.
- Naprawdę?
- Tak –
Ruszyliśmy przed siebie, zaczęliśmy naszą wyprawę od zoo. Bryan był
kilkakrotnie już w Nibylandii i widział prawie wszystko, ale nie przeszkadzało
mu to w kolejnej wycieczce po mojej posiadłości. Ale prawdziwa zabawa zaczęła
się dopiero później, gdyż weszliśmy do wesołego miasteczka. Jechaliśmy
wszystkimi karuzelami, które tam były. W końcu było tam tak wiele atrakcji, że
nawet największy poważny na tym globie by sobie pojeździł na nich. Ale
największą frajdę sprawiła nam jazda na
diabelskim młynie, który był dość szybki. Razem z Bryanem ustanowiliśmy
światowy rekord kręcenia się, około 100 kółek zdołaliśmy zrobić w 30 minut, a
to nie lada był wyczyn. Oczywiście, były małe komplikacje, ponieważ najedliśmy
się przed wejściem do miasteczka tylu słodyczy, że chciało się nam obojgu
wymiotować po tym wszystkim. Żygający Michael Jackson, tego to jeszcze świat
nie widział. Na całe szczęście, szybko nam przeszło. Na chwilę poszedłem do
domu, ponieważ musiałem się czegoś napić. Gdy wróciłem zobaczyłem Bryana, który
siedział grzecznie na ławce i jadł szybko lody waniliowe z polewą czekoladową,
cukierkami i piankami. Zdziwiłem się bardzo, ponieważ myślałem, że po
diabelskim młynie to on przez miesiąc nie będzie mógł spojrzeć na słodycze, a
to była niespodzianka.
- Nie jedz
tak szybko, bo lodów ci nikt nie weźmie. Uważaj żebyś się nie zakrztusił, bo
będzie musiał Cię reanimować – Zwróciłem mu uwagę
- Spokojnie
Michael, nic mi nie będzie.
- Gdyby twoja matka widziała czym ja Cię tu
faszeruje to by mi chyba łeb urwała.
- Uratował
bym Ciebie. A po za tym, ona nie lubi bić nikogo.
- Mogę się o
coś spytać?
- Śmiało.
- Bryan, on
bił wcześniej mamę?
- Tak raz ją
uderzył, mówiła, że to nic takiego. Twierdziła, że był zły i mu niedługo
przejdzie.
- Dlaczego
nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
- Wybacz,
mama prosiła bym nikomu o tym nie mówił. Przepraszam.
- Nie
gniewam się na ciebie.
- Dopilnuje,
żeby on już nigdy nie zbliżył się do was – Na niebie zaczęły się zbierać ciemne
chmury, zapowiadał się deszcz.
- Chodźmy do
już do domu, panna Fisher na pewno zrobiła coś do jedzenia i będzie zła jeśli
wszystko się zmarnuje.
- Ona jest
straszna.
- Wydaje ci
się, tak naprawdę ona jest bardzo miła. Za mało ją znasz.
- Może.
- Bryan,
musisz pamiętać, aby nie oceniać nikogo po okładce tylko po jego wnętrzu.
Pamiętaj o tym, bo to ci się nie raz w życiu przyda – Wstaliśmy z ławki,
ponieważ spadły na nas pierwsze krople deszczu. Weszliśmy do domu, zjedliśmy
coś. Po obiedzie wreszcie przyszedł moment na który cały czas Bryan, wreszcie
mieliśmy jechać do jego matki.
- Bryan,
zgadnij gdzie za chwilę Cię zabiorę.
- Pojedziemy
podziwiać twoją gwiazdę w Hoolywood Hall Of Fame?
- Nie, to
nie to.
- Pojedziemy
do mojego domu?
- Nie,
pojedziemy do pewnej bliskiej osoby.
- Do mamy?
- Tak, moje
gratulacje. Nagroda od mnie 30$
- Michael,
wiedziałem od razu – Naburzył się chłopiec, niezadowolony, ponieważ nie udało
mu się zgadnąć za 1 razem.
- Co ty nie powiesz Bryan. Chodź musimy już jechać jeśli
chcemy uniknąć korków w mieście.
- I tak będziemy stali – Rzekł Bryan. Wyszliśmy z domu i
wsiedliśmy do czarnego mercedesa, którym wyjechaliśmy z posiadłości, droga
zajęła nam gdzieś przez korki około 2 godziny, z winy korków. Bryan miał swoją
rację. Gdy zajechaliśmy pod szpital i wysiedliśmy z auta to od razu pobiegliśmy
do budynku, żeby nie być zauważonym przez wielu ludzi. Pobiegłem schodami,
ponieważ nie chciało mi się czekać na windę, pozwoliłem Bryanowi pojechać
windą, ponieważ on je uwielbiał. Wszedłem po cichu do Sali w której była Isa,
wyglądała jak Anioł. Zabrałem mały taborecik i usiadłem koło jej łóżka. Leżała
odwrócona tyłem.
- Isa, kochanie jak się czujesz? –
Spytałem jej, ona nie nawet zamiaru odwrócić się do mnie przodem ,a mi tak
zależało na tym by widzieć jej piękną twarz.
- A jak może się czuć kobieta, która straciła kilka godzin
temu dziecko.
- To nie twoja wina.
- To moja wina mogłam się nie zgadzać na to, ale wiedziałam,
że tak bardzo pragniesz być ojcem. Chciałam ci pomóc, a i tak dostałam od losu
w twarz – rozpłakała się.
- Isa, przecież ty sama mówiłaś mi gdy potrzebowałem pomocy,
że muszę się podnieść i walczyć o swoje dobre imię. Proszę chcę spróbować
jeszcze jeden raz, może uda się tym razem..
- Nie, Michael nie mogę tego zrobić. Nie chcę tego przeżywać
po raz kolejny. Sam widzisz co czego ten układ nas doprowadził. Michael gdy
tylko wyjdę ze szpitala zniknę razem z Bryanem z twojego życia. Obydwoje się
ranimy. Muszę odejść – Nie mogłem tego słuchać.
- Rozumiem.
- Michael przepraszam Cię, ale tak będzie lepiej - Wstałem z
krzesła i wyszedłem z Sali na korytarz. Chwilę potem wparował Bryan do niej,
musiał porozmawiać z matką, nie mogłem mu tego zabronić. Po 25 minutach chłopak
wyszedł z pokoju.
- Możemy już jechać? – Spytałem chłopaka.
- Tak, mama chcę być sama – Opuściliśmy w asyście moich dwóch
ochroniarzy szpital. Wsiedliśmy do czarnego auta i odjechaliśmy do Neverland.
