Strony

środa, 19 kwietnia 2017

Miniaturka na urodziny bloga - Część 1

Hejka!
Dzisiaj moje dziecko kończy roczek, z tej okazji przybywam do was z miniaturką, powiedzcie sami czy podoba wam się ta miniaturka. Ta mała opowieść jest podzielona na 3 części. Jestem zadowolona z tego co napisałam. Mam nadzieję,że ta historia wam się spodoba. Zapraszam was na czytanie i zapraszam do komentowania.

Dziękuję wam za ten wspaniały rok. Tyle się zmieniło przez te 12 miesięcy. Serdecznie dziękuje :**




"Bu­dow­la wy­budo­wana na włas­nej tożsa­mości może i nas sa­mych zas­koczyć" 

**********
Cześć, nazywam Isabelle ,ale wolę jeśli mówi się do mnie zdrobnieniem, czyli Isa.  Jestem psychologiem, tak psychologiem, aż sama się sobie dziwie, przecież w głębi duszy jestem nienormalna i zastanawiam się nad tym, czy już jest miejsce dla mnie w jakimś szpitalu psychiatrycznym gotowe? Pewnego dnia spotkałam pewnego człowieka, był dość dziwny i budził wiele kontrowersji,ale poznałam go na prawdę i zmieniłam o nim zdanie. Nazywałam się wtedy Isa Carter, miałam wówczas 28 lat. Wszystko było na swoim miejscu, ale do czasu. Historia, która mi się przydarzyła była nie codzienna i dosyć nie typowa. To historia o tym jak pewna osoba zmieniła moje życie o 180 stopni.

***********
Wrzesień 1993 roku.
Kolejny dzień spędzony w moim biurze na nic nierobieniu. Ostatnio mój gabinet przeżywał jakiś kryzys, nie wiem z czym to było związane? Najwidoczniej ludzie uważają,że wszystko z nimi w porządku.Tylko to jest ciekawe, dlaczego zabijają się lub wpadają w choroby psychiczne? Szłam chodnikiem przez oświetlone ulice. Mijałam naprawdę zakochane pary. Mi nie dane już było pamiętać o tym, gdy naprawdę byłam szczerze zakochana. Weszłam nareszcie do mojego małego mieszkania z reklamówkami pełnymi  zakupów, ktoś w tym domu musiał je w końcu zrobić.  Od razu
przybiegł do mnie mój 10- letni syn Bryan, aby się ze mną przywitać. Jak zwykle na jego twarzy gościł uśmiech.  Życie mnie nie oszczędzało, małego z resztą też. Zaszłam z nim w ciąże mając zaledwie 18 lat. Jego ojciec Adam był moim rówieśnikiem. Chodziliśmy razem do jednej klasy w

liceum. Byliśmy "typową" parą klasową.  Ale cały czar prysł gdy zaciążyłam, tylko dlatego,że jednego ranka nie wzięłam  tabletki antykoncepcyjnej. Powiedziałam o tym Adamowi, ale ten wyrzekł się dziecka i tyle go widziałam.Podobno wyjechał z rodzicami do Anglii. Z resztą ja bym nie pasowała do tej rodziny, byłam prostą dziewczyną. Moja matka pracowała w sklepie spożywczym, a ojciec przez całe swoje życie ciężko w fabryce metalu. Rodzice Adama byli lekarzami, mieli miliony na koncie, ja z dzieckiem tylko bym zniszczyła dobre imię tej rodziny.Oczywiście po narodzeniu małego wysłałam mu zdjęcie syna i list, ale do dnia dzisiejszego nie dostałam żadnej odpowiedzi.  Z moimi rodzicami łatwo też nie było, chcieli abym usunęła ciążę, ponieważ twierdzili że jestem za młoda na rodzicielstwo. Miałam się uczyć i zdobyć jakiś dobrze płatny zawód, a dziecko u nogi w tym by mi raczej nie pomogło.  Nie mogłam zabić mojego małego szczęścia. On nie był temu winny. Pewnego chłodnego dnia w marcu 1983 roku spakowałam swoje rzeczy i zabrałam pieniądze, które rodzice zbierali od dnia moich narodzin, aby mi je potem przekazać,bym mogła ingerować w swoje "dorosłe" życie.Uciekłam z małego miasteczka w Texsasie do Los Angeles. Przyjęli mnie na studia, nie zawsze było łatwo. Musiałam ciężko pracować. Praktycznie Bryan nie za często mnie widywał. Jednak po paru latach moje życie się użyło się perfekcyjnie. Ukończyłam studia, otrzymałam tytuł doktora, otworzyłam gabinet lekarski. Jednak najbardziej bolała mnie obojętność moich rodziców do Bryana, nigdy nie chcieli poznać wnuka. Nie szukali mnie, nie było ich przy mnie gdy ich najbardziej potrzebowałam.Raz ich tylko widziałam, na pogrzebie mojej cioci 3 lata temu. W ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Gdybym miała jeszcze raz podjąć tą decyzje, to bym ją podjęła. Wydawało mi się,że jestem szczęśliwa, ale tylko mi. Pozory mylą. Wchodząc do mieszkania o mały włos nie zrobiłam fikołka z torbami przez adidasy Johnego, które nie były na swoim miejscu, tylko na środku holu. Zaczynając od tego kim był Johny? Johny Jenkins był moim narzeczonym, byliśmy  razem od 1989 roku. W przyszłym roku zaplanowany był nasz ślub i wielkie huczne wesele, tak to sobie ja zaplanowałam, on wolał wszystko zostawić sobie na ostatnią chwilę. Ale ktoś musiał na to w końcu zapracować. Z jedną pensją nie wyobrażałam sobie tego. Johny nie pracował. Stracił dobrze płatną pracę w 1991 roku , od 2 lat siedział na moim garnuszku, codziennie bezczynnie na kanapie i na tym pudle oglądał te swoje programy o motoryzacji. Nawet nie szukał nowej roboty, chociaż by poudawał, że próbuje. Liczą się zawsze chęci.Pamiętam jak mieszkaliśmy do 91' roku w wielkim domu. Gdy byliśmy tam Bryan miał za domem wieki ogród. Spędzał tam najwięcej czasu. Wiedział,że nikt go z stamtąd nie przegoni, bo ta ziemia jest jego matki.Kiedy mój narzeczony stracił pracę mnie nie było stać na płacenie co miesiąc rachunków. Musieliśmy się wyprowadzić. Od tego czasu coś pomiędzy nami się zepsuło. Czasami zastanawiałam się czy dobrze robię wychodząc za niego za mąż, ale wiedziałam,że on był wtedy tym jednym.  Zdarzało,że był opryskliwy i chamski, ale taki już miał charakter, a ja go musiałam zaakceptować. Owszem mogłam go wywalić na zbity pysk z domu,ale nie chciałam tego zrobić, bo go kochałam.
- Mamo zrobisz coś do jedzenia?
- Johny ci nic nie zrobił. Miał przecież podgrzać spaghetti.
- Ale mu się nie chciało.  Nie chciał mi nawet dać pieniędzy na kanapkę.
- To w jego stylu. Bryanek zrobię ci coś, kupiłam bułki serowe. Wyjmij je jak jesteś głodny.
- Nie mów do mnie Bryanek. -  Powiedział niezadowolony.
- Dobrze panie Bryanie. Tak lepiej.
- Mhhm. - Mały uśmiechnął się, tak bardzo był podobny do Adama. Patrząc na niego przypominały mi się dobre chwilę spędzone u boku jego ojca. Przypominał go w 100%, był jego lustrzanym odbiciem.
-  Zrobię dla ciebie to spaghetti
- Mniam, mniam. Dziękuję mamuś. - Dostałam buziaka w policzek od mojego synka.
- Johny zabierz te buty śmierdzące z środka korytarza,bo je przez okno wyrzucę.
- Za chwilę. - Nie spieszyło mu się, tak był zajęty oglądaniem tych pierdół w telewizji. Zaniosłam zakupy do kuchni i usiadłam na taborecie znajdującym się obok lodówki.
- Powiedziałam już coś do ciebie odnośnie tych adidasów.
- Już idę. - Mężczyzna wstał z kanapy, rzucił w bok swoje obuwie i przyszedł do kuchni.Minął się w przejściu z młodym. Podszedł do blatu i zaczął grzebać w reklamówce z zakupami położonej tam.
- Kupiłaś mi mojego browara?
- Oh przepraszam zapomniałam, możesz pójść sam do sklepu.
- Kobietą, ty jesteś nie normalna nie chcę przegapić serialu, ty masz iść do spożywczego, bo ty zapomniałaś.
- Pracowałam ciężko przez 8 godzin, a ty w tym czasie siedziałeś przed telewizorem.
- Nie prawda, myślałem.
- O czym znowu.
- O tym gdzie jest mój browar?
- Poszedł byś do urzędu pracy i znalazł jakąś robotę, nie utrzymam sama tego wszystkiego jeśli ty mi nie pomożesz. A o wymarzonym ślubie mogę zapomnieć.
- Idziesz mi do tego sklepu, czy będziesz tak stała i pierdoliła jakieś gówna od rzeczy.
- Pójdę , ale przypominam ci jestem twoją NARZECZONĄ, a nie służącą. - Byłam zmęczona, miałam ochotę paść na twarz. Jednak musiałam iść do tego sklepu. Znając Johnego kilka dni by mi wypominał jak to nie dbam o niego.
- No dobra już idź, bo na deszcz się zapowiada.
- Ostatni raz, pamiętaj. - Ubrałam bluzę, buty. Zabrałam ze blatu portfel i wyszłam z mieszkania. Na niebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadało się na deszcz.Czułam lekki powiew wiatru na twarzy. Założyłam na głowę kaptur i poszłam do sklepu. Pierwsza kropla zdążyła już spaść na mój nos.Po paru minutach byłam już w spożywczym, kupiłam kilka puszek piwa. Wyszłam na zewnątrz, gdzie już lało jak scebra. Zaczęłam biec, jedyne co  chciałam to jak najszybciej znaleźć w domu. Biegłam i nagle się poślizgnęłam, wpadłabym w błoto, ale od upadku uratowały mnie czyjeś ręce, które mnie w ostatniej chwili złapały. Trzymaj mnie w swoich łapkach jakiś mężczyzna. Miał na swoich oczach okulary, płaszcz, fedorę oraz doklejone sztuczne wąsy. Miał kręcone włosy. Na 100 km było widać,że nie ma prawdziwego owłosienia na twarzy. Nie wiem co miał zamiar tym ukryć? Staliśmy przez chwile w ciszy, to była bardzo niezręczna sytuacja. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dziękuje. - Powiedziałam.
- Nie ma za co. - Miał taki ciepły głos.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - Oddaliłam się od mojego wybawiciela.
- Poczekaj, jak masz na imię? - Krzyknął za mną.
- Isa! - Zaczęłam ponownie biec, w ciągu kilku minut byłam już w mieszkaniu, byłam cała prze
moczona. Usiadłam na kanapie, Johny nawet nie dał mi buziaka na powitanie. Mały wtulił się w mój bok. Leciały właśnie wiadomości.
"Z ostatniej chwili 
Supergwiazda muzyki pop Michael Jackson został oskarżony o molestowanie. Ofiarą ma być 13 letni Jordan Chandler. Oskarżenia przeciwko piosenkarzowi wysunął ojciec 13-latka Evan Chandler. Wiadomo nie od dziś,że Jackson kocha dzieci. Zapraszał chore i biedne dzieci z rodzinami do swojej bajecznej posiadłości nazywanej Nibylandią. Pozwalał im spać w swojej sypialni razem z nim w swoim łóżku. Nie wiadomo co z przesłuchaniem gwiazdora, który jest w trakcie swojej 2 solowej trasy "Dangerous". Czy ten skandal może wpłynąć na sprzedaż albumów Jacksona? Czy to koniec muzycznej kariery Króla Popu? Więcej informacji już wkrótce."
- Mamusiu co to znaczy molestowanie? - Zapytał mnie mały, chciałam mu to wyjaśnić, jednak Johny mnie wyprzedził.
- To jest coś takiego, gdy ktoś ci wkłada łapę w majtki i dotyka twoich jaj.
- O fuj. - Powiedział mały. Myślałam,że za chwile wstanę i przyłożę Johnemu.
- Ale Michaelowi nic nie zrobią? - Mój synek bał się o swojego największego idola, miał pełno plakatów z jego wizerunkiem na swoich ścianach. Już lepiej nie mówić co się działo gdy tylko widział Jacksona w telewizorze.
- Wiesz może skończyć się te jego nagrywanie pioseneczek, których nikt nie słucha. - Miałam takie wrażenie,że Johny działał tylko mojemu synowi na złość i tylko mu tak mówił by go zdenerwować.
- Nie. - Powiedział mój synek ze łzami w oczach.
- Biedny człowiek. - Powiedziałam do siebie, myślałam,że nikt nie usłyszy tego. Jednak Johny to usłyszał.
- Jaki biedny? Dostało mu się nareszcie, pedofilowi jebanemu.
- MICHAEL NIE JEST PEDOFILEM!!! TY JESTEŚ GŁUPIM LESZCZEM, KTÓRY PRZESIADUJE CIĄGLE PRZED TELEWIZOREM! - Krzyknął mój syn.
- Nie podnoś gówniarzu na mnie głosu. - Johny wstał i chciał podejść do mojego syna. Zabiła bym go chyba, gdyby dotknął go nawet jednym palcem.
 - Spokój. Bryan idź do pokoju proszę. - Nie chciałam, aby mały słuchał kolejnej kłótni, która już nad nami wisiała.
- Dlaczego? Chcę bronić dobrego imienia Michaela.
- Ponieważ cię o to proszę.
- Oj już dobrze.- Mały posłuchał, zszedł z kanapy i udał się do swojego pokoju.
- Co ty robisz? Dajesz zły przykład małemu. Dlaczego od razu od pedofila nazywasz jego idola?
- O co ci znowu kurwa chodzi? Wiesz mała tykał nie swojego dzieciaka, to teraz dostanie wpierdol o jego starych. Dziwie się,że on może wytrzymać te wszystkie krzyki tego całego Jacksona. ON jest takim królem popu jak ja baletnicą.
-  To jest już sprawa Bryana, jakiej słucha muzyki. Przynajmniej ma jakieś wartości w życiu. Widziałeś,że tykał te dziecko. Masz to jakoś udokumentowane?
- Nie. Ale co to ma piernik do wiatraka?
-  Odzywasz się nie znając się na sprawie i nie mając dowodów.
- Ale on był od zawsze jakiś dziwny.
- Dlaczego?
- Powiedz mi czy to jest normalne, aby dorosły facet zapraszał jakieś obce dzieciaki do swojego domu i otaczał się nimi? Jesteś psychologiem, powinnaś to wiedzieć.
- Jest trochę dziwne, ale spróbuj się postawić w jego sytuacji.
- Nie umiem.
- Wierzysz jeśli nie ma dowodów. A tak w ogóle przestań straszyć Bryana. On się ciebie boi
- Kurwa, muszę nauczyć  tego małego sukinsyna posłuszeństwa. Dyscyplina musi być, nie możesz całe życie lizać dupy szczeniakowi bo na mamisynka wyrośnie. - O nie. Teraz przegiął pałkę. Nikt w mojej obecności i w tym domu nie będzie mojego syna obrażał.
- Zamknij się. Mam cię dosyć. Nie śpisz dzisiaj ze mną. Nie będę spać z człowiekiem, który bez szacunku mówi o moim dziecku.
- Okres masz?
-Nie ważne. Gnijesz dziś na kanapie.
- Oj no weź.
- Nauczysz się szacunku to wrócisz do sypialni. -  Wstałam z kanapy, nie miałam zamiaru słuchać mojego narzeczonego, który wierzył w to wszystko. Obrażał moje dziecko i człowieka, które moje dziecko kocha jak swojego przyjaciela. Moja mama zawsze mi powtarzała,że nie mam wierzyć w coś, jeśli nie ma na dowodów. Ja sama jako matko ciężko powtarzałam to Bryanowi.Nie miałam nic przeciwko Michaelowi Jackosonowi, podziwiałam go za to,że pomagał. Nie wielu ludzi potrafi założyć fundacje, pisać piosenki o tym jak można zmienić świat i motywować przy tym wielu ludzi. Na pewno były to teraz dla niego ciężkie chwile. Ale cóż jeśli ma coś na sumieniu, to jego sprawa i jego sumienie. Weszłam do pokoju małego, który siedział na łóżku. Z jego oczów wydobywały się łzy. Usiadłam koło niego i go  przytuliłam.
- Co się dzieje?
- A co jeśli to co mówił Johny to prawda?
- To o Michaelu?
- Tak.
- Nic jeszcze kotku nie wiadomo.
- A co jak go wsadzą do więzienia?
- Nie wsadzą. Zdenerwowałem Johnego, przepraszam mamo.
- Kochanie, nie gniewam się.
- To dobrze.
- Miałeś prawo powiedzieć co czujesz. Lepsza jest prawda od kłamstwa.
- Czuje się z tym źle.
- Bryan, ja bym sama mu powiedziała to. Jednak ty mnie spryciarzu ubiegłeś. - Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Młodemu poprawił się humor na całe szczęście. Pomogłam mu odrobić lekcję, umył się i położył się do łóżka.
- Mamo, jutro nareszcie mam lekcje w szkole tańca. - Zapomniałam wspomnieć mały od 2 lat uczył się w szkole tanecznej tańczył właśnie w stylu Jacksona. Nie podobało mi się, że musiał się chwytać, ale jako matka byłam szczęśliwa,że ma chociaż jakoś pasję, którą chcę rozwijać.
- Tak, już ładnie zasypiaj. - Pocałowałam na dobranoc małego w czoło. Podeszłam do półki gdzie znajdowała się kolekcja z płytami winylowymi i zabrałam całą kolekcję płyt Jacksona.
- Mamo co ty robisz z moimi płytami?
- Zabieram je.
- Po co?
- Chcę sobie je posłuchać.
- Ja myślałem,że ty nie lubisz muzyki Michaela.
- To źle myślałeś, ja lubię jego piosenki.
- Tylko nie zrób krzywdy moim płytom, dobrze.
- Dobrze, jutro je dostaniesz z powrotem.
- Ok.
- Dobrej nocy Bryan, kolorowych snów.
- Dobranoc mamo. - Zgasiłam światło w pokoiku małego. Poszłam do mojej sypialni. Johny zasnął na fotelu. Bardzo często tak robił, spał na fotelu lub szalał za moją kasę na imprezach. Potem gada jak bardzo bolą go plecy, nie muszę chyba mówić, kto je musiał mu masować. Między nami nie było już od dawna chemii. Potrzebował tego Johnego, którego poznałam w 1989 roku, a nie tego, którego mam teraz.  Cały czas myślałam o tajemniczym mężczyźnie, który mnie uratował przed upadkiem. Wydawało mi się,że gdzieś już słyszałam ten głos, tylko gdzie? Mogłam porozmawiać z nim, dowiedzieć się czegoś więcej, ale jak zwykle musiałam się spłoszyć i uciec. Nie mogłam żyć z tą myślą,że już nigdy nie spotkam go. Pół nocy słuchałam płyt mojego syna, chociaż to mi dawało wtedy dawało ulgę na lepsze jutro.


Minęły dwa tygodnie. Ciągle myślałam o sprawie z Jacksonem, ale to nie było takie proste. Przecież ja Isabella Carter nie zbawię sama całego świata. Za chwilę miałam wychodzić z gabinetu. Nagle otworzyły się drzwi mojego gabinetu, a do pomieszczenia wszedł Johny.
- Nie umiesz pukać? - Zamknął za sobą drzwi
- Nie umiem.
- Odebrałeś Bryana z  treningu w szkole tanecznej?
- Nosz kurwa mać zapomniałem.
- Jedź po niego.
- Jest duży.
- Ma dopiero 10 lat nie może sam podróżować po wielkim mieście.
- Przeżyje, ale ja i tak nie mam czasu go odebrać. - Jak zwykle wymigiwał się od wszystkiego. Całe szczęście,że zabrałam auto i będę mogła podjechać po małego.
- To co cię sprowadza w skromne progi tego gabinetu lekarskiego? - Jego przyjście nie było mi wtedy na rękę. Zwykle jak przychodził to był bezczelny. Pozwałam sobie na wszystko. Kilka razy doszło do tego,że wparował bez zapowiedzi i wypraszał pacjenta, który siedział właśnie w gabinecie. Miałam czasem wrażenie,że jego osoba psuje renomę tego miejsca.
- Isa, kochanie pożyczyła byś mi 300$? - Znowu chcę imprezować za mój hajs po moim trupie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Od wczoraj wisisz mi 200$, jeśli nie oddasz tych pieniędzy to nie ma mowy o kolejnych.
- Proszę? - Zrobił maślane oczka, jednak one od dawna już na mnie nie działały. - A mówi się,że to właśnie facet powinien zarabiać pieniądze na swoją kobietę. Jednak w moim przypadku było inaczej. Z resztą Johny jaką mężczyzna stracił to poczucie, jakiś rok temu.
- Nie.
- Co to znaczy NIE?!
- To znaczy,że nie dam ci już żadnych pieniędzy.
- Kobietą, ja ich potrzebuje!
- Jonathan, nie podnoś na mnie głosu.
- Będę się drzeć kiedy tylko mi się podoba. Jesteś skąpa.
- Ja skąpa! Jakoś wczoraj mówiłeś,że jestem kochana gdy ci w łapy kasę dawałam.
- Ale to było wczoraj, a dziś jest dziś.
- Wiesz, jak bardzo ci są potrzebne pieniądze to może idź sobie je zarobić. Chulaj duszo, piekła nie ma,ale za swoją ciężko zarobioną kasą
- Nie mogę pracować, nie rozumiesz tego.
- Nie próbujesz nawet znaleźć sobie jakiejkolwiek pracy.
- Próbuje, ale nie myśl sobie,że to jest takie łatwe.
- Koniec.Idź już sobie. - Powiedziałam stanowczo. wstałam z krzesła i podeszłam do niego, pokazując palcem wskazującym mu drogę do drzwi.  Kolejna awantura była już za pasem.
- Daj mi hajs. - Nie, przegiął wtedy, myślałam że na miejscu go tam zatłukę.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - Krzyknęłam na niego. Z zasady bardzo rzadko podnosiłam głos, ale w tamtym momencie byłam zdenerwowana kłótnią, którą mój narzeczony mi wtedy zafundował. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałam łagodnym tonem. Za drzwi wyłoniła się pani Stevens.
- Przepraszam jeśli przeszkodziłam. - Johny na moich oczach puścił oczko do mojej recepcjonistki. Tego już za wiele flirtował z innymi za moimi plecami. Na szczęście pani Stevens nie była zainteresowana, miała przecież męża i 3 dzieci.
- Panno Carter dzwoni ktoś do pani w ważnej sprawie. Przełączyć rozmowę?
- Tak.
- Oczywiście. - Kobieta wyszła z mojego gabinetu, pozostawiając mnie z moim narzeczonym. Zadzwonił telefon leżący na biurku.
- Johny wyjdź stąd.
- Dobrze, ale później porozmawiamy. - Pokazał na mnie palcem, kolejny dowód na to,że jest nie wychowany. Wywróciłam oczami, a mężczyzna wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście trzaskając drzwiami. Co bym zrobiła, aby uwolnić się  z tego toksycznego związku? Podniosłam słuchawkę.
- Dzień Dobry, z tej strony Dr Isabella Carter. W czym mogę pomóc?
- Dobry, nazywam się Janet Jackson. Na pewno słyszała pani o skandalu, który wybuchł z moim bratem? - Od kiedy gwiazdy takiego formatu dzwonią do
- Tak, obiło mi się coś o uszy.
- Właśnie dzwonie do pani w sprawie Michaela.
- Coś jest z nim nie tak?
- Nie tak to mało powiedziane. Martwię się o jego zdrowie psychiczne, ostatnimi czasy bardzo się pogorszyło. On potrzebuje pomocy. Czy podjęła by się pani tego zadania? - Mogłam odmówić, takie wyzwanie mogło mnie wykończyć. A szczególnie gdyby ktoś z świata zewnętrznego się o tym dowiedział, wtedy by był niezły bigos. Pokierowało mną serce.
- Tak, zgadzam się.
- Uff, mam nadzieję,że mu pani pomoże.
- Postaram się. A pan Michael wie o tym co pani zaplanowała?
- Od 2 tygodni nie chcę z nikim rozