czwartek, 7 grudnia 2017

Miniaturka na urodziny bloga - Część 3


Hej wszystkim,
Dziękuję za to, że czekaliście cierpliwie. Większość z was ma prawo obrazić się na mnie, za to, że zwlekałam z dodaniem od sierpnia, jest mi naprawdę przykro z tego powodu. Raz nie miałam weny, a dwa nie miałam czasu na bloga, bo jestem pochłonięta nauką. Nie polecam 3 klasy gimnazjum, byle do kwietnia. Ale wracając do miniaturki, dzięki wielkie, że byliście cierpliwi. Ta miniaturka to taki mój spóźniony prezent na Mikołajki. Zapraszam was do przeczytania tych wypocin  <3 





********** 
Obudziła mnie lampa, która była nad mną i świeciła mi prosto w oczy, do moim nozdrzy dotarł dobrze znany  mi zapach. Byłam w szpitalu, leżałam na niewygodnym materacu, ale to nie było najgorsze, nie pamiętałam jak się tam znalazłam. Na moich ustach czułam gorzki posmak krwi. Myślałam, że spowodowałam wypadek samochodowy. Martwiłam się, że mojemu Bryanowi mogło się coś stać, lub co gorsze dziecko Michaela było zagrożone lub nawet umarło. Brzuch mnie strasznie bolał, czułam jakby mi ktoś tam wbił miliony igieł. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, była godzina 3:20 nad ranem. Nie miałam pojęcia ile czasu byłam nieprzytomna, czułam się jakbym przespała kilka lat, a tak naprawdę spałam tylko kilka godzin. Leżałam i moim jedynym zajęciem było spoglądanie w sufit,  przyznam, że nie było to ciekawym zajęciem, ale tylko to mi zostało, gdyż każdy wykonywany przez mnie ruch sprawiał, że odczuwałam silny ból. Nie wiedziałam co się dzieje z Bryanem i gdzie i z kim jest moje dziecko. Cały czas zadawałam sobie pytanie „Co się stało?”. Nagle do pokoju wszedł dobrze znany mi człowiek, był to Michael w asyście jakiegoś lekarza. Ucieszył się bardzo, gdy zobaczył, że się obudziłam.
- Isa ,nareszcie się obudziłaś ? – Michael podszedł do mojego łóżka i pocałował mnie w czoło, to było miłe z jego strony. Z jego wzroku dało się odczytać, że był bardzo zaniepokojony. To właśnie on był przy mnie w najcięższych chwilach zamiast Johny’ego, chociaż jeśli nie chciało mi się odebrać mojego syna z zajęć to nie mogłam liczyć na tym, że będzie przy mnie w szpitalu.
- Ile byłam nie przytomna? Jak się tutaj znalazłam? – Od razu zaczęłam zadawać miliony pytań.
- Spała pani kilka godzin na skutek podania silnych środków przeciwbólowych. Jak się pani teraz czuję? – Lekarz uśmiechał się do mnie, ale mi jakoś nie było wtedy do śmiechu.
- Wszystko mnie boli, Panie doktorze co ze mną i moją ciążą? – Spytałam zaniepokojona, serdeczny uśmiech zszedł z twarzy lekarza. Mogłam się spodziewać najgorszego, nigdy wcześniej nie czułam takiego strachu jak tamtego dnia.
- Pani Carter, została Pani pobita. Na wskutek pobicia, powstał krwotok, który spowodował poronienie. Przykro mi, staraliśmy się uratować pani ciąże, ale byliśmy bezradni. Jest mi naprawdę bardzo przykro. Zostawię  może państwa teraz samych. – mężczyzna w podeszłym wieku i w białym fartuchu wyszedł z Sali. Czułam jak moje serce łamie się na miliony małych kawałków. Czułam pustkę w sobie, straciła coś co było ważne dla mnie, ale jeszcze bardziej ważne było dla Michaela. On tak bardzo chciał być ojcem, chciał bym to ja właśnie miała pod swoim sercem nosić jego syna lub córkę. Byłam w niemałym szoku, po chwili rozpłakałam się. Michael pierwszy raz widział jak płakałam, zawsze przy nim starałam się być silna.
- Isa, już dobrze uspokój się – Usiadł na łóżku szpitalnym i przytulił mnie, w jego ramionach, czułam się bezpiecznie tuląc się do niego, jeszcze bardziej wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
- Nic nie będzie już dobrze! – Domyślałam się, że to mogło się skończyć tak, a nie inaczej, mogłam w życiu się nie zgadzać na tą ofertę!
- To wszystko twoja wina, wynoś się z stąd! -  Krzyczałam jak oszalała. Michael zrobił to czego zażyczyłam sobie. Nie chciałam tak się na niego wydzierać, to był impuls. Nie panowałam nad swoimi emocjami. Myślałam, że  po tym wszystkim wymarzę mnie ze swojej pamięci. Nie zdziwiłam  bym się, gdyby tak się nie stało.

