Strony

piątek, 19 maja 2017

She's Out Of My Life - Rozdział 29

Dobry Wieczór!!!
Witam was tą późną jakże porą. Chciałabym powiedzieć na wstępie,że w dniu dzisiejszym podjęłam decyzję o tym,że miniaturkę o Isie i Michaelu wstawię 19 czerwca, czyli dokładnie za miesiąc. Ostatnio nie miałam strasznie weny na pisanie, nic nie składało mi się w coś sensownego. Ah wreszcie nastała ciepła wiosna, a ja się rozchorowałam. Stwierdziłam,że trzeba być wielkim chodzącym pechem,żeby przy 25 stopniach coś złapać. Ale takie przygody to tylko ze mną. xD
Zapraszam do przeczytania rozdziału.



************
Czas szybko mija i my musimy cieszyć  się każdą chwilą, bo może być ich za dużo, lub niestety za
mało. Nastał 29 sierpnia, dzień szczególny. Dziś mój kochany pan Jackson kończy 29 lat, ale i tak mam wrażenie,że jestem w związku z kilkuletnim dzieckiem. Już Paris się czasem lepiej zachowuje niż jej ojciec. Mówi się przecież,że chłopcy rozwijają się do 5 roku życia,a potem już tylko rosną. Michael jest idealnym przykładem dziecka w ciele dorosłego. Na dziś mieliśmy zaplanowany wylot do Tokio, akurat ten dzień jakby nie było innego. Przecież my z Janet wymyśliłyśmy niespodziankę urodzinową dla Mike'a, a przy wyjeździe to mogłyśmy tylko strzelić sobie w kolano. Zdawałam sobie sprawę z tego iż Michael kilka miesięcy temu wystąpił z sekty świadków Jehowy w których wierzę się wychowywał i nigdy nie obchodził swoich urodzin, ani świąt Bożego Narodzenia, ale przyszła już pora na to, aby te zwyczaje zmienić. Siedziałam w salonie popijając kasę z kubka i wpatrując się w telewizor wiszący na ścianie. Musieliśmy już niedługo być na lotnisku, ponieważ czekał na nas lot samolotem.
-Zgadnij kto to? - Czyjeś ręce zasłoniły mi oczy uniemożliwiając oglądanie pudła na ścianie. Wiedziałam już kto to, ten głos zgadłam bym nawet na na końcu świata.
- Prezydent Regan? - Powiedziałam dla śmiechu.
- Nie. - Zabrałam dłonie, wstałam z kanapy i wtopiłam się w usta mojego chłopaka, który się tego nie spodziewał.
- A to za co? - Zapytał.
- Za to że jesteś. - On przejął kontrolę nad pocałunkami, które poszły na moją szyję, kochałam gdy to robił.
- Gdzie jest Paris? - Michael szukał wzrokiem swojego dziecka.
- Jest w swoim pokoju.
- To ja tam do niej pójdę. - Michael kierował się już na małe królestwo księżniczki, ja musiałam go powstrzymać.
- Mike nie idź do niej.
- Dlaczego?
- Ponieważ ona prosiła żebyś nie wchodził jej do pokoju.
- Wy coś planujecie? - Mój chłopak powiedział zastanawiając się.
 - Nie, skądże. - Udawałam że wszystko jest ok.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Jak nie ma na kogo zrzucić winy to wszystko wina Scarlett. Mądre. -Powiedziałam.
- Nie prawda. -Powiedział. Paris w końcu wyszła z pokoiku miała coś w łapkach, ale zasłaniała to swoimi małymi rączkami.
- Co tam masz? - Michael uklęknął koło dziecka.
- Wszystkiego najlepszego Tatusiu, a ja mam tu obrazek dla ciebie. - Dała mu w dłonie kartkę papieru.
- Dziękuję kotku. - Michael cmoknął Paris w usta.
- To ty, to Scarlett, to ja i Neverland. - Paris pokazywała paluszkiem wszystko dokładnie na rysunku. Podeszłam do okna, zauważyłam że na teren Neverland przyjechało jakieś obce auto, miałam wrażenie że gdzieś jej już widziałam. Z auta wysiadła Caroline, już wszystko rozumiałam tylko co ona tutaj robiła? Zapukała do drzwi, pani Lena otworzyła je jej. Paris od razu poleciała przywitać się z swoją matką.
- Co ona tu robi? - Powiedziałam z zaciśniętymi zębami do Michaela. Od pierwszego spotkania nie polubiłam się z Caroline. Cóż w tym było dziwnego? Dokładniej to nic.
- Paris pojedziesz do mamy na weekend? - Zapytała była żona Michaela małej. Ten pomysł był bardzo zły i nie wróżył niczego dobrego.
- Nie.  - Mała nie chciała nigdzie iść, chociaż ja a jej miejscu też bym się bała kobiety przez którą raz prawie się zgubiłam w wielkim mieście.
- Proszę kochanie. - Powiedziała ex Michaela do córki.
- Nie. - Ona była uparta jak osioł tak samo jak jej ojciec. Mike próbował wszystko jej wytłumaczyć.
- Paris kochanie, pojedziesz na weekend do mamy bo mnie i Scarlett nie będzie w domku, a z mamusią się będziesz fajnie bawić ona ma tam.dla ciebie różowy pokój, może nie taki jak tu, ale też fajny. Ja będę dzwonił do Ciebie,a ty powiesz jak było. Dobrze?
- Tak tatusiu. -Paris się uśmiechnęła, Michael był dobrym ojcem i to był kolejny dowód,umiał na wszytko przekonać swoją księżniczkę. Michael przyniósł walizki Paris i przytulił się do niej.
- Mała tylko powiedz wszystko tacie jak było.
-A przywieziesz mi coś z Japonii?
- Tak kotku. - Uśmiechnął się do niej. Aż ciężko było mi patrzeć jak się rozstają choćby na te kilka dni.
- No dalej za chwilę muszę jechać, z Paris może jechać do Kina, a potem do solarium. - Ona była nie normalna jak można z małym dzieckiem. Przecież Paris nie powinna się opalać w solarium,szkodliwe promienie UV mogły by zaszkodzić jej.
- Po moim trupie.Ona nie będzie się opalać. - Michael był przeciwny, liczyłam nawet na to że nie pozwoli na zabranie Paris przez Caroline. Jak dla mnie to mała mogła lecieć z nami do Tokio.
- Ja będę się opalać, mała będzie za mną grzecznie czekać. - moje obawy o dziecko lekko się uspokoiły jednak faktem sądziłam że nie powinna spędzać czasu z matką. To mogło wpłynąć źle na nią.
- Tylko nie świrujcie. - Powiedział Michael. Paris przytuliła się do mnie.
- Scarlett?
- Tak?
- Poproście bociana o siostrzyczkę dla mnie. - Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać na słowa małej. Widać,że nudziła się w Neverland. Niedługo miała iść do szkoły, wiec na pewno to by się zmieniło. Lecz dziwi mnie jedno? Ona jest przecież oczkiem w główce Michaela, a jeśli na świat przyszło by jej rodzeństwo to mogła by się czuć odrzucona przez ojca. Każdy na jej miejscu wolał by pozostać raczej jedynakiem, przy takiej gwieździe jaką jest Mike.
-  Wiesz on jest teraz bardzo zajęty.
- A  kiedy będzie miał czas dla was?
- Nie wiem.
- Tatuś mówi,że jeśli ktoś nie ma czasu, to oznaka,że lubi kogoś i go unika.
- Nie słuchaj taty.
- Tatuś ma zawsze rację. Będę za Tobą tęsknić.
- Ja za Tobą też. - Paris przytuliła się do mnie jeszcze mocniej.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - Poczułam jak w moich oczach nazbierało się stado łez.
- Papa Scarlett.
- Papa Księżniczko.- Na mojej twarzy powstał sztuczny uśmiech.Michael jeszcze raz pożegnał się z córką po czym patrzył smutno w okno jak Caroline odjeżdża swoim autem i małą w środku. Na mojej twarzy pojawiła się pierwsza łza, którą dostrzegł Mike.
- Co się dzieję?- Zapytał mnie swoim łagodnym głosem.
- Nic. - Pobiegłam na górę do sypialni, położyłam się na łóżku i wybuchłam płaczem jak małe dziecko. Czułam jakby przez moje ciało przebijało się 1000 ostrz, które wszystko niszczyły. Gdy Paris powiedziała,że mnie kocha w moim sercu oraz głowie powstała wizja w której moje dziecko mówi tak do mnie każdego dnia. Złe wspomnienia wróciły do mnie. Tylko,że z tym razem ze dwojoną siłą.Byłam winna. Michael przyszedł do sypialni i położył się obok mnie.
- Jednak coś się dzieję. - Nie chciałam z nim rozmawiać, nie miałam na to siły, nie chciałam kolejnej kłótni.
- Scarlett, rozmawiaj ze mną.
- Ja chcę mieć dziecko.- Powiedziałam szeptem.
- Co? Powtórz, bo nie wyraźnie cię słychać.
- Mówię,że chciałabym zostać matką.
- Przecież jesteś matką dla Paris.
- Nie jestem jej biologiczną matką. - Mój ukochany ocierał mi łzy, którymi się zalałam.
- I co to zmienia?
- To,że chcę wiedzieć jakie to uczucie nosić dziecko pod swoim sercem przez 9 miesięcy.
- Urodzisz kiedyś moje dziecko. - Michael pocieszał mnie jak tylko mógł.
- Kiedyś. - Powiedziałam niezadowolona.
- Jak będziesz tylko gotowa, teraz nie jest za dobry czas na powiększanie rodziny.
- To jak będziemy starymi dziadkami?
- Nie, po prostu czas wybierze ten dzień, gdy zostaniemy najlepszymi rodzicami na świecie. Chodź nie możesz tu tak siedzieć. - Michael wziął mnie za rękę i zaprowadził do dużego pokoju.Zostały nam jeszcze 3 godziny, do wyjazdu na lotnisko więc ten czas zmarnowaliśmy grając w monopoly.


Bill przyniósł nasze walizki, spakowaliśmy się 2 dni przed wylotem, specjalnie by niczego nie zapomnieć.  Po chwili wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta w ciągu 45 minut byliśmy już na lotnisku, powitali nas fani Michaela i dziennikarze, którzy się zgromadzili.
-  I co teraz? - Zapytałam zaniepokojona obecnością tylu ludzi.
- Rób to co ja. - Michael podał mi nie okulary przeciwsłoneczne.założyłam je po czym chwyciłam dłoń mojego chłopaka i wysiadłam z auta. Bill i inni ochroniarze stanęli, tak aby izolować fanów, którzy wiwatowali i cieszyli się na mój widok.
- Czy prawdą jest to że bierzecie ślub w tym roku?
- Jesteście zaręczeni?
- Jak to się zaczęło?
- Dogadujesz się z córką Jacksona? -Pytali dziennikarze Michaela, widziałam że takie pytanie zdecydowanie denerwują go.
- Nie będę na razie odpowiadał na tego typu pytania. - Przedarliśmy się przez tłum i znaleźliśmy się w budynku. Oddaliśmy bagaże i popędziliśmy na podkład samolotu.Od początku dnia bolała mnie głowa żadne proszki mi nie pomogły. Wsiedliśmy do samolotu. Ułożyłam głowę na ramieniu Michaela, Frank był już od kilku dni w Tokio i czekał na Michaela.Musieli w końcu pozałatwiać biznesowe sprawy.
- Mam wyrzuty sumienia. - Powiedziałam.
-  Dlaczego? - Zdziwił się Mike.
- Nie powinnyśmy jej zostawiać z Caroline.
- Ona powinna z nią przebywać.
- Smutno będzie bez niej na wyspach.
-A  ja Cię nie rozśmieszam?
- Ty mnie rozśmieszasz jak nikt inny. -Pocałowałam Michaela. Nasza podróż minęła nam bardzo szybko, oglądałam kolorowe pisma, podziwiałam widoki przez okno. Wylądowaliśmy na lotnisku w Japonii gdzie również powitali nas fani Michaela, wydawało mi się że gdziekolwiek by Michael nie przyjechał to tam zawsze się znajdzie jakiś jego fan. Na lotnisku odebraliśmy walizki z ubraniami naszymi.
- Scarlett, ja muszę jechać od razu do franka na spotkanie.
-Myślałam że pojedziesz ze mną najpierw do hotelu? - Nie podobał mi się ten pomysł z spotkaniem, było już grubo po 20, nikomu nie zaszkodziło by jakby zostało przyłożone na jutrzejszy dzień.
- Frank już tam za mną czeka, a sprawa jest o trasę. - Nie chciałam żeby jechał, zauważyłam że był zmęczony, potrzebował odpoczynku.
- No dobrze. - Michael pocałował mnie na pożegnanie, pocałunek był długi i namiętny, nie miałam ochoty rozstawać się z nim. Znając nawet ten fakt że powinien wrócić.
- No dalej, dość tego lizania. - Powiedział Bill.
- Chwilę. - Odezwał się Mike.
- Za chwilę to ty się spóźnisz, a DiLeo Cię znów opieprzy.
- On też był kiedyś piękny i młody, więc zrozumie. Prawda Scarlett? - Przytaknęłam głową.
- Zmykam, pa. - Powiedziałam do Michaela, musnęłam jeszcze raz jego usta i poszłam do jednego z ochroniarzy z którym miałam udać się do hotelu w centrum miasta. Oddaliłam się z mężczyzną i tylnym wejściem opuściliśmy lotnisko. Wsiadłam do auta i przejazd do hotelu zajął nam kilkanaście minut, podobnie jak na lotnisku to do hotelu dostałam się przez tylne wejście dla pracowników. Zabrałam klucze i dostałam się do pokoju. Od rana bolała mnie bardzo głowa i żadne proszki na ból nie pomogły mi. Po wejściu do apartamentu nie podziwiałam wystroju tylko od razu udałam się do sypialni i położyłam się na wielkim dwuosobowym łóżku. Do mojego bólu głowy dołączyło silne kłucie w podbrzuszu, coś podobnego do bólu podczas miesiączki, ale z mocniejszą podwojoną  siłą. Z bólu ułożyłam się w kłębek, miałam przy sobie tylko telefon. Natychmiast wybrałam numer do mojego chłopaka i zadzwoniłam tylko on mógł mi pomóc. Po chwili oczekiwania usłyszałam pocztę Michaela.
- Michael, proszę. - Nie odbierał telefonu, dzwoniłam już po raz kolejny, był na spotkaniu na pewno i miał wyciszony dźwięk w telefonie. Skoro nie mogłam się dodzwonić to postanowiłam wysłać do niego sms.
"Michael wiem, że teraz robisz coś innego i ważniejszego, ale przyjedź bo umieram z bólu!"
Ten sms mógł mnie w tamtym momencie uratować.

*********
Japonia była krajem w którym byłem już kilka razy.pierwszy raz była przy mnie kobieta w podróży do Tokio. Pewnego dnia w 1986 roku chciałem zabrać moją byłą partnerkę Brooke właśnie do Tokio
aby zobaczyła jakie to cudowne miejsce. Jednak w dzień wyjazdu powiedziała mi, że ma masę innych rzeczy do robienia i nie pojechaliśmy. Byłem wtedy  rozczarowany jak nigdy, ona nie potrafiła dotrzymać danego słowa. Wydawało mi się że Scarl jest zupełną jej odwrotnością. Scarlett nie maluje się bardzo mocno, a Brooke zwykle rano siedziała godzinę przed lustrem w łazience i nakładać na swoją twarz tonę makijażu. Scarlett nie zwraca uwagi na to w co się ubiera, jakby nawet chciała to by mogła chodzić w worku po ziemniakach, a Brooke nie mogła z domu wyjść gdy nie była dobrze ubrana.Była godzina 19. Siedziałem razem w biurze wielkiego przedsiębiorstwa razem z Frankiem i omawialiśmy z ich przedstawicielem przebieg Bad tour w Japonii. Miałem wrażenie,że ze Scarlett dzieje się teraz coś złego, a mnie przy niej nie ma. Czułem wibracje spodniach spowodowane przez telefon, ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Nie mogłem tak po prostu odebrać i porozmawiać, to było nie możliwe. Wibracje w końcu ucichły. Jednak po chwili włączył się dźwięk smsa,który własnie do mnie przyszedł.
- Michael ścisz ten telefon. - Powiedział Frankie.
- Mogę zobaczyć chociaż co się stało?
- Tak, ale szybko. - Wyjąłem telefon pierwsze co zobaczyłem to była od niej wiadomość. "Michael wiem, że teraz robisz coś innego i ważniejszego, ale przyjedź bo umieram z bólu!".  Zamarłem ze strachu widząc tego smsa, widziałem że z Scarlett od rana jest coś nie wyglądała za dobrze, ale myślałem że to jej przejdzie. Jednak nie przeszło. Ona gdzieś w jakimś hotelu wiję się z bólu, a ja tu siedzie na tym spotkaniu w biurze jak jakiś głupek. Teraz nie liczyła się trasa koncertowa płyta, ani nic związanego z karierą tylko życie i zdrowie szczególnie Scarlett.
- Frank mogę cię na słówko? - Zapytałem menadżera.
- Nie teraz Michael.
- Ale to jest ważne. Proszę.
- No dobrze. - Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju. DiLeo nie podobało się to.
- Co się dzieję,że musieliśmy przerwać spotkanie?
- Muszę natychmiast jechać do hotelu, dostałem wiadomość,że Scarlett źle się czuję.
- I chcesz teraz to rzucić człowieku?! Na pewno nic jej nie jest, to spotkanie jest bardzo ważne!- zaczął się wydzierać na mnie, było mi strasznie głupio.
- Nie chcę jej mieć na sumieniu.
- Nie będziesz miał.
- Frank zrozum jest coś ważniejszego niż kariera. Bill jedziemy - Wyminąłem go, Bill pokręcił głową pokazując w ten sposób swoje niezadowolenie. Wiedziałem,że Frankowi wiele zawdzięczam, ale zdałem sobie sprawę,że nie powinienem go w taki sposób traktować, ale to była wyjątkowa sytuacja.
- I co ja mam powiedzieć?! - Krzyknął.
- Nie interesuje mnie to, wymyśl coś od czegoś przecież jesteś! - Krzyknąłem do menadżera. Natychmiast z Billem pognałem do auta. Szybko odjechaliśmy spod firmy, liczyła się każda sekunda musiałem być jak najszybciej przy niej. Po około 20 minutach byłem w hotelu, w windzie  którą jechałem do góry modliłem się w duchu, aby ze Scarlett było wszystko dobrze. Na przeszkodzie stanęły mi tylko drzwi, dłoń mi się tak trzęsła,że nie mogłem kluczem ich otworzyć. Bill musiał mi pomóc, inaczej bym ześwirował chyba. Wbiegłem do pomieszczenia w poszukiwaniu Scarlett, znalazłem ją w sypialni. Była tak blada jak trup, leżała zwinięta w kłębek, trzymając się za brzuch. Wziąłem ją w swoje ramiona.