Siedziałem w ciszy wpatrując się w okno na tylnym siedzeniu obok Bryana. Za
oknem lały się krople deszczu. W mojej głowie narodził się podły plan
wymierzenia kary temu bydlakowi. Który zabił mi dziecko. Do Neverland
wjechaliśmy po 30 minutach drogi ze szpitala. Bryan bez słowa wyszedł z auta i
pobiegł do domu, nie chciało mi się wysiadać z samochodu, byłem tak zdołowany,
że chciałem zostać w nim na wieki, ostatkami sił ruszyłem się, chwilę później byłem już w mojej sypialni. Na myśl mojej rozmowy z Isą
w tym szpitalu coś we mnie pękło, znów płakałem. Zachowywałem się jak
zbuntowana nastolatka, która nie mogła się spotkać z chłopakiem. Pani psycholog
nie mogła tak po prostu odejść z mojego życia, za bardzo ją kochałem. Życie bez
niej nie miało by wtedy dla mnie żadnego sensu. Po godzinę mojego użalania się
nad życiem musiałem coś zrobić z Bryanem. Wszedłem do jego sypialny, jednak nie
zastałem go tam. W salonie też nie było ani śladu mojego gościa. Kolejnym
miejscem jakie przyszło mi do głowy był salon z grami. Wszedłem tam po cichu i
tam go znalazłem, grał w Moonwalkera.
- Kurwa, jebany zombie – stanąłem jak wryty w ziemie, gdy
usłyszałem to co powiedział Bryan. Widać ,że Johny nie jest dobrym przykładem
dla dziecka. Podszedłem od tyłu do niego.
- Nie ładnie, tak mówić – Szepnąłem mu do ucha. Bryan
krzyknął z przerażenia.
- Przepraszam Applehead, wymknęło mi się.
- Kto Cię nauczył mówić tak brzydko?
- Johny – Wiedziałem, że to imię padnie, to był kolejny dowód
na to, że on nie nadawał się na przykład dla syna Isy. On przy nim zszedł by
tylko na psy i zmarnował swój talent do tańczenia.
- Tak myślałem. Przy mamie też tak brzydko mówisz?
- Nie mówię, czasem przeklinam jak mam zły humor i coś mi nie
wyjdzie. Przepraszam Michael już nie będę tak mówić.
- No mam taką nadzieję. A ty jak mój drogi zamierzasz spędzić
resztę pochmurnego tego dnia?
- Będę grać w te wszystkie gry, które tu są – Nie spodobał mi
się za bardzo plan chłopaka.
- Chyba śnisz.
- Coś ci Applehead nie pasuję? – Starał się zrobić mi na
złość.
- A żebyś ty wiedział, że mi nie pasuję. Na dwór byś wyszedł,
a nie marnujesz czas, prąd i swój wzrok na te głupstwa.
- Przecież pada deszcz, mam się iść w kałużach jak
przedszkolak taplać?
- Możesz, nie zabraniam ci –droczyłem się z nim.
- Nie, jestem na to chyba trochę za stary.
- Chodź mam dla ciebie niespodziankę, dosyć grania w te gry
wideo – Już od dłuższego czasu chciałem to zrobić. Razem z Bryanem wyszliśmy z
salonu gier i poszliśmy do Sali tanecznej.
- Wiem, że uczysz się tańczyć w takim jak ja i słyszałem
nawet, że jesteś świetny. Chcę z Tobą potańczyć i nauczyć się czegoś od ciebie
– Na twarzy 10-latka pojawił się wielki i szczery uśmiech.
- Jasne Mike, to będzie dla mnie przyjemność – Bryan ze
szczęścia skakał po całej Sali. Nie dziwiłem mu się, gdyby w jego wieku mój
idol James Brown zaproponował mi wspólny taniec byłbym tak samo uradowany.
Przecież taka sytuacja mogła by się już nigdy nie powtórzyć. Zabrałem z półki
płytę Janet „Control”, ponieważ uwielbiałem tańczyć do przebojów mojej młodszej
siostry. Zaczęliśmy obydwoje tańczyć. Każdy najmniejszy ruch miał w sobie tyle
emocji. Potem sięgnąłem po moje albumy. Z młodzieńcem była świetna zabawa. Tańczyliśmy
układy do takich piosenek jak „Billie Jean”, „Beat it”, „Thriller”, „Smooth
Criminal” i „Bad”. Tak gdzieś do 1 w nocy.
- Dobra Bryan kończymy.
- Michael, jest jeszcze młoda godzina.
- Już dawno jest po dobranocce, dzieciaki w twoim wieku już
dawno śpią.
- Oj Applehead nie przesadzaj już, bo powoli zaczynasz się
zmieniać w mamę. Loki już masz, brakuję ci jeszcze tylko zmiany płci.
- Dbam o ciebie, gdyby twoja matka widziała, że ty jeszcze
nie w łóżku to zatłukła by mnie własnymi rękoma.
- Jak będziesz taki nadopiekuńczy to ci się pojawią
zmarszczki na całej twarzy i twoje fanki nie będą już mdleć na twoich
koncertach.
- Dalej do łóżka. Jak tam przyjdę, a ty nie będziesz spać jak
aniołek to klatka tygrysa już jest dla ciebie przygotowana.
- Nie zrobisz tego. – Mały się wystraszył, od razy zrobił się
potulny jak baranek.
- A właśnie, że zrobię. – Uśmiechnąłem się przebiegle, jakbym
miał co najmniej knuć plan na podój całego świata.
- Ok, niech już ci będę
- Masz spać za 5 minut, inaczej nici z ciastek
- Przestań mnie straszyć i zachowywać się jak sadysta
Applehead – Grzecznie wyszedł z Sali i udał się do swojego pokoju. Widziałem po
nim, że jest zmęczony. W końcu nie był przyzwyczajony do chodzenia spać o 1 w
nocy. Musiałem się przygotować do wyjścia do klubu, dlaczego do klubu? Otóż z
mojej głowie narodził się misterny plan na ukaranie Johnego. On musiał
odpowiedź za to całe nieszczęście, którym obarczył Isabelle. Ktoś musiał mu
wbić rozum do głowy, a tym kimś byłem ja. Przed wyjściem chwyciłem słuchawkę od
telefonu i wybrałem numer do mojego ochroniarza Toma.
- Tak Michael?
- Nadal tam jest?
- Ten cały Jenkins nie wyszedł z klubu od 3 godzin, i na
pewno długo tam zostanie. Co ty chcesz zrobić?
- Muszę z nim porozmawiać.
- Żebyś nie narobił sobie problemów przez niego.
- Nie martw się o mnie. Jestem dorosły i to moja sprawa co z
tym gnojkiem zrobię. Nic mi nie będzie. Nie płacę ci za pouczanie mnie o życiu.
- No dobrze już się nie wtrącam, ale żebyś później tego nie
żałował.
- Nie będę – Odłożyłem słuchawkę i wyszedłem z mojej
sypialny. Pokierowałem się na pokój syna Isy, uchyliłem delikatnie drzwi i
zobaczyłem, że spał jak. Pomyślałem o tym, że gdyby na Neverland spadła bomba,
to on by się i tak nie obudził, zszedłem po cichu po schodach. W holu czekał na
mnie Bobby, który miał mnie zawieźć pod klub, który znajdował się w centrum Los
Angeles.
- Możemy jechać.
- Szefie, naprawdę chcę ci się jechać o 2 w nocy do klubu?
- Tak. To co z tego, że jestem Michaelem Jacksonem. Mam prawo
do zabawy – Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta którym wyjechaliśmy z
Neverland, w ciągu 20 minut byłem już pod tym klubem. Zobaczyłem, przez
zaciemnioną szybę, że z tej knajpy wylazł ten szkodnik Johny. To była jedyna
okazja na to, aby wymierzyć sprawiedliwość. Wysiadłem z samochodu i szedłem
chwilkę za nim. Nagle zatrzymał się, stanąłem za nim i go dotknąłem. Odwrócił
się, a ja mu przywaliłem z całej siły w ten krzywy ryj z pięści. Aż się
zdziwiłem, że tak potrafiłem
- Ałaaa! Kurwa co jest?! Ktoś ty do chuja? – Zapytał
trzymając się za nos z którego leciała mu krew.
- Co, nie poznajesz mnie? – Spytałem go, podniesionym tonem.
- Jackson, ty śmieciu wyruchałeś mi moją kobietę! Pożałujesz
tego ty kurwo – Po tym głosie rozpoznał mnie i rzucił się na mnie z pięściami,
jednak coś mu nie wychodziło. Złapałem go za kark i z całej siły przykułem do
ściany, należało mu się to.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, zabiłeś moje dziecko. Ty
damski bokserze jak mogłeś podnieść rękę na swoją narzeczoną. Kobietę, która dba
o ciebie ty knurze opasły.
- Przynajmniej o jednego szkodnika mniej na tym świecie –
Zaśmiał mi się w twarz. Coś we mnie pękło, ten imbecyl w ogóle nie miał uczuć
nie żałował tego, że sprał ją jak worek treningowy. Wymierzyłem mu kolejny cios
w twarz, tym razem mocniejszy od poprzedniego. Upadł na ziemie i skręcał się z
bólu.
- Już nigdy nie podniesiesz ręki na Ise, dasz jej i Bryanowi
święty spokój tak? A jeśli nie to znajdę cię i zatłukę własnoręcznie.
Zrozumiano? – Kopnąłem go jeszcze w brzuch i odszedłem z uśmiechem na ustach
zostawiając go samego. Zdawałem sobie sprawę, że zrobiłem coś bardzo złego lecz
zemsta była słodka. Ten skurwesyn dostał swoją zasłużoną nauczkę. Nie obchodziły
mnie konsekwencje, ale najważniejsze było to, że ona była bezpieczna i w pewnym
sensie wolna. To się tylko dla mnie liczyło. Wróciłem bezpiecznie do auta,
kazałem Tommy’iemu odjechać z pod tego zapyziałego klubu. Wsiadłem do auta i
pojechałem do mojej posiadłości. Nie było za wiele korków, więc uwinęliśmy się
w 20 minut.
**********
Będąc psychologiem często pracowałam z kobietami, które
poroniły. Wiedziałam, że strata dziecka bardzo boli, ale nigdy nie odczułam
tego na własnej skórze, aż do tamtego momentu.
Zadzwoniłam po taksówkę, musiałam czymś się dostać do domu,
na piechotę na pewno bym poszła i „posprzątać” kilka spraw w swoim życiu.
Rozdział pod tytułem Johnathan Jenkins uważałam za zamknięty. Wyszłam pod
szpital, czekał już tam na mnie młody taksówkarz. Wziął moje bagaże i ruszyłam
z nim do mojego mieszkania. Po około 5 minutach byłam już na miejscu. Poprosiłam kierowcę, aby poczekał, ponieważ
nie miałam ochoty spędzić, ani jednej chwili przy boku tego damskiego boksera.
i weszłam na klatkę schodową, otworzyłam za pomocą kluczy drzwi i znalazłam się
w moim mieszkaniu. Strasznie tam śmierdziało, miałam ochotę zwymiotować, jakby
przez tydzień on nic nie robił, bo taka była rzeczywistość on naprawdę nic nie
robił. Weszłam w głąb mieszkania i zobaczyłam mojego narzeczonego siedzącego w
fotelu. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
- Johny? – Powiedziałam cicho, jednak on mnie usłyszał.
- O panna puszczalska wróciła. Myślałem, że jesteś już u tego
swojego Jacksona, któremu dupy dałaś. – Wstał, na jego twarzy było widać pełno
siniaków.
- Nie jestem puszczalska, przez 5 lat użerania się z Tobą,
ani razu cię nie zdradziłam.
- A ten dzieciak,
którego Jackson zrobił to dowód na to, że jesteś puszczalska. Dobrze, że
zabiłem to w zarodku – W moich oczach nazbierały się łzy, nie okazywałam o
sobie tego, ale także pragnęłam zostać matką.
- Jesteś podły. – Nie mogłam patrzeć na niego, jego słowa
spowodowały u mnie dreszcze.
- Widzisz co ten twój lowelas mi zrobił. – Wskazał na swoją
twarz, Michael go pobił. Usatysfakcjonowało mnie to, chociaż nigdy nie byłam za
samosądami.
- Dobrze ci tak, to kara od losu za to jakim byłeś
człowiekiem.
- Nie denerwuj mnie kobietą.
- Jestem u siebie w domu więc mogę mówić wszystko to co
przyjdzie na myśl.
- Michael, zrobił przynajmniej jakiś pożytek lejąc Cię po tej
wstrętnej mordzie. Tak prędzej czy później zostawiłam bym Cię dla niego. On
umie szanować kobietę i jest bardziej od ciebie, niż ty kiedykolwiek byłeś.
Przy nim czułam się jak wartościowa kobieta, a nie jak służąca.
- Ty dziwko – Johny’ego zdenerwowały moje słowa, które były
prawdą. Wstał z tego fotela i chciał mnie uderzyć. Takiej furii w jego oczach
nie widziałam nigdy. Już od kilku miesięcy miałam ochotę wygarnąć mu to co o
nim myślę. Nie mogłam dać się znowu bić, jak jakiś worek treningowy. Już miał
podejść do mnie podejść i mnie spoliczkować, ale wzięłam świecznik i
wymierzyłam w jego kierunku.
- Nic mi nie zrobisz. – Teraz to ja panowałam nad całą
sytuacją.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, z nami definitywnie koniec.
Tak wiedziałam, że nie byłam tą jedyną w twoim życiu. Wiem, o twoich wszystkich
kochankach. – Johny jakby oprzytomniał.
- Isa, kotku to nie tak. Ciebie kocham najbardziej, one nic
dla mnie nie znaczyły. To był tylko sex. Przepraszam Cię, za wszystko co ci
zrobiłem przez te lata. Zmieniłem się i to na gorsze. Spróbujmy jeszcze raz,
odbudujemy to wszystko, chcę się z Tobą ożenić, wymieniać pieluchy naszym
dzieciom. Proszę. – Podszedł do mnie bliżej, zabrał mi delikatnie z rąk
świecznik, objął mnie w talii i złączył nasze usta, dawno nie był taki czuły
dla mnie jak w tamtym momencie, jednak nie byłam już tą samą Isą co kiedyś, nie
mogłam mu ufać. Nie zamierzałam drugi raz wchodzić do tej samej rzeki.
Wiedziałam, że tacy ludzie jak on się nigdy nie zmienią. Oderwałam się od niego
i go spoliczkowałam.
- Posłuchaj mnie uważnie, z tego już nic nie będzie. Masz 48
godzin na wyprowadzkę z stąd, nie interesuje mnie gdzie pójdziesz. Dla mnie
możesz spać w jakimś rynsztoku lub w pudle po telewizorze pod mostem. W moim
życiu już nie ma miejsca dla ciebie. Nigdy nie będzie tak jak przedtem. Trzymaj
się z dala od mnie i mojego syna. Nie chcę cię więcej widzieć. – Taka wredna
jak wtedy to ja nie byłam nigdy dla nikogo, ale musiałam to w końcu z siebie
wydusić.
- Dlaczego? Byliśmy razem szczęśliwi - Spytał
- Może tobie się tak wydawało, już dawno przestałam Cię
kochać, ten płomień miłości wygasł. Miej chociaż honor i wyprowadź się z stąd
bo nie będę cię już utrzymywać. I trzymaj nie będzie mi to już potrzebne. A i
jak będziesz się wynosić to zabierz ten fotel, kupię sobie ładniejszy. Wciśnij
go jakiejś innej pustej lali, zupełnie jak ty. – Z palca serdecznego zdjęłam
pierścionek i rzuciłam nim w niego.
Wychodząc z mieszkania tak trzasnęłam drzwiami, że połowa bloku mnie słyszała ,
zostawiając mojego byłego narzeczonego samego. Zerwanie z nim dużo mnie
kosztowało, ale tak było lepiej dla mnie. Nie mogłam być z nikim z przymusu, to
było by podłe, zarówno dla mnie jak i do Johny’ego.
- Dokąd tym razem?
- Do hotelu. – Czułam się jak zwycięzca na olimpiadzie, ale
ta chwila gdy pozbyłam się go z mojego życia sprawiła, że poczułam się źle.
Chciało mi się jednocześnie śmiać i
płakać. Spojrzałam w szybę, poczułam smutek. Nie wiedziałam, jak dalej potoczy
się moja przyszłość. Myślałam nad czym, czy znajdę wreszcie tego idealnego
mężczyznę i czy stanę wreszcie na ślubnym kobiercu. Życie jako stara panna z
mnóstwem kotów nie za bardzo mi odpowiadało. Miałam swojego małego Bryan’ka i
on mi wystarczył. Dojechaliśmy przed hotel, zabrałam swoje bagaże,
podziękowałam zapłaciłam kierowcy za
przewóz i weszłam do budynku. Wynajęłam 1 osobowy pokój. Dlaczego nie
pojechałam do Michaela? Chciałam przemyśleć sobie kilka spraw i być sama.
Resztę dnia przespałam, czułam się słaba i bezbronna.
2 dni później
Wróciłam do mojego mieszkania. Weszłam po cichu, musiałam
sprawdzić czy Johny się wyprowadził. Relacja pomiędzy mną, a nim zakończyła się
oficjalnie. Nic mnie już z Johnathanem
Jenkinsem nie łączyło, był dla mnie obcą osobą o której chciałam
zapomnieć jak najszybciej, ale to było, ponieważ nie da się od tak usunąć 5 lat
ze swojej pamięci. Weszłam po cichu do środka, nie zastałam nikogo. Mieszkanie
było posprzątane, pobiegłam do mojej sypialni, sprawdzić stan mojej szafy. Nie
było w niej ubrań mojego byłego narzeczonego, sprawdzałam dalszy stan
mieszkania. Dotarłam do salonu, nie było tego paskudnego fotela i telewizora.
To był znak, że on się wyniósł z mojego życia raz na zawsze. Mógł sobie zabrać
telewizor, stać mnie było na lepszy i droższy. Nie interesowało mnie, dokąd on
się wyniósł, jego los już nie liczył się dla mnie. Na stoliku stało nasze
zdjęcie oprawione ramką z serduszkami, obok stał wazon z białymi różami, to
były moje ulubione kwiaty, a obok nich karteczka z napisem
„Przepraszam, że nie byłem idealny.
Proszę wybacz mi.
Kocham Cię jak nikogo innego.
Twój Johny”
Od
razu z twarzy zszedł mi uśmiech. Jak on w ogóle miał czelność po tym wszystkim
dawać mi kwiaty?! Mógł o tym pomyśleć jak byliśmy jeszcze razem, kwiatami nie
da się niczego naprawić. Wzięłam zdjęcie na którym byłam ja z nim na jakiejś
imprezie w 1991 roku i rzuciłam z całej siły o podłogę, powodując, że szybka
się zbiła. Małe kawałeczki, leżały stłuczone na ziemi. Z kwiatami, powędrowałam
do kuchni, wrzuciłam je do śmietnika.
Pomimo tego, że bardzo kochałam te rośliny, to ich miejsce było właśnie tam.
Wróciłam do salonu, aby pozbierać kawałki szkła. Przez przypadek jednym z nich
zraniłam się w prawą dłoń, z której chwilę później wylała się struga krwi.
Szukałam mojej apteczka, która była gdy nikt jej nie potrzebował, a nie było
jej gdy była naprawdę potrzebna. Nie miałam ochoty wracać tak szybko do
szpitala. Gdy ją znalazłam wzięłam wodę utlenioną, gazę oraz bandaż i
opatrzyłam swoją rękę. Po wszystkim dokończyłam sprzątać i usiadłam na kanapie,
żeby obejrzeć telewizje. Zrobiłam sobie gorącą herbatę i włączyłam na kanał
informacyjny, zamurowało mnie to co tam zobaczyłam.
„Super Gwiazda współczesnej muzyki
pop Michael Jackson, po raz kolejny pokazuje się z dzieckiem. Czy sprawa o
molestowanie nieletniego z września ubiegłego roku nic go nie nauczyła? Czy to
kolejna ofiara? Jacksona z chłopcem około 10 lat widziano nie opodal rezydencji
Artysty Neverland. W lutym tego roku Michael Jackson podpisał ugodę z rodzicami
pokrzywdzonego, wartą blisko 20 milionów dolarów.”
Poparzyłam się herbatą, gdy zobaczyłam zdjęcia Brayan’a w telewizji u boku Michaela. Nie chciałam, żeby wizerunek mojego dziecka pojawiał się w mediach, bałam się tego, że dziennikarze zaczną nas nękać i pytać Michaela. Wyobrażałam sobie pielgrzymki tych cmentarnych hien pod drzwi mojego mieszkania. Nie mogłam się ukrywać. Żyłam w wolnym kraju przecież, mogłam powiedzieć wszystko co miałam na myśli, nie byłam zwierzęciem w klatce. Pomimo tego, że Mike był cudownym człowiekiem to nie mogłam się z nim spotykać. Bolesne wspomnienia wracały by szybciej gdybym była przy nim. Naprawdę się w nim zakochałam, ale nie mogłam tego dłużej ciągnąć. Wygasiłam telewizor i poszłam się ubrać, musiałam przecież odebrać mojego synka spod skrzydeł Michaela, z którym musiałam się pożegnać. Ubrałam się i zabrałam kluczyki od mojego autka, brakowało mi wtedy strasznie mojego samochodziku, którym uwielbiałam przecież jeździć. Wyjęłam z spod bloku. Droga przez zakorkowane Los Angeles zajęła mi, aż półtora godziny. L.A. to jedno z tych miast, tak ja Las Vegas, które nigdy nie kładło się spać. Zawsze musiał być w centrum jakiś korek, który mógł ciągnąc się długimi kilometrami. W końcu przyjechałam na miejsce, przejechałam przez złotą bramę i jechałam jeszcze trochę. Zostawiłam auto zaparkowane i weszłam bez pukania do domu, nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi. Kierowałam się do salonu, jednak tam nie było żywej duchy, szukałam po całym domu, ale nikogo nie mogłam znaleźć. Weszłam na górę, z jednego z pokojów usłyszałam głos mojego dziecka. Zrobiło mi się ciepło, gdy usłyszałam mojego Bryana.
-
Ej, to nie sprawiedliwe. Oszukujesz! – Krzyczał niezadowolony 10 latek.
-
Bryan, musisz nauczyć się przegrywać.
-
Widziałem jak kartę schowałeś w rękawie.
-
Nie widziałeś.
-
A właśnie, że widziałem i nie kłóć się ze mną. Mnie nie oszukasz.
-
Widziałem, pokazuj rękawy – Mój synek wyjął z rękawa Michaela kartę do gry.
-
Ty oszuście! – Krzyknął Bryan.
-
Nie ładnie Michael, nie ładnie – stałam w progu drzwi przez dobre 2 minuty.
-
Mama! – Bryan podbiegł do mnie i się przytulił.
-
Nie chcę wracać do domu, ta jest ten głupek Johny – Nie dziwiłam się wcale,
dlaczego Bryan nie chciał wracać do domu, sama bym nie chciała przebywać w
jednym pomieszczeniu z kolesiem, który sprał jego matkę na jego oczach. Na
szczęście Johny to była już przeszłość, która nigdy nie wróciła.
-
Johnego już tam nie ma.
-
Nie wróci?
-
Nie wróci.
-
Na 100%.
-
Na nawet 200% - Uspokajałam go.
-
Za chwilę Cię zabieram do domu, idź się spakować
-
Dobrze. – Mały wyszedł z pokoju, zostałam sama z Michaelem, musiałam z nim
porozmawiać i się pożegnać. Liczyłam na to, że to był ostatni raz, kiedy go
widziałam. Bałam się tego jak zniesie nasze odejście wpłynie na niego, bałam
się, że on się znowu stoczy.
-Dziękuje,
że zaopiekowałeś się moim synkiem, gdy leżałam w szpitalu. Nikt by nie zrobił
niczego takiego dla mnie.
-
Bryan jest dla mnie jak mój własny syn, którego zawsze chciałem mieć. Musiałem
go wziąć. Nie mógł zostać przecież z tym psychopatą.
-
Jeszcze raz ci dziękuje.
Dlaczego nie przyjechałaś do Neverland? – Spytał.
-
Musiałam pobyć sama.
-
Mogłaś chociaż poinformować mnie, czekałem pod szpitalem razem z Bryanem, ale
Ciebie tam już nie było.
-
Gdzie byłaś? Martwiłem się o ciebie, nie dawałaś żądnego znaku życia.
-
Przez te 2 dni mieszkałam w hotelu. Nic mi nie było.
-
Przecież wiesz doskonale, że tu dla Ciebie zawsze znajdzie się miejsce.
-
Michael nie chciałam ci się narzucać. A po za tym masz przez ze mnie teraz
problemy. Media znów krytykują to, że jesteś blisko dzieci, nie chcę byś znów
przez nich cierpiał.
-
Isa nie przejmuj się tym – Próbował mnie uspokoić, ale ja wiedziałam, że te
wszystkie plotki i kłamstwa go dobijają.
-
Co z nim? Naprawdę go już nie ma, czy tylko powiedziałaś tak żeby było mi
lepiej?
-
Michael ten człowiek jest mi obcy. Od razy jak wyszłam ze szpitala to
pojechałam do domu i powiedziałam mu co
tak naprawdę o nim myślę. Wyniósł się, mam to teraz gdzieś co się z nim dzieje.
Nie musiałeś go bić tak mocno.
-
Należało mu się. Zrobił Tobie krzywdę, to ja zrobiłem mu też.
-
Michael, samosądy są złe i nie przynoszą rozwiązania. Musisz o tym już zawsze
pamiętać.
- Tak jest, pani psycholog.
-
Muszę odejść, naprawdę chcę być przy Tobie, ale nie mogę. Sprawiam ci ból i
dobrze o tym wiesz. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie. Znajdziesz na
pewno jeszcze inną kobietę, mądrzejszą, ładniejszą, która urodzi Tobie to
dziecko którego tak pragniesz.
-
Isa, ale ja chcę abyś to właśnie ty była matką mojego dziecka.
-
Michael, nie mogę być matką twojego dziecka.
-
Masz wszystkie cechy jakie powinna mieć idealna kobieta. Muszę odejść – Miałam
już wychodzić gdy nagle Michael podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie za
dłoń.
-
Isa? Powiedz jak chciałaś dać na imię naszemu dziecku?
-
Chciałam urodzić córeczkę, której dała bym na imię Paris. Na cześć miasta do
którego zawsze chciałam jechać, ale to nie możliwe Michael. Nie mogę zostać,
choć bardzo tego chcę. Wybacz mi, proszę – Puściłam jego rękę i wyszłam z
pokoju, zeszłam na dół, wsiadłam do auta i czekałam na mojego syna. Po około 15
minutach, mały wyszedł z domu w
towarzystwie Michaela. Pożegnał się z nim, po czym wsiadł do auta. Nie
umiałam po tym wszystkim podejść do Michaela i się z nim pożegnać, za dużo mu
zadałam bólu. On nie mógł cierpieć jeszcze bardziej z mojej winy. Odjechałam,
zostawiając Michaela przed domem, to mnie tak bolało, ale wiedziałam, że moment
pożegnania musiał nadejść.
-
Mamo, wrócimy jeszcze do Neverland?
-
Synku, zobaczymy jeszcze – Nie miałam serca okłamywać Bryana, ale nie mogliśmy
wrócić w to miejsce. Wyjechałam poza bramy Neverland, sądziłam, że nigdy tam
już wrócę.
Maj
1994
Od
mojego ostatniego spotkania z Michaelem minęły 2 miesiące, nie dawałam żadnego
znaku życia. Zostawiłam go tak jak Mały Książę zostawił swoją róże zdaną samą
na siebie na asteroidzie B 612 i odszedł. Próbowałam zapomnieć o Michaelu, lecz
te dobre chwilę, które z nim spędziłam ciągle były w mojej głowie, próbowałam o
nim zapomnieć, ale to było zbyt trudne. Wróciłam do normalnego życia, była
znowu normalną panią psycholog Isabelle Carter. Mój gabinet znów odwiedzało
dużo pacjentów, to nawet było dobre dla mnie. Lecz i tak martwił mnie wzrost
liczby zachorowań na depresję. Była sobota, miała weekend, dwa wolne dni w
tygodniu, które mogłam wykorzystać tylko na siebie. Sprzątałam w kuchni, w
końcu ktoś musiał dbać o dom.
- Mamo musisz to natychmiast zobaczyć! Michael jest w
telewizji! – zawołał nagle mój syn siedzący na kanapie, oglądający telewizje.
Nie było jakąś nowością przecież, że Michael był pokazywany w TV.
- Wielkie mi rzeczy, jest sławny to go pokazują.
- Ale on jest z jakąś panią, znasz ją? – Zadziwiło mnie to, pomknęłam
najszybciej jak się dało do salonu i spojrzałam w szklany ekran. Rzeczywiście
on był tam w towarzystwie jakiejś kobiety. Liczyłam na to, że Michael znajdzie
sobie nową miłość, ale nie myślałam, że tak szybko.
„Z ostatniej chwili!
Michael Jackson wziął wczoraj ślub
podczas prywatnej uroczystości na Dominikanie z Lisą Marię Presley, córką Króla
Rock’n’Rolla Elvisa Presleya. Czy Jackson w ten sposób próbuje zmylić
wszystkich by zapomnieli o szokujących oskarżeniach o molestowanie 13-letniego
chłopca i oczyścić swoją potarganą reputację? Jak podaje Daily Mirror, Jackson
miał się spotykać od 5 miesięcy z Presley. Czy to będzie udane i szczęśliwe
małżeństwo? Jak długo ono wytrzyma?”
Zrobiło
mi się strasznie smutno, moje serce po raz kolejny pękło na miliard drobnych
kawałeczków. Poszłam do łazienki, musiałam się wypłakać. Nie mogłam dopuścić do
tego, aby Bryan widział jak płaczę. Zakluczyłam się, łzy mi same zaczęły lecieć
po policzkach. To była moja wina, ponieważ wtedy go zostawiłam samego, nie
powinnam, to był kolejny zawód miłości. Moje życie to było zarówno pasmo
trudnych jak i radosnych przeżyć. Dlaczego ja nigdy nie mogłam trafić na tego
idealnego mężczyznę, mojego księcia z bajki? Dlaczego te los był tak okropny
dla mnie? Najbardziej bolało mnie to, że Mike nigdy nie był nigdy ze mną
szczery, mówił przecież, że mnie kocha, ale tak naprawdę okłamywał mnie od
samego początku. Czułam się poniżona i wykorzystana przez Jacksona.
**********
Grudzień
1996
Czas
przemija, wypowiedziane słowo pozostaje. To przysłowie ma tyle prawdy w sobie. Od
tych wszystkich wydarzeń minęły 3 bardzo długie lata, ale nadal pamiętałam
wszystkie słowa, które powiedziałam do Michaela. Czy ja się zmieniłam? Czy moje
życie się zmieniło? Nie za bardzo, nadal byłam psycholog i przyjmowałam
pacjentów. Michael i Lisa Marie rozwiedli się, po 18 miesiącach. Było mi szkoda
Michaela, bo wiedziałam jak bardzo zależało mu na dzieciach, po raz kolejny
jego próby zostania ojcem zakończyły się fiaskiem. Wtedy odbywał on trasę „History”
po Europie i Azji. Musiał w końcu wypromować swoją płytę, która wyszła w 1995
roku i nie zabrakło jej w zbiorze płyt, w pokoju mojego syna. Nie umiałam umawiać
się z żadnymi mężczyznami, ciągle pamiętałam o Johnym, który na początku był
taki kochany, a na koniec zrobił sobie ze mnie niewolnice. Omijałam facetów
szerokim łukiem, za dużo miałam z nimi przykrych wspomnień. Widziałam Johny’ego
kilka razy, lecz zawsze chowałam się przed nim. Tak wiem, że to było głupie i
dziecinne, bo nie można ciągle uciekać przed przeszłością, ale nie miałam
ochoty z nim się spotkać, ani rozmawiać lub nawiązać choćby kontaktu
wzrokowego. Najważniejszym wydarzeniem dla mnie, które się stało było dla mnie
pogodzenie się z rodzicami. Nie byli już na mnie źli, żałowali tylko, że tak
długo musieli czekać na mój powrót. Zdecydowali się nawet przeprowadzić z
Teksasu do Los Angeles, żeby być bliżej mnie i Bryana. Bryan miał 13 lat i
wyrósł na pięknego młodzieńca, trudno mi było przyzwyczaić się do tego, że mój
mały synek nie był małym chłopcem, tylko nastolatkiem. Nie miałam z nim
problemów, był istnym aniołem. Wracałam do domu z gabinetu, musiałam iść
pieszo, ponieważ mój samochód był w naprawie. Gruchocik służył mi wiernie przez
kilka lat, aż wreszcie trafił go szlak. Chociaż był to jakiś plus, ponieważ nie
przyczyniałam się do tworzenia spalin. Weszłam po cichu do mieszkania, gdzie
był mój synek.
- Jestem – Powiedziałam.
- Cześć mamo! – Krzyknął
Bryan z swojego pokoju.
- Co robiłeś jak wróciłeś ze
szkoły?
- Zrobiłem zadanie domowe i
uczyłem się. A co?
- Nic, babcia przyszła do
ciebie? – Spytałam
- Tak zrobiła mi makaron z
sosem serowym na obiad – Przeglądałam moje siatki z zakupami, zdałam sobie sprawę
z tego, że nie kupiłam mleka. Musiałam udać się do sklepu. Spojrzałam w okno,
chmury na niebie robiły się czarne, zapowiadało się na deszcz. Ubrałam ponownie
moją kurtkę, buty, czapkę, szal i wyszłam. Gdy byłam na zewnątrz zaczęło padać
na dobre. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Michaelem, gdy też
szłam do sklepu i padało. Żałowałam strasznie tego, że wtedy zostawiłam
Michaela samego, możliwe, że moje i jego życie potoczyło by się inaczej. Szłam
szybko, aby nie zmoknąć chodnikiem, który był już cały w błocie, miało się
wrażenie, że było się na lodowisku. Aż w końcu poślizgnęłam się, miałam już
upaść, gdy nagle ktoś mnie złapał. Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz.
Spojrzałam w oczy mojego bohatera, te ciemne w odcieniu czekolady oczy były mi
bardzo znane.
- Wróciłeś – Powiedziałam mu
szeptem do ucha.
- Już nigdy Cię nie zostawię
– Głos tylko potwierdził moje przypuszczenia. To był Michael Jacksona, ten sam
Michael Jackson z którym miałam romans i zostawiłam, nie liczyłam na to, że on
kiedyś wróci. A jednak. W jednej chwili moje i jego usta złączyły się w
namiętnym pocałunku. Czułam się jakby młodsza, dawno nie dane mi było poczuć
słodyczy jego ust. Mike przedłużał kolejne pocałunki. Ta chwila była niezwykła
i wyjątkowa w swoim rodzaju.
28 Czerwca
1997 roku
Mówi się, że jeśli czeka się na coś bardzo długo, to
pewnego dnia to przyjdzie. W końcu nikomu nie zabrania się marzenia i wierzenia
w cuda, które mogą przyjść. Kolejny szczegół w moim życiu, drastycznie uległ
zmianie, przeprowadziłam się wraz z Bryanem do Neverland i sprzedałam moje
mieszkanie, w którym przeżyłam 6 lat. Tego
dnia były moje 32 letnie urodziny, czułam się stara, bardzo stara. Ale oprócz
moich urodzin, szykowała się kolejna duża rodzinna impreza. Otóż miałam wziąć ten
upragniony ślub z Michaelem. Ktoś by rzekł „Kobieto, gorzej Ci?! Palnij się najlepiej
w łeb, z nim nie będziesz mieć życia prywatnego!”. I co z tego, że będą mnie śledzić
media za Michaelem wskoczyła bym do piekieł, kochałam go i żadne trudności i
przeszkody mi nie przeszkadzały. Z nim byłam naprawdę szczęśliwa. Czekałam z
moim ojcem przed kościołem, za chwile miałam zostać żoną Michaela. Miałam na
sobie biało suknie ślubną. Cała się denerwowałam. Ten dzień wreszcie nadszedł,
pomyśleć że 3 lata wcześniej planowałam ślub z Johnym. Nie żałowałam, że się z
nim rozstałam, on tylko mnie ograniczał, wręcz zrobił sobie ze mnie służącą. On
nie mógł by być moim mężem I ojcem moich
dzieci. Mike był jego przeciwieństwem, był czuły, umiał słuchać i nie robił ze
mnie niewolnicy. Miałam na twarzy welon, czułam się jak księżniczka, bardzo się
stresowałam. Bałam się, że coś pójdzie nie tak i nie będę mieć dobrych
wspomnień z tego dnia.
- Isabelle, kochanie, jeżeli tego nie chcesz, lub
jesteś nie szczęśliwa, to nie musisz iść przed ten ołtarz, wszystko odwołamy,
nie pozwolę na to, abyś cierpiała - mój ojciec denerwował się bardziej od mnie,
lecz czemu się było dziwić. W końcu jego jedyna, malutka córeczka wychodziła
tego dnia za mąż.
- Tato, prosiłam abyś mówił do mnie zdrobnieniem. Tyle
czekałam na ten dzień, kocham Michaela i jestem najszczęśliwszą kobietą na
całej kuli ziemskiej.
- Nie mogę w to uwierzyć, tak szybko moja mała córeczka
wychodzi dziś za mąż. A ja ciągle myślę, że ty
się dopiero urodziłaś.
- Tatusiu zawsze będę twoją malutką córeczką
- Wiem o tym skarbie, chodźmy już może bo pan młody
pomyśli, że się rozmyśliłaś i nici z ślubu i wesela – Uśmiechnęłam się. Chciało
płakać mi się ze szczęścia, myślałam już, że ten dzień nigdy już nie nadejdzie
i do końca życia będę starą panną. Weszliśmy do świątyni. Zaczęto grać marsz
weselny, razem z moją tatą ruszyłam w kierunku ołtarza, gdzie czekał już na
mnie Michael, wyglądał równie olśniewającą jak ja, w garniturze wyglądał tak
sexy. Myślałam nawet, że mógł by tak chodzić na co dzień, jego fanki padły by
wszystkie, gdyby zobaczyły go takiego eleganckiego. Wszyscy zgromadzeni
przyglądali mi się uważnie, szłam przed siebie spokojnie. Denerwowałam się, że
coś pójdzie nie tak, ale zachowałam w sobie wewnętrzny spokój i nie dostawałam
ataków paniki. Cała ceremonia trwała nie długo, najcudowniejszym momentem dla
mnie była przysięga małżeńska i nakładanie obrączek. Właśnie w ten sposób
zostałam panią Carter-Jackson, żoną Michaela Jacksona.
**********
Kwiecień 1998
- Ona jest taka słodka i cudowna – Mówił Michael,
trzymając w rękach naszą śpiącą 2 tygodniową córeczkę. Paris-Michael Katherine przyszła na świat dokładnie 3 kwietnia
1998 roku, była naszym słońcem i oczkiem w głowach. Moje maleństwo, która
straciłam na zawsze wróciło do mnie w cudowny sposób. Michael wreszcie miał
swoje dzieciątko o którym tak marzył i tak chciał mieć. W ciąże zaszłam podczas
naszego miesiąca miodowego, pozytywny wynik testu ciążowego, zdziwił mnie
mocno, ale mimo to tak bardzo cieszyłam się, że znów była szansa bym została
mamą. Michael cieszył się z tego równie tak samo jak ja. Bałam się o Bryana gdy
byłam w ciąży, że będzie myśleć, że ja go nie kocham bo całą swoją uwagę będę poświęcam
noworodkowi. Ale był tak samo dumny, ze swojej maleńkiej siostrzyczki jak ja i
Michael. Do salonu wszedł Bryan i usiadł na kanapie obok Michaela i Paris.
- Mamo, czy ja też taki byłem gdy się urodziłem?
- Jaki?
- Taki mały i niewinny.
- Tak. Każde dziecko takie jest jak się urodzi.
- Ciszej, bo obudzicie mojego aniołka –
Powiedział Michael, był takim cudownym ojciec. Praktycznie wyręczał mnie we
wszystkim, zmieniał pieluchy, chodził do niej gdy płakała w nocy i miała kolki.
Ja tylko karmiłam i nie musiałam się niczym martwić. Taki mąż jak on to skarb
to był skarb. Był dla mnie taki czuły i się troszczył o mnie, przy nim byłam
dowartościowana. Nie paczyłam co będzie dalej. Teraz miałam swojego synka, męża
i malutką córeczkę. Niczego więcej do życia nie było mi potrzebne. Żyłam w
swojej Nibylandii. Moje życie, dzięki Michaelowi Jacksonowi, zmieniło się o 360
stopni.
**********
Wiem co myślicie o Johnym, spoko też myślę, że to cham i prostak. Cieszyłam się jak nigdy, gdy pisałam scenę w której dostał lanie od Michaela. Szkoda mi tego dzieciątka, co Isa straciła przez tego gada. Takich jak on to powinni wieszać.
Jak wam się podobała miniaturki? dajcie znać w komie, która z części przypadła wam najbardziej do gustu.
Pozdrawiam <3
Elo gazelo! :D
OdpowiedzUsuńMiesiące lecą, ale powitania zostają.
Co by tu dużo mówić? G e n i a l n e. Też się cieszyłam, że Johny dostał lanie i w ogóle Isa go wyrzuciła- bardzo dobrze i W KOŃCU. bo ile można trwać w tak toksycznym związku? Przyznam się, że nie spodziewałam się ślubu. To takie uuurooocze <3 Zawsze mnie rozczulają takie słodkie scenki, jak gdy na siebie wpadli- znowu. No to wygrało rozdział. I jeszcze ten wątek z Lisą. No jak ja jej nie lubię- tak naprawdę, naprawdę. Szkoda mi było Isy, ale znam takie zachowanie z serialów, xD Przyzwyczaiłam się. Najpierw go chce, potem nie chce, a jak sobie znajdzie inną to znów chce, a potem przy pierwszej lepszej okazji się całują ^-^ Kupiłaś mnie tym. A tak jeszcze wtrące, to się zdziwiłam, że Isa się wyżywała na Michaelu. Nakrzyczała, jakby Michael to już nie cierpiał. Przeżywał to tak samo jak ona- byli sobie wtedy potrzebni najbardziej. No cóż :/ Emocje rządzą się swoimi prawami. No dobra i jeszcze coś- nie spodziewałam się takich przekleństw po Brayanie. Poważnie. Ten facet zniszczył dziecko. Przeraża mnie, gdy taki 10-latek klnie. Okropna rzeczywistość.
No dobra, sorki, że tak niepoukładane, ale wyszlam z wprawy xD Następnym razem będzie lepiej <3
Pozdrowionka
Salut! Nie wiem już w jakim języku się witać, to stawiam na klasyki...
OdpowiedzUsuńTyle czasu minęło i już praktycznie odzwyczaiłam się od komentowania. Ale spokojnie, żyję, prawie dwa razy wpadłam pod autobus, ale coś nie wyszło.
Bardzo fajna ta część. Chyba najciekawsza ze wszystkich. Wszystko w końcu się ułożyło i wsjo haraszo.
Od samego początku przeczuwałam, że Isa poroni, ale że oskarży o to Michaela, to bym się w życiu nie spodziewała. Biedny człowiek. Same oskarżenia ze wszystkich stron xD
Jak to się mówi, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam takie małe wrażenie, że Johny pod koniec tak jakby troszeczkę przemyślał pewne kwestie swojego zachowania, chociaż nie wiem... Nadal uznawajmy go za tego niedobrego. Tak będzie lepiej.
Nie wiem dlaczego, zrobiło mi się trochę przykro przy wątku z Lisą. Ale jak się okazuje nie wywołała tu dużego zamieszania. Na szczęście :)
Najlepsza była scena z tym pocałunkiem. Takie małe odwołanie do dawniejszych wydarzeń. Bardzo urocze.
Strasznie się ucieszyłam, jak wzięli nareszcie ślub. Przeznaczenia się nie oszuka. Fajnie też, że pomimo "niemiłych wspomnień" zdecydowali się na dziecko.
Nie spodobało mi się tylko wulgarne słownictwo Brayana. Ja przeklinam tylko po w-fie. Albo informatyce.
Zauważyłaś, że dzisiaj nie było kilometrowych odstępów pomiędzy strumieniem moich myśli? Jakoś tak o nich zapomniałam. Tak dawno nie czytałam fanfiction, że ojejku... Kompletnie wyszłam z wprawy.
Żegnam, życzę dużo weny, ja tymczasem odlatuję na B-612
Mezzoforte