**********
Byłem wściekły na siebie. Byłem głupi, mogłem ją chronić, przecież nosiła moje dziecko. Ta noc była jedną z najszczęśliwszych w moim życiu. Właśnie była, ale w jednej chwili zmieniła się w jeden wielki koszmar, z którego chciałem się obudzić i o nim zapomnieć jak najszybciej. Miałem ochotę płakać jak dziecko, ale miałem również w sobie tyle złości by rozszarpać tego bydlaka, który zrobił jej krzywdę. Pierwszy raz widziałem jak płakała, przecież powtarzała mi ciągle ,że płacz jest oznaką słabości. Jednak Isa, też jakieś miała, w końcu nie była robotem, tylko normalnym człowiekiem. Byłem zrozpaczony czułem jak ponownie ziemia osuwa mi się spod nóg. Znów byłem sam, znów los się zabawił moim życiem. Wyszedłem z Sali szpitalnej, na korytarzu czekał Bryan, był tak samo przerażony stanem zdrowia swojej matki jak ja. Widział jak jego matka była bita i nic nie mógł z tym zrobić, miał przecież dopiero 10 lat, takie dziecko nie dało by rady samo zlać dorosłego gościa. Dzieci w jego wieku nie powinny oglądać takich rzeczy. Usiadłem koło niego na krześle.
- Jak tam? – spytałem chłopca.
- Co z mamą? Mogę do niej wejść? – Małemu bardzo na tym zależało, lecz ja nie mogłem pozwolić na to, żeby oglądał jak jego matka leży tam i płacze. Ona potrzebowała trochę pobyć sama. Taka oaza spokoju jak Isa, zwykle nie podnosiła głosu, ale musiała być nieźle zdołowana, że kazała mi wyjść.
- Wiesz, mama musi pobyć teraz sama. Masz zamiar tu zostać?
- Tak, chcę być blisko mamy.
- Masz dopiero 10 lat, nie możesz siedzieć na tym korytarzu sam jak palec.
- Nie jestem sam, jest mama i ty Michael jesteś ze mną.
- Bryan zabieram Cię do Neverlandu na kilka dni, aż mama nie poczuje się lepiej.
- Applehead nie denerwuj się, stary jesteś, denerwujesz się, a to może to ci tylko zaszkodzić – Przegiął i to nieźle. Nie wyglądałem jeszcze tak staro by wypominać mi mój wiek.
- Mam 35 lat mój kochany.
- A ja 10 i jestem już mężczyzną, więc mogę zostać tu sam.
- Ok, odmówisz sobie ciastek z czekoladą, kakao z piankami, całego zoo i wesołego miasteczka? – Musiałem koniecznie go przekonać by poszedł ze mną. Bryan nie był winny temu wszystkiemu, ale to on cierpiał najbardziej. Starałem się zachować dobrą minę do złej gry, nie okazywałem po sobie tego, że spotkała mnie ogromna tragedia, choć w środku chciało mi się wyć ze smutku.
- Nigdy w życiu.
- To chodź, jest 3 w nocy, a dawno jest już po wieczorynce. – Wyszedłem z synem Isy z szpitala i poszedłem po auto, którym przyjechałem z Bryanem. Mały chciał koniecznie siedzieć z przodu.
- Mike, proszę.
- Bryan, dla bezpieczeństwa usiądź z tyłu. Co jeśli złapię nas policja?
- Jestem duży i mogę siedzieć z przodu.
- No dobrze, ale to ty będziesz się tłumaczyć mój drogi.
- Ależ oczywiście Appleheadzie. – Bryan usiadł z przodu, zapiął pasy i odjechaliśmy z parkingu, który o tej godzinie był opustoszały. Chłopak był tak śpiący, że uciął sobie drzemkę w aucie. Był zmęczony fizyczne, jak i psychicznie. Koło 4:30 byliśmy na miejscu, Bryan spał tak słodko, że aż szkoda było mi go wyciągać z pojazdu. Patrzyłem na niego przez chwilę, chciałem mieć takiego syna jak on. Czułem się jakbym był ojcem Bryana, ale prawda jest bardzo brutalna, ponieważ chłopak był tak naprawdę obcym dzieckiem dla mnie.
-  Bryan, jesteśmy w Neverland – Szturchnąłem go, małemu nie chciało się opuszczać wygodnego fotela samochodowego, ale czym był najzwyklejszy fotel  samochodowy jeżeli w domu czekało na niego wielkie i wygodne łóżko. Wstał bez żadnego słowa, po wejściu do domu poprosiłem kogoś z mojej służby, aby pościelił łóżko dla Bryana. Gdy łóżko było już pościelone syn Isy poszedł ponownie spać.
- Dobranoc. Kolorowych snów.
- Dobranoc – Bryan zamknął się w pokoju i udał się do krainy snów, gdzie wszystko ma dobry początek i koniec, ja za to wróciłem do swojej sypialni. Zamknąłem za sobą drzwi i rozpłakałem się, nadal przeżywałem to co się wydarzyło tej nocy. Jeszcze wieczorem cieszyłem się ,że będę tatą, ale w jednej chwili to pękło jak bańka mydlana. Wyjąłem z mojej szafki butelkę whisky  nalałem je do szklanki, chociaż i tak wiedziałem, że alkohol nie ukoi moich smutków, tylko je jeszcze bardziej pogłębi. Rzuciłem się na moje łózko, zabrałem poduszkę i zacząłem płakać. Ktoś by powiedział, że zachowywałem się jak dziewczyna, którą rzucił chłopak, ale byłem bezsilny, los zabrał mi najważniejszą osobę, co prawda wielkości ziarnka pszenicy, ale jedną z najważniejszych w moim życiu. Nie zmrużyłem ani razu, nie potrafiłem. Resztę tamtej nocy spędziłem na rozmyślaniu o Isie i wszystkim co mnie otaczało. Była jedna osoba na tym świecie, której mógłbym się zwierzyć, ale nie byłem pewny czy na przykład nie pójdzie do jakiegoś magazynu i nie poda tego. Po oskarżeniach o molestowanie stałem się bardzo nieufny, nie mogłem nikomu się zwierzyć bo bałem się, że ten „prawdziwy przyjaciel” zachowa się jak prawdziwa hiena cmentarna i poda wszystkie moje tajemnice mediom. Prawdziwych przyjaciół miałem nie wielu, mogłem ich policzyć na palcach jednej ręki, po tym wszystkim co mnie spotkało większość z nich się od mnie odsunęła. Kto w końcu chciał się zadawać z Jacksonem pedofilem? W głowie rodziły mi już się nagłówki tych wszystkich gazet „Wacko Jacko zapłodnił swoją psycholog”, bałem się tego, ale nie mogłem dusić tego w sobie. Gdzieś w szufladzie miałem numer do Lisy Marie Presley, tak córki Elvisa Presleya. Tylko ona i Isa rozumiały mnie tak naprawdę, mogłem na niej naprawdę polegać. Miałem wrażenie, że ona za mną rzuciła się by w ogień, ale z resztą ja za nią również. Zrobiłem naprawdę wielki bałagan wyrzucając z szuflady biurka te wszystkie kartki, ale w końcu znalazłem jej numer. Była godzina 8 i obawiałem się, że może jeszcze spać, ale nie zawahałem się wykręcić numeru do niej.
- Halo – po chwili oczekiwania usłyszałem ten słodki głosik. Wydawało mi się jakbym znowu słyszał tą słodką dziewczynką, która przychodziła ze swoim sławnym tatą na koncerty Jackson 5, które odbywały się w Las Vegas i rozmawiała ze mną za kulisami. Ale lata minęły, ja już nie miałem 17 lat, a ona nie była tą słodką 7 latką, tylko wyrosła na piękną, mądrą i niezależną kobietę. Zresztą była matką dwójki przesłodkich, które miałem okazję poznać.
- Cześć Lisa, tu Michael musimy porozmawiać
- Mów śmiało możesz mi się ze wszystkiego zwierzyć. – Wierzyłem w to, że mogę zwierzyć jej się ze wszystkiego co chodziło mi po głowie, była szczera i umiała dotrzymać tajemnicy, jednak nie wszyscy byli tacy jak ona. Byłem za bardzo naiwny i niektórzy umieli wykorzystać moją naiwność, tak jak Chandlerowie. Byłem gościnny, pozwalałem Jordiemu nocować w mojej sypialni, ale nigdy nie spałem z nim w jednym łóżku i nie dotykałem go tam gdzie nie powinienem. Traktowałem go jak syna, którego nigdy nie miałem, a on mnie upokorzył. Ten moment gdy to robiono zdjęcia moich intymnych miejsc na zawsze pozostanie w mojej głowie jako coś strasznego i najbardziej wstydliwego w moim życiu.
 - Ja chcę, żeby ona była mamą mojego dziecka – Rozmawialiśmy około 2 godzin.
- Michael, spróbuj z nią porozmawiać, jednak nie oczekuj niczego. Ona jest po przejściach – Do pokoju wszedł Bryan i usiadł na moim łóżku, musiałem zakończyć rozmowę z Lisą. Bryan nie mógł słuchać takich rzeczy, bałem się o to, że mógł pomyśleć, że ja chcę wykorzystać jego matkę.
- Lisa, muszę kończyć później porozmawiamy.
- Dobrze Michael – Rozłączyła się. Popatrzyłem przez chwilę na chłopca. Wydawał się być smutny, ale nie dziwiłem się dlaczego tak było. Też był bym smutny, gdybym widział jak jakiś facet biję moją matkę.
- Nie idziesz dziś do szkoły? – Spytałem.
- Michael, przecież jest sobota.
- Zapomniałem. Co chcesz robić?
- Chcę pojechać do mamy do szpitala.
- Wiesz co pojedziemy do niej po południu. Pasuje?
- Tak.
- To teraz idź się ubrać, bo nie będzie w tym domu nie będzie tolerowane spanie do późnych godzin rannych.
- Nie zamieniam się w dyktatora Mike – Chłopak zszedł z łóżka i wyszedł z sypialni. Zostałem sam, do moich oczów napłynęły łzy. Nadal miałem w głowie obraz Isy, która leżała w kałuży krwi oraz słowa lekarza o poronieniu. Gdybym mógł cofnąć czas nie pozwolił bym na to, żeby ją tknął chociaż jednym paluszkiem. Byli by z nią najlepsi ochroniarze w całym Los Angeles, zapłacił bym każdą cenę za to, aby mój maluszek żył.  Musiałem się odświeżyć, wszedłem do łazienki i zabrałem prysznic. Przez kolejną nie przespaną noc wyglądałem jak zombie z Thrillera. Byłem blady jak ściana, moje oczy były spuchnięte od łez. Musiałem wyjść do Bryana, on mnie najbardziej potrzebował. Gdy jego matka leżała w tym szpitalu, on nie był bezpieczny we własnym domu, ponieważ był tam ten debil, który mógł mu zrobić coś złego. Nie zasnął bym spokojnie nie wiedząc czy z Brayan’em jest wszystko w porządku. Nie wybaczył bym sobie tego, gdyby mu się coś stało. Wyszedłem z mojej sypialni, oślepił mnie blask słońca wpadający na korytarz. Wszedłem do pokoju w którym spał Bryan. Oglądał telewizje.
- Na co patrzysz?
- Leci nowy sezon „Power Rangers” to jest genialne – Podszedłem do telewizora i zgasiłem go, co wyraźnie nie spodobało się.
- Michael, oglądałem to! To jeden z moich ulubionych seriali.
- Też lubię Power Rangers, ale pooglądamy to później.
- Skoro w takim razie tak lubisz tą bajkę, to mi ją włącz i pozwól dokończyć.
- Bryan jest piękna pogoda, a w wesołym miasteczku
- Michael nie chcę mi się ruszyć.
- Ale ja ci się nie pytam czy ty chcesz, masz wyjść na świeże powietrze. Jeśli będziesz siedzieć za dużo przed telewizorem to popsuje ci się wzrok. I po za tym to nie zdrowie i to bardzo. Wyjdź przed dom zaraz do ciebie przyjdę – Czułem się jak prawdziwy ojciec, który kazał zrobić coś swojemu dziecku.
- Dobrze Mike już idę – Mały zszedł z łóżka i udał się w kierunku drzwi tak jak mu kazałem. Chwilę później i ja wyszedłem do niego, potrzebował w tym czasie dużo uwagi.
- Gdzie idziemy najpierw? – Spytał Bryan, któremu najwyraźniej wrócił humor, po tym jak mu wyłączyłem telewizor.
 - Wybieraj co chcesz, Neverland jest cały do twojej dyspozycji.
- Naprawdę?
- Tak – Ruszyliśmy przed siebie, zaczęliśmy naszą wyprawę od zoo. Bryan był kilkakrotnie już w Nibylandii i widział prawie wszystko, ale nie przeszkadzało mu to w kolejnej wycieczce po mojej posiadłości. Ale prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero później, gdyż weszliśmy do wesołego miasteczka. Jechaliśmy wszystkimi karuzelami, które tam były. W końcu było tam tak wiele atrakcji, że nawet największy poważny na tym globie by sobie pojeździł na nich. Ale największą frajdę sprawiła nam jazda  na diabelskim młynie, który był dość szybki. Razem z Bryanem ustanowiliśmy światowy rekord kręcenia się, około 100 kółek zdołaliśmy zrobić w 30 minut, a to nie lada był wyczyn. Oczywiście, były małe komplikacje, ponieważ najedliśmy się przed wejściem do miasteczka tylu słodyczy, że chciało się nam obojgu wymiotować po tym wszystkim. Żygający Michael Jackson, tego to jeszcze świat nie widział. Na całe szczęście, szybko nam przeszło. Na chwilę poszedłem do domu, ponieważ musiałem się czegoś napić. Gdy wróciłem zobaczyłem Bryana, który siedział grzecznie na ławce i jadł szybko lody waniliowe z polewą czekoladową, cukierkami i piankami. Zdziwiłem się bardzo, ponieważ myślałem, że po diabelskim młynie to on przez miesiąc nie będzie mógł spojrzeć na słodycze, a to była niespodzianka.
- Nie jedz tak szybko, bo lodów ci nikt nie weźmie. Uważaj żebyś się nie zakrztusił, bo będzie musiał Cię reanimować – Zwróciłem mu uwagę
- Spokojnie Michael, nic mi nie będzie.
-  Gdyby twoja matka widziała czym ja Cię tu faszeruje to by mi chyba łeb urwała.
- Uratował bym Ciebie. A po za tym, ona nie lubi bić nikogo.
- Mogę się o coś spytać?
- Śmiało.
- Bryan, on bił wcześniej mamę?
- Tak raz ją uderzył, mówiła, że to nic takiego. Twierdziła, że był zły i mu niedługo przejdzie.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
- Wybacz, mama prosiła bym nikomu o tym nie mówił. Przepraszam.
- Nie gniewam się na ciebie.
- Dopilnuje, żeby on już nigdy nie zbliżył się do was – Na niebie zaczęły się zbierać ciemne chmury, zapowiadał się deszcz.
- Chodźmy do już do domu, panna Fisher na pewno zrobiła coś do jedzenia i będzie zła jeśli wszystko się zmarnuje.
- Ona jest straszna.
- Wydaje ci się, tak naprawdę ona jest bardzo miła. Za mało ją znasz.
- Może.
- Bryan, musisz pamiętać, aby nie oceniać nikogo po okładce tylko po jego wnętrzu. Pamiętaj o tym, bo to ci się nie raz w życiu przyda – Wstaliśmy z ławki, ponieważ spadły na nas pierwsze krople deszczu. Weszliśmy do domu, zjedliśmy coś. Po obiedzie wreszcie przyszedł moment na który cały czas Bryan, wreszcie mieliśmy jechać do jego matki.
- Bryan, zgadnij gdzie za chwilę Cię zabiorę.
- Pojedziemy podziwiać twoją gwiazdę w Hoolywood Hall Of Fame?
- Nie, to nie to.
- Pojedziemy do mojego domu?
- Nie, pojedziemy do pewnej bliskiej osoby.
- Do mamy?
- Tak, moje gratulacje. Nagroda od mnie 30$
- Michael, wiedziałem od razu – Naburzył się chłopiec, niezadowolony, ponieważ nie udało mu się zgadnąć za 1 razem.
- Co ty nie powiesz Bryan. Chodź musimy już jechać jeśli chcemy uniknąć korków w mieście.
- I tak będziemy stali – Rzekł Bryan. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do czarnego mercedesa, którym wyjechaliśmy z posiadłości, droga zajęła nam gdzieś przez korki około 2 godziny, z winy korków. Bryan miał swoją rację. Gdy zajechaliśmy pod szpital i wysiedliśmy z auta to od razu pobiegliśmy do budynku, żeby nie być zauważonym przez wielu ludzi. Pobiegłem schodami, ponieważ nie chciało mi się czekać na windę, pozwoliłem Bryanowi pojechać windą, ponieważ on je uwielbiał. Wszedłem po cichu do Sali w której była Isa, wyglądała jak Anioł. Zabrałem mały taborecik i usiadłem koło jej łóżka. Leżała odwrócona tyłem.
- Isa, kochanie jak się czujesz? – Spytałem jej, ona nie nawet zamiaru odwrócić się do mnie przodem ,a mi tak zależało na tym by widzieć jej piękną twarz.
- A jak może się czuć kobieta, która straciła kilka godzin temu dziecko.
- To nie twoja wina.
- To moja wina mogłam się nie zgadzać na to, ale wiedziałam, że tak bardzo pragniesz być ojcem. Chciałam ci pomóc, a i tak dostałam od losu w twarz – rozpłakała się.
- Isa, przecież ty sama mówiłaś mi gdy potrzebowałem pomocy, że muszę się podnieść i walczyć o swoje dobre imię. Proszę chcę spróbować jeszcze jeden raz, może uda się tym razem..
- Nie, Michael nie mogę tego zrobić. Nie chcę tego przeżywać po raz kolejny. Sam widzisz co czego ten układ nas doprowadził. Michael gdy tylko wyjdę ze szpitala zniknę razem z Bryanem z twojego życia. Obydwoje się ranimy. Muszę odejść – Nie mogłem tego słuchać.
- Rozumiem.
- Michael przepraszam Cię, ale tak będzie lepiej - Wstałem z krzesła i wyszedłem z Sali na korytarz. Chwilę potem wparował Bryan do niej, musiał porozmawiać z matką, nie mogłem mu tego zabronić. Po 25 minutach chłopak wyszedł z pokoju.
- Możemy już jechać? – Spytałem chłopaka.
- Tak, mama chcę być sama – Opuściliśmy w asyście moich dwóch ochroniarzy szpital. Wsiedliśmy do czarnego auta i odjechaliśmy do Neverland. Siedziałem w ciszy wpatrując się w okno na tylnym siedzeniu obok Bryana. Za oknem lały się krople deszczu. W mojej głowie narodził się podły plan wymierzenia kary temu bydlakowi. Który zabił mi dziecko. Do Neverland wjechaliśmy po 30 minutach drogi ze szpitala. Bryan bez słowa wyszedł z auta i pobiegł do domu, nie chciało mi się wysiadać z samochodu, byłem tak zdołowany, że chciałem zostać w nim na wieki, ostatkami sił ruszyłem się,  chwilę później byłem już  w mojej sypialni. Na myśl mojej rozmowy z Isą w tym szpitalu coś we mnie pękło, znów płakałem. Zachowywałem się jak zbuntowana nastolatka, która nie mogła się spotkać z chłopakiem. Pani psycholog nie mogła tak po prostu odejść z mojego życia, za bardzo ją kochałem. Życie bez niej nie miało by wtedy dla mnie żadnego sensu. Po godzinę mojego użalania się nad życiem musiałem coś zrobić z Bryanem. Wszedłem do jego sypialny, jednak nie zastałem go tam. W salonie też nie było ani śladu mojego gościa. Kolejnym miejscem jakie przyszło mi do głowy był salon z grami. Wszedłem tam po cichu i tam go znalazłem, grał w Moonwalkera.
- Kurwa, jebany zombie – stanąłem jak wryty w ziemie, gdy usłyszałem to co powiedział Bryan. Widać ,że Johny nie jest dobrym przykładem dla dziecka. Podszedłem od tyłu do niego.
- Nie ładnie, tak mówić – Szepnąłem mu do ucha. Bryan krzyknął z przerażenia.
- Przepraszam Applehead, wymknęło mi się.
- Kto Cię nauczył mówić tak brzydko?
- Johny – Wiedziałem, że to imię padnie, to był kolejny dowód na to, że on nie nadawał się na przykład dla syna Isy. On przy nim zszedł by tylko na psy i zmarnował swój talent do tańczenia.
- Tak myślałem. Przy mamie też tak brzydko mówisz?
- Nie mówię, czasem przeklinam jak mam zły humor i coś mi nie wyjdzie. Przepraszam Michael już nie będę tak mówić.
- No mam taką nadzieję. A ty jak mój drogi zamierzasz spędzić resztę pochmurnego tego dnia?
- Będę grać w te wszystkie gry, które tu są – Nie spodobał mi się za bardzo plan chłopaka.
- Chyba śnisz.
- Coś ci Applehead nie pasuję? – Starał się zrobić mi na złość.
- A żebyś ty wiedział, że mi nie pasuję. Na dwór byś wyszedł, a nie marnujesz czas, prąd i swój wzrok na te głupstwa.
- Przecież pada deszcz, mam się iść w kałużach jak przedszkolak taplać?
- Możesz, nie zabraniam ci –droczyłem się z nim.
- Nie, jestem na to chyba trochę za stary.
- Chodź mam dla ciebie niespodziankę, dosyć grania w te gry wideo – Już od dłuższego czasu chciałem to zrobić. Razem z Bryanem wyszliśmy z salonu gier i poszliśmy do Sali tanecznej.
- Wiem, że uczysz się tańczyć w takim jak ja i słyszałem nawet, że jesteś świetny. Chcę z Tobą potańczyć i nauczyć się czegoś od ciebie – Na twarzy 10-latka pojawił się wielki i szczery uśmiech.
- Jasne Mike, to będzie dla mnie przyjemność – Bryan ze szczęścia skakał po całej Sali. Nie dziwiłem mu się, gdyby w jego wieku mój idol James Brown zaproponował mi wspólny taniec byłbym tak samo uradowany. Przecież taka sytuacja mogła by się już nigdy nie powtórzyć. Zabrałem z półki płytę Janet „Control”, ponieważ uwielbiałem tańczyć do przebojów mojej młodszej siostry. Zaczęliśmy obydwoje tańczyć. Każdy najmniejszy ruch miał w sobie tyle emocji. Potem sięgnąłem po moje albumy. Z młodzieńcem była świetna zabawa. Tańczyliśmy układy do takich piosenek jak „Billie Jean”, „Beat it”, „Thriller”, „Smooth Criminal” i „Bad”. Tak gdzieś do 1 w nocy.
- Dobra Bryan kończymy.
- Michael, jest jeszcze młoda godzina.
- Już dawno jest po dobranocce, dzieciaki w twoim wieku już dawno śpią.
- Oj Applehead nie przesadzaj już, bo powoli zaczynasz się zmieniać w mamę. Loki już masz, brakuję ci jeszcze tylko zmiany płci.
- Dbam o ciebie, gdyby twoja matka widziała, że ty jeszcze nie w łóżku to zatłukła by mnie własnymi rękoma.
- Jak będziesz taki nadopiekuńczy to ci się pojawią zmarszczki na całej twarzy i twoje fanki nie będą już mdleć na twoich koncertach.
- Dalej do łóżka. Jak tam przyjdę, a ty nie będziesz spać jak aniołek to klatka tygrysa już jest dla ciebie przygotowana.
- Nie zrobisz tego. – Mały się wystraszył, od razy zrobił się potulny jak baranek.
- A właśnie, że zrobię. – Uśmiechnąłem się przebiegle, jakbym miał co najmniej knuć plan na podój całego świata.
- Ok, niech już ci będę
- Masz spać za 5 minut, inaczej nici z ciastek
- Przestań mnie straszyć i zachowywać się jak sadysta Applehead – Grzecznie wyszedł z Sali i udał się do swojego pokoju. Widziałem po nim, że jest zmęczony. W końcu nie był przyzwyczajony do chodzenia spać o 1 w nocy. Musiałem się przygotować do wyjścia do klubu, dlaczego do klubu? Otóż z mojej głowie narodził się misterny plan na ukaranie Johnego. On musiał odpowiedź za to całe nieszczęście, którym obarczył Isabelle. Ktoś musiał mu wbić rozum do głowy, a tym kimś byłem ja. Przed wyjściem chwyciłem słuchawkę od telefonu i wybrałem numer do mojego ochroniarza Toma.
- Tak Michael?
- Nadal tam jest?
- Ten cały Jenkins nie wyszedł z klubu od 3 godzin, i na pewno długo tam zostanie. Co ty chcesz zrobić?
- Muszę z nim porozmawiać.
- Żebyś nie narobił sobie problemów przez niego.
- Nie martw się o mnie. Jestem dorosły i to moja sprawa co z tym gnojkiem zrobię. Nic mi nie będzie. Nie płacę ci za pouczanie mnie o życiu.
- No dobrze już się nie wtrącam, ale żebyś później tego nie żałował.
- Nie będę – Odłożyłem słuchawkę i wyszedłem z mojej sypialny. Pokierowałem się na pokój syna Isy, uchyliłem delikatnie drzwi i zobaczyłem, że spał jak. Pomyślałem o tym, że gdyby na Neverland spadła bomba, to on by się i tak nie obudził, zszedłem po cichu po schodach. W holu czekał na mnie Bobby, który miał mnie zawieźć pod klub, który znajdował się w centrum Los Angeles.
- Możemy jechać.
- Szefie, naprawdę chcę ci się jechać o 2 w nocy do klubu?
- Tak. To co z tego, że jestem Michaelem Jacksonem. Mam prawo do zabawy – Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta którym wyjechaliśmy z Neverland, w ciągu 20 minut byłem już pod tym klubem. Zobaczyłem, przez zaciemnioną szybę, że z tej knajpy wylazł ten szkodnik Johny. To była jedyna okazja na to, aby wymierzyć sprawiedliwość. Wysiadłem z samochodu i szedłem chwilkę za nim. Nagle zatrzymał się, stanąłem za nim i go dotknąłem. Odwrócił się, a ja mu przywaliłem z całej siły w ten krzywy ryj z pięści. Aż się zdziwiłem, że tak potrafiłem
- Ałaaa! Kurwa co jest?! Ktoś ty do chuja? – Zapytał trzymając się za nos z którego leciała mu krew.
- Co, nie poznajesz mnie? – Spytałem go, podniesionym tonem.
- Jackson, ty śmieciu wyruchałeś mi moją kobietę! Pożałujesz tego ty kurwo – Po tym głosie rozpoznał mnie i rzucił się na mnie z pięściami, jednak coś mu nie wychodziło. Złapałem go za kark i z całej siły przykułem do ściany, należało mu się to.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, zabiłeś moje dziecko. Ty damski bokserze jak mogłeś podnieść rękę na swoją narzeczoną. Kobietę, która dba o ciebie ty knurze opasły.
- Przynajmniej o jednego szkodnika mniej na tym świecie – Zaśmiał mi się w twarz. Coś we mnie pękło, ten imbecyl w ogóle nie miał uczuć nie żałował tego, że sprał ją jak worek treningowy. Wymierzyłem mu kolejny cios w twarz, tym razem mocniejszy od poprzedniego. Upadł na ziemie i skręcał się z bólu.
- Już nigdy nie podniesiesz ręki na Ise, dasz jej i Bryanowi święty spokój tak? A jeśli nie to znajdę cię i zatłukę własnoręcznie. Zrozumiano? – Kopnąłem go jeszcze w brzuch i odszedłem z uśmiechem na ustach zostawiając go samego. Zdawałem sobie sprawę, że zrobiłem coś bardzo złego lecz zemsta była słodka. Ten skurwesyn dostał swoją zasłużoną nauczkę. Nie obchodziły mnie konsekwencje, ale najważniejsze było to, że ona była bezpieczna i w pewnym sensie wolna. To się tylko dla mnie liczyło. Wróciłem bezpiecznie do auta, kazałem Tommy’iemu odjechać z pod tego zapyziałego klubu. Wsiadłem do auta i pojechałem do mojej posiadłości. Nie było za wiele korków, więc uwinęliśmy się w 20 minut.

**********
Będąc psychologiem często pracowałam z kobietami, które poroniły. Wiedziałam, że strata dziecka bardzo boli, ale nigdy nie odczułam tego na własnej skórze, aż do tamtego momentu.
Zadzwoniłam po taksówkę, musiałam czymś się dostać do domu, na piechotę na pewno bym poszła i „posprzątać” kilka spraw w swoim życiu. Rozdział pod tytułem Johnathan Jenkins uważałam za zamknięty. Wyszłam pod szpital, czekał już tam na mnie młody taksówkarz. Wziął moje bagaże i ruszyłam z nim do mojego mieszkania. Po około 5 minutach byłam już na miejscu.  Poprosiłam kierowcę, aby poczekał, ponieważ nie miałam ochoty spędzić, ani jednej chwili przy boku tego damskiego boksera. i weszłam na klatkę schodową, otworzyłam za pomocą kluczy drzwi i znalazłam się w moim mieszkaniu. Strasznie tam śmierdziało, miałam ochotę zwymiotować, jakby przez tydzień on nic nie robił, bo taka była rzeczywistość on naprawdę nic nie robił. Weszłam w głąb mieszkania i zobaczyłam mojego narzeczonego siedzącego w fotelu. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
- Johny? – Powiedziałam cicho, jednak on mnie usłyszał.
- O panna puszczalska wróciła. Myślałem, że jesteś już u tego swojego Jacksona, któremu dupy dałaś. – Wstał, na jego twarzy było widać pełno siniaków.
- Nie jestem puszczalska, przez 5 lat użerania się z Tobą, ani razu cię nie zdradziłam.
-  A ten dzieciak, którego Jackson zrobił to dowód na to, że jesteś puszczalska. Dobrze, że zabiłem to w zarodku – W moich oczach nazbierały się łzy, nie okazywałam o sobie tego, ale także pragnęłam zostać matką.
- Jesteś podły. – Nie mogłam patrzeć na niego, jego słowa spowodowały u mnie dreszcze.
- Widzisz co ten twój lowelas mi zrobił. – Wskazał na swoją twarz, Michael go pobił. Usatysfakcjonowało mnie to, chociaż nigdy nie byłam za samosądami.
- Dobrze ci tak, to kara od losu za to jakim byłeś człowiekiem.
- Nie denerwuj mnie kobietą.
- Jestem u siebie w domu więc mogę mówić wszystko to co przyjdzie  na myśl.
- Michael, zrobił przynajmniej jakiś pożytek lejąc Cię po tej wstrętnej mordzie. Tak prędzej czy później zostawiłam bym Cię dla niego. On umie szanować kobietę i jest bardziej od ciebie, niż ty kiedykolwiek byłeś. Przy nim czułam się jak wartościowa kobieta, a nie jak służąca.
- Ty dziwko – Johny’ego zdenerwowały moje słowa, które były prawdą. Wstał z tego fotela i chciał mnie uderzyć. Takiej furii w jego oczach nie widziałam nigdy. Już od kilku miesięcy miałam ochotę wygarnąć mu to co o nim myślę. Nie mogłam dać się znowu bić, jak jakiś worek treningowy. Już miał podejść do mnie podejść i mnie spoliczkować, ale wzięłam świecznik i wymierzyłam w jego kierunku.
- Nic mi nie zrobisz. – Teraz to ja panowałam nad całą sytuacją.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, z nami definitywnie koniec. Tak wiedziałam, że nie byłam tą jedyną w twoim życiu. Wiem, o twoich wszystkich kochankach.  – Johny jakby oprzytomniał.
- Isa, kotku to nie tak. Ciebie kocham najbardziej, one nic dla mnie nie znaczyły. To był tylko sex. Przepraszam Cię, za wszystko co ci zrobiłem przez te lata. Zmieniłem się i to na gorsze. Spróbujmy jeszcze raz, odbudujemy to wszystko, chcę się z Tobą ożenić, wymieniać pieluchy naszym dzieciom. Proszę. – Podszedł do mnie bliżej, zabrał mi delikatnie z rąk świecznik, objął mnie w talii i złączył nasze usta, dawno nie był taki czuły dla mnie jak w tamtym momencie, jednak nie byłam już tą samą Isą co kiedyś, nie mogłam mu ufać. Nie zamierzałam drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Wiedziałam, że tacy ludzie jak on się nigdy nie zmienią. Oderwałam się od niego i go spoliczkowałam.
- Posłuchaj mnie uważnie, z tego już nic nie będzie. Masz 48 godzin na wyprowadzkę z stąd, nie interesuje mnie gdzie pójdziesz. Dla mnie możesz spać w jakimś rynsztoku lub w pudle po telewizorze pod mostem. W moim życiu już nie ma miejsca dla ciebie. Nigdy nie będzie tak jak przedtem. Trzymaj się z dala od mnie i mojego syna. Nie chcę cię więcej widzieć. – Taka wredna jak wtedy to ja nie byłam nigdy dla nikogo, ale musiałam to w końcu z siebie wydusić.
- Dlaczego? Byliśmy razem szczęśliwi - Spytał
- Może tobie się tak wydawało, już dawno przestałam Cię kochać, ten płomień miłości wygasł. Miej chociaż honor i wyprowadź się z stąd bo nie będę cię już utrzymywać. I trzymaj nie będzie mi to już potrzebne. A i jak będziesz się wynosić to zabierz ten fotel, kupię sobie ładniejszy. Wciśnij go jakiejś innej pustej lali, zupełnie jak ty. – Z palca serdecznego zdjęłam pierścionek i rzuciłam  nim w niego. Wychodząc z mieszkania tak trzasnęłam drzwiami, że połowa bloku mnie słyszała , zostawiając mojego byłego narzeczonego samego. Zerwanie z nim dużo mnie kosztowało, ale tak było lepiej dla mnie. Nie mogłam być z nikim z przymusu, to było by podłe, zarówno dla mnie jak i do Johny’ego.
- Dokąd tym razem?
- Do hotelu. – Czułam się jak zwycięzca na olimpiadzie, ale ta chwila gdy pozbyłam się go z mojego życia sprawiła, że poczułam się źle. Chciało mi się  jednocześnie śmiać i płakać. Spojrzałam w szybę, poczułam smutek. Nie wiedziałam, jak dalej potoczy się moja przyszłość. Myślałam nad czym, czy znajdę wreszcie tego idealnego mężczyznę i czy stanę wreszcie na ślubnym kobiercu. Życie jako stara panna z mnóstwem kotów nie za bardzo mi odpowiadało. Miałam swojego małego Bryan’ka i on mi wystarczył. Dojechaliśmy przed hotel, zabrałam swoje bagaże, podziękowałam  zapłaciłam kierowcy za przewóz i weszłam do budynku. Wynajęłam 1 osobowy pokój. Dlaczego nie pojechałam do Michaela? Chciałam przemyśleć sobie kilka spraw i być sama. Resztę dnia przespałam, czułam się słaba i bezbronna.


2 dni później
Wróciłam do mojego mieszkania. Weszłam po cichu, musiałam sprawdzić czy Johny się wyprowadził. Relacja pomiędzy mną, a nim zakończyła się oficjalnie. Nic mnie już z Johnathanem  Jenkinsem nie łączyło, był dla mnie obcą osobą o której chciałam zapomnieć jak najszybciej, ale to było, ponieważ nie da się od tak usunąć 5 lat ze swojej pamięci. Weszłam po cichu do środka, nie zastałam nikogo. Mieszkanie było posprzątane, pobiegłam do mojej sypialni, sprawdzić stan mojej szafy. Nie było w niej ubrań mojego byłego narzeczonego, sprawdzałam dalszy stan mieszkania. Dotarłam do salonu, nie było tego paskudnego fotela i telewizora. To był znak, że on się wyniósł z mojego życia raz na zawsze. Mógł sobie zabrać telewizor, stać mnie było na lepszy i droższy. Nie interesowało mnie, dokąd on się wyniósł, jego los już nie liczył się dla mnie. Na stoliku stało nasze zdjęcie oprawione ramką z serduszkami, obok stał wazon z białymi różami, to były moje ulubione kwiaty, a obok nich karteczka z napisem
„Przepraszam, że nie byłem idealny.
 Proszę wybacz mi.
Kocham Cię jak nikogo innego.
Twój Johny”
Od razu z twarzy zszedł mi uśmiech. Jak on w ogóle miał czelność po tym wszystkim dawać mi kwiaty?! Mógł o tym pomyśleć jak byliśmy jeszcze razem, kwiatami nie da się niczego naprawić. Wzięłam zdjęcie na którym byłam ja z nim na jakiejś imprezie w 1991 roku i rzuciłam z całej siły o podłogę, powodując, że szybka się zbiła. Małe kawałeczki, leżały stłuczone na ziemi. Z kwiatami, powędrowałam  do kuchni, wrzuciłam je do śmietnika. Pomimo tego, że bardzo kochałam te rośliny, to ich miejsce było właśnie tam. Wróciłam do salonu, aby pozbierać kawałki szkła. Przez przypadek jednym z nich zraniłam się w prawą dłoń, z której chwilę później wylała się struga krwi. Szukałam mojej apteczka, która była gdy nikt jej nie potrzebował, a nie było jej gdy była naprawdę potrzebna. Nie miałam ochoty wracać tak szybko do szpitala. Gdy ją znalazłam wzięłam wodę utlenioną, gazę oraz bandaż i opatrzyłam swoją rękę. Po wszystkim dokończyłam sprzątać i usiadłam na kanapie, żeby obejrzeć telewizje. Zrobiłam sobie gorącą herbatę i włączyłam na kanał informacyjny, zamurowało mnie to co tam zobaczyłam.

„Super Gwiazda współczesnej muzyki pop Michael Jackson, po raz kolejny pokazuje się z dzieckiem. Czy sprawa o molestowanie nieletniego z września ubiegłego roku nic go nie nauczyła? Czy to kolejna ofiara? Jacksona z chłopcem około 10 lat widziano nie opodal rezydencji Artysty Neverland. W lutym tego roku Michael Jackson podpisał ugodę z rodzicami pokrzywdzonego, wartą blisko 20 milionów dolarów.”


Poparzyłam się herbatą, gdy zobaczyłam zdjęcia Brayan’a w telewizji u boku Michaela. Nie chciałam, żeby wizerunek mojego dziecka pojawiał się w mediach, bałam się tego, że dziennikarze zaczną nas nękać i pytać Michaela. Wyobrażałam sobie  pielgrzymki tych cmentarnych hien pod drzwi mojego mieszkania. Nie mogłam się ukrywać. Żyłam w wolnym kraju przecież, mogłam powiedzieć wszystko co miałam na myśli, nie byłam zwierzęciem w klatce. Pomimo tego, że Mike był cudownym człowiekiem to nie mogłam się z nim spotykać. Bolesne wspomnienia wracały by szybciej gdybym była przy nim. Naprawdę się w nim zakochałam, ale nie mogłam tego dłużej ciągnąć. Wygasiłam telewizor i poszłam się ubrać, musiałam przecież odebrać mojego synka spod skrzydeł Michaela, z którym musiałam się pożegnać. Ubrałam się i zabrałam kluczyki od mojego autka, brakowało mi wtedy strasznie mojego samochodziku, którym uwielbiałam przecież jeździć. Wyjęłam z spod bloku. Droga przez zakorkowane Los Angeles zajęła mi, aż półtora godziny. L.A. to jedno z tych miast, tak ja Las Vegas, które nigdy nie kładło się spać. Zawsze musiał być w centrum jakiś korek, który mógł ciągnąc się długimi kilometrami. W końcu przyjechałam na miejsce, przejechałam przez złotą bramę i jechałam jeszcze trochę. Zostawiłam auto zaparkowane i weszłam bez pukania do domu, nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi. Kierowałam się do salonu, jednak tam nie było żywej duchy, szukałam po całym domu, ale nikogo nie mogłam znaleźć. Weszłam na górę, z jednego z pokojów usłyszałam głos mojego dziecka. Zrobiło mi się ciepło, gdy usłyszałam mojego Bryana.
- Ej, to nie sprawiedliwe. Oszukujesz! – Krzyczał niezadowolony 10 latek.
- Bryan, musisz nauczyć się przegrywać.
- Widziałem jak kartę schowałeś w rękawie.
- Nie widziałeś.
- A właśnie, że widziałem i nie kłóć się ze mną. Mnie nie oszukasz.
- Widziałem, pokazuj rękawy – Mój synek wyjął z rękawa Michaela kartę do gry.
- Ty oszuście! – Krzyknął Bryan.
- Nie ładnie Michael, nie ładnie – stałam w progu drzwi przez dobre 2 minuty.
- Mama! – Bryan podbiegł do mnie i się przytulił.
- Nie chcę wracać do domu, ta jest ten głupek Johny – Nie dziwiłam się wcale, dlaczego Bryan nie chciał wracać do domu, sama bym nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu z kolesiem, który sprał jego matkę na jego oczach. Na szczęście Johny to była już przeszłość, która nigdy nie wróciła.
- Johnego już tam nie ma.
- Nie wróci?
- Nie wróci.
- Na 100%.
- Na nawet 200% - Uspokajałam go.
- Za chwilę Cię zabieram do domu, idź się spakować
- Dobrze. – Mały wyszedł z pokoju, zostałam sama z Michaelem, musiałam z nim porozmawiać i się pożegnać. Liczyłam na to, że to był ostatni raz, kiedy go widziałam. Bałam się tego jak zniesie nasze odejście wpłynie na niego, bałam się, że on się znowu stoczy.
-Dziękuje, że zaopiekowałeś się moim synkiem, gdy leżałam w szpitalu. Nikt by nie zrobił niczego takiego dla mnie.
- Bryan jest dla mnie jak mój własny syn, którego zawsze chciałem mieć. Musiałem go wziąć. Nie mógł zostać przecież z tym psychopatą.
- Jeszcze raz ci dziękuje.
 Dlaczego nie przyjechałaś do Neverland?  – Spytał.
- Musiałam pobyć sama.
- Mogłaś chociaż poinformować mnie, czekałem pod szpitalem razem z Bryanem, ale Ciebie tam już nie było.
- Gdzie byłaś? Martwiłem się o ciebie, nie dawałaś żądnego znaku życia. 
- Przez te 2 dni mieszkałam w hotelu. Nic mi nie było.
- Przecież wiesz doskonale, że tu dla Ciebie zawsze znajdzie się miejsce.
- Michael nie chciałam ci się narzucać. A po za tym masz przez ze mnie teraz problemy. Media znów krytykują to, że jesteś blisko dzieci, nie chcę byś znów przez nich cierpiał.
- Isa nie przejmuj się tym – Próbował mnie uspokoić, ale ja wiedziałam, że te wszystkie plotki i kłamstwa go dobijają.
- Co z nim? Naprawdę go już nie ma, czy tylko powiedziałaś tak żeby było mi lepiej?
- Michael ten człowiek jest mi obcy. Od razy jak wyszłam ze szpitala to pojechałam do domu i powiedziałam  mu co tak naprawdę o nim myślę. Wyniósł się, mam to teraz gdzieś co się z nim dzieje. Nie musiałeś go bić tak mocno.
- Należało mu się. Zrobił Tobie krzywdę, to ja zrobiłem mu też.
- Michael, samosądy są złe i nie przynoszą rozwiązania. Musisz o tym już zawsze pamiętać.
 - Tak jest, pani psycholog.
- Muszę odejść, naprawdę chcę być przy Tobie, ale nie mogę. Sprawiam ci ból i dobrze o tym wiesz. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie. Znajdziesz na pewno jeszcze inną kobietę, mądrzejszą, ładniejszą, która urodzi Tobie to dziecko którego tak pragniesz.
- Isa, ale ja chcę abyś to właśnie ty była matką mojego dziecka.
- Michael, nie mogę być matką twojego dziecka.
- Masz wszystkie cechy jakie powinna mieć idealna kobieta. Muszę odejść – Miałam już wychodzić gdy nagle Michael podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie za dłoń.
- Isa? Powiedz jak chciałaś dać na imię naszemu dziecku?
- Chciałam urodzić córeczkę, której dała bym na imię Paris. Na cześć miasta do którego zawsze chciałam jechać, ale to nie możliwe Michael. Nie mogę zostać, choć bardzo tego chcę. Wybacz mi, proszę – Puściłam jego rękę i wyszłam z pokoju, zeszłam na dół, wsiadłam do auta i czekałam na mojego syna. Po około 15 minutach, mały wyszedł z domu w  towarzystwie Michaela. Pożegnał się z nim, po czym wsiadł do auta. Nie umiałam po tym wszystkim podejść do Michaela i się z nim pożegnać, za dużo mu zadałam bólu. On nie mógł cierpieć jeszcze bardziej z mojej winy. Odjechałam, zostawiając Michaela przed domem, to mnie tak bolało, ale wiedziałam, że moment pożegnania musiał nadejść.
- Mamo, wrócimy jeszcze do Neverland?
- Synku, zobaczymy jeszcze – Nie miałam serca okłamywać Bryana, ale nie mogliśmy wrócić w to miejsce. Wyjechałam poza bramy Neverland, sądziłam, że nigdy tam już wrócę.

Maj 1994
Od mojego ostatniego spotkania z Michaelem minęły 2 miesiące, nie dawałam żadnego znaku życia. Zostawiłam go tak jak Mały Książę zostawił swoją róże zdaną samą na siebie na asteroidzie B 612 i odszedł. Próbowałam zapomnieć o Michaelu, lecz te dobre chwilę, które z nim spędziłam ciągle były w mojej głowie, próbowałam o nim zapomnieć, ale to było zbyt trudne. Wróciłam do normalnego życia, była znowu normalną panią psycholog Isabelle Carter. Mój gabinet znów odwiedzało dużo pacjentów, to nawet było dobre dla mnie. Lecz i tak martwił mnie wzrost liczby zachorowań na depresję. Była sobota, miała weekend, dwa wolne dni w tygodniu, które mogłam wykorzystać tylko na siebie. Sprzątałam w kuchni, w końcu ktoś musiał dbać o dom.
- Mamo musisz to natychmiast zobaczyć! Michael jest w telewizji! – zawołał nagle mój syn siedzący na kanapie, oglądający telewizje. Nie było jakąś nowością przecież, że Michael był pokazywany w TV.
- Wielkie mi rzeczy, jest sławny to go pokazują.
- Ale on jest z jakąś panią, znasz ją? – Zadziwiło mnie to, pomknęłam najszybciej jak się dało do salonu i spojrzałam w szklany ekran. Rzeczywiście on był tam w towarzystwie jakiejś kobiety. Liczyłam na to, że Michael znajdzie sobie nową miłość, ale nie myślałam, że tak szybko.

„Z ostatniej chwili!
Michael Jackson wziął wczoraj ślub podczas prywatnej uroczystości na Dominikanie z Lisą Marię Presley, córką Króla Rock’n’Rolla Elvisa Presleya. Czy Jackson w ten sposób próbuje zmylić wszystkich by zapomnieli o szokujących oskarżeniach o molestowanie 13-letniego chłopca i oczyścić swoją potarganą reputację? Jak podaje Daily Mirror, Jackson miał się spotykać od 5 miesięcy z Presley. Czy to będzie udane i szczęśliwe małżeństwo? Jak długo ono wytrzyma?”
Zrobiło mi się strasznie smutno, moje serce po raz kolejny pękło na miliard drobnych kawałeczków. Poszłam do łazienki, musiałam się wypłakać. Nie mogłam dopuścić do tego, aby Bryan widział jak płaczę. Zakluczyłam się, łzy mi same zaczęły lecieć po policzkach. To była moja wina, ponieważ wtedy go zostawiłam samego, nie powinnam, to był kolejny zawód miłości. Moje życie to było zarówno pasmo trudnych jak i radosnych przeżyć. Dlaczego ja nigdy nie mogłam trafić na tego idealnego mężczyznę, mojego księcia z bajki? Dlaczego te los był tak okropny dla mnie? Najbardziej bolało mnie to, że Mike nigdy nie był nigdy ze mną szczery, mówił przecież, że mnie kocha, ale tak naprawdę okłamywał mnie od samego początku. Czułam się poniżona i wykorzystana przez Jacksona.
**********
Grudzień 1996

Czas przemija, wypowiedziane słowo pozostaje. To przysłowie ma tyle prawdy w sobie. Od tych wszystkich wydarzeń minęły 3 bardzo długie lata, ale nadal pamiętałam wszystkie słowa, które powiedziałam do Michaela. Czy ja się zmieniłam? Czy moje życie się zmieniło? Nie za bardzo, nadal byłam psycholog i przyjmowałam pacjentów. Michael i Lisa Marie rozwiedli się, po 18 miesiącach. Było mi szkoda Michaela, bo wiedziałam jak bardzo zależało mu na dzieciach, po raz kolejny jego próby zostania ojcem zakończyły się fiaskiem. Wtedy odbywał on trasę „History” po Europie i Azji. Musiał w końcu wypromować swoją płytę, która wyszła w 1995 roku i nie zabrakło jej w zbiorze płyt, w pokoju mojego syna. Nie umiałam umawiać się z żadnymi mężczyznami, ciągle pamiętałam o Johnym, który na początku był taki kochany, a na koniec zrobił sobie ze mnie niewolnice. Omijałam facetów szerokim łukiem, za dużo miałam z nimi przykrych wspomnień. Widziałam Johny’ego kilka razy, lecz zawsze chowałam się przed nim. Tak wiem, że to było głupie i dziecinne, bo nie można ciągle uciekać przed przeszłością, ale nie miałam ochoty z nim się spotkać, ani rozmawiać lub nawiązać choćby kontaktu wzrokowego. Najważniejszym wydarzeniem dla mnie, które się stało było dla mnie pogodzenie się z rodzicami. Nie byli już na mnie źli, żałowali tylko, że tak długo musieli czekać na mój powrót. Zdecydowali się nawet przeprowadzić z Teksasu do Los Angeles, żeby być bliżej mnie i Bryana. Bryan miał 13 lat i wyrósł na pięknego młodzieńca, trudno mi było przyzwyczaić się do tego, że mój mały synek nie był małym chłopcem, tylko nastolatkiem. Nie miałam z nim problemów, był istnym aniołem. Wracałam do domu z gabinetu, musiałam iść pieszo, ponieważ mój samochód był w naprawie. Gruchocik służył mi wiernie przez kilka lat, aż wreszcie trafił go szlak. Chociaż był to jakiś plus, ponieważ nie przyczyniałam się do tworzenia spalin. Weszłam po cichu do mieszkania, gdzie był mój synek.
- Jestem – Powiedziałam.
- Cześć mamo! – Krzyknął Bryan z swojego pokoju.
- Co robiłeś jak wróciłeś ze szkoły?
- Zrobiłem zadanie domowe i uczyłem się. A co?
- Nic, babcia przyszła do ciebie? – Spytałam
- Tak zrobiła mi makaron z sosem serowym na obiad – Przeglądałam moje siatki z zakupami, zdałam sobie sprawę z tego, że nie kupiłam mleka. Musiałam udać się do sklepu. Spojrzałam w okno, chmury na niebie robiły się czarne, zapowiadało się na deszcz. Ubrałam ponownie moją kurtkę, buty, czapkę, szal i wyszłam. Gdy byłam na zewnątrz zaczęło padać na dobre. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Michaelem, gdy też szłam do sklepu i padało. Żałowałam strasznie tego, że wtedy zostawiłam Michaela samego, możliwe, że moje i jego życie potoczyło by się inaczej. Szłam szybko, aby nie zmoknąć chodnikiem, który był już cały w błocie, miało się wrażenie, że było się na lodowisku. Aż w końcu poślizgnęłam się, miałam już upaść, gdy nagle ktoś mnie złapał. Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz. Spojrzałam w oczy mojego bohatera, te ciemne w odcieniu czekolady oczy były mi bardzo znane.
- Wróciłeś – Powiedziałam mu szeptem do ucha.
- Już nigdy Cię nie zostawię – Głos tylko potwierdził moje przypuszczenia. To był Michael Jacksona, ten sam Michael Jackson z którym miałam romans i zostawiłam, nie liczyłam na to, że on kiedyś wróci. A jednak. W jednej chwili moje i jego usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam się jakby młodsza, dawno nie dane mi było poczuć słodyczy jego ust. Mike przedłużał kolejne pocałunki. Ta chwila była niezwykła i wyjątkowa w swoim rodzaju.

28 Czerwca 1997 roku
Mówi się, że jeśli czeka się na coś bardzo długo, to pewnego dnia to przyjdzie. W końcu nikomu nie zabrania się marzenia i wierzenia w cuda, które mogą przyjść. Kolejny szczegół w moim życiu, drastycznie uległ zmianie, przeprowadziłam się wraz z Bryanem do Neverland i sprzedałam moje mieszkanie, w którym przeżyłam 6 lat.  Tego dnia były moje 32 letnie urodziny, czułam się stara, bardzo stara. Ale oprócz moich urodzin, szykowała się kolejna duża rodzinna impreza. Otóż miałam wziąć ten upragniony ślub z Michaelem. Ktoś by rzekł „Kobieto, gorzej Ci?! Palnij się najlepiej w łeb, z nim nie będziesz mieć życia prywatnego!”. I co z tego, że będą mnie śledzić media za Michaelem wskoczyła bym do piekieł, kochałam go i żadne trudności i przeszkody mi nie przeszkadzały. Z nim byłam naprawdę szczęśliwa. Czekałam z moim ojcem przed kościołem, za chwile miałam zostać żoną Michaela. Miałam na sobie biało suknie ślubną. Cała się denerwowałam. Ten dzień wreszcie nadszedł, pomyśleć że 3 lata wcześniej planowałam ślub z Johnym. Nie żałowałam, że się z nim rozstałam, on tylko mnie ograniczał, wręcz zrobił sobie ze mnie służącą. On nie mógł by być moim mężem  I ojcem moich dzieci. Mike był jego przeciwieństwem, był czuły, umiał słuchać i nie robił ze mnie niewolnicy. Miałam na twarzy welon, czułam się jak księżniczka, bardzo się stresowałam. Bałam się, że coś pójdzie nie tak i nie będę mieć dobrych wspomnień z tego dnia.
- Isabelle, kochanie, jeżeli tego nie chcesz, lub jesteś nie szczęśliwa, to nie musisz iść przed ten ołtarz, wszystko odwołamy, nie pozwolę na to, abyś cierpiała - mój ojciec denerwował się bardziej od mnie, lecz czemu się było dziwić. W końcu jego jedyna, malutka córeczka wychodziła tego dnia za mąż.
- Tato, prosiłam abyś mówił do mnie zdrobnieniem. Tyle czekałam na ten dzień, kocham Michaela i jestem najszczęśliwszą kobietą na całej kuli ziemskiej.
- Nie mogę w to uwierzyć, tak szybko moja mała córeczka wychodzi dziś za mąż. A ja ciągle myślę, że ty  się dopiero urodziłaś.
- Tatusiu zawsze będę twoją malutką córeczką
- Wiem o tym skarbie, chodźmy już może bo pan młody pomyśli, że się rozmyśliłaś i nici z ślubu i wesela – Uśmiechnęłam się. Chciało płakać mi się ze szczęścia, myślałam już, że ten dzień nigdy już nie nadejdzie i do końca życia będę starą panną. Weszliśmy do świątyni. Zaczęto grać marsz weselny, razem z moją tatą ruszyłam w kierunku ołtarza, gdzie czekał już na mnie Michael, wyglądał równie olśniewającą jak ja, w garniturze wyglądał tak sexy. Myślałam nawet, że mógł by tak chodzić na co dzień, jego fanki padły by wszystkie, gdyby zobaczyły go takiego eleganckiego. Wszyscy zgromadzeni przyglądali mi się uważnie, szłam przed siebie spokojnie. Denerwowałam się, że coś pójdzie nie tak, ale zachowałam w sobie wewnętrzny spokój i nie dostawałam ataków paniki. Cała ceremonia trwała nie długo, najcudowniejszym momentem dla mnie była przysięga małżeńska i nakładanie obrączek. Właśnie w ten sposób zostałam panią Carter-Jackson, żoną Michaela Jacksona.
**********
Kwiecień 1998

- Ona jest taka słodka i cudowna – Mówił Michael, trzymając w rękach naszą śpiącą 2 tygodniową córeczkę. Paris-Michael Katherine przyszła na świat dokładnie 3 kwietnia 1998 roku, była naszym słońcem i oczkiem w głowach. Moje maleństwo, która straciłam na zawsze wróciło do mnie w cudowny sposób. Michael wreszcie miał swoje dzieciątko o którym tak marzył i tak chciał mieć. W ciąże zaszłam podczas naszego miesiąca miodowego, pozytywny wynik testu ciążowego, zdziwił mnie mocno, ale mimo to tak bardzo cieszyłam się, że znów była szansa bym została mamą. Michael cieszył się z tego równie tak samo jak ja. Bałam się o Bryana gdy byłam w ciąży, że będzie myśleć, że ja go nie kocham bo całą swoją uwagę będę poświęcam noworodkowi. Ale był tak samo dumny, ze swojej maleńkiej siostrzyczki jak ja i Michael. Do salonu wszedł Bryan i usiadł na kanapie obok Michaela i Paris.
- Mamo, czy ja też taki byłem gdy się urodziłem?
- Jaki?
- Taki mały i niewinny.
- Tak. Każde dziecko takie jest jak się urodzi.
- Ciszej, bo obudzicie mojego aniołka – Powiedział Michael, był takim cudownym ojciec. Praktycznie wyręczał mnie we wszystkim, zmieniał pieluchy, chodził do niej gdy płakała w nocy i miała kolki. Ja tylko karmiłam i nie musiałam się niczym martwić. Taki mąż jak on to skarb to był skarb. Był dla mnie taki czuły i się troszczył o mnie, przy nim byłam dowartościowana. Nie paczyłam co będzie dalej. Teraz miałam swojego synka, męża i malutką córeczkę. Niczego więcej do życia nie było mi potrzebne. Żyłam w swojej Nibylandii. Moje życie, dzięki Michaelowi Jacksonowi, zmieniło się o 360 stopni.
********** 
 Wiem co myślicie o Johnym, spoko też myślę, że to cham i prostak. Cieszyłam się jak nigdy, gdy pisałam scenę w której dostał lanie od Michaela. Szkoda mi tego dzieciątka, co Isa straciła przez tego gada. Takich jak on to powinni wieszać. 
Jak wam się podobała miniaturki? dajcie znać w komie, która z części przypadła wam najbardziej do gustu. 
Pozdrawiam <3

2 komentarze:

  1. Elo gazelo! :D
    Miesiące lecą, ale powitania zostają.
    Co by tu dużo mówić? G e n i a l n e. Też się cieszyłam, że Johny dostał lanie i w ogóle Isa go wyrzuciła- bardzo dobrze i W KOŃCU. bo ile można trwać w tak toksycznym związku? Przyznam się, że nie spodziewałam się ślubu. To takie uuurooocze <3 Zawsze mnie rozczulają takie słodkie scenki, jak gdy na siebie wpadli- znowu. No to wygrało rozdział. I jeszcze ten wątek z Lisą. No jak ja jej nie lubię- tak naprawdę, naprawdę. Szkoda mi było Isy, ale znam takie zachowanie z serialów, xD Przyzwyczaiłam się. Najpierw go chce, potem nie chce, a jak sobie znajdzie inną to znów chce, a potem przy pierwszej lepszej okazji się całują ^-^ Kupiłaś mnie tym. A tak jeszcze wtrące, to się zdziwiłam, że Isa się wyżywała na Michaelu. Nakrzyczała, jakby Michael to już nie cierpiał. Przeżywał to tak samo jak ona- byli sobie wtedy potrzebni najbardziej. No cóż :/ Emocje rządzą się swoimi prawami. No dobra i jeszcze coś- nie spodziewałam się takich przekleństw po Brayanie. Poważnie. Ten facet zniszczył dziecko. Przeraża mnie, gdy taki 10-latek klnie. Okropna rzeczywistość.
    No dobra, sorki, że tak niepoukładane, ale wyszlam z wprawy xD Następnym razem będzie lepiej <3
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Salut! Nie wiem już w jakim języku się witać, to stawiam na klasyki...
    Tyle czasu minęło i już praktycznie odzwyczaiłam się od komentowania. Ale spokojnie, żyję, prawie dwa razy wpadłam pod autobus, ale coś nie wyszło.

    Bardzo fajna ta część. Chyba najciekawsza ze wszystkich. Wszystko w końcu się ułożyło i wsjo haraszo.
    Od samego początku przeczuwałam, że Isa poroni, ale że oskarży o to Michaela, to bym się w życiu nie spodziewała. Biedny człowiek. Same oskarżenia ze wszystkich stron xD
    Jak to się mówi, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam takie małe wrażenie, że Johny pod koniec tak jakby troszeczkę przemyślał pewne kwestie swojego zachowania, chociaż nie wiem... Nadal uznawajmy go za tego niedobrego. Tak będzie lepiej.
    Nie wiem dlaczego, zrobiło mi się trochę przykro przy wątku z Lisą. Ale jak się okazuje nie wywołała tu dużego zamieszania. Na szczęście :)
    Najlepsza była scena z tym pocałunkiem. Takie małe odwołanie do dawniejszych wydarzeń. Bardzo urocze.
    Strasznie się ucieszyłam, jak wzięli nareszcie ślub. Przeznaczenia się nie oszuka. Fajnie też, że pomimo "niemiłych wspomnień" zdecydowali się na dziecko.
    Nie spodobało mi się tylko wulgarne słownictwo Brayana. Ja przeklinam tylko po w-fie. Albo informatyce.

    Zauważyłaś, że dzisiaj nie było kilometrowych odstępów pomiędzy strumieniem moich myśli? Jakoś tak o nich zapomniałam. Tak dawno nie czytałam fanfiction, że ojejku... Kompletnie wyszłam z wprawy.

    Żegnam, życzę dużo weny, ja tymczasem odlatuję na B-612

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń