Jak tam u was życie płynie w ten ostatni wieczór lutego? Znacie na pewno to uczucie, gdy przez brak weny ciężko wam cokolwiek napisać. Ostatnio przeczytałam kilka początkowych rozdziałów i pomyślałam "ja coś takiego napisałam, po prostu nie wierzę". Jestem jednego pewna, przez te kilkanaście rozdziałów mój styl pisania się zmienił i to jest taki mały plus tego wszystkiego. Dzisiaj za to jestem mega nie zadowolona z rozdziału. A;e zapraszam was mimo tego do przeczytania i wyrażenia swojej opinii w komentarzu.
**********
Jedną z najważniejszych rzeczy w naszym życiu jest ta wiedza, czy leżymy obok odpowiedniej
osoby. Nigdy nie wiadomo przecież,czy ta osoba za kilka lat gdy ty będziesz miał jakiś problem, to nie odwróci się od ciebie? Można by powiedzieć że z fałszywą miłością jest jak z kwiatem, za kilka lat uczucie po prostu zwiędnie i zniknie. W naszym życiu są też czasem takie chwilę gdy chcemy zapomnieć o tym wszystkim co nas spotkało złego. Gdybym tylko cofnęła się w czasie nie pozwoliła bym jechać moim rodzicom do tego Nowego Jorku. Czy by to wiele zmieniło? Bardzo, w domu dziecka nie było by mnie, nie zostałam bym zgwałcona i nie zabito by mojego dziecka. Jednak jest kilka rzeczy których nie żałuję. Jest to na pewno pierwsza praca dorywcza, poznanie Janet i najważniejsze spotkanie z Michaelem i Paris. Nie wiem co by było gdybym ich nie spotkała. Nie była bym dzisiaj szczęśliwa. Chcę być dla Paris matką, której nigdy tak na prawdę nie miała. W końcu to nie jest jej wina, że jej matka zamiast się nią opiekować wolała szaleć na imprezach i puszczać się za plecami swojego męża. Nie wierzę coś w przemianę Caroline, tacy ludzie jak ona nigdy się nie zmienią. Jestem jak najbardziej za tym, że każdy powinien dostać drugą szansę, ale tacy ludzie jak ex Michaela na pewno na nią nie zasługuje. Możesz dać palec,a ona weźmie całą rękę. Kto wie czy nie zrobi czegoś Paris i ponownie nie skrzywdzi Michaela? Boję się tego, nie chcę aby mała przez kolejną intrygę swej matki straciła jednocześnie ją i ojca. Obudziły mnie pocałunki Michaela, składane na mojej szyi. On jest takim moim budzikiem, wie jak najlepiej mnie z snu wyrwać.
- Michael przestań. - Nakryłam się jeszcze bardziej kołdrą, powodując że Michael utracił dostęp do mojej szyi.
- Wstawaj kochanie, jest 9 godzina.
- No i co z tego?
- Pora wstawać.
- Idź się utop do beczki, ja nie wstaję. - No super, przez ten brak jakiegokolwiek zatrudnienia zaczęłam wstawać późnym rankiem.
- Mam iść się utopić? - Powiedział zabawie poruszając brwiami.
- Idź, przynajmniej będę mogła jeszcze troszkę pospać. Teraz won mi z sypialni.
- Ktoś tu wstał lewą nogą.
- Zamknij się.
- A ja biedny myślałem, aby cię zabrać na lody.
- A na lody z Tobą z wielką chęcią pojadę.
- Widzisz to jest sposób na twoje wstawianie.
- Cicho siedź, bo za chwile z tobą nigdzie nie pojadę.
- Kociak się zdenerwował.
- Nie zdenerwował tylko jest nie wyspany.
- To idź się ubieraj, za chwilę jedziemy.
- Gdzie znowu?
- Do studia, będziesz moim natchnieniem, a tak przy okazji dzisiaj Stevie Wonder nas w studiu nawiedzi.
- Mam się bać?
- Czego?
- Przecież wy tymi swoimi rykami, rozwalicie to studio.
- Od razu rozwalimy, zrobi się pare dziur, ale ja tego sprzątać nie będę, więc nie mam się o co martwić.
- Wiadomo, czapki z głów dla wielkiego króla Popu, bo przecież on nie musi niczego poza śpiewaniem robić. - Michael ponownie zaczął droczyć się z moją szyją.
- I co muszę, jeszcze robić. - Mówił, pomiędzy pocałunkami.
- Niech ja tylko pomyśle.
- Wiem,prasować.
- Nie. - Mój chłopak, drażnił moją skórę.
- Aaaa, już wiem, kręcić tym seksownym tyłkiem.
- Zgadłaś, w nagrodę cię oszczędzę.
- Kochanie, teraz ja się ubrać muszę, bo w pidżamie nie pojadę z tobą. - Odsunęłam się od niego. Zeszłam z łóżka, po czym ruszyłam w drogę przez naszą sypialnie, do łazienki, która znajdowała się przy naszym pokoju.
- Scarl,pamiętaj ja cię jeszcze dorwę. - Odwróciłam się napięcie do niego i popatrzyłam jakby uciekł z jakiegoś szpitala psychiatrycznego.
- A w ten kręcony łeb byś nie chciał oberwać?
- A wiesz, bardzo chętnie. - Koło mnie leżała biała poduszka, czemu się dziwić? W naszej sypialni jak zwykle panował wielki syf. Zabrała poduszkę i wycelowałam nią w Michaela.
- Ała, a to za co?
- Za jajco. - Należało mu się to, ja z uśmiechem na ustach weszłam do łazienki. Gdy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam napis, napisanym czerwonym pisakiem na wielkim lustrze "Bad 100 milionów sprzedanych egzemplarzy". Wczoraj wieczorem nie zwróciłam na niego uwagi, widać byłam tak zamyślona. Michael chcę pobić samego siebie. Mam nadzieje,że mu się to się uda, nie wyobrażam sobie, aby przez te pierdoły, które wypisują o Michaelu i jego zmiana wyglądu pod wpływem choroby wpłynęły na sprzedaż krążka. W końcu, to nie jego wina,że jest sławny i przy okazji chory, wychowany został przecież przez kamery. Ubrałam się i zrobiłam makijaż, po czym wyszłam z łazienki. Znalazłam Michaela w pokoju śpiącej jeszcze Paris. Usiadłam na kolana Michaela, po czym się w niego wtuliłam, on pocałował mnie w skroń. Popatrzyłam na śpiącą córkę mojego chłopaka.
- My też za kilka lat będziemy takiego wspólnego szkraba mieli. - Powiedział mi na ucho.
- Mike, ja nie chcę na razie rozmawiać o dzieciach. Kiedyś, może. - Oczywiście,że marzyłam o tym, aby za kilka lat mieć z Michaelem dziecko, ale teraz jest jeszcze za wcześnie. Michael nawet mi się nie oświadczył, chcę, aby nasze uczucie jeszcze trochę się rozwinęło. Na razie wystarczy nam tylko Paris, kiedyś pomyślimy o kolejnym potomku wielkiego rodu Jacksonów. Do sypialni dziecka, wszedł Bill. Cmoknęłam Michaela w usta.
- Michael.... Przepraszam jeśli przeszkodziłem. - Powiedział, był zdziwiony gdy zastał mnie na kolanach swojego szefa.
- Nic się nie stało, właśnie kończyliśmy.
- Nie...no...możecie tutaj zostać, tylko to nie ja dostane opierdziel od Quincego. - Bym wyraźnie skrępowany tą sytuacją.
- Auto jest już podstawione?
- Tak, możemy już jechać. - Zeszłam z kolan Michaela. Wyszliśmy z pokoju małej. Pod domem stała już limuzyna, która miała nas zawieść pod siedzibę epic. Praktycznie moje życie ostatnimi czasy było jak piekło. Na pierwszym miejscu były moje tajemnice ukrywane przed Michaelem, na drugim miejscu była przemoc psychiczna w pracy, dowiedziałam się o chorobie nowotworowej małej Scarlett. Po prostu inny człowiek na moim miejscu by odebrał sobie życie,ale ja miałam dla kogo żyć. W drodze, za ciemnych szyb widziałam, te wszystkie auta,a w nich ludzi, którzy od rana spieszyli do pracy, aby ciężko pracować,by utrzymać i wykarmić swoje rodziny. Z moich przemyśleń wyrwał mnie Michael.
- Scar, jesteśmy już na miejscu.
- Dobrze kochanie. Dał byś radę zawieźć mnie potem pod dom cioci Mayi?
- Ale ja mam potem niespodziankę dla ciebie?
- Jaką?
- Dowiesz się. - Michael objął mnie w talii.
- A zawieziesz mnie tam, czy nie?
- Muszę się zastanowić.
- Prosie. - Mówiłam jak małe dziecko, oboje zaczęliśmy się chichotać, on po chwili zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem. Odwzajemniłam go.
- Jeszcze mi szminka z ust przez ciebie zejdzie.
- To sobie pomalujesz od nowa.
- Taa, łatwo ci powiedzieć.
- Nie nosisz przy sobie pomatki?
- Nie, a co sobie myślisz,że ja jakaś przechowywarka kosmetyków jestem?
- Ale i tak jesteś piękna, bez szminki czy z nią. - Zarumieniłam się.
- No, dalej bohaterze bo twój producent i Stevie czekają na ciebie.
- To idziemy.
- Michael mam pytanie, ale nikomu tam nie sprawi problemu moja obecność?
- Nie dlaczego?
- Wiesz, jestem z świata zewnętrznego.... - Michael wszedł mi w słowo.
- No i co z tego? Jesteś ze mną, a jeśli ty wyjdziesz, to ja razem z tobą.
- Jesteś kochany. - Pogłaskałam go po głowie. Pomógł wyjść mi z auta. Michael miał na sobie fedorę okulary przeciwsłoneczne. Ja również, założyłam okulary. Podałam Michaelowi dłoń i szliśmy razem w stronę wytwórni płytowej. Weszliśmy do środka, widziałam,że wszyscy nam się przyglądają, jakbyśmy byli nie z tej planety. To chyba jest normalne, aby para kochających się ludzi chwytała się za ręce. Nie obchodziło mnie zdanie innych,tak czy siak jestem dziewczyną Michaela Jacksona. Po chwili znaleźliśmy się w studiu. Zostałam chyba ucałowana w rękę przez wszystkich znajdujących się tam mężczyzn. Widać, kto tu mojego łosia naucza dobrych manier. Czekaliśmy jeszcze 15 minut zanim w pokoju nagraniowym znalazł się Stevie Wonder.Jak na gentelmana przystało pocałował mnie w dłoń, Stevie był bardzo uprzejmy. Widziałam,że Michael był lekko zazdrosny, nie mogłam powstrzymać śmiechu patrząc na jego minę. Podeszłam do niego bliżej.
- Ktoś tu jest zazdrosny. - Chwyciłam go za noska.
- No ja na pewno nie.
- Głupiemu na myśli.
- Dalej chłopcy idziecie rozwalić to studio.
- Słucham?- Powiedział Stevie
- Już nic.- Stevie oraz Michael, weszli do pokoju nagraniowego. Chwyciłam słuchawki, które leżał na konsoli i czekałam na to, gdy zacznie się piosenka. Od pierwszego dźwięku poczułam jakbym zaraz miała wyskoczyć z własnych butów. Michael cały czas miał wpatrzone te swoje piękne oczęta. Wysłałam mu buziaka, on udawał,że chwycił go w dłoń i położył go na swoim sercu. Odpowiedziałam mu na to serdecznym uśmiechem. Miałam wrażenie, jakby Michael śpiewał tą piosenkę właśnie dla mnie. Fajnie, mieć chłopaka piosenkarza.
**********
Śpiewanie jest darem Bożym. Można dzięki temu przekazać jakie uczucia okazuję się danej osobie. Ale ja nawet bez śpiewania mogę okazywać Scarlett jak bardzo ją kocham. W końcu znalazłem
nareszcie tą idealną dziewczynę, której na 100 lub 200%mogę zaufać. Pomyśleć tylko, że kilka dni temu o mały włos się nie rozstaliśmy. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ona jest trzecim składnikiem po tlenie i Paris potrzebnym do życia. Siedzieliśmy już od kilku godzin w studiu, próbując nagrać "Just Good Friends". Dla mnie osobiście najlepszą wersją była nagrana ta za pierwszym razem. Ale Quincy zażyczył sobie, abyśmy nagrali to jeszcze raz. W przerwie podszedł do mnie mój menadżer Frank Dileo.
- Michael, mogę z tobą porozmawiać na osobiści?
- Tak oczywiście ja już was zostawiam samych. - Scarlett, wstała z krzesła na kółkach i odeszła.
- O co chodzi Frank?- Zapytałem.
- Mogłeś powiedzieć że zabierzesz dzisiaj ze sobą Scarlett.
- ona Ci w czymś przeszkadza?
- Nie, tylko następnym razem powiedz jak zamierzasz ją zabrać do studia.
- Frank, ja ją będę zabierać gdzie będę tylko chciał.
- A nie boisz się, że kolejna cię w dupę kopnie, powierzasz jej swoje tajemnice, chcesz aby się skończyło tak jak z tą Caroline czy jak jej tam było.
- Nie, ale miej na uwadze ten fakt,że jesteśmy razem. Przeszłość jest już za mną. A poza tym Scarlett taka nie jest.
- Nie znasz jej za długo.
- Cicho siedź, powinieneś się cieszyć że ja to "odpowiednią" dziewczyne znalazłem.
- Pamiętaj Michael żebyś nie żałował potem.
- Spokojnie, nie będę. -Quincy zarządził koniec przerwy, razem z Steviem wróciliśmy do nagrywania.
- Dobra chłopaki, postarajcie się, nagrywamy teraz ostateczną wersję. Wziąłem słuchawki i na mój znak zaczęła lecieć muzyka. Zacząłem ponownie śpiewać, czułem sobie taką magię, która miała zbawić moim śpiewem cały świat. Po skończonym nagraniu, wszyscy zgromadzeni w studiu zaczęli bić nam brawo.
- Mamy to! -Krzyknął producent. Razem z moim przyjacielem wyszliśmy z pokoju nagrań.
- matko święta. Michael co tam się stało? - Powiedział Dileo.
- Po prostu wykonałem swoją pracę. Razem z Scarlett będziemy się już zbierali. - Powiedziałem. Scarlett pożegnała się ze wszystkimi po czym wyszliśmy z budynku trzymając się za dłonie. Usiedliśmy ponownie na wygodnej kanapie w limuzynie.
- To teraz kierunek Neverland? - Powiedziałem zbliżając swoją twarz do twarzy swojej dziewczyny.
- Nie mój kochany obiecałam że przyjade dzisiaj do cioci Mayi.
- To więc jedziemy tam. - wpiłem się w jej namiętnie usta. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Powiedziałem mojemu szoferowi gdzie ma mas zawieźć. W L.A. była teraz godzina szczytu, więc to było lada wyzwanie dostać się w krótkim czasie pod dom ciotki Scarlett, szczególnie że znajdował się on na przedmieściach Los Angeles. Staliśmy już w korku od 15 minut,gdy nagle poczułem wibracje w kieszeni od moich spodni. Na wyświetlaczu zobaczyłem że dzwoni do mnie moja kochana siostra, która dzisiaj zajmuje się Paris.
- No co tam u was słychać, mam nadzieję że Neverland podczas mojej nieobecności nie został zrujnowany oraz spalony.
- Z tego co mi wiadomo to dom stoi cały.
- Po was dwóch razem można się wszystkiego spodziewać.
- Przyjmę to jaką obrazę.
- No co? Taka prawda.
- Gdzie jesteście?
- Jedziemy właśnie do cioci Scarlett.
- A do pani, bardzo miła kobieta pozdrów ją od mnie.
-Jasne przekaże. Co robi moje dziecko umiłowane?
- Właśnie rysuje sobie, dać ci ją do telefonu?
-Tak.
- Paris tata dzwoni...- usłyszałem w tle.
- Cześć tatusiu. - Powiedziała moja córka.
- Cześć słoneczko, nie nudzisz się tam?
- Nie, teraz rysuję ciebie i Scarlett.
- O jak miło. - Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- A przed chwilą tańczyłam z ciocią Jan.
- Nauczyłaś się czegoś?
- Tak. Ciocia, pokazała mi video na którym ty tańczyłeś. Miałeś mnie przecież moonwalka nauczyć
I nauczę, ale to z czasem.
- Kiedy będziecie w domku?
- Serduszko moje, ja nie wiem chyba wieczorem.
-A przeczytasz mi bajkę?
- Przeczytam ci wszystkie książeczki jakie masz tylko w swoim pokoiku na półce.
-Dobrze, tatusiu. - Paris musiała nieumyślnie nacisnąć czerwoną słuchawkę, ponieważ połączenie między nami zostało przerwane.
-Kto dzwonił?- Zapytała mnie Scarlett.
- Janet,rozmawiałem przy okazji z Paris.
- Oh, dlaczego nie dałeś mi jej do telefonu?
- Nie prosiłaś mnie o to.
- Mike, a czy ja Cię muszę o wszystko prosić?
- Tak. - wyszczerzyłem swoje ząbki i poruszałem brwiami, dostałem za sójkę w bok.
- Pomyśl człowieku,pomyśl to wiele ci pomoże.
- Myślenie i Michael Jackson, to nie może się dobrze skończyć.
- A ktoś mówił że może. - Powiedziała Scarl.
- Nie otrzymałem na razie żadnej takiej informacji.
- Przykro mi, ale nie otrzymasz. - Scarlett położyła swoją główkę na mojej klatce piersiowej. Po chwili zasnęła. Nie miałem serca,aby ją teraz obudzić. Na drodze do domu pani Mayi minęło 45 minut.
-Wstajemy śpiochu. - Powiedziałem do śpiącej dziewczyny.
- Już jesteśmy na miejscu?
- Tak. - Pomogłem wysiąść mojej dziewczynie z auta, po czym weszliśmy na posesje na której znajdował się wielki dom, aż się dziwię jak pani Maya sama żyje w tym domu. Scar zadzwoniła do drzwi, po chwili czekania kobieta w średnim wieku pojawiła się u progu. Wyglądała na smutną, musiała mieć najwyraźniej powód.
- Dobry. - Powiedzieliśmy jednocześnie.
- Michael, Scarlett miło mi was widzieć wejdźcie do środka. - Weszliśmy do salonu i zajęliśmy miejsca na kanapie.
- Napijecie się czegoś?
- sok pomarańczowy. - Powiedziałem.
- Ja również poproszę. -Na stole leżała jakaś karta którą moja dziewczyna wzięła w swoje dłonie.
- Co to jest? - Zapytała swojej cioci, która szła z 2 szklankami z pomarańczową cieczą w naszym
kierunku.
- Scarlett zostaw to.
- Ciociu stało się coś. - U góry było napisane że ta kartka należy do małej Scarlett z domu dziecka.
- Kochanie, pamiętasz jak widziałaś mnie w tym szpitalu z Scarlett, byłyśmy na badaniach i u niej wykryli nowotwór. Wtedy nie było pewno, czy ona ma raka, ale teraz przyszły te badania.
- I co z nią?
- Ona ma czerniaka, da się go.wyleczyć, ale my nie mamy na to środków. - Po twarzy cioci spłynęła łza
- Czy się przesłyszałam, wy skazaliście małe dziecko na śmierć w męczarniach. - Nie mogłem pojąć tego co słyszałem, chciałem pomóc tej dziewczynce.
-Scarlett, pani Mayu wyłożę na jej leczenie. - Powiedziałem.
- Michael nie musisz. - usłyszałem od Pani mayi.
- Proszę pani, ja chcę pomóc temu dziecku, przecież ona jest prawie w wieku Paris.
- Jesteś kochany. - Scarlett powiedziała szeptem i wtuliła się we mnie i wybuchła płaczem.
- Już cicho. - Pocałowałem ją w skroń.
- Powiedziałaś jej chociaż?
- Nie.
- Powiedz jej, przecież am prawo wiedzieć o tym.
- Nie powiem jej,że umiera.
- Nie musisz ciociu, ale jak ona pójdzie do szpitala, będziesz musiała powiedzieć że jest chora.
- To powiem jej wtedy.
- Tylko, żeby nie było za późno. Michael my już powinniśmy się zbierać. - Powiedziała Scarlett, pożegnaliśmy się z ciotką mojej ukochanej po czym opuściliśmy jej dom. Wsiedliśmy do auta, miałem dla Scarlett jeszcze jedną niespodziankę myślę że jej się spodoba.
- Gdzie jedziemy tym razem?
- Dowiesz się na miejscu.
- Powiedz.
-Nie.
- No to focha za.chwilę strzele.
- A strzelaj na zdrowie.
- Ok. -Moja dziewczyna udawała obrażoną na cały świat. Śmieszyło mnie to.
- Wyglądasz uroczą gdy jesteś zła.
- Cicho siedź.
- Jak chcesz to ja mogę cię wystawić na ulicy i odjechać.
- Nie zostawił byś mnie na pastwę losu.
- A chcesz się przekonać?
- Nie, dziękuję. - W ciągu następnych kilkunastu minut, byliśmy już w miejscu które chciałem przedstawić Scarlett. Zabrałem czerwoną chustę i zawiązałem ją na oczach mojej dziewczyny.
- Michael, obiecuje ci, jeśli wywinę orła gdzieś i będę miała zawiązane przez ciebie oczy, to już nie żyjesz.
- Śmiercią mi grozisz?
- Tak.
- A ja Cię za taką porządną dziewczynę uważałem, a ty mi tu z takim czymś wyjeżdżasz.
- Skończyłeś? - Zapytała mnie Scarlett.
- Zacząłem, to dopiero początek. - Wziąłem ją na ręce i wzniosłem po schodach aż na 4 piętro. W czasach gdy Caroline była moją żoną często tutaj przyjeżdżaliśmy i spędzaliśmy czas.Otworzyłem za pomocą kluczy drzwi, pomogłem wejść Scarlett do środka. Zdjąłem z jej oczu chustę.
- Wow. - Scarlett oniemiała na widok mojego kawalerskiego mieszkania.
- Wiedziałem że ci się spodoba.
- To jest twoje mieszkanie?
- Tak, tylko moje. - Moja dziewczyna ruszyła, aby zobaczyć wszystkie pokoje od salonu po sypialne. Mieszkanie było małe, ale wystarczyło.
- Jestem głodna. - Powiedziała moja Scarlett.
- Zaraz coś na to poradzimy. - Podszedłem do lodówki, która była pusta, w jednej z kuchennych szafek znalazłem błyskawiczne zupki.
- Mam zupki w proszku.
- Nie pogardzę nimi.
- Cieszy mnie to. - Wstawiłem wodę, po chwili zalałem wrzątkiem 2 miseczki. Zaniosłem je do salonu, po posiłku Scarlett chciała włączyć telewizor, który nie działał.
- Michael, czemu w salonie stoi telewizor atrapa.
- A to tak dla zmylenia.
- Rozumiem, ale i tak mieszkanie jest piękne. -Scarlett stała przy tym telewizorze wyglądała tak pięknie. Podszedłem do niej i złapałem ją w talii.
- Nie to ty jesteś piękna. - Wbiłem się w jej usta. Odwzajemniła go jeszcze kolejnymi całusami. Położyłem ją na kanapie, zszedłem z pocałunkami na jej szyję, odsłaniając sobie przy okazji jej ramię. Zacząłem je po chwili całować. Zdjąłem z niej bluzkę przechodząc na jej piersi, nie stawiała żadnych blokad. Zajęła się moją koszulą odpinając guziki od niej. Nagle poczułem jak dzwoni mój telefon. Dzwonił Frank, czego on chciał tym razem od mnie?
- Odbierzesz go? - zapytała Scarlett.
- Tak, bo jak to coś ważnego. - Mojej dziewczynie, wyraźnie nie spodobało się to, wywróciła oczami na bok, sygnalizując mi to. Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Co się dzieje Frank?
- Dzwonię, aby zapytać, czy pamiętasz,że za 2 dni nagrywamy teledysk do 'Leave me alone'
- Pamiętam, codziennie mi o tym przypominasz.
- Tylko chciałem się upewnić.
- Frank, przerwałeś mi ważną rzecz.
- Oj wybacz królu złoty, ale nie chcę, abyś zapomniał o tym co jest najważniejsze.
- Nie zapomnę, spokojnie.
- Wracaj do obowiązków Michael.
- Tak jest panie generale.
- Do zobaczenia.
- Na razie. - I super, Frank zniszczył to na co tak długo czekałem. Chciałem powrócić do tego co zaczęliśmy. Pocałowałem moją dziewczynę w szyję.
- Michael, teraz nie mam nastroju. - Scarl odsunęła się od mnie i ubrała z powrotem na siebie swoją bluzkę. Spojrzeliśmy na zegar, który wisiał na ścianie wybiła godzina 19:30, jak ten czas szybko leci.
Pora już na to, aby jechać z powrotem do mojego królestwa. W Neverland czeka przecież na mnie córka i siostra. Czy to co dzisiaj zaszło pomiędzy mną, a Scarlett zmieniło coś w naszej relacji? Myślę,że zmieniło i to bardzo dużo.
**********