Strony

piątek, 12 stycznia 2018

She's Out Of My Life - Rozdział 33

Hello it’s me!
Dobra, zaczęliśmy w stylu Adelle, ale oficjalnie mówię wszystkim HEJ. Wstawiam wreszcie ten rozdział z którego jestem zadowolona 2/10.Ogólnie nie wiem, kiedy wstawie następny rozdział. Nie mam weny, szczególnie jeśli myślę o feriach, które mam dopiero w lutym. Kiedy u was zaczynają się ferie? Dajcie mi odpowiedz w komentarzach. A teraz jak tradycja obyczajowa nakazuje zapraszam was do przeczytania <3




**********
-Słucham?! – Wykrzyknąłem na cały pokój, był to dla mnie nie mały szok. 
Znalezione obrazy dla zapytania michael jackson 1989 l.a. gear- Jeżeli nie słyszysz to umyj sobie uszy! Masz w tej chwili ruszyć tą królewską dupę w troki i przyjechać z stamtąd gdzie jesteś bo dzieciaka ci porwali! - W jednej chwili moje serce stanęło w miejscu, byłem bezradny. Caroline była człowiekiem, który wyrządził najwięcej krzywdy w moim całym życiu.  Moje serce stanęło na parę chwil pod wpływem tego wszystkiego. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny paraliż.
- Janet nie denerwuj się, bo w twoim błogosławionym stanie złość nie jest wskazana.
- Michael zamknij się, jest XX wiek, żyję  w wolnym kraju i mogę robić to co chcę. Jestem w Neverland, masz 20 minut na dojechanie, w innym wypadku przypadku będziesz zęby zbierać z podłogi. Zrozumiał? – zagroziła mi moja siostra.
- Tak, zaraz będę na miejscu. - Odłożyłem telefon, usiadłem na łóżko i rozpłakałem się jakbym stracił moją najważniejszą rzecz.
 - Michael, co jest? – Spytała zaniepokojona Scarlett.
- Miałaś od początku rację. Dlaczego ja Cię nie posłuchałem? – Mówiłem zapłakany.
- Co się stało?
- Caroline porwała moją Paris. Ona się ani trochę nie zmieniła. Jedziemy do Neverland, muszę tam być jak najszybciej.
- Mój drogi panie, nie będziesz w tym stanie kierować samochodem. Ja poprowadzę, ok?
- No dobrze – Ubraliśmy się w ekspresowym tempie i wyszedłem razem z Scarlett z mojego mieszkania. Po paru sekundach byliśmy już koło samochodu, którym odjechaliśmy z pod bloku. Dojazd do Neverland dłużył się, a ja myślałem, że nie wytrzymam w tym aucie. Byliśmy na autostradzie, to była najszybsza droga na moje rancho.
- Scarlett, jedź szybciej!
- Tutaj jest ograniczenie do 60, a ja jadę 85 na godzinę
- To jedz 100.
- Oszalałeś?!
- Nie, chcę być jak najszybciej w Neverland.
- Uspokój się, niedługo będziemy na miejscu – Kwadrans później przejechaliśmy przez złotą bramę mojej posiadłości. Chwilę później byliśmy już pod domem. Scarlett zapomniała z tego całego zamieszania wyłączyć samochodu i zostawiła go odpalonego. Razem z Michaelem wbiegliśmy w ekspresowym tempie do budynku. W salonie czekała już na nas roztrzęsiona Janet.
 - No wreszcie jesteście! – Krzyknęła Janet, wstała z krzesła i podeszła do nas bliżej. Było już widać jej ciążowy brzuszek. Byłem na 100% pewny, że dobrze zrobiła nie usuwając tej ciąży i będzie z niej rewelacyjna matka. Dziecko to najcudowniejszy dar od Boga. Miałem tylko nadzieje, że dziecko nie odziedziczy charakteru po matce, ponieważ ledwo wytrzymałem z Janet, a z jej młodszą wersją bym zgłupiał na dobre.
- Wybacz Janet, jechaliśmy tak szybko jak się dało.
- To za długo.
- Szybciej nie mogłam jechać.
- Gdzie jest Paris? Jak to się stało? – Zadawałem masę pytań, takiego zdenerwowania nie czułem nigdy. Nawet kiedy byłem dzieckiem i występowałem przed tysiącami ludzi.
- Nie wiem, Scarlett poprosiła bym zajęła się nią. Caroline miała ją przywieź o 20, ale nie pojawiła się. Michael czemu jesteś taki lekkomyślny i dałeś dziecko tej debilce… - Moja siostra chwyciła się za brzuch, tak bardzo się bałem, że przez mnie i moje problemy może stać się krzywda jej dziecku.
- Janet wszystko dobrze?
- Tak, zostaw mnie w spokoju i zajmij się sobą braciszku. To tylko mała trenuje karate, za chwile mi przejdzie. – Zmartwiłem się, nie powinienem w tym stanie jej denerwować.
- Janet, martwię się o ciebie.
- Nie masz o co. Michael ja już jestem dużą dziewczynką.
- Tak, ale jesteś moją młodszą siostrzyczką i muszę cię mieć na oku.
- Jak nie przestaniesz za chwile świrować, to dostaniesz od mnie kopa w dupę i wylecisz przez zamknięte okno.
- Janet, zrobię ci herbatkę. Uspokoisz się. – Zaproponowała moja narzeczona i pognała do kuchni włączyć czajnik.
- Ludzie przenajświętsi, czemu wy mnie macie za psychopatkę? Proszę bardzo jak tak, to dzwońcie do Wariatkowa i niech mnie w kaftanie wywiozą. Może tam mnie pokochają. – Do Jan nie można było nic powiedzieć, ponieważ wszystko uważała za obelgę lecącą w jej stronę. Wiadomo kobiety w ciąży i ich huśtawki emocjonalne są wskazane tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Nagle w moim salonie pojawiła się grupka policjantów
 - Dzień Dobry Panie Jackson! Ja nazywam się Brown, będę starał się odnaleźć pańską córkę, musi pan tylko z nami współpracować.
- Oczywiście, chcę żeby ona wróciła do domu. – W moich oczach pojawiły się łzy, jednak musiałem być twardy. Nie mogłem mazać się jak baba. Jakby to powiedział Joseph, nie mogę być mięczakiem tylko facetem, który nie płacze z byle powodów.
- Panie Jackson, kiedy pan ostatnio widział swoje dziecko? – Spytał policjant,
- Wróciłem dopiero dzisiaj z trasy koncertowej. Paris widziałem ostatnio przed moim wyjazdem.
- Ostatni raz widziałam Paris, kiedy odwoziłam ją do szkoły. – Wtrąciła Scarlett
- Będzie nam potrzebne zdjęcie aktualne dziecka. – Podbiegłem do meblościanki, otworzyłem drewniane pudełeczko i wyjąłem z niego zdjęcie Paris. Przekazałem je mundurowemu.
- Proszę nie powiadamiać mediów, nie chciałbym niepotrzebnego zamieszania. – Zażyczyłem sobie.
- Oczywiście, zachowam pełną anonimowość i media nie dowiedzą się o tej sprawie.
- Proszę pana, czy ma pan dzieci? – Spytałem.
- Tak.
- Co by pan zrobił gdyby pana dziecko zniknęło?
- Na pewno zachowywał bym się jak pan. Nie wyobrażam sobie mojego domu bez tych brzdąców.
- Proszę niech ją pan najszybciej jak może znajdzie. Ona ma tylko 4 lata, jest sama. Jej matka jest nieodpowiedzialną osobą.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby Paris się znalazła. Jeśli je znajdziemy to damy panu od razu znak.
- Dziękuje – powiedziałem i pożegnałem się z policjantem, który chwile później opuścił mój dom.
- Janet, miałam ci zrobić tą herbatę. – Scarlett poszła do kuchni. Po chwili wróciła z filiżanką pełną gorącej cieczy.
- Proszę. – Położyła filiżankę na stole obok mojej siostry.
- Bierz mi to, dajcie mi coś mocniejszego, bo nie wytrzymam.
- Janet! – Powiedziałem razem z Scarlett i spojrzeliśmy na moją siostrę jak na osobę obłąkaną. W jej stanie nie wolno było brać leków, a co dopiero pić alkoholu.
- Dobrze się czujesz? Nie uderzyłaś się w głowę? – Pytałem.
- Żartuje przecież, jesteście naiwni jak dzieci. – Janet zaczęła się bardzo głośno śmiać.
- haha, uśmiałem się po pachy. Nie śmieszne – Rzuciłem sarkastycznie.
- Ależ wybacz królu najważniejszy, że cię uraziłam.
- No nie wiem, nie wiem czy przyjmę przeprosiny – Zastanawiałem się.
- Przyjmiesz, przyjmiesz, ja już o to zadbam. A jeżeli nie to dostaniesz w łeb. Taka opcja ci pasuje? – Spytała Jan.
- Tak, tak, ależ oczywiście Janet. – Odpowiedziałem jej.
- Cieszę się bardzo – Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmawianiu o Paris i Caroline. Nie dawałem po sobie tego poznać, ale bardzo cierpiałem z tego powodu, że nie było przy mnie mojej córeczki. To jest strasznie uczucie dla rodzica nie wiedzieć gdzie jest jego dziecko i co się z nim dzieje. Pamiętałem doskonale kiedy moja była żona zostawiła malutką na ulicy i poszła gdzieś z jakimś fagasem, całe szczęście, że wtedy była Scarlett, bo wtedy mógłbym stracić na zawsze moją córeczkę. Była na zegarku godzina 1 w nocy.
- Dobra moje kochane Aniołki, ja już będę uciekać.
- Jedziesz do domu?
- Nie, do klubu.
- Oszalałaś? – Spytałem.
- Wiesz nie byłam psychiatry dawno, więc  ciężko stwierdzić. Jadę do domu, o niczym innym tak nie marzę tylko o moim łóżku
- Jan, zostań może u nas na noc.
- Mike nie chcę robić problemu tobie oraz Scarlett.
- Ale nie robisz żadnego problemu. Nie za bezpiecznie jest jechać w nocy, a poza tym jesteś w ciąży i powinnaś się oszczędzać.
- I co z tego, że jestem w ciąży?
- To, że nie powinnaś się przemęczać szczególnie teraz i lepiej, gdybyś została u nas.
- Wiesz, Michael ma trochę racji, lepiej zostań w Neverland. – Powiedziała Scarlett
- I ty jesteś po jego stronie. Jak tak możesz?
- Nie jestem po żadnej stronie. Po prostu tak będzie lepiej.
- Janet, proszę zostań. – Próbowałem ją przekonać.
Znalezione obrazy dla zapytania janet jackson 1989
- Bracie mój rodzony, ciąża to nie choroba. Mam 21 lat, nie jestem już dzieckiem i wiem co powinnam zrobić. – Janet opuściła salon i wyszła z domu. Razem z Scarlett wybiegliśmy za nią. Ona była moją młodszą siostrą, a moim obowiązkiem było się o nią troszczyć. Moja matka śmiała się z nas, kiedy byliśmy dziećmi i mówiła Janet, że jak będę staruszkiem to nadal będę się troszczył o nią. I to jest prawda.
- Dobrze, już jedź jak musisz, ale zadzwoń jak dojedziesz do domu, żebym się o Ciebie nie martwił.
- Jak sobie tego życzysz. – Janet przytuliła się do mnie.
- Tylko uważaj na siebie. – Szepnąłem po cichu.
- Na razie braciszku i Scarlett, zadzwońcie jak Paris się znajdzie.
- Jasne. – Janet wsiadła do samochodu i odpaliła go, po chwili jej auto zniknęło nam z oczu. Weszliśmy ponownie do domu.
- Idę pod prysznic. – Powiedziała Scarlett.
- Ok. – Poszedłem do sypialni. Wszedłem pod kołdrę, cały czas martwiłem się o małą. Coś czułem, że tej nocy nie będę spać spokojnie. Po około 20 minutach do sypialni zawitała ponownie moja ukochana i również weszła pod ciepłą kołdrę i położyła się na mojej klatce piersiowej.
- Michael, nie bój się. Paris się na pewno niedługo znajdzie.
- Mam nadzieje, życie bez z niej to jak życie bez muzyki. Boże, jestem najgorszym ojcem bo pozwoliłem na to wszystko. – Po moim policzku popłynęła łza. Scarlett dotknęła mojej twarzy.
- Nie mów tak, jesteś najlepszym ojcem na świecie. To Caroline jest winna, nie ty.
- Naprawdę, ale czasu już nie cofnę.
- I co z tego. Paris ma ojca, który naprawdę się stara. Wiesz, jak ja potrzebowałam takiej miłości jaką ty dajesz jej, kiedy zginęli moi rodzice. Nikt nie mógł mi jej dać. – Scarlett dała mi całusa w usta.
- Dobranoc Michael.
- Dobranoc Scarlett. – Cmoknąłem moją ukochaną w czoło. Po kilku minutach Scarlett już spała, wyglądała jak anioł. Ja również chciałem się udać do mojej krainy snów, ale nie mogłem zasnąć. Leżałem bezwładnie przez prawie 2 godziny. Lęk o dziecko oraz mocny ból głowy nie dawał mi spokoju. Do moich bólów głowy w dużej mierze przyczynił się wypadek na planie reklamy pepsi, kiedy to spaliła się połowa moich włosów i doznałem poważnych oparzeń. Od tego czasu ten ból pojawia się bardzo często. Nie mogłem już wytrzymać. Wstałem i podszedłem do szafki mojego biurka, wyciągnąłem z niej silny lek przeciwbólowy nazywany potocznie demerolem. Tylko to mogło przynieś ulgę. Rozsypałem kilka tabletek na biurku było ich około 10, zabrałem je i popiłem łykiem wody. Spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej obok łóżka, wskazówki pokazywały godzinę 4:30. Wróciłem pod kołdrę i po kilku sekundach spałem jak głaz. To nie był najlepszy sposób na zaśnięcie, ale tylko faszerowanie się tym pomagało. Obudziłem się o 13:15, kątem oka zobaczyłem Scarlett. Moja ukochana miała w dłoni bardzo dobrze mi znane opakowanie, które zapomniałem schować z powrotem do szafki. Nad nami wisiała kolejna awantura.
- Co to jest? – Spytała.
- Tabletki, tak strasznie mnie głowa bolała, a na dodatek nie mogłem zasnąć.
- Ile tego wziąłeś? – Zapytała nerwowo.
- Trochę.
- Trochę, to znaczy ile?
- Z 8 tabletek.
- Widzę, że kłamiesz. Chcesz się uzależnić od tego świństwa?
- Nie, ale to nic takiego Scarl.
- Chcesz stać się ćpunem i szybko skończyć z sobą? – Zapytała oschle.
- Nie ćpunem, tylko lekomanem, a to co innego.
- Co ma piernik do wiatraka?
- Nie panikuj już tak, to tylko kilka tabletek.
- Tabletek?
- Tak tabletek.
- Raczej to trutka, bo tabletkami na ból głowy ciężko nazwać tą chemie.
- Michael to, że Paris tu nie ma, to nie znaczy, że masz to łykać.
- Nie wiesz, co to za uczucie, gdy twojego dziecka nie ma przy tobie. Nie możesz zasnąć ze strachu, bo boisz się, że twoje dziecko nie wróci.  Wiedziała byś co to prawdziwa miłość rodzicielska, gdybyś miała swoje własne dzieci. A przepraszam mogłaś mieć dziecko, ale je zabiłaś jak jakąś bakterię. – Po raz kolejny powiedziałem za dużo i zraniłem osobę, którą tak strasznie kochałem. W jej oczach pojawiły się pojedyncze łzy, nie powinien tego mówić.
- Jesteś okropny, to nie prawda. Ja nie chciałam zabić swojego dziecka! Nie wiesz jak dla mnie jest trudne życie z faktem, że mojego dziecka nie ma. Ty nie masz do siebie wyrzutów sumienia, że mogłeś temu zapobiec. Nie obwiniasz się codziennie za coś, co nie było twoją winą. Gdybym mogła tylko cofnąć czas to dziecko było dziś przy mnie. Dlaczego tego nie możesz zrozumieć?!
- Scarlett ja przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.
- Za późno – Broniłem się jak mogłem, ale to nie pomogło. Scarl Wybiegła z pokoju, zostałem sam bo zasłużyłem sobie na to. Ona chciała mi pomóc jak tylko mogła, ale ja głupi nie umiałem docenić jej poświęcenia. Usiadłem na łóżku i zakryłem moją twarz w swoich dłoniach. Zrobiło mi się smutno na myśl, że znowu ją zraniłem. Zacząłem płakać, ciężko znosiłem to porwanie mojej córeczki. Miałem tego wszystkiego dość. Po raz kolejny Caroline wykorzystała moją naiwność, żeby coś osiągnąć. A na dodatek ta kłótnia z Scarlett sprawiła, że czułem się jeszcze gorzej. Bez przerwy myślałem o tym wszystkim co mnie spotkało. W mojej głowie rodziło się pytanie, czy gdybym był zwykłym obywatelem Michaelem Jacksonem, to czy bym miał tyle problemów? Przyjeżdżając do domu liczyłem na mile spędzony czas z moją rodziną, czyli ja, Scarl i Paris oraz monopoly rozłożone na szklanym stole w salonie. Cały czas miałem w głowie ciemne scenariusze, bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę mojego dziecka. Gdyby tak się stało to moje życie straciło by sens.

**********
Czułam się dosłownie jak akrobatka na linie w cyrku i myślałam, że za chwilę spadnę w dół. Upadek by był niczym w porównaniu do słów Michaela, które mnie tak bardzo bolały. To było takie same uczucie, jakbym dostała w twarz. Po raz kolejny czułam się jak wyrzutek społeczeństwa i przegrana życia. Myślałam, że sprawa z aborcją była załatwiona między nami. Nie spodziewałam się tego, że on jeszcze kiedyś poruszy ten temat. Wybiegłam z sypialni, wzięłam kurtkę i pobiegłam do mojego samochodu, nie chciałam ani chwili dłużej być w Neverland. Odpaliłam auto i wyjechałam z Rancha, jedyną osobą, która mogła mi pomóc w sprawach sercowych była ciocia Maya. To do niej zawsze szłam, gdy miałam jakiś problem. Droga do niej nie zajęła mi dużo czasu, po 15 minutach byłam już przed drzwiami jej `domu. Zapukałam i czekałam, aż ktoś mi otworzy drzwi. Po chwili przed drzwiami pojawiła się ciocia Maya.
- Ooo Scarlett, kochanie miło mi  Cię widzieć.
- Mi ciociu ciebie też.
- Wejdź do środka, nie będziesz marznąć na dworze. – Przekroczyłam próg, zdjęłam kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Poszłam do salonu.
- Co cię sprowadza w moje skromne progi? – Spytała.
- Proszę, pomóż mi. Musisz mi coś doradzić.
- Chodzi o Ciebie i Michaela?
- Tak, pokłóciliśmy się.
- O co?
- To nie ważne, nie mogę ci powiedzieć.
- Scarl kochanie, mi możesz wszystko powiedzieć.
- Ciociu, uwierz chciałabym, ale to jest zbyt trudne. – Tak naprawdę nigdy nie powiedziałam cioci o tym, co się wydarzyło w domu dziecka i stwierdziłam, że będzie lepiej jeśli prawdę będzie znać tylko Mike.
- Rozumiem.
- Nie wiem co  mam teraz zrobić?
- Najlepszym sposobem na rozwiązywanie konfliktów jest szczera rozmowa, która powinnaś z nim przeprowadzić.
- Cioci wiesz przecież jaki jest Michael. Ja go nie chcę zranić.
- Nie zranisz go, bez rozmowy nie pogodzicie się i będziecie cierpieć obydwoje. Scarlett to nie jest miły widok dla oka widzieć cię przygnębioną.
- Ciociu, a co jeśli to nie poskutkuje?
- Poskutkuje na pewno. Za bardzo go kochasz, żeby tak cierpieć. Jedź do niego i porozmawiaj z nim.
- I chyba tak zrobię.
- To szybko, bo kto wie czy nie jest za późno.
- Już się zabieram. Dziękuje ciociu ta rozmowa mi pomogła.
- Proszę słoneczko – Ubrałam się w kurtkę, pożegnałam z ciocią i poszłam do samochodu. Powrót do Neverland zajął mi tyle ile dojazd do domu kuzynki mojej matki. Wbiegłam do domu.
- Michael. – wołałam go, ale nigdzie go nie było. Czasem miałam wrażenie, że on był kiedy nie był potrzebny, a nie było go wtedy, kiedy był potrzebny. Obeszłam wszystkie pomieszczenia w  domu, oprócz naszej sypialni. Weszłam po cichu i zobaczyłam Michaela, który leżał bezwładnie na łóżku i spał. Na ziemi leżały butelka po Whiskey i butelka po winie. On nie powinien  zatapiać swoich problemów w alkoholu, on by mu nie zwrócił córeczki. Zabrałam jakiś koc i okryłam nim mojego narzeczonego. Kiedy go nakrywałam do moich nozdrzy dotarł ostry zapach alkoholu, myślałam, że zemdleje. Wyszłam z sypialni, poszłam do salonu. Zabrałam koc i włączyłam telewizor, na jednym z kanałów leciał „Dirty Dancing”, przypomniała mi się ta chwila kiedy to pierwszy raz oglądałam ten film wraz z moją kochaną siostrzyczką. Nie widziałam się z nią od czasu, kiedy fani Michaela gonili nas po centrum handlowym, przyrzekłam sobie wtedy, że nigdy nie postawie już nogi w żadnym centrum handlowym. Muszę się w końcu przyzwyczaić do ciągłego uciekania przed paparazzi i flashami, w końcu żadna dziennikarzyna nie przepuści by zrobić zdjęcie lub przeprowadzić wywiad z dziewczyną Michaela Jacksona. Jestem ciekawa jak on może to wszystko wytrzymywać. Zasnęłam na kanapie, dopiero obudził mnie dźwięk dzwonka telefonu stacjonarnego dobiegającego z sypialni. Szybkim krokiem udałam się do pokoju. Nie zauważyłam nawet, że Michael się obudził. Podniosłam delikatnie słuchawkę.
- Dzień Dobry, z tej strony komendant Brown, czy mogę rozmawiać z Panem Jacksonem? – W moim małym serduszku obudziła się nadzieja na to, że znaleźli malutką. Neverland był taki pusty, gdy nie było w nim żadnej małej duszy.
- Pan Jackson, jest w tej chwili zajęty. Jestem jego narzeczoną, mogę mu przekazać wszystko. Jak idą poszukiwana Paris?
- Zatrzymano Panią Evans wraz z dzieckiem, na lotnisku w Londynie podczas sprawdzania paszportów. Dokumenty były podrobione, a dziewczynka usiadła na ziemi i zaczęła płakać oraz krzyczeć, że chcę do taty. – Byłam spokojna. Wiedziałam, że malutkiej nie groziło już żadne niebezpieczeństwo.
- Moje biedactwo. Kiedy ona wróci?
- Dobrze by było, aby pan Jackson przyleciał do Londynu jak najszybciej. – To był problem, Michael nie mógł lecieć po Paris. Jego stan mu na to nie pozwalał. Nie mógł się nigdzie pokazać, będąc pod wpływem.
- Paris się znalazła! – Wykrzyknęłam ze szczęścia. Michael na moje słowa oprzytomniał?
- Gdzie ona jest? – Spytał cicho.
- W Londynie.
- Jak ona się tam znalazła? Wszystko z nią w porządku? - Zadawał pełno pytań, nie dziwiłam mu się, gdyby moje dziecko porwali to też bym się martwiła. Widać było, że Paris była najważniejsza dla swojego ojca
- Caroline przebrała ją za chłopca, dlatego nikt ich nie poznał.
- Na pewno się bała. Taki ktoś jak ona, nie powinna być matką. – Bełkotał pod nosem, wstał z łóżka i podszedł do szafy. Wyjął z niej walizkę i zaczął pakować w nie swoje ubrania.
- Masz zamiar się gdzieś wybrać? – Spytałam stanowczo, niczym jak matka syna.
- Lecę po moje dziecko.
- Michael piłeś, a to nie jest najlepszy pomysł.
- Cicho, muszę lecieć do Londynu, przecież ona jest tam sama jak palec.
- Nie polecisz tam sam. Lecę z Tobą.
- Dobrze. Będziemy musieli lecieć samolotem pasażerskim.
 - Dlaczego? – Byłam zdziwiona, ponieważ zawsze gdy Michael chciał się wybrać, a wymagało to przelotu na inny kontynent to latał zwykle swoim prywatnym samolotem, nie było to dla niego jakimś wielkim problemem.
- To będzie krócej trwało, a poza tym, nie chcę robić zamieszania. Moi fani mogli by się zgromadzić, a wtedy nie było by za ciekawie.
- Też muszę się przebrać?
- Wolałbym, żebyś też miała jakiś kamuflaż na sobie. - Michael skończył się przebierać, założył na siebie zwykły t-shirt, spodnie Jeansowe, trampki, okulary przeciwsłoneczne oraz czarną fedorę. Cały efekt dopełniały sztuczne wąsy i zęby. Wyglądał jak normalny człowiek, chociaż w jego przypadku ciężko było użyć słowa normalny. Musiałam się na początek spakować. Zabrałam małą walizkę, bo wiedziałam, że nie wyjeżdżamy na długo. Wpakowałam do niej prawie wszystkie moje ubrania. W szafie znalazłam jakąś czarną perukę, była własnością Brooke, ale ja stwierdziłam, że skoro ona i Michael nie  są już razem to pożyczę sobie ją na 5 minut. Poszłam do łazienki i ubrałam ją. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, nie podobało mi się, ponieważ czarny kolor moich włosów nie pasował do mnie i mojej osobowości. Poprawiłam  makijaż, włożyłam na siebie czarną obcisłą sukienkę dosięgającą mi do kolan, okulary przeciwsłoneczne oraz wielki kapelusz. Wyszłam do sypialni, Michael nie mógł mnie poznać.
- Przepraszam, my się znamy? – Spytał zaniepokojony, na jego miejscu też bym się speszyła, gdyby jakaś kobieta ubrana w iście żałobnym stylu chodziła mi po sypialni.
- Od urodzenia. – Odpowiedziałam i zdjęłam moje okulary.
- Scarlett świetne przebranie.
- A ty już myślałeś, że jakaś twoja psychofanka wlazła do sypialni.
- Wybacz, wyglądasz niesamowicie jako szatynka. – Michael objął mnie w pasie. Czułam się bosko w jego ramionach.
- Nie podoba mi się ten kolor.
- Przestań, wyglądasz obłędnie, ten kolor pasuję ci do twoich pięknych oczu.
- Dziękuje.  – Wbił się w moje usta. Odwzajemniałam pocałunki od niego. Ta chwila była magiczna, znów miałam przy sobie mojego narzeczonego.
- Dosyć, jak będziemy się tyle całować, to nie zdążymy na samolot i Paris będzie musiała sama zostać w Londynie.
- Faktycznie, chodźmy już. Musimy powiedzieć Bill’owi o naszych planach. – Zeszliśmy schodami na parter. Mężczyzna siedział w salonie na kanapie, jakby za kimś czekał.
- Dzwonił do ciebie komisarz Brown? – Spytałam szefa ochrony. Skierował wzrok na nas, gdy nasze przebrania zdziwił się i to bardzo.
- Tak, Paris się znalazła. Niezłe przebrania, wybieracie się gdzieś?
- Bill, lecimy samolotem pasażerskim do Londynu – Wtrącił Michael
- Jasne, już dzwonię do Marka i powiem, że leci z nami.
- Chcę sam tam lecieć, to moje dziecko tam jest i ja osobiście je odbiorę.
- Mike wybacz, ale nie możesz lecieć sam, to zbyt niebezpieczne. Co będzie jeśli ktoś w tym samolocie was rozpozna?
- Nic się nie stanie złego, nazywam się przecież Michael Jackson. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwej.
- Michael, zgadzam się z Billem. Nie możemy lecieć sam, co jeśli twoi fani się na ciebie rzucą?
- No może macie rację.
- Michael, ja razem z Markiem polecę w wami, na wszelki wypadek. Środki bezpieczeństwa muszą być zachowane.
- No dobrze niech już będzie. – Ochroniarze Michaela zanieśli nasze bagaże do samochodu. Trzy kwadranse później wyjechaliśmy z Neverland w stronę lotniska na którym byliśmy w ciągu 25 minut. Mark dość szybko załatwił bilet na najbliższy lot do Londynu, który startował za półtora godziny. Ochroniarze zdążyli jechać jeszcze po swoje bagaże zostawiając  nas samych. Na całe szczęście nikt z tłumu znajdującego się na lotnisku nie zwrócił na nas szczególnej uwagi, tak się tego bałam. Nie miałam ochoty na spektakularną ucieczkę, gdyż przypominała mi sytuacja podczas zakupów z Emmą, to nie było za miłe wspomnienie. Wreszcie weszliśmy do maszyny, zdziwiłam się, ponieważ Michael gdy zawsze gdzieś leciał to zaznaczał, że samolot musi być oświetlony. Te wymagania dzisiejszych gwiazd. Zajęliśmy swoje miejsca, Michael siedział koło okna, a ja tuż obok niego. Cały czas byłam zestresowana, ponieważ bałam się strasznie, że ktoś może rozpoznać mnie lub co gorsza Michaela. Na całe szczęście lecieli z nami Bill i Mark i w razie gdyby nas rozpoznano to oni by nas ochronili To by raczej nie skończyło się dobrze. Zawsze można przecież zorganizować dzień dobroci dla zwierząt, ale to i tak by za dużo nie pomogło. Jego fanki rozszarpały mnie by na strzępy. Michael spał sobie w najlepsze, nie martwiąc się niczym. Te 6 godzin minęło dość szybko, nie zmrużyłam ani razu oka, patrzyłam na zachowania ludzi na pokładzie, były zwyczajne. Dla nich nie byliśmy nikim ważnym, po prostu byliśmy zwykłą, normalną parą, która leciała sobie do Londynu. Gdy już lądowaliśmy przyszła pora na to, aby obudzić Michaela. Spał jak mały aniołek i było mi szkoda go budzić.
- Wstajemy! – szturchnęłam go w ramie. Michael otworzył swoje oczka i spojrzał na mnie.
- Michael… - Mike zrobił na mnie wielkie oczy, najwyraźniej nie chciał, bym używała jego prawdziwego imienia. Musiałam coś wymyślić. Chciałam mu powiedzieć o tym, że jesteśmy już w Londynie.
- To znaczy James, jesteśmy już w Londynie – Musiałam coś na poczekaniu wymyślić, Michael mi się kojarzył z Jamesem Bondem, więc dostał jego imię.
- A jeszcze chciałem trochę chciałem pospać. – Michael powiedział niskim męskim głosem, popatrzyłam na niego jak nie z tej ziemi, ponieważ zwykle mówił tym swoim cichutkim głosikiem, który był taki słodki. Wylądowaliśmy na płycie lotniska, zajęło kilka minut nim wyszliśmy z samolotu. Było strasznie ciemno. Szybko znaleźliśmy Billa i Marka, którzy lecieli wraz z nami w samolocie, na wszelki wypadek.
- Gdzie jest moja córka? – Dopytywał Michael, nie mógł już się doczekać spotkania po tylu miesiącach ze swoim dzieckiem.
Podobny obraz
- Jest 3 w nocy, Paris jest w pogotowiu opiekuńczym, a tam jej nic nie zagraża.
- Gdzie jest?! – Mój narzeczony się zdenerwował.
- Michael, jedźmy do hotelu prześpicie się i jutro na rano ją odbierzemy.
- Bill, ja chcę moje dziecko przytulić. Tak za nią tęskniłem jak byłem w trasie, a teraz nie mogę po nią jechać.
- Jutro ją zobaczysz, jest 3 w nocy, teraz jest za późno. – Odezwałam się.
- Scarlett, ja chcę jechać do niej, a co ja ona teraz płacze, że nie ma mnie przy niej?
- Mała ma zapewnioną świetną opiekę i nic jej nie grozi. Jedźmy do hotelu odświeżysz się, prześpisz się, a jak tylko się obudzisz to wpakujemy się w jakąś taksówkę i jedziemy z nią. Nie martw się, Caroline nie zabierze ci jej po raz drugi. – Uspokajałam go. Wreszcie zgodził się pojechać do hotelu, tak samo jak ja potrzebował odpoczynku. Wsiedliśmy do auta, które wypożyczył Mark i pojechaliśmy do hotelu, po godzinie znaleźliśmy się na miejscu. Pierwszy raz w towarzystwie Michaela miałam okazję wejść głównym wejściem. Nikt nie skandował imienia mojego narzeczonego i nikt nie robił nam zdjęć. Odrobina normalności jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Bill zakwaterował nas i mogliśmy się udać do naszego pokoju. Boy’e hotelowi zajęli się naszymi bagażami. Pojechaliśmy windą na 8 piętro, bo tam właśnie znajdował się nasz pokój. Weszliśmy do środka, pomieszczenie było piękne, a widok na rozświetlony od świateł Londyn był jeszcze piękniejszy. Po cichu liczyłam, że zostaniemy w stolicy Anglii na kilka dni.

***********
I jak? Mam nadzieję, że się podobało 

1 komentarz:

  1. Cześć.

    Ja właśnie zaczęłam ferie i mówiąc szczerze, wolałabym mieć je w lutym. Teraz jest zdecydowanie za wcześnie.
    Przechodząc do rozdziału...

    Musiałam sobie zajrzeć do poprzedniej części, bo omal nie zapomniałam na czym stoimy. Ale faktycznie, afera na cztery fajerki. Z tą Caroline, rzeczywiście jest coś nie w porządku. Dziwne, że tak nagle zaczęło jej zależeć na Paris, skoro i tak nie sprawdzała się nigdy w roli matki. I raczej nigdy się nie sprawdzi.

    Wątek z demerolem - kocham. Trzeba pamiętać - lekomania i narkomania to dwie różne rzeczy.
    A co ma piernik do wiatraka? Tyle samo liter!
    Tak już na poważnie, to boję się o Michaela i jego uzależnienie. Dobrze wiemy, o co chodzi. Już nawet nic nie trzeba mówić, żeby słusznie stwierdzić... Jak w wielu opowiadaniach może to rozwalić fabułę. To nie jest żadna sugestia. Billie wyszła z wprawy pisania komentarzy i musi zapełnić czymś tę smutną pustkę.

    Mike. Nie można topić smutków w alkoholu. One potrafią pływać.
    Mega się ucieszyłam jak Paris się odnalazła. Nie spodziewałam się tylko, że będzie aż w Londynie. To dosyć daleko. Caroline ma rozmach :D Rozbawiła mnie ta akcja z nagłym wylotem. Przebrania to klasyk. Grunt, że nikt ich nie rozpoznał.

    Miło się czytało, aczkolwiek komentowanie przyszło mi z ogromnym trudem. Przepraszam, jak znowu się w czymś pogubiłam. Udzielam się teraz na nieco innej stronie.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń