Powracam do was z kolejną notką. Rozdział miał być dodany we wtorek, ale Blogger mnie najwyraźniej nie lubi. Było wszystko cacy i nagle mi usunęło, uwierzcie jaka byłam wtedy zła. Przechodząc do rzeczy, nie jestem zadowolona z tego posta, ale mam nadzieje,że wam się spodoba. Teraz wielka prośba do wszystkich anonimowców. Proszę o nawet najkrótszy komentarz, nawet nie wecie ile to potem daję radochy. Zapraszam do czytania :)
**********
Powiedz coś głośno, jeśli to wszystko naprawdę. Miałam na prawdę taką ochotę, powiedzieć wszystko Michaelowi o moim uczuciu, jakie do niego darzyłam. Dzisiaj wraca z Londynu, kiedy przyjedzie na rancho spróbuje z nim porozmawiać i powiedzieć o wszystkim. Mam nadzieję,że mnie wysłucha. Wstawiam specjalnie o 6 rano, aby mieć pewność,że zrobię wszystko na czas i spóźnię się do roboty. Wstałam po cichutku, aby nie obudzić śpiącej obok Paris. nadepnęłam na coś. Mała otworzyła swoje niebiesko oczka i chwile na mnie popatrzała.
- Śpij jeszcze aniołku.
- Gdzie idziesz?
- Do kuchni, połóż się, bo potem będziesz śpiąca.
- Dobrze. - Paris, położyła swoją główkę na poduszkę próbowała znowu zasnąć. Nie było jeszcze pani Leny, więc chciałam sobie zrobić kawy. Wyjęłam z Szafki pudełko z kawą w środku. Nagrzałam wodę, kiedy już się zagotowała chciałam nalać gorącą ciecz do wody, stał się pech. Elektryczny czajnik był tak ciężki,że ledwo co mogłam go udźwignąć, troszkę gorącej wody spadło na moją dłoń. Szybko poleciałam do łazienki, aby znaleźć jakiś bandaż i jakiś krem łagodzący. W apteczce znalazłam wszystko czego potrzebowałam. Nasmarowałam sobie rękę,na której po wychodziły już małe bąbelki. Po chwili owinęłam sobie rękę opaską elastyczną. Wróciłam do kuchni, nagle usłyszałam krzyk Paris.
- Scarlett! - natychmiast pobiegłam do sypialni Michaela, na łóżku siedziała zapłakana dziewczynka.
- Co się dzieje? - Usiadłam na łóżku obok małej, położyłam dłoń na jej czole, było gorące. Zobaczyłam,że małej na buzi i nosku powychodziły jakieś krostki. Wiedziałam, jedno, to były objawy ospy wietrznej, musiałam zadzwonić do Michaela. Chwyciłam mój telefon w rękę i wybrałam numer do Mike'a. Ten jednak nie odbierał telefonu, na pewno jeszcze śpi. Postanowiłam zadzwonić do Janet i poprosić ją, aby została z małą, wybrałam do niej numer, miałam to gdzieś czy śpi, najważniejsza w tej chwili była Paris. Wybrałam numer do mojej przyjaciółki. Po chwili usłyszałam jej głos.
- Oszalałaś, jest szósta rano człowieku!
- Przepraszam, musisz natychmiast przyjechać do Neverlandu.
- Co się stało?
- Musisz przypilnować Paris.
- Co jest z moją bratanicą?
- Mała najprawdopodobniej ma ospę.
- Ok, niedługo będę.
- Dobra, bo niedługo muszę jechać do pracy.- rozłączyłam się, musiałam teraz pilnować, aby malutka nie drapała krostek. Niestety małą tą zaczęło swędzieć i zaczęła się drapać, ja natychmiast do niej podleciałam i chwyciłam za rączkę.
- Paris, nie drap się.
- Ale to mnie swędzi.
- Rozumiem,ale później mogą ci zostać ślady.
- No to co?
- To,że będziesz później z tego nie zadowolona.
- Scarlett, brzuszek i główka mnie boli.
- Oj, moja malutka. Każdy musi kiedyś przejść ospę
- A ty, też ją miałaś?
- Tak, straszne to było.
- A tatuś też miał?
- Wiesz, nie wiem, musisz sama o to go zapytać.
- Dobrze.
- Paris, ja za chwilkę pojadę do pracy. - nie skończyłam, ponieważ w słowo weszła mi mała.
- A kto ze mną zostanie?
- Ciocia Janet niedługo przyjedzie i z tobą zostanie.
- Super.
- Dzisiaj tata przylatuje.
- Ale ja się za nim stęskniłam.
- Wiesz,że nie będziesz mogła wychodzić na dwór.
- Dlaczego?
- Bo możesz jeszcze zarazić inne dzieci, albo jeszcze gorzej.
- Szkoda.'
- Ale będzie tata i na pewno coś wymyśli.
- Z tatusiem zawsze jest fajnie
- Idziesz ze mną do salonu.
- Tak.
- To chodź. - Paris poszła za mną do salonu i położyła się na kanapie, ja włączyłam telewizor, chciałam włączyć jej bajki. Włączyłam małej jakąś bajkę, przez chwilę oglądałyśmy, potem małej znudziło się to. Kazała mi przełączyć, ja chwyciłam pilot. Włączyłam na MTV, akurat leciało na "Say Say Say", Ja razem z Paris zaczęłyśmy głośnio śpiewać. Nie zauważyłyśmy jak do pomieszczenia weszła Janet.
- Moje uszy!
- Ciocia Janet. - Paris podeszła do mojej przyjaciółki i ją przytuliła.
- Moja Biedulą, co ci się stało?
- To mi wyszło dzisiaj na buzi. Strasznie drapie.
- tylko nie drap.
- To jest niemożliwe.
- Rozumiem cię Misiu. - Janet podeszła do mnie, aby się przywitać. Kobieta przytuliła mnie.
- Jak ci się udało tak szybko dojechać?
- Mam swoje sposoby. Chcesz wiedzie jakie?
- Wolała bym nie wiedzieć.
- Oj chciałabyś wiedzieć.
- To dawaj.
- Mam syrenę policyjną w samochodzie, no i zawsze jak jestem w korku to ją włączam i jadę.
- Nie boli cię czasem głowa.
- To ty mi sugerujesz?
-To,że już widzę twoją minę jakby cię policja zatrzymała.
- Ale co ty w tym widzisz złego?
- Chyba lepiej już lepiej postać, niż robić głupków z tych ludzi, którzy stoją.
- Mi się to podoba, a to,że zjeżdżają mi z drogi to nie ich wina.
- Oj zobaczysz jeszcze. Karma kiedyś wróci.
- Mam gdzieś tą twoją karmę, ja jestem kowalem swojego losu.
- Idę się przebrać nie pojadę do pracy w piżamie.
- Dobrze, tylko jak nie wrócisz po 5 minutach to ja idę tam sprawdzić co z tobą.
- Nie mam pięciu lat. - Poszłam do pokoju Michaela, aby zabrać potrzebne rzeczy. Wzięłam do rak
wszystkie potrzebne mi rzeczy. Ubrałam na siebie moje ulubione dżinsy, jakiś T-Shirt i zwykłe trampki, chciałam zrobić zrobić sobie krótką przerwę od butów na wysokim obcasie. Związałam włosy w jedną kitkę oraz zrobiłam makijaż. Po chwili wyszłam do mojej przyjaciółki i Paris.
- Zostawiasz mnie? - spytała mnie ze smutkiem w głosie Paris.
- Postaram się wyjść wcześnie.
- A kiedy przyjedzie tatuś?
- Nie wiem kochanie, nie mogę się do niego dodzwonić.
- Chyba mnie nie zostawi?
- No co ty. On by raczej się zabił, niż ciebie zostawię.
- Ja już muszę jechać. - Paris mnie przytuliła.
- Kocham cię, Scarlett. - Mała powiedziała mi to na ucho, zrobiło mi się na serduszku ciepło.
- Ja też myszką. - Wzięłam w ręce moją torebkę i kluczę do samochodu, podeszłam do Janet.
- Posłuchaj mnie ja już muszę jechać.
- Dlaczego nie zrobisz tak jak ja?
- Nie dziękuje, ja postoję dobrze mi to zrobi.
- Twoja decyzja.
- Posłuchaj, weź zabierz Paris do lekarza, i kup jej lekarstwa.
- Michael ma swojego prywatnego, tylko nie pamiętam numeru.
- On nie odbiera, to nie powie.
- Mamy problem.
- Spróbuj małej obniżyć temperaturę i zrób coś, aby się nie drapała.
- Jasne.
- Jak będę w robocie, to spróbuje się do Michaela zadzwonić.
- Ok, uciekaj bo się spóźnisz.
- zapytam czy mogę o 12 wyjść.
- Dobrze.
- Ok, ja już jadę na razie. - Pożegnałam się z moją Przyjaciółką i pognałam do mojego auta. Była godzina 6:50. Odpaliłam mego grata i wyjechałam z Neverlandu. Mogłam się spodziewać,że będę musiała postać w korku i się nie myliłam. Komuś wysiadło auto i stałam około 50 minut w korku, po czym ruszyłam z powrotem. Ze spokojem podjechałam pod firmę, po czym wjechałam windą na moje piętro. W moim biurze była już Alice, Justina jeszcze nie było. Zwykle o tej godzinie już był w biurze. Przywitałam się z Alice i się wypakowałam. Po chwili do naszego pokoju zapukał pan prezes.
- Dzień dobry, panie.
- Gdzie jest Justin?
- Przez następne kilka dni go nie będzie.
- Stało się coś? - Zapytałam mojego szefa.
- sprawy osobiste.
- Ok.
- Scarlett, przyjdź proszę do mojego gabinetu za chwilę.
- Oczywiście. - Prezes wyszedł z naszego gabinetu.
- Jestem ciekawa, co się stało Justin'owi.
- Chyba się zwolnił.
- Po 5 latach?
- Rozmawiałam z nim. Podobno dostał propozycję pracy za większa stawkę od konkurencyjnej firmy.
- Przecież on by tak wszystkiego nie rzucił
- Od kilku tygodni, był w kłótni z naszym szefem.
- To, to jest jakiś powód.
- Ten człowiek przechodzi samego siebie. Dziwię się, dlaczego on jest dla ciebie taki miły?
- Może mnie polubił?
- Może, on zwykle jest bardzo oziębły dla nowych pracowników.
- Ja już do niego idę, żeby nie było. - Wyszłam z naszego biura i skierowałam się w stronę mojego szefa. przywitałam się z sekretarką. Zapukałam w drzwi, po krótkiej chwili weszłam do pomieszczenia. Mój szef jak zwykle był uśmiechnięty i nastawiony mile do mojej osoby.
- Szefie, mam sprawę.
- Słucham cię.
- Czy mogłam bym wyjść dzisiaj wcześniej?
- Oczywiście, a co się stało?
- Córka mojego przyjaciela się rozchorowała i ja muszę się nią zaopiekować.
- Odpracujesz to?
- Możesz mi za to zabrać z pensji.
- No dobrze.
- Co muszę dzisiaj zrobić.
- Pieczątkowanie faktur.
- Oczywiście.
- Podejdź do tego stołka tam leży teczka z papierami. - Podeszłam do tego stołu i się schyliłam. Mój szef podszedł do mnie od tyłu i klepnął mnie w tyłek. Próbowałam się powstrzymać od tego, aby go spoliczkować, czy coś mu powiedzieć. Wiedziałam,że gdybym to zrobiła nie było by już tak dobrze. Zaczerwieniłam się, było mi strasznie głupio.
- Proszę więcej tego nie robić. - skarciłam mojego szefa, podnosząc lekko na niego głos.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. - Wyszłam z biura mojego szefa i wróciłam do mojego biura. Nie było tam Alice. Zanim zabrałam się do Pracy,chwyciłam w rękę mój telefon, próbowałam zadzwonić ponownie do Michaela. Ten nawet nie odbierał.
- W ten kudłaty łeb od mnie dostaniesz! Masz natychmiast przylecieć do Los Angeles. Twoja córka się rozchorowała, a ty nawet nie odbierasz. Zadzwoń do mnie jak to odsłuchasz. - Odłożyłam mój telefon. Do biura wróciła moja współpracowniczka.
- Nie denerwuj się, bo to szkodzi urodzie. - powiedziała do mnie kobieta.
- Mam powód.
- Co się dzieje?
-Paris dostała ospę, a ten baran, który siedzi w Londynie nie odbiera od mnie telefonu.
- Kochana, meżczyzni już tacy są i nic tego nie zrobić.
- Niestety, a właśnie, ja bym musiała wyjść o 12. do domu.
- Poradzę sobie sama.
- Na pewno.
- Nie raz zostawałam sama w biurze.
- Ok, ja mam do steplowania prawie 600 kartek.
- Zdążysz przez te kilka godzin?
- Zdążę, jeszcze mu tą teczkę w twarz rzucę.
- Ok, ja już ci nie przeszkadzam w tym wszystkim. - Zajęłam się już moją pracą, w ciągu następnych 3 godzin i 45 minut na wszystkich kartkach był już stepel firmy. Poszłam zanieść teczkę z papierami do mojego szefa. Zapukałam i weszłam do gabinetu. Położyłam teczkę na stolę prezesa.
- Ja już wychodzę.
- Oczywiście Scarlett. Ja bym chciał cię przeprosić.
- Nic się nie stało, tylko wolałabym, gdybyś tak więcej nie robił.
- Postaram się.
- Dobrze, ja już idę się ubierać i wychodzę.
- Oczywiście. - Wróciłam do swojego biura. Spakowałam się i pożegnałam z Alice, w ciągu kilku następnych minut byłam już przy moim samochodzie. Chciałam jak najszybciej się dostać do Neverland, ale po drodze natknęło mnie, aby wstąpić do apteki. Podjechałam na parking i wysiadłam z auta, nałożyłam chustę na głowę i okulary słoneczne, pomimo tego,że nie świeciło słońce, aby nie mnie nikt nie rozpoznał. Weszłam do apteki i podeszłam do okienka, kobieta w środku dziwiła się, że mam okulary założone, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Zakupiłam jakieś słabe tabletki przeciw bólowe i jedwabne rękawiczki, aby mała, aż tak bardzo nie cierpiała z powodu ospy. Wyszłam z budynku i ponownie wsiadłam do mojego auta, ruszyłam z powrotem w trasę, ale niestety musiałam utknąć w korku, stałam pół godziny, przez ten czas nieźle się wnerwiłam, ponieważ chciałam się jak najszybciej dostać do małej Paris. Gdy udało mi się ruszyć, dużo przyspieszyłam, nigdy nie jeździłam, aż tak szybko. Nie zauważyłam radiowozu policyjnego, ale on mnie zauważył. Ruszył za mną i kazał mi zjechać na pobocze, zrobiłam to, o co mnie prosili.Założyłam okulary i otworzyłam okno, a do niego podszedł policjant.
- Nie wiem proszę pani, czy taki dobry.
- Za szybko, pojechałam.
- Muszę spisać pani dane.
- Na prawdę muszę?
- Tak to jest bardzo potrzebne.
- Scarlett Swift się nazywam.
- Widzę,że znajoma Jacksona, moja córka szaleje za pani przyjacielem.
- A co to pana obchodzi, kto dla mnie jest?
- Trochę grzecznie.
- Przepraszam, ale się spieszę.
- Jak wszyscy w tym świecie.
- Proszę pana, moja podopieczna jest chora, a ja muszę być jak najszybciej przy niej.
- Ok, nie dostanie pani mandatu, ale na przyszłość niech pani jeździ wolniej.
- Dziękuję.
- Będzie fajnie jak pani załatwi autograf Jacksona, dla córki.
- Oczywiście.
- Miłego dnia życzę.
- Nawzajem. - Meżczyzna w średnim wieku odszedł od mojego samochodu i skierował się do radiowozu. Ja odjechałam z miejsca zdarzenia i już w normalnej prędkości dojechałam do rancha Michaela. Kiedy już weszłam do domu i znalazłam się w salonie, ujrzałam śpiące Janet i Paris. Nie mogłam się opszeć, chwyciłam w rękę kubek z wodą i oblałam moją przyjaciółkę.
- Oszalałaś?! - ja zaczęłam się głośno śmiać, aż także obudziłam śpiącą Paris.
- Może tak, może nie.
- To ja ci pokaże komu za chwilę będzie do śmiechu. - Kobiet chwyciła w rękę butelkę z wodą i mnie oblała.
- No tak się z tobą bawić nie będę.
- Głupia zabawa.
- Też jestem takiej samej myśli. - podeszła do mnie Paris i mnie przytuliła, dziewczynka była bardzo słaba.
- Cześć kochanie.
- Scarlett,kiedy przyjedzie Tatuś?
- Niedługo już.
- Główka mnie boli.
- Moje biedactwo.
- Co zrobimy?
- Nie wiem, chcesz oglądnąć jakiś film?
- Tylko jaki?
- Ja coś wybiorę.
- Dobrze.
- Idź się połóż ja za chwilę wrócę. - Poszłam do Janet, która już musiała najwyraźniej jechać.
- Już jedziesz.
- Wiesz mam za 2 godziny spotkanie z prezesem wytwórni, w sprawie nowej płyty.
- Ok, to już jedź bo się spóźnisz.
- Tylko jeszcze pożegnam się z Paris.
- Janet, dzwoniłaś do Michaela?
- Nie odbiera.
- Ja mu się nagrałam na pocztę.
- Ok. - Jan podeszła do Paris i się z nią pożegnała. Potem przyszła pora na mnie, gdy Jan opuściła dom Michaela, ja wróciłam do Paris. Zajrzałam do szafki pod telewizorem w poszukiwaniu filmów animowanych. Nie świadomie chwyciłam w rękę jakieś czasopismo,był to "Playboy".
- Zboczeniec. - powiedziałam po cichu, parskając ze śmiechu. Wreszcie znalazłam pudełko z filmami dla Paris. Wybrałam jakąś Disney'ówke i władowałam ją do odtwarzacza. Paris była zmęczona i nie miała ochoty oglądać filmu. Ja chwyciłam w rękę mój telefon licząc na to,że dostałam jakiś SMS od Michaela. Nagle na ekranie mojego telefonu pojawił się numer Michaela, natychmiast odebrałam.
- Ale powinieneś dostać kopniaka w tyłek! - nakrzyczałam do słuchawki.
- Przepraszam nie mogłem odebrać miałem ważne sprawy.
- Jakie niby?
- Byłem w szpitalu.
- Coś ci jest?!
- Nic, odwiedzałem chore dzieci.
- Aha, przepraszam,że tak naskoczyłam.
- Nic się nie stało, jak się teraz czuję moja córka.
- Usnęła, a gdzie ty jesteś teraz?
- W samolocie, gdy odsłuchałem twoją wiadomość, natychmiast pojechałem na lotnisko.
- O.Za ile będziesz z powrotem?
- Za jakieś 4, góra 5 godzin.
- To super.
- No ja też się cieszę.
- Ok, Paris za chwilę się obudzi.
- Daj mi ją.
- No ok. - dobudziłam i dałam małej mój telefon do ręki, ta rozmawiała ze swoim ojcem jakieś 25 minut. Po czym się rozłączyła. Bardzo się ucieszyłam, gdy usłyszałam w słuchawce głos Michaela. Nie mogłam już się doczekać tego, gdy za kilka godzin znowu go zobaczę.
**********
Człowiek pozbiera się,że wszystkiego,ale nigdy już nie będzie taki sam. Takim przykładem
człowieka jestem ja, po rozwodzie z Caroline i próbie samobójczej szybko się pozbierałem, ale nie byłem, aż do tego momentu szczęśliwy z jakąś inną kobietą. Przez jakiś okres tylko Paris trzymała mnie przy życiu, co ja bym zrobił, gdyby nie było jej nie było, za pewnie bym już nie żył. Nie mogę doczekać się powrotu do Los Angeles, gdy zobaczę moją kochaną córeczkę i kobietę, której chcę oddać całe moje serce. Od wczoraj żyłem z wyrzutami sumienia, nie mogłem wybaczyć sobie,że mogłem popełnić najgorszy błąd swojego życia.Tylko modlę się o to,żeby Tatiana nikomu o tym nie powiedziała, przez to mógłbym na zawsze zapomnieć o Scarlett, a tego bym nie przeżył. Wstałem o godzinie 9:30, za 3 kwadranse miałem spotkanie z dziećmi w szpitalu onkologicznym. Chciałem pokazać im,że jestem duchem i sercem z nimi. Niby to jest coś małego, ale mnie to bardzo wzrusza. Przebrałem się, nim wyszedł z hotelu wziąłem jakieś kartki z moim wizerunkiem i podpisałem je. Po jakiej po kilku minutach byłem na już na balkonie znajdującym się na 7 piętrze hotelu. Moi fani, gdy mnie ujrzeli zaczęli wiwatować, ja rzuciłem w ich kierunku te kilka kartek. Ludzie znajdujący się tam robili wszystko, aby zdobyć mój autograf. Doszło nawet do tego, że moi fani zaczęli się bić. Przebrałem się, założyłem jedną z moich fedor oraz okulary przeciwsłoneczne i opuściłem mój pokój. Musiałem wyjść tylnymi drzwiami, aby moi fani nie rzucili się w moją stronę. Wsiadłem do białej limuzyny podstawionej pod hotelem. Wyjechaliśmy po cichutku, ulice były obstawione przez strażników, wiec po paru minutach byłem w sklepie zabawkowym w jednym z najlepszych centrów handlowych w Londynie. Zakupiłem całe mnóstwo zabawek, nawet Paris tyle w swoim pokoju nie ma. Przy okazji jak byłem w tym centrum handlowym wstąpiłem do sklepu jubilerskiego, aby kupić Scarlett jakiś prezent. W oko mi wpadł piękny naszyjnik z wielkim diamentowym sercem w kolorze niebieskim, nie żałowałem na niego pieniędzy. Chciałem pokazać Scarlett jak bardzo jest mi bliska. Po udanych zakupach udałem się do szpitala, poszedłem na aule, gdzie zgromadzili się pacjenci ośrodka. Przywitałem się z każdym z nich. Przez następne 3 godziny opowiadałem o moim życiu i jak doszedłem do tego wszystkiego. Obejrzałem również przedstawienie przygotowane specjalnie na mój przyjazd, bardzo mi się spodobało. Na koniec rozdałem im wszystkim zakupione wcześniej zabawki i podpisałem kilkorgu dzieciom moje płyty, które posiadały. Spodziewałem się, że mogą tu leżeć moi fani. Pożegnałem się ze wszystkimi i opuściłem szpital. Gdy znalazłem się ponownie w mojej limuzynie poczułem coś na sercu, to było takie uczucie, które powodowało u mnie smutek. Wiedziałem, że większość tych dzieci jest tak chora, że pewnego dnia może skończyć się ich życie. Było mi z tym uczuciem źle, ale niestety my dla losu jesteśmy tylko zabawkami. Wyjąłem mój telefon i go włączyłem, miałem kilka nie odebranych połączeń m.in. od Janet i Scarlett, coś musiało się stać mojej córce, chyba. Miałem nagraną jedną wiadomość nagraną na pocztę, była ona od Scarlett.
"W ten kudłaty łeb od mnie dostaniesz! Masz natychmiast przylecieć do Los Angeles. Twoja córka się rozchorowała, a ty nawet nie odbierasz". - Była chyba na mnie zła. Zaniepokoiło mnie to, teraz miałem jechać na spotkanie z przedstawicielami koncernu pepsi, na rozmowę w sprawie
"Bad World Tour", ale teraz marzyłem, aby być w LA przy Paris. Kazałem mojemu szoferowi, aby podjechał pod hotel. Ja wybrałem numer do Franka, musiałem poinformować, że nie przybędę na umówione spotkanie. Szczerze nie myślałem o konsekwencjach wynikających z tego szczeniackiego wybryku, w tym momencie najważniejsza była Paris. Byłem już pod siedzibą Pepsi.
- Halo Frank, mamy problem.
- Co znowu ci się nie podoba.
- Odwołaj mi to spotkanie z przedstawicielami pepsi.
- Oszalałeś?!
- Ja i Quincy za tobą tu czekamy.
- To się nie doczekacie. Wracam do USA.
- Stało się coś?
- Paris się rozchorowała.
- I dla niej chcesz zaprzepaścić trasę?
- Frankie, moja córka jest najważniejsza i ja powinienem przy niej być.
- Michael, ale ludzie za tobą czekają,
- To powiedz im, aby przyjechali do USA.
- Spróbuję.
- Ok, ja już jadę do hotelu, a za chwilę na lotnisko.
- Dobra.
- Na razie. - Rozłączyłem się, po jakiś kwadransie byłem pod moim hotelem. Po kilku minutach znalazłem w moim pokoju hotelowym. W trybie ekspresowym chwyciłem za moją walizkę, spakowałem się w 5 minut i jeszcze sprawdziłem czy wszystko mam. Gdy upewniłem się, że wszystko mam pojechałem windą i znalazłem się w holu hotelu. Wymeldowałem się, a zaraz po tym wyszedłem z hotelu i znalazłem się w limuzynie, która zawiozła mnie na lotnisko. Po jakiś 30 minutach znalazłem się w moim prywatnym samolocie. W czasie gdy leciałem.nad Atlantykiem zadzwoniłem do Scarlett, aby poinformować ją, że za kilka godzin już będę w Los Angeles. Byłem szczęśliwy gdy odebrała, naprawdę stęskniłem się za nią przez te kilka dni. Gdy skończyłem rozmowę z Scarlett, zacząłem rozmawiać z Paris.
- Tatusiu wszystko mnie boli.
- Moja księżniczką, jak ja przyjadę do ciebie, to od razu ci się polepszy.
- Tato, a czy Scarlett zostanie jeszcze?
- Ja tylko będzie chciała.
- Tatusiu, a będziesz chciał ze mną wyjśź na dwór.
- Przez następne kilka dni musimy siedzieć w domu.
- Dlaczego?
- A co będzie jak kogoś zarazić?
- To będzie ze mną się bawić w domku.
- Ja bym nie był tego taki pewny.
- JA nie chcę się nudzić.
- Młoda masz swój wielki domek z lalkami.
- Ale on jest już głupi.
- Ja ci wymyśle coś twórczego.
- No dobrze tatusiu. - rozmawialiśmy tak przez 15 minut. Gdy Paris się rozłączyłam poczułem takie ciepełko,że ją za kilka godzin znowu zobaczę. Ktoś by to nazywał instynktem macierzyńskim, ale w moim przypadku jest to instynkt tacierzyński. Minęło jeszcze z 5 godzin zanim wylądowałem na lotnisku w Los Angeles. Przy schodach prowadzących od drzwi mojego samolotu był rozłożony czerwony dywan. Wszyscy wiedzieli,że dzisiaj wracam do Ameryki, więc przywitali mnie w istnie królewskim stylu. Nie mogło oczywiście zabraknąć tak moich fanów. Gdziekolwiek bym nie był, to zawsze oni będą przy mnie. Nie zabrakło również dziennikarzy i paparazzi. Czekałem jeszcze zanim mój szef ochrony Bill zabierze moje bagaże. Gdy już wszystko było załatwione wsiadłem z moją ochroną do czarnego BMW i pojechałem do Neverlandu na spotkanie z Scarlett i Paris. LA jak
zawsze było zatłoczone, wiec musiałem postać w ciągu aut. Gdy tak staliśmy zadzwoniłem do mojego lekarza, aby się zjawił w mojej posiadłości i zbadał Paris. Minęło jakieś 30 minut zanim ponownie ruszyliśmy, po jakiś 10 minutach. Dojechaliśmy na moje rancho. Neverland zakupiłem rok temu i jeszcze miałem w planach je uczynić najlepszym miejscem dla dziecka i dorosłego na świecie. Wjechaliśmy przez główną bramę z złotym napisem "Neverland", minęło jakieś 5 minut zanim podjechaliśmy pod mój dom. Na powitanie wyszła mi Scarlett, ucieszyłem się z tego, od razu mi to poprawiło humor.
- Cześć. - powiedziałem do młodej kobiety.
- Witam cię w domu. - Scarlett przytuliła mnie.
- Jak tam u Paris?
- Leży w dużym pokoju.
- Moja biedna córeczka, idę ją utulić. - Paris wyszła na dwór, gdy mnie zobaczyła była taka szczęśliwa, jakby dostała wszystkie zabawki tego świata. Scarlett nie była z tego faktu zadowolona.
- Tatuś!!! - Mała do mnie podleciała i wskoczyła mi na ręce.
- Ale ja się za tobą stęskniłem moja księżniczko.
- Ja za tobą też tatusiu.
- Chodźmy już do domu, bo nie powinnaś wychodzić.
- Dobrze. - Paris pobiegła do domu. Chciałem jak najszybciej powiedzieć jej co czuję, gdy jest przy mnie.
- Scarlett.
- Co?
- Chciałabyś się ze mną przejść po posiadłości.
- No jasne, a co z twoim bagażem.
- Poproszę kogoś, aby mi je zaniósł.
- No dobrze, a Paris nie będzie marudzić potem.
- Jakąś ja ją udobrucham.
- Ok. - zobaczyłem,że Scarlett ma na dłoni bandaż, zmartwiłem się tym widokiem.
- Co ci się stało?
- Gdzie?
- W dłoń.
- A to, nic poparzyłam się dzisiaj wrzątkiem.
- Musiało strasznie boleć.
- Na początku, ale teraz już jest lepiej.
- Mów, jak będzie cię to boleć.
- To idziemy?
- Jasne.
Ruszyliśmy w długi spacer po Neverlandzie. Scarlett bardzo się podobała moja posiadłość, nie była tu po raz pierwszy, ale miałem takie wrażenie,że Neverland przypomina dobre wspomnienia z jej dzieciństwa. Scarlett miała podobnie jak ja zniszczone dzieciństwo, w końcu w domu dziecka ona nie była szczęśliwa. Zależało mi na tym, aby przypomniała sobie te dobre czasy, gdy żyli jej rodzice i była z nimi szczęśliwa i mogła się cieszyć magią dzieciństwa.
- Podoba ci się Neverland?
- Jestem tu po raz kolejny, ale dopiero teraz widzę jak tu jest magicznie.
-Wiesz zależy mi, aby to miejsce było odzwierciedleniem dzieciństwa dla dorosłego człowieka.
- Rozumiem. Michael słyszałam,żę się zakochałeś.
- Kto ci to powiedział?
- Paris mi powiedziała.
- O to gaduła mała.
- Zgaduję to ta dziewczyna z którą się lizałeś na tym przyjęciu.
- Ona, ja nawet nie pamiętam jej imienia.
- Wiesz w ogóle kim ona dla mnie jest.
- Znasz ją?
- Nawet nie wiesz jak ja jej nienawidzę.
- Co ona ci zrobiła?
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o Max'ie?
- No coś tam mówiłaś.
- To właśnie ona się całowała z Max'em na tej imprezie.
- I za to jej nienawidzisz?
- Ona chodziła na tą samą uczelnie co ja. Dowiedziała się,że wychowałam się w domu dziecka i obrażała od sierot.
- Rozumiem cię. Też bym miał żal do takiej osoby. To co było na tym przyjęciu to był tylko przypadek.
- Ja myślałam,że ci się to podobało.
- Czy ty nie jesteś czasem zazdrosna?
- O ciebie nigdy. Ja nie będę ci przeszkadzać w drodze do szczęścia
- Jak byłem w Londynie cały czas myślałem o pewnej osobie
- Niech zgadnę o Paris?
- Nie, o pewnej pięknej blondynce.
- Michael muszę ci coś powiedzieć.
- Ja pierwszy.
- No dobrze.
- Bo jak ja byłem w Londynie to cały czas myślałem o tobie. Gdy wtedy Janet mnie z tobą zapoznała, poczułem w moim sercu takie uczucie jakiego dawno nie czułem. Działasz na mnie jak jakiś narkotyk, uzależniłem się od ciebie.
- Nie rozumiem.
- Kocham cię. - Momentalnie objąłem moją ukochaną w talii i wbiłem się w jej słodkie wargi w długim, namiętnym i gorącym pocałunku. Bałem się o to, aby Scarlett za chwilę nie odsunęła się od mnie i mnie nie spoliczkowała. Ale poczułem jak kobieta z miłością odwzajemnia moje pocałunki.
Byłem w siódmym niebie.
- Ja też cię kocham.- Scarlett ponownie złączyła nasze wargi w kolejnym pocałunku.
- Mam dla ciebie prezent.
- Michael nie musiałeś
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na ziemi. - Wziąłem Scarlett na ręce i zakręciłem kilka razy wokół własnej osi.
- Michael, jeszcze chwila, a będzie mi się w głowie kręcić. Puść mnie na ziemie.
- Jak sobie moja Milady życzy.
- Już lepiej. Michael chodźmy już może do domu bo Paris zła będzie.
- No ja mojej córki wolałbym już nie denerwować. - Chwyciłem Scarlett za dłoń i razem poszliśmy do mojego domu. Paris leżała na kanapie w dużym pokoju i spała. Postanowiłem, że jej nie obudzę.
- Chodźmy do mojej sypialni.
- No dobrze.
- Za chwilkę powinien być mój lekarz.
- Ok. - Scarlett poszła za mną. Ja wyjąłem z mojej walizki torebeczkę w której było schowane pudełeczko z naszyjnikiem zakupionym w Londynie i podałem je Scarlett. Kobieta zajrzała do środka i wyciągnęła pudełko.
**********
Miłość to uczucie z którym na pewno chociaż raz w życiu spotka się każdy. Gdyby nie było miłości
- Michael, ja go nie przyjmę.
- Dlaczego?
- Przecież to musiało kosztować majątek.
- Cena się nie liczy. Załóż go proszę.
- No dobrze.
- W końcu najpiękniejsza kobieta na całym świecie musi dostawać najpiękniejsze prezenty.
- Pomożesz mi go założyć?
- Jasne. - Michael podszedł do mnie i pomógł mi w założeniu na szyję naszyjnika, po czym złożył kilka pocałunków na mojej szyi. Musnęłam Michaela po jego ustach. Popatrzałam na swoje odbicie w lustrze.
- Jesteś piękna.- Michael zaczął mnie tulić od tyłu. Ponownie złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku.
- Dziękuję. - Michael objął mnie w tali. Jednak ktoś nam przeszkodził, pukając w drzwi od sypialni Mike'a. Była to gosposia Michaela pani Lena.
- Michael twój lekarz przyjechał do Paris.
- Już idziemy.
- A właśnie miałam dać Paris coś co kupiłam jej dzisiaj w aptece.
- Wolałbym, gdybyś nie jeździła do sklepu.
- Dlaczego?
- Bo nie chce, aby ktoś ci przez ze mnie zrobił jakąś krzywdę.
- Kochanie umiem o siebie zadbać.
- Skoro tak myślisz, chodźmy już. - Wyszliśmy z sypialni Michaela i skierowaliśmy się do salonu, gdzie był lekarz mojego chłopaka i badał małą Paris.
- Co się dzieje mojemu dziecku?
- Paris przechodzi ospę wietrzną.
- Czy to jest poważne.
- Jeżeli będziemy to leczyć wszystko będzie dobrze. Każde dziecko, musi przejść ospę. Łagodniejszy ma wtedy przebieg. Pan też na pewno kiedyś miał tą chorobę.
- Co tam miałem, ale nie pamiętam.
- Tutaj ma pan listę lekarstw, które musi przyjmować Paris?
- Co mam robić, aby wyleczyć Paris?
- Proszę spróbować obniżyć gorączkę. Trzeba też często myć ciało dziecka. Wystarczy łyżeczka sody oczyszczonej. Trzeba też nie pozwolić dziecku się drapać. Ospa to niby łagodna choroba, ale powikłania mogą być poważne.
- Oczywiście.
- Ja już wychodzę. Proszę dzwonić, jakby co. Do widzenia.
- Do widzenia. - Lekarz opuścił dom Michaela.
- Tatusiu, czy ty się malujesz?
- Podebralem Scarlett jej szminkę.
- Tatusiu dziwne w tych ustach
- Tata też może się malować.
- Ale wyglądasz inaczej.
- Młoda nie znasz się.
- Ale i tak Scarlett ładniej wygląda w czerwonym
- Z tym to się zgodze.
- Dziękuje.
- Dużo rzeczy. Nagrywałem video byłem u chorych dzieci w szpitalu.
- A myślałeś tam o mnie.
- W każdej godzinie.
- Ja za tobą tak tęskniłam.
- Ja za tobą mój misiu też.
- Paris ułożymy wielką wieże z klocków? - Wtrąciłam.
- Tak.
- To przynieś tylko klocki.
- Dobrze. - Paris poszła do swojego pokoiku po klocki. Ja przytuliłam się do Michaela siedzącego na kanapie.
- Wysłałeś kogoś do apteki?
- Nie, ale zaraz wyśle. - Michael poprosił panią Lenę, aby pojechała do miasta po lekarstwa dla Paris. Mała wróciła pp chwili z pudełkiem pełnym drewnianych klocków. Przez następne 3 godziny bawiliśmy w trójkę. Gdy gosposia mojego chłopaka wróciła z lekami natychmiast podaliśmy je Paris. Po naszej zabawie przyszła pora na kąpiel. Wrzuciłam do wody łyżeczkę sody oczyszczonej, tak jak kazał lekarz. Po kąpieli Michael położył Paris do swojego łóżka.Założyłam jej na ręce rękawiczki bawełniane zakupione w aptece, aby nie drapała się w nocy. Miałam teraz trochę czasu dla i Mike'a. Poszłam do sypialni Michaela, gdzie miałam swoją walizkę. Chciałam iść pod prysznic, ale nie mogłam nigdzie znaleźć mojej piżamy. Po chwili do sypialni przyszedł Michael i zaczął mnie tulić od tyłu.
- Czego my tu szukamy?
- Piżamę zgubiłam.
- Krasnoludki ukradły może.
- Ja od dawna nie wierze w krasnoludki.
- Dla mnie możesz spać bez niej.
- Może jak te panie z gazetek, które trzymasz w szafce pod telewizorem.
- Jakie gazetki?
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
- Ja już tego nie przeglądam.
- Ale przeglądałeś.
- Miałem to wszystko wyrzucić.
- Winny się tylko tłumaczy,
- Mam pomysł, dam ci jedną z moich koszul.
- Nie będzie za duża?
- Może troszeczkę.
- Dobra, dawaj mi ją.
- Proszę. - Michael dał mi do ręki swoją czerwoną koszule, jedną z wielu. Poszłam pod prysznic. Po jakiś pięciu minutach wyszłam z pod prysznica. Ubrałam koszule Michaela, była na mnie za duża i strasznie wisiała, ale i tak mnie to nie interesowało, najważniejsze było, aby zasłanie to co ma za obowiązek. Wróciłam do Michaela, który jak tylko mnie zobaczył wygałuszał na mnie gały, jakby nigfy nie widział kobiety.
- Jesteś taka piękna.
- Dziękuje kochanie. - Weszła do łóżka i cmoknęłam mojego ukochanego w usta.
- Teraz ja zmykam pod prysznic.
- Tylko się nie przeraź gdy tam wejdziesz.
- Spokojnie, jakąś przeżyje.
- Kocham cię! - krzyknęłam.
- Ja ciebie też. - Odpowiedział mi Michael. Włączyłam telewizor i przełączyłam na MTV. Jakiś czas potem leciało "Billie Jean", gdy leciało taneczne intro Michael wyszedł z łazienki i zrobił perfekcyjny Moonwalk. Byłam wniebowzięta.
- Musisz mnie nauczyć twojego księżycowego chodu.
- To nie jest takie trudne. Chwila i już umiesz.
- Wiesz bo ja myślałam, powiemy Paris,że jesteśmy razem.
- Kotku, potem jej powiemy o wszystkim
- A nie będzie miała do nas pretensji.
- Ona jest jeszcze malutka nie zrozumie tego.
- Tak myślisz?
- Tak.
- Ale ja cie kocham. Nie masz pojęcia nawet jak.- Złączyłam moje i Michaela wargi w gorącym pocałunku.
- Idę już spać, bo jutro do pracy zaśpię jeszcze.
- Dobrze. - Michael zgasił światło i z powrotem położył się do swojego łóżka. Pomyśleć, że miliony
kobiet na całym świecie marzy, aby Michael chociaż podał im dłoń. Czy ja jestem wybranką losu? Pomyśleć, że jak miałam 15 lat nie myślałam nawet, że kiedyś będę spała w jednym łóżku z Michaelem Jacksonem. Teraz już jestem szczęśliwa. Wtuliłam się w tors mojego ukochanego i odpłynęłam do krainy snów.
**********
I jak?
Możecie mnie zabić.
Pozdrawiam <3