- O mój Boże, Scarlett powiedz coś do mnie. - Głaskałem dłonią jej gładki policzek.
- Przyjechałeś. - Mówiła do mnie szeptem, całując moją dłoń.
- Już wzywam lekarza.
- Nie Michael, nic mi nie jest poważnego.- Chwytała się za brzuch.
- Martwię się o ciebie.
- Nie musisz, wzięłam tabletki i wszystko będzie dobrze, muszę się tylko przespać.
- Dobrze, później pójdziemy się gdzieś przejść, musisz odpocząć. - Wyszła z moich objęć i nakryła się kołdrą. - Wyszedłem z pomieszczenia, zamykając drzwi,aby mogła odpocząć. Nie miałem co ze sobą zrobić, nagle do głowy wpadł m pewien pomysł. Wyszedłem z pokoju i udałem się pod drzwi Billa. Zapukałem i po chwili otworzył mi mój ochroniarz.
- Tak Michael?
- Jedź ze mną do jubilera.
- Mike jutro.Przecież jubilery w całym mieście są zamknięte.
- Nie to się liczy dzisiaj. Jeden telefon zmienia wszystko.
- Dobra, ale już nie truj. - Czekałem jeszcze chwilę zanim Bill się ubrał i w końcu wyszliśmy z hotelu. Obydwoje przebraliśmy się, aby trudniej nas było rozpoznać. Gdy dotarliśmy już do sklepu, pierwsze co zrobiłem to podbiegłem do wystawy pierścionków. Poprosiłem sprzedawce o jeden z najdroższych jakie tylko były. Kupiłem złoty pierścionek na środku z 17 karatowym diamentem, wiem nie były to tanie rzeczy, ale chciałem żeby Scarlett spodobał się prezent. Zapłaciłem za niego niezłą sumkę, ale było warto. Wróciłem do pokoju, o dziwo zastałem Scarlett na kanapie, owiniętą w koc i popijającą coś gorącego z kubka. Wyglądała jakby czekała za mną. Próbowałem zachowywać się cicho, lecz mi się to nie udało i Scarl obróciła się w moją stronę.
- Gdzie byłeś?
- W pewnym miejscu.
- Dokładniej?
- U Franka,musiałem z nim coś omówić.
- Ok, już się zmartwiłam tym,że cię nie ma przy mnie.
- Scarlett?
- Tak?
- Chcesz poznać pewne miejsce?
- Mogę. Tylko muszę się odświeżyć. - Scarlett wstała jak dla mnie mogła iść nawet w potarganych włosach, w których i tak wyglądała słodko. Chwilkę poczekałem za nią, wyszła w końcu ubrana w piękną niebieską sukienkę i parę szpilek. Na jej ustach była krwisto czerwona szminka, wiedziałem i tak ,że niedługo się rozmaże i zniknie przy pocałunku. Tą kobiecość właśnie w niej kochałem.W dłoniach miała jakąś torbę papierową.
- Gotowa?
- Tak.
- Wyglądasz cudownie. - Chwyciłem jej dłoń i wyszliśmy.
- Gdzie idziemy?
- Zaraz się dowiesz. - Pomimo tego, iż był już późny wieczór to i tak miałem ochotę udać się ze Scarlett na spacer, podczas którego miało się coś wydarzyć niezwykłego. Moją uwagę ciągle przykuwała torebka papierowa, którą miała w swoich delikatnych dłoniach.
- Co tam masz? - Nie mogłem się skupić na niczym innym tylko na zawartości torebki.
- Nie ważne, wkrótce się dowiesz.
- Ja mam urodziny dzisiaj.
- I to nie jest powód,abyś mnie psychicznie wykorzystywał. - Nie byłem zadowolony z jej słów. Dochodziliśmy już w końcu do celu. Zakryłem oczy Scarlett swoją dłonią,by w ten sposób uniemożliwić jej widzenie. Wprowadziłem ją w magiczne miejsce, gdzie uciekałem w dawnych czasach, aby pobyć sam na sam.
- Co robisz?
- Nie ważne,to ma być niespodzianka.
- Czy to niespodzianką będzie zrzucenie ze skarpy wprost do rzeki?
- No coś ty? Ok,jesteśmy zabieram ręce. Na mój znak możesz otworzyć oczy.
- Dobrze.
- Teraz. -Scarlett zaniemówiła z zachwytu. Zaprowadziłem ją do ogrodu japońskiego z kwiatami kwitnącej wiśni. Ze względu na późną pore ogród był oświetlony, co jeszcze bardziej wpędzało w podziw.
- Tu jest pięknie. - Ledwo co wypowiedziała.
- Ty jesteś tu najpiękniejsza pośród tego wszystkiego. - Posłała mi całusa.
- A teraz punkt kulminacyjny programu. - Wyjęła z torby jakieś pudełko,obawiałem się,że to jest nie smieszny żart z jej strony.
- Dla mnie?
- Dla ciebie. - Dała mi w dłonie mały pakunek.
- Mam się obawiać otwarcia?
- Dlaczegóż? - Scarlett zdziwiła się,tak jakby nie miała nic do ukrycia. Ale znałem ją nie od dziś i myślałem,że coś jest przeciwko mojej osobie uknute.
- Wiesz, ja otworze ten piękny i podejrzany prezent,a to może wybuchnąć i... - Nie pozwoliła mi dokończyć.
- Nie jestem terrorystką, nie jestem Smerfem Zgrywusem. Nie masz się o co martwić.
- Ale.
- Nie pyskuj, tylko otwieraj. - Wykonałem jej polecenie,otworzyłem lekko pudełko. Spodziewałem się jakiejś bomby, która mi by wybuchła nad nosem. W środku było zdjęcie moje i Scarlett oprawione w ramkę ozdobioną serduszkami. To wyglądało naprawdę pięknie.
- Wszystkiego najlepszego Michael. - Scarlett uśmiechnęła się szczerze, miała taki piękny uśmiech. Jej białe ząbki wydawały się błyszczeć w blasku lamp.
- Dziękuję, kochana.- Objąłem ją w talii i wbiłem się nachalnie jej w jej wargi, który miały posmak truskawek. Trwaliśmy przez chwilę  w czułych objęciach, nawzajem odwzajemniając pocałunki.
- Wiesz to zdjęcie na prezent dla kogoś takiego jak ty to za mało, ale mam nadzieję,że ci się spodoba. To banał,ale musisz wiedzieć,że zawsze masz swoje miejsce w moim sercu.
- Wracamy do hotelu? - Zapytała Scarlett, będąc nadal w moich ramionach.
- Za chwilę,muszę ci coś powiedzieć. - Scarlett spojrzała na mnie jak na człowieka, który zrobił największą zbrodnie dla ludzkość. Bała się moich słów.
***************
Podobało się? Ja wiem,że jestem złym człekiem, który kończy wątek w najlepszym momencie. Coś czuję,że jesteście ciekawi co Michael ma do powiedzenia Scarl?Ta zagadka zostanie rozwiązana w następnym rozdziale.
Pozdrawiam <3
Ps:Liczę na wasze komentarze, które strasznie dają mi kopniaka do pracy.

wtorek, 2 maja 2017

She's Out Of My Life - Rozdział 28

Witam Szanowne Towarzystwo *kłaniam się nisko*
Wracam po małej przerwie w pisaniu rozdziałów. Jak wam mija ta zimna w tym roku majówka? Na pewno sporo z was myśli co z miniaturką. Otóż jestem w trakcie jej pisania. Wszystko zapowiada mi się tak, że jak pyknie to za miesiąc powinnam to napisać. A teraz zapraszam was na rozdział. Pisałam od nowa, ponieważ miałam inny pomysł. ja osobiście nie jestem zadowolona z rezultatu. Zapraszam do czytania i proszę was o komentarze, ponieważ dzięki nim mogę się rozwijać i mam więcej siły na pisanie.




**************
Minęło półtora miesiąca od kiedy zakończyliśmy nasze Włoskie wakacje. To był najlepszy urlop w całym moim życiu. Byłam ja, Michael i cały Rzym tylko dla nas. Pojechaliśmy do Neapolu i w wiele innych cudownych miejsc na terenie Włoszech, ale najlepiej w pamięć zapadnie mi nasz pobyt w Wenecji, było prawie 40 stopni w cieniu, a ten mój nieszczęsny chłopak wyciągnął mnie na dwór. Michael wynajął gongolę i kierował ją.Było fajnie ale do momentu gdy zaczął tańczyć na łódce i ona się wywróciła razem z nami. Mimo tego, że byliśmy cali mokrzy tą sytuacja bardzo mnie rozśmieszyła. Michaelowi nie było do śmiechu,ale założę się że za kilka lat będziemy to wspominać z uśmiechem na ustach. Po powrocie do USA mój chłopak całymi dniami przebywał w studiu lub na próbach wymyślając choreografie. Był sierpień 1987 roku, Michael szykował się już do wydania swojej 7 solowej studyjnej płyty zatytułowanej "Bad" i świat miał ujrzeć wkrótce nowe oblicze Michaela Jacksona. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Szczególnie że za niecały miesiąc miało ruszyć Bad World Tour. Obudziłam się całkiem naga po kolejnej upojnej nocy.Ktoś swoimi opuszkami palców rysował mi na plecach jakieś wzorki. Był to oczywiście mój mężczyzna, który zorientował się że już nie śpię.
- Jesteś taka piękna. - Mówił mi na ucho. Odgarnął moje blond włosy z szyi i zaczął swoimi ustami ją całować. Zamruczałam z rozkoszy.
- No i czego mnie budzisz? - Usiadłam na materacu, zakrywając się kołdrą.
- Wiesz taka piękność jak ty o tej godzinie jest potrzebna pewnemu panu.
- Tak, a do czego?
- Do tego. - Pocałował mnie w usta, jego wargi były tak słodkie. Ręką próbował zdjąć ze mnie pościel. Jednak ja tego nie chciałam.
- Wstydzisz się mnie? - Powiedział.
- Nie, po prostu wszystko już dokładnie obejrzałeś w nocy.
- Ale mi jeszcze mało i wtedy było ciemno.
- To już nie mój problem. - Położył się obok mnie, jego ręce powędrowały na mój  tyłek, mimo że nie lubiłam zachowania takiego typu to w tamtym czasie nie zwróciłam na to zbyt uwagi.
- To idź do jakiegoś burdelu lub wyjmij jedno ze swoich pisemek schowanych w szafie pod telewizorem. - Udało mu się zdjąć ze mnie pościel i swoimi wargami pieścił mój brzuch.
- Ale ja wolę ciebie niż te wszystkie inne kobietki.
- Michael dosyć. - Zabrałam kołdrę i powtórnie się nią nakryłam pod samą szyję.
- Ej, bo znowu cię zacznę łaskotać.
- Proszę nie rób tego dla własnego bezpieczeństwa. - Nie posłuchał mnie, włożył swoją dłoń w kołdrę i zaczął mnie łaskotać. Próbowałam się nie zaśmiać, ale to było silniejsze ode mnie.
- Michael...hahaha...przestań.
- Bądź grzeczną dziewczynką. - Chwyciłam w dłoń poduszkę, którą uderzyłam Mike'a.
-hahaha...nigdy.
- To bolało.
- I miało. - Wstałam z łóżka, zakrywając swoje nagie ciało
- Oj, nie zasłaniaj się tak już.
- Wiesz w każdej chwili może to wejść twoje dziecko i nie wyobrażam sobie aby oglądała jak dziewczyna jej ojca chodzi naga po jego sypialni.
- Mi to by odpowiadało. - Oczy Michaela były wlepione w mój biust.
- A mi nie. Jackson ja wszystko z stąd widzę.
- Co?
- Jajco. Idę się ubrać. A ty nie jedziesz dzisiaj na próby do trasy? - Zwykle o tej godzinie on szalał na parkiecie.
- Dziś mam wolne. Mac i moi kuzyni dzisiaj przyjeżdżają.
- Będę miała z kim knuć.
- Przeciwko mi?
- Możliwe.
- Idę do Paris. - Powiedział. Weszłam do łazienki, wyjęłam z suszarki ubrania w których dziś miałam chodzić. Plany na dzisiejszy dzień zapowiadały się ciekawie, tym bardziej,że do Neverland miała przyjechać Janet i miałyśmy rozmawiać o tym jak by miały przebiegać urodziny Michaela, które były już lada dzień. Weszłam na korytarz i skierowałam się do pokoju malutkiej. Siedział na fotelu stojącym tuż przy łóżeczku Paris wpatrując się w swoje śpiące dziecko. Podeszłam bliżej i usiadłam na jego kolana i przytuliłam. Próbowałam nie hałasować, nie chciałam obudzić jeszcze śpiącej dziewczynki.
- Caroline dzwoniła.
-Czego znowu chcę ta małpa?
- Chcę zabrać Paris do siebie na weekend.
- Nie ma mowy przecież w sobotę są twoje urodziny.
- No i co z tego?
- Myślę że ona w tym szczególnym dniu powinna być razem z tobą.
- Wiesz ja wyjeżdżam nie długo w trasę i bym chciał aby młoda przebywała trochę wraz ze swoją matką.
- Czy ty naprawdę wierzysz w jej zmianę? - Miałam ochotę nakrzyczeć na mojego chłopaka za to co mówił do mnie, zrobiłam bym to gdyby nie ten fakt że byłam w pokoju jego córki i Paris jeszcze spała.
- Tak, ona w końcu jest matką mojego dziecka.
- Nie pamiętasz jak ona zostawiła małą na środku ruchliwej ulicy w godzinie szczytu?
- Tak, ale ty ją przywiozłaś.
- A.co gdyby mnie tam wtedy nie było?
- Nie wiem. Powinnaś jej dać drugą szansę. Może się zmieni.
- Tacy ludzie jak ona się nigdy nie zmieniają.- Powiedział jej ojciec.
- Tatusiu już nie chcę. - Zeszłam z kolan Michaela, ten również wstał i dał swojej córce buziaka w czoło.
- Dobrze kochanie, chodź pójdziemy na śniadanie.
- Tak. - Paris uśmiechnęła się i wstała z łóżka chwytając Michaela za rękę. Poszliśmy do jadalni gdzie czekało już na nas iście królewskie śniadanie. Paris nie chciała jeść płatków, ogólnie bałam się o nią ponieważ nie jadła nic treściwego tylko same słodycze i ciasta schowane w sypialni Michaela.
- Scarlett ale ja już nie chcę.
- miska ma być pusta. - Powiedziałam.
- Ale ja nie chcę już jeść.
- Paris musisz mieć siłę do tańczenia.
- No dobrze. - Córeczka tatusia zjadła całą miskę czekoladowych płatków z mlekiem.
- I widzisz, nie było tak źle. Ciocia Janet przyjedzie
- Ale fajnie. - Paris cieszyła się z tego faktu.
- Koło różańcowe się zbierze do kupy. - Michael zaczął się śmiać. Jego córkaodeszła od stołu i udając się do swojego pokoju.
- Jackson zamknij się, musimy pogadać o czymś ważnym.
- Do którego Jacksona mówisz Swift, bo w tym domu dwa są
- To się tyczy Jacksona który na loki i bardzo ciemne oczy, można by było powiedzieć że czekoladowe i ma sexi tyłek.  - na policzkach Michaela pojawił się.wielki rumieniec.
- Już mi tak nie schlebiaj.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się do niego. Wyszliśmy z jadalni i udaliśmy się na dwór w oczekiwaniu na gości. Było przedpołudnie potrzebowałam dotlenić się. Po kilku minutach dołączyła do nas Paris.
Około godziny 11:30 do Neverland zajechała najmłodsza siostra Michaela. U Janet już tak trochę było widać brzuszek ciążowy, jednak gdy wychodziła gdzieś  publicznie to starała zakrywać to,że wkrótce na świat przyjdzie jej pierwsze dziecko.
- Ciocia!! - Paris przytuliła się do mojej przyjaciółki.
- Cześć kochanie. - Mała odkleiła się od cioci, po czym Jan przywitała się ze mną i z Michaelem. Po czym opuściłam towarzystwo Michaela i Paris udając się z Jan do domu. Michael nie był zadowolony z tego pomysłu, wolał abyśmy zostały na świeżym powietrzu i razem z nim czekały na Maca, który miał za niedługo przyjechać. Weszłyśmy do wnętrza domu przez drzwi tarasowe, Przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłyśmy na wielką kanapę, wyjęłam ciastka czekoladowe i poprosiłam w międzyczasie panią Lenę o to, aby zrobiła nam obydwóm po kubku herbaty. Janet była przecież w ciąży, a kofeina zawarta w kawie mogła zaszkodzić jej oraz dziecku. Po kilku minutach gosposia przyniosła nam kubki, obie zabrałyśmy kubki i wypiłyśmy troszkę gorącej cieczy.
- I jak tam twoje zdrowie? - zapytałam w trosce o zdrowie siostry Michaela.
- Wszystko dobrze, dziecko zaczyna już kopać.
- Kolejny tancerz, po Paris już rośnie. Wiesz już jakiej płci będzie dziecko.
- Byłam na USG i będzie dziewczynka.
- Coś czuję,że będzie rozpieszczona jak bicz przez ciotkę.
- Po moim trupie.
- Dobrze,że nie usunęłaś tej ciąży.
- Nie podołam jako matka.
- Nie mów tak, masz wielu ludzi wokół siebie, którzy mogą ci pomagać w opiece nad nią.
- Tak wiem, ale martwi mnie to,że ona będzie się wychować tylko przy matce.
- Ah, zapomniałam przecież jej ojciec jest idiotą i nieodpowiedzialnym dupkiem.
- Tak, rozmawiałam ostatnio z nim.
- I co?
- Powiedział,że będzie płacić alimenty, ale z dzieckiem spotykać się nie będzie.
- Może to nawet lepiej. Nie wniósł by żadnych wartości do życia dziecka, co chwilę ma jakąś nową kobietę. Trzeba przyznać,że to nie jest idealny materiał na ojca.
- Zrobił to niech teraz się opiekuję.
- Ja myślę,że powinnaś powiedzieć światu o tym,że spodziewasz się dziecka.
- Boję się braku prywatności ze strony paparazzi.
- A czy kiedyś miałaś tą prywatność?
- Jak mieszkaliśmy w Gary, a ja byłam małym dzieckiem. Te plotki mnie wykańczają.
- Ja słyszałam taką, że ty i Michael to jedna osoba.
- O nie, nie.
- Bym nie wytrzymała wtedy. Przecież wy się kompletnie różnicie.
- Jakoś to prasy, która plecie bzdury nie obchodzi. Scarlett pomóż mi napisać piosenkę. - Patrzyłam na przyjaciółkę z niedowierzaniem, ja nie znałam się na pisaniu tekstów piosenek.
- Ale ja nie umiem.
- Umiesz, musisz tylko użyć do tego emocji.
- Nie umiem.
- Chodź pokaże ci. - Moja przyjaciółka wzięła kartkę papieru w dłoń oraz długopis i napisała słowa "Come back to me". Pomyślałam przez chwilę co by mogło pasować do nich.
I'm beggin' you please. - Janet uśmiechnęła się to był znak,że jej się podobało. W ciągu następnych 15 minut miałyśmy napisany refren oraz pierwszą zwrotkę. 
- W weekend jest 29 sierpnia, są urodziny Michaela, trzeba coś wymyślić. - Powiedziałam.
- Planowałam bym zrobić imprezę w Neverland.
- To nie jest tak zły pomysł.
- Z prezentami. 
- Tak. - Dało się słyszeć wrzaski i śmiechy za zamkniętym oknem. To był znak,że Szanowny Pan Culkin przybył w progi Nibylandi. 
- Może chodźmy tam do nich, bo jeszcze się pozabijają. - Zaproponowałam.
- A jest jakaś pewność,że nie oberwę z balonu z wodą lub nie dostanę z pistoletu na wodę?
- Przykro mi, jak Applehead się dobierze do pistoletu będzie źle. - Wyszłyśmy drzwiami tarasowymi na zewnątrz, szłyśmy w ciszy poprzez dróżki na ranczu, gdy nagle wybiegł na ścieżkę cały mokry Michael, nie miał na sobie koszuli. Na moich policzkach pojawił się rumieniec, a ustach zjawił się wielki banan. Lepiej nie mówić jakie w tamtych momentach miałam myśli. 

**************
Czy można się bawić, nie będąc dzieckiem? Owszem można, ja jestem przykładem tego. Czasem, gdy patrze na swoje odbicie w lustrze, dostrzegam  w nim małego chłopca. Gdy byłem dzieckiem nazywano mnie 42-letnim karłem. Nie wiedziałem na początku co oznaczają te słowa. Teraz, gdy mam już prawie 29 lat zdaję sobie z tego sprawę,że urodziłem się już jako dorosły. Nie było świąt, urodzin, nie było normalnej zabawy z innymi dziećmi. Były za to ciągłe próby, który mogły nawet się ciągnąć nawet do późnych godzin nocnych i lęk przed pomyleniem kroku i dostaniem za karę pasem lub sznurek od żelazka od Josepha. Osiągnąłem jako dziecko coś co przez całe życie próbował by zrobić inny piosenkarz. Mimo tego,że jestem już legendą chcę tworzyć muzykę, która połączy wszystkich ludzi na świecie. Nie będzie się liczyć pochodzenie, narodowość, grupa etniczna, rasa czy religia. Po prostu, przez muzykę pragnę wszystkich ludzi na całym świecie zjednać z sobą. Stworzyłem Neverland z myślą o tych dorosłych, którzy w głębi duszy byli jeszcze dziećmi. Czekałem razem z moją córką na przyjazd Maca oraz moich kuzynów. Scarl i Jan poszły do domu rozmawiać o ważnych rzeczach, ja wiem i tak,że one tam mnie na pewno obgadują. Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech, gdy zobaczyłem,że jadą auta z moimi kuzynami oraz Mac'em.
- No i z czego się szczerzysz Applehead? - Zapytał Mac. Czy on zawsze musi mnie denerwować? - 
- Nie ważne.
- Mam zacząć się ciebie bać?
- A bój się bój zbóju jeden.

- Przepraszam, ale ja niczego jeszcze dzisiaj nie przeskrobałem.
- Jeszcze. - Powiedziałem i przywitałem się z resztą, którzy przybyli w skromne progi mojej rezydencji, po czym zaprosiłem do wspólnej zabawy. Zaczęliśmy naturalnie od bitwy na balony napełnione wodą. Dobrałem się w drużynę z Mac'iem i Paris. Nasz team nazwaliśmy "Wizję przeznaczenia". Szkoda,że nie było Scarlett z chęcią bym w nią cisnął jednego balona. Chociaż może nie, bo w jej przypadku miałem złe przypuszczenia jak by mogła się skończyć taka zabawa. Byłem ukryty w krzakach i wyczekiwałem na moją ofiarę, gdy zobaczyłem mojego kuzyna Levona od razu wziąłem w dłonie dwa balony i zaatakowałem. Moja drużyna wygrała pojedynek, a jak zwykle suchy wychodziłem z całej batalii. Byłem Michaelem Jordanem bitew na balony z wodą. Ani razu nie przegrałem żadnego starcia. Janet z Scarlett nadal siedziały w domu, zastanawiałem się nawet czy iść tam do nich. Sądzę,że tak szybko jak się tam znalazłem,tak szybko bym z stamtąd zniknął. Ah te kobiety i ich sprawy. Byliśmy w okolicach basenu, nie zauważyłem Paris, która niepostrzeżenie zbliżała się do mnie. Nie wiem poczułem,że ktoś mnie wpycha do wody. Wynurzyłem się. 
- Paris ty, przeciwko mnie?
- Tak. - Mała pokazała mi język. Jak widać teraz już nie można nikomu zaufać, nawet własnemu dziecku. Wyszedłem z basenu i poszedłem się przebrać do jednego z pobliskich domków. Nie chciałem przerywać dziewczynom rozmów, latając co chwilę do domu. Założyłem moje okulary przeciwsłoneczne i biały szlafrok. Obserwowałem dzieciaki, które bawiły się przy basenie, gdy nagle podszedł do mnie Mac.
- Nawet nie próbuj. - Powiedziałem do niego.
- Co ty chcesz od mnie? - On coś kombinował, dał bym sobie rękę za to nawet uciąć, po jego uśmieszku było to widać.
- Ostrzegam cię tylko.
- Michael, przyjacielu mój czy ja bym zrobił tak. - Młody wepchnął mnie dla żartu do wody. 
- Żartowniś. - Wyszedłem z wody, towarzystwo się śmiało, ale co mogłem zrobić, oni byli tylko dziećmi. Na brzegu czekał już na mnie mój kolejny kuzyn Mariz, który chciał mnie znowu wepchnąć do basenu. Jednak ja mu się nie dałem, dzieciak zaczął mnie gonić. Zrzuciłem z siebie szlafrok, który był cały przesiąknięty wodą. Dzieci ruszyły za mną, wybiegłem na dróżkę, z daleka spostrzegłem,że Scarlett i Janet podążały w moim kierunku.Na ich twarzach gościł uśmiech mi nie było do śmiechu w tamtym momencie. 
- Co się stało? - zapytała moja siostra.
-Dlaczego nie masz koszuli? - Zapytała Scarl. 
- Dzieciaki mnie tak urządziły. 
- Michael Jackson vs dzieci. - Dziewczęta zaczęły się śmiać. Dzieciaki z Paris i Mac'iem na czele biegli w naszym kierunku. Schowałem się za kobietami, one były moją tarczą.
- Applehead się chowa za babami!! - Krzyczał Mac. 
- Macaulay, spokój. - Powiedziałem
- Ty mnie nie będziesz uspokajał, uciekinierze.
- Tatusiu, ty się nas boisz? 
- Nie. - Wyszedłem z cienia Scarlett. Poszedłem do domu, aby ponownie się wysuszyć i ubrać w suche rzeczy. Gdy byłem w mojej sypialni zadzwonił mój telefon, był to Frankie, byłem ciekawie czego chciał od mnie tym razem? 
 - Tak, Frankie?
- Michael słuchaj masz plany na weekend?
- Nie. Chyba że Scarlett coś wymyśli. 
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. W twoje urodziny masz umówione spotkanie w Tokio  na temat pierwszego koncertu. - Japonia, bardzo lubię ten kraj i tradycję, które się z nim wiążą. Byłem już tam kilka razy i planowałem zabrać pewnego dnia tam Scarlett.
- Myślałem, że ty to załatwisz?
- Próbowałem, ale Japończycy chcą rozmawiać tylko i wyłącznie z Tobą. 
-  Jasne, przylecę do Japonii. - Jeżeli  rodzina coś zaplanowała związanego z rocznicą moich narodzin, to będą musieli te plany zmieszać z błotem ponieważ Michaela Jacksona nie będzie w domu, bo będzie w pracy. Scarlett znów,że jestem pracoholikiem, ale to prawda. Jeżeli już coś tobie typ musi być to idealne. Wróciłem do moich gości, jeszcze raz zostałem wepchnięty do wody, tym razem przez Scarlett. Nie wiem co się działo że wszyscy mnie wpychali do basenów. Widać że top była zemsta za wszystkie przegrane bitwy wodne. Czas mijał, Janet musiała już pojechać nie można było jej przemęczać. Zostali tylko moi kuzyni i Mac, który tego dnia był wyjątkowo miły dla mnie, czyżby wrzut do basenu nie był jedyną niemiłą niespodzianką od niego? Byłem z Scarlett w sypialni. Moja dziewczyna siedziała na łóżku i oglądała telewizję. Podszedłem bliżej i zabrałem pilota, włączyłem telewizor.
-Co ty robisz? Nie widzisz że oglądałam?
- Chcę teraz być z Tobą. - Usiadłem bliżej i przyssałem się do jej ust. Scarlett odwzajemniała pocałunki. Upadliśmy na łóżko muskając swoje usta. Nagle do pokoju wbiegła Paris, tak szybko jak mogłem oderwałem się od mojej dziewczyny.
- Paris ile razy mówiłem że jak się gdzieś wchodzi to się puka?
- Przepraszam tatusiu.
- Nic się nie stało, tylko pamiętaj na przyszłość że tak się nie robi. 
- Dobrze. Tatusiu?
- Tak?
- Widzieliście gdzieś Maca? - Ten urwis znowu chował się w jakiś krzakach lub drzewach.
- Nie. - Powiedziałem.
- A ty Scarlett? - Zapytałem swojej dziewczyny.
- Też go nie widziałam. 
- Później go poszukam. - Paris wyszła z sypialni zamykając za sobą drzwi. 
- No to zostaliśmy sami. - wstałem razem z nią i chwyciłem w talii wbijając się w jej słodkie usta. 
- Czemu...nie poszedłeś...go szukać? - Mówiła pomiędzy pocałunkami. 
- On...jest..dużym chłopcem...znajdzie się.
- Oby. - Ona była idealna, ciało miała jak super modelka. Jej zapach przyprawiał mnie o dreszcze, pachniała jak fiołki. Była w każdym calu idealna. Dłonią masowałem jej udo. Ona wplotła swoje palce w moje kręcone włosy. Chwyciłem ją i zaniosłem na pobliskie biurko. Oplątła mój tułów swoimi długimi nogami. Po chwili pozbyłem się jej garderoby, została w samej koronkowej bieliźnie. Podziwiłem  jej ciało, jak dla jeszcze lepiej wyglądała jak była bez tych wszystkich ozdób. Pozbawiła mnie mojej koszuli,którą rzuciła daleko w bok. Całowałem ją wzdłuż ciała. Miałem już się zabierać za odpinanie stanika. Moje ręce poszły już na zapięcie stanika. 
- Michael? - Zaprzestałem czułości na jej ciele.
- Tak?
- Coś słyszałam z szafy. 
- Wydawało ci się.
- Nie, sprawdź to.
- Zostaw to w spokoju, tam nic po za ubraniami nie ma. 
- Na pewno?
- Na pewno. - Uspokajałem ją. 
- Proszę sprawdź to.
- No dobrze. - Podszedłem do szafy i uchyliłem drzwi. W środku ujrzałem Maca,który śmiał się z tego. Dobrze, że sprawdziłem to bo gdybyśmy się dalej posunęli mogło by być nie fajnie. Byłem na niego wściekły, miałem ochotę rozerwać go na strzępy. 
- Macaulay Culkin!!! Co ty robisz w mojej szafie?!  - Krzyknąłem.
- Applehead nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. - Gówniarz przesadził, on mnie będzie uspokajać. Mały wybiegł z szafy, po czym otworzył drzwi sypialni i uciekł. Ruszyłem za nim. Scarlett ze zdumieniem usiadła na łóżku.
- Ty mały zboczeńcu już nie żyjesz!!! - Krzyknąłem. Nie mogłem go złapać był szybszy niż przypuszczałem. Widać stare kości nie dają już rady. 
************
PS: I jak?