Strony

wtorek, 2 maja 2017

She's Out Of My Life - Rozdział 28

Witam Szanowne Towarzystwo *kłaniam się nisko*
Wracam po małej przerwie w pisaniu rozdziałów. Jak wam mija ta zimna w tym roku majówka? Na pewno sporo z was myśli co z miniaturką. Otóż jestem w trakcie jej pisania. Wszystko zapowiada mi się tak, że jak pyknie to za miesiąc powinnam to napisać. A teraz zapraszam was na rozdział. Pisałam od nowa, ponieważ miałam inny pomysł. ja osobiście nie jestem zadowolona z rezultatu. Zapraszam do czytania i proszę was o komentarze, ponieważ dzięki nim mogę się rozwijać i mam więcej siły na pisanie.




**************
Minęło półtora miesiąca od kiedy zakończyliśmy nasze Włoskie wakacje. To był najlepszy urlop w całym moim życiu. Byłam ja, Michael i cały Rzym tylko dla nas. Pojechaliśmy do Neapolu i w wiele innych cudownych miejsc na terenie Włoszech, ale najlepiej w pamięć zapadnie mi nasz pobyt w Wenecji, było prawie 40 stopni w cieniu, a ten mój nieszczęsny chłopak wyciągnął mnie na dwór. Michael wynajął gongolę i kierował ją.Było fajnie ale do momentu gdy zaczął tańczyć na łódce i ona się wywróciła razem z nami. Mimo tego, że byliśmy cali mokrzy tą sytuacja bardzo mnie rozśmieszyła. Michaelowi nie było do śmiechu,ale założę się że za kilka lat będziemy to wspominać z uśmiechem na ustach. Po powrocie do USA mój chłopak całymi dniami przebywał w studiu lub na próbach wymyślając choreografie. Był sierpień 1987 roku, Michael szykował się już do wydania swojej 7 solowej studyjnej płyty zatytułowanej "Bad" i świat miał ujrzeć wkrótce nowe oblicze Michaela Jacksona. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Szczególnie że za niecały miesiąc miało ruszyć Bad World Tour. Obudziłam się całkiem naga po kolejnej upojnej nocy.Ktoś swoimi opuszkami palców rysował mi na plecach jakieś wzorki. Był to oczywiście mój mężczyzna, który zorientował się że już nie śpię.
- Jesteś taka piękna. - Mówił mi na ucho. Odgarnął moje blond włosy z szyi i zaczął swoimi ustami ją całować. Zamruczałam z rozkoszy.
- No i czego mnie budzisz? - Usiadłam na materacu, zakrywając się kołdrą.
- Wiesz taka piękność jak ty o tej godzinie jest potrzebna pewnemu panu.
- Tak, a do czego?
- Do tego. - Pocałował mnie w usta, jego wargi były tak słodkie. Ręką próbował zdjąć ze mnie pościel. Jednak ja tego nie chciałam.
- Wstydzisz się mnie? - Powiedział.
- Nie, po prostu wszystko już dokładnie obejrzałeś w nocy.
- Ale mi jeszcze mało i wtedy było ciemno.
- To już nie mój problem. - Położył się obok mnie, jego ręce powędrowały na mój  tyłek, mimo że nie lubiłam zachowania takiego typu to w tamtym czasie nie zwróciłam na to zbyt uwagi.
- To idź do jakiegoś burdelu lub wyjmij jedno ze swoich pisemek schowanych w szafie pod telewizorem. - Udało mu się zdjąć ze mnie pościel i swoimi wargami pieścił mój brzuch.
- Ale ja wolę ciebie niż te wszystkie inne kobietki.
- Michael dosyć. - Zabrałam kołdrę i powtórnie się nią nakryłam pod samą szyję.
- Ej, bo znowu cię zacznę łaskotać.
- Proszę nie rób tego dla własnego bezpieczeństwa. - Nie posłuchał mnie, włożył swoją dłoń w kołdrę i zaczął mnie łaskotać. Próbowałam się nie zaśmiać, ale to było silniejsze ode mnie.
- Michael...hahaha...przestań.
- Bądź grzeczną dziewczynką. - Chwyciłam w dłoń poduszkę, którą uderzyłam Mike'a.
-hahaha...nigdy.
- To bolało.
- I miało. - Wstałam z łóżka, zakrywając swoje nagie ciało
- Oj, nie zasłaniaj się tak już.
- Wiesz w każdej chwili może to wejść twoje dziecko i nie wyobrażam sobie aby oglądała jak dziewczyna jej ojca chodzi naga po jego sypialni.
- Mi to by odpowiadało. - Oczy Michaela były wlepione w mój biust.
- A mi nie. Jackson ja wszystko z stąd widzę.
- Co?
- Jajco. Idę się ubrać. A ty nie jedziesz dzisiaj na próby do trasy? - Zwykle o tej godzinie on szalał na parkiecie.
- Dziś mam wolne. Mac i moi kuzyni dzisiaj przyjeżdżają.
- Będę miała z kim knuć.
- Przeciwko mi?
- Możliwe.
- Idę do Paris. - Powiedział. Weszłam do łazienki, wyjęłam z suszarki ubrania w których dziś miałam chodzić. Plany na dzisiejszy dzień zapowiadały się ciekawie, tym bardziej,że do Neverland miała przyjechać Janet i miałyśmy rozmawiać o tym jak by miały przebiegać urodziny Michaela, które były już lada dzień. Weszłam na korytarz i skierowałam się do pokoju malutkiej. Siedział na fotelu stojącym tuż przy łóżeczku Paris wpatrując się w swoje śpiące dziecko. Podeszłam bliżej i usiadłam na jego kolana i przytuliłam. Próbowałam nie hałasować, nie chciałam obudzić jeszcze śpiącej dziewczynki.
- Caroline dzwoniła.
-Czego znowu chcę ta małpa?
- Chcę zabrać Paris do siebie na weekend.
- Nie ma mowy przecież w sobotę są twoje urodziny.
- No i co z tego?
- Myślę że ona w tym szczególnym dniu powinna być razem z tobą.
- Wiesz ja wyjeżdżam nie długo w trasę i bym chciał aby młoda przebywała trochę wraz ze swoją matką.
- Czy ty naprawdę wierzysz w jej zmianę? - Miałam ochotę nakrzyczeć na mojego chłopaka za to co mówił do mnie, zrobiłam bym to gdyby nie ten fakt że byłam w pokoju jego córki i Paris jeszcze spała.
- Tak, ona w końcu jest matką mojego dziecka.
- Nie pamiętasz jak ona zostawiła małą na środku ruchliwej ulicy w godzinie szczytu?
- Tak, ale ty ją przywiozłaś.
- A.co gdyby mnie tam wtedy nie było?
- Nie wiem. Powinnaś jej dać drugą szansę. Może się zmieni.
- Tacy ludzie jak ona się nigdy nie zmieniają.- Powiedział jej ojciec.
- Tatusiu już nie chcę. - Zeszłam z kolan Michaela, ten również wstał i dał swojej córce buziaka w czoło.
- Dobrze kochanie, chodź pójdziemy na śniadanie.
- Tak. - Paris uśmiechnęła się i wstała z łóżka chwytając Michaela za rękę. Poszliśmy do jadalni gdzie czekało już na nas iście królewskie śniadanie. Paris nie chciała jeść płatków, ogólnie bałam się o nią ponieważ nie jadła nic treściwego tylko same słodycze i ciasta schowane w sypialni Michaela.
- Scarlett ale ja już nie chcę.
- miska ma być pusta. - Powiedziałam.
- Ale ja nie chcę już jeść.
- Paris musisz mieć siłę do tańczenia.
- No dobrze. - Córeczka tatusia zjadła całą miskę czekoladowych płatków z mlekiem.
- I widzisz, nie było tak źle. Ciocia Janet przyjedzie
- Ale fajnie. - Paris cieszyła się z tego faktu.
- Koło różańcowe się zbierze do kupy. - Michael zaczął się śmiać. Jego córkaodeszła od stołu i udając się do swojego pokoju.
- Jackson zamknij się, musimy pogadać o czymś ważnym.
- Do którego Jacksona mówisz Swift, bo w tym domu dwa są
- To się tyczy Jacksona który na loki i bardzo ciemne oczy, można by było powiedzieć że czekoladowe i ma sexi tyłek.  - na policzkach Michaela pojawił się.wielki rumieniec.
- Już mi tak nie schlebiaj.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się do niego. Wyszliśmy z jadalni i udaliśmy się na dwór w oczekiwaniu na gości. Było przedpołudnie potrzebowałam dotlenić się. Po kilku minutach dołączyła do nas Paris.
Około godziny 11:30 do Neverland zajechała najmłodsza siostra Michaela. U Janet już tak trochę było widać brzuszek ciążowy, jednak gdy wychodziła gdzieś  publicznie to starała zakrywać to,że wkrótce na świat przyjdzie jej pierwsze dziecko.
- Ciocia!! - Paris przytuliła się do mojej przyjaciółki.
- Cześć kochanie. - Mała odkleiła się od cioci, po czym Jan przywitała się ze mną i z Michaelem. Po czym opuściłam towarzystwo Michaela i Paris udając się z Jan do domu. Michael nie był zadowolony z tego pomysłu, wolał abyśmy zostały na świeżym powietrzu i razem z nim czekały na Maca, który miał za niedługo przyjechać. Weszłyśmy do wnętrza domu przez drzwi tarasowe, Przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wielką kanapę, wyjęłam ciastka czekoladowe i poprosiłam w międzyczasie panią Lenę o to, aby zrobiła nam obydwóm po kubku herbaty. Janet była przecież w ciąży, a kofeina zawarta w kawie mogła zaszkodzić jej oraz dziecku. Po kilku minutach gosposia przyniosła nam kubki, obie zabrałyśmy kubki i wypiłyśmy troszkę gorącej cieczy.
- I jak tam twoje zdrowie? - zapytałam w trosce o zdrowie siostry Michaela.
- Wszystko dobrze, dziecko zaczyna już kopać.
- Kolejny tancerz, po Paris już rośnie. Wiesz już jakiej płci będzie dziecko.
- Byłam na USG i będzie dziewczynka.
- Coś czuję,że będzie rozpieszczona jak bicz przez ciotkę.
- Po moim trupie.
- Dobrze,że nie usunęłaś tej ciąży.
- Nie podołam jako matka.
- Nie mów tak, masz wielu ludzi wokół siebie, którzy mogą ci pomagać w opiece nad nią.
- Tak wiem, ale martwi mnie to,że ona będzie się wychować tylko przy matce.
- Ah, zapomniałam przecież jej ojciec jest idiotą i nieodpowiedzialnym dupkiem.
- Tak, rozmawiałam ostatnio z nim.
- I co?
- Powiedział,że będzie płacić alimenty, ale z dzieckiem spotykać się nie będzie.
- Może to nawet lepiej. Nie wniósł by żadnych wartości do życia dziecka, co chwilę ma jakąś nową kobietę. Trzeba przyznać,że to nie jest idealny materiał na ojca.
- Zrobił to niech teraz się opiekuję.
- Ja myślę,że powinnaś powiedzieć światu o tym,że spodziewasz się dziecka.
- Boję się braku prywatności ze strony paparazzi.
- A czy kiedyś miałaś tą prywatność?
- Jak mieszkaliśmy w Gary, a ja byłam małym dzieckiem. Te plotki mnie wykańczają.
- Ja słyszałam taką, że ty i Michael to jedna osoba.
- O nie, nie.
- Bym nie wytrzymała wtedy. Przecież wy się kompletnie różnicie.
- Jakoś to prasy, która plecie bzdury nie obchodzi. Scarlett pomóż mi napisać piosenkę. - Patrzyłam na przyjaciółkę z niedowierzaniem, ja nie znałam się na pisaniu tekstów piosenek.
- Ale ja nie umiem.
- Umiesz, musisz tylko użyć do tego emocji.
- Nie umiem.
- Chodź pokaże ci. - Moja przyjaciółka wzięła kartkę papieru w dłoń oraz długopis i napisała słowa "Come back to me". Pomyślałam przez chwilę co by mogło pasować do nich.
I'm beggin' you please. - Janet uśmiechnęła się to był znak,że jej się podobało. W ciągu następnych 15 minut miałyśmy napisany refren oraz pierwszą zwrotkę. 
- W weekend jest 29 sierpnia, są urodziny Michaela, trzeba coś wymyślić. - Powiedziałam.
- Planowałam bym zrobić imprezę w Neverland.
- To nie jest tak zły pomysł.
- Z prezentami. 
- Tak. - Dało się słyszeć wrzaski i śmiechy za zamkniętym oknem. To był znak,że Szanowny Pan Culkin przybył w progi Nibylandi. 
- Może chodźmy tam do nich, bo jeszcze się pozabijają. - Zaproponowałam.
- A jest jakaś pewność,że nie oberwę z balonu z wodą lub nie dostanę z pistoletu na wodę?
- Przykro mi, jak Applehead się dobierze do pistoletu będzie źle. - Wyszłyśmy drzwiami tarasowymi na zewnątrz, szłyśmy w ciszy poprzez dróżki na ranczu, gdy nagle wybiegł na ścieżkę cały mokry Michael, nie miał na sobie koszuli. Na moich policzkach pojawił się rumieniec, a ustach zjawił się wielki banan. Lepiej nie mówić jakie w tamtych momentach miałam myśli. 

**************
Czy można się bawić, nie będąc dzieckiem? Owszem można, ja jestem przykładem tego. Czasem, gdy patrze na swoje odbicie w lustrze, dostrzegam  w nim małego chłopca. Gdy byłem dzieckiem nazywano mnie 42-letnim karłem. Nie wiedziałem na początku co oznaczają te słowa. Teraz, gdy mam już prawie 29 lat zdaję sobie z tego sprawę,że urodziłem się już jako dorosły. Nie było świąt, urodzin, nie było normalnej zabawy z innymi dziećmi. Były za to ciągłe próby, który mogły nawet się ciągnąć nawet do późnych godzin nocnych i lęk przed pomyleniem kroku i dostaniem za karę pasem lub sznurek od żelazka od Josepha. Osiągnąłem jako dziecko coś co przez całe życie próbował by zrobić inny piosenkarz. Mimo tego,że jestem już legendą chcę tworzyć muzykę, która połączy wszystkich ludzi na świecie. Nie będzie się liczyć pochodzenie, narodowość, grupa etniczna, rasa czy religia. Po prostu, przez muzykę pragnę wszystkich ludzi na całym świecie zjednać z sobą. Stworzyłem Neverland z myślą o tych dorosłych, którzy w głębi duszy byli jeszcze dziećmi. Czekałem razem z moją córką na przyjazd Maca oraz moich kuzynów. Scarl i Jan poszły do domu rozmawiać o ważnych rzeczach, ja wiem i tak,że one tam mnie na pewno obgadują. Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech, gdy zobaczyłem,że jadą auta z moimi kuzynami oraz Mac'em.
- No i z czego się szczerzysz Applehead? - Zapytał Mac. Czy on zawsze musi mnie denerwować? - 
- Nie ważne.
- Mam zacząć się ciebie bać?
- A bój się bój zbóju jeden.

- Przepraszam, ale ja niczego jeszcze dzisiaj nie przeskrobałem.
- Jeszcze. - Powiedziałem i przywitałem się z resztą, którzy przybyli w skromne progi mojej rezydencji, po czym zaprosiłem do wspólnej zabawy. Zaczęliśmy naturalnie od bitwy na balony napełnione wodą. Dobrałem się w drużynę z Mac'iem i Paris. Nasz team nazwaliśmy "Wizję przeznaczenia". Szkoda,że nie było Scarlett z chęcią bym w nią cisnął jednego balona. Chociaż może nie, bo w jej przypadku miałem złe przypuszczenia jak by mogła się skończyć taka zabawa. Byłem ukryty w krzakach i wyczekiwałem na moją ofiarę, gdy zobaczyłem mojego kuzyna Levona od razu wziąłem w dłonie dwa balony i zaatakowałem. Moja drużyna wygrała pojedynek, a jak zwykle suchy wychodziłem z całej batalii. Byłem Michaelem Jordanem bitew na balony z wodą. Ani razu nie przegrałem żadnego starcia. Janet z Scarlett nadal siedziały w domu, zastanawiałem się nawet czy iść tam do nich. Sądzę,że tak szybko jak się tam znalazłem,tak szybko bym z stamtąd zniknął. Ah te kobiety i ich sprawy. Byliśmy w okolicach basenu, nie zauważyłem Paris, która niepostrzeżenie zbliżała się do mnie. Nie wiem poczułem,że ktoś mnie wpycha do wody. Wynurzyłem się. 
- Paris ty, przeciwko mnie?
- Tak. - Mała pokazała mi język. Jak widać teraz już nie można nikomu zaufać, nawet własnemu dziecku. Wyszedłem z basenu i poszedłem się przebrać do jednego z pobliskich domków. Nie chciałem przerywać dziewczynom rozmów, latając co chwilę do domu. Założyłem moje okulary przeciwsłoneczne i biały szlafrok. Obserwowałem dzieciaki, które bawiły się przy basenie, gdy nagle podszedł do mnie Mac.
- Nawet nie próbuj. - Powiedziałem do niego.
- Co ty chcesz od mnie? - On coś kombinował, dał bym sobie rękę za to nawet uciąć, po jego uśmieszku było to widać.
- Ostrzegam cię tylko.
- Michael, przyjacielu mój czy ja bym zrobił tak. - Młody wepchnął mnie dla żartu do wody. 
- Żartowniś. - Wyszedłem z wody, towarzystwo się śmiało, ale co mogłem zrobić, oni byli tylko dziećmi. Na brzegu czekał już na mnie mój kolejny kuzyn Mariz, który chciał mnie znowu wepchnąć do basenu. Jednak ja mu się nie dałem, dzieciak zaczął mnie gonić. Zrzuciłem z siebie szlafrok, który był cały przesiąknięty wodą. Dzieci ruszyły za mną, wybiegłem na dróżkę, z daleka spostrzegłem,że Scarlett i Janet podążały w moim kierunku.Na ich twarzach gościł uśmiech mi nie było do śmiechu w tamtym momencie. 
- Co się stało? - zapytała moja siostra.
-Dlaczego nie masz koszuli? - Zapytała Scarl. 
- Dzieciaki mnie tak urządziły. 
- Michael Jackson vs dzieci. - Dziewczęta zaczęły się śmiać. Dzieciaki z Paris i Mac'iem na czele biegli w naszym kierunku. Schowałem się za kobietami, one były moją tarczą.
- Applehead się chowa za babami!! - Krzyczał Mac. 
- Macaulay, spokój. - Powiedziałem
- Ty mnie nie będziesz uspokajał, uciekinierze.
- Tatusiu, ty się nas boisz? 
- Nie. - Wyszedłem z cienia Scarlett. Poszedłem do domu, aby ponownie się wysuszyć i ubrać w suche rzeczy. Gdy byłem w mojej sypialni zadzwonił mój telefon, był to Frankie, byłem ciekawie czego chciał od mnie tym razem? 
 - Tak, Frankie?
- Michael słuchaj masz plany na weekend?
- Nie. Chyba że Scarlett coś wymyśli. 
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. W twoje urodziny masz umówione spotkanie w Tokio  na temat pierwszego koncertu. - Japonia, bardzo lubię ten kraj i tradycję, które się z nim wiążą. Byłem już tam kilka razy i planowałem zabrać pewnego dnia tam Scarlett.
- Myślałem, że ty to załatwisz?
- Próbowałem, ale Japończycy chcą rozmawiać tylko i wyłącznie z Tobą. 
-  Jasne, przylecę do Japonii. - Jeżeli  rodzina coś zaplanowała związanego z rocznicą moich narodzin, to będą musieli te plany zmieszać z błotem ponieważ Michaela Jacksona nie będzie w domu, bo będzie w pracy. Scarlett znów,że jestem pracoholikiem, ale to prawda. Jeżeli już coś tobie typ musi być to idealne. Wróciłem do moich gości, jeszcze raz zostałem wepchnięty do wody, tym razem przez Scarlett. Nie wiem co się działo że wszyscy mnie wpychali do basenów. Widać że top była zemsta za wszystkie przegrane bitwy wodne. Czas mijał, Janet musiała już pojechać nie można było jej przemęczać. Zostali tylko moi kuzyni i Mac, który tego dnia był wyjątkowo miły dla mnie, czyżby wrzut do basenu nie był jedyną niemiłą niespodzianką od niego? Byłem z Scarlett w sypialni. Moja dziewczyna siedziała na łóżku i oglądała telewizję. Podszedłem bliżej i zabrałem pilota, włączyłem telewizor.
-Co ty robisz? Nie widzisz że oglądałam?
- Chcę teraz być z Tobą. - Usiadłem bliżej i przyssałem się do jej ust. Scarlett odwzajemniała pocałunki. Upadliśmy na łóżko muskając swoje usta. Nagle do pokoju wbiegła Paris, tak szybko jak mogłem oderwałem się od mojej dziewczyny.
- Paris ile razy mówiłem że jak się gdzieś wchodzi to się puka?
- Przepraszam tatusiu.
- Nic się nie stało, tylko pamiętaj na przyszłość że tak się nie robi. 
- Dobrze. Tatusiu?
- Tak?
- Widzieliście gdzieś Maca? - Ten urwis znowu chował się w jakiś krzakach lub drzewach.
- Nie. - Powiedziałem.
- A ty Scarlett? - Zapytałem swojej dziewczyny.
- Też go nie widziałam. 
- Później go poszukam. - Paris wyszła z sypialni zamykając za sobą drzwi. 
- No to zostaliśmy sami. - wstałem razem z nią i chwyciłem w talii wbijając się w jej słodkie usta. 
- Czemu...nie poszedłeś...go szukać? - Mówiła pomiędzy pocałunkami. 
- On...jest..dużym chłopcem...znajdzie się.
- Oby. - Ona była idealna, ciało miała jak super modelka. Jej zapach przyprawiał mnie o dreszcze, pachniała jak fiołki. Była w każdym calu idealna. Dłonią masowałem jej udo. Ona wplotła swoje palce w moje kręcone włosy. Chwyciłem ją i zaniosłem na pobliskie biurko. Oplątła mój tułów swoimi długimi nogami. Po chwili pozbyłem się jej garderoby, została w samej koronkowej bieliźnie. Podziwiłem  jej ciało, jak dla jeszcze lepiej wyglądała jak była bez tych wszystkich ozdób. Pozbawiła mnie mojej koszuli,którą rzuciła daleko w bok. Całowałem ją wzdłuż ciała. Miałem już się zabierać za odpinanie stanika. Moje ręce poszły już na zapięcie stanika. 
- Michael? - Zaprzestałem czułości na jej ciele.
- Tak?
- Coś słyszałam z szafy. 
- Wydawało ci się.
- Nie, sprawdź to.
- Zostaw to w spokoju, tam nic po za ubraniami nie ma. 
- Na pewno?
- Na pewno. - Uspokajałem ją. 
- Proszę sprawdź to.
- No dobrze. - Podszedłem do szafy i uchyliłem drzwi. W środku ujrzałem Maca,który śmiał się z tego. Dobrze, że sprawdziłem to bo gdybyśmy się dalej posunęli mogło by być nie fajnie. Byłem na niego wściekły, miałem ochotę rozerwać go na strzępy. 
- Macaulay Culkin!!! Co ty robisz w mojej szafie?!  - Krzyknąłem.
- Applehead nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. - Gówniarz przesadził, on mnie będzie uspokajać. Mały wybiegł z szafy, po czym otworzył drzwi sypialni i uciekł. Ruszyłem za nim. Scarlett ze zdumieniem usiadła na łóżku.
- Ty mały zboczeńcu już nie żyjesz!!! - Krzyknąłem. Nie mogłem go złapać był szybszy niż przypuszczałem. Widać stare kości nie dają już rady. 
************
PS: I jak?

1 komentarz:

  1. Bonjour!
    Nie taki "bon" może, ale to oczywiście kwestia spojrzenia na świat (?)

    Tak jeszcze odnosząc się do ostatnich wydarzeń związanych z Michaelem, Scarlett i Rzymem (dobrze wiesz których xD) ... Coś się nie posłuchali dobrych rad Karen xD Dopiero teraz sobie o tym przypomniałam :D

    Teraz każdy będzie knuł jakąś niespodziankę dla Mike'a i wydaje mi się, że ten cały wyjazd do Tokio to też element tego planu. Tak mi się wydaje, o ile można tu stworzyć jakieś teorie spiskowe. No ok, można. Ja stworzyłam i oto wyjazd do Tokio jest pretekstem, o!

    Podziwiam Scarlett, że udało jej się posklejać trochę z Janet słowa tej piosenki, bo niełatwo napisać coś zarazem ładnego i sensownego.
    I jeszcze jedna, sprawa dotycząca Janet to Max (chyba dobrze pamiętam jego imię) Jest jaki jest, ale przynajmniej ważne, że o alimentach nie zapomniał. Tyle o nim. Przynajmniej wybito jej z głowy tę nieszczęsną chęć aborcji, a jak myśli, że źle się sprawdzi w roli matki... To, no... Pomyślałam o Scarlett O'Hara z Przeminęło z wiatrem i tak jakoś ona mi się skojarzyła ze złą matką. Ojć, głupoty piszę...

    Oczywiście Mac rozwalił system. On już coś knuł, czułam to. No ale jakim trzeba być zboczeńcem, żeby wejść komuś do szafy w takim momencie? Chyba po prostu nazywać się Macaulay. I tak dobrze, bo w porę go zauważyli xD

    Ja pozdrawiam, życzę weny i i i... Aha, spadam!

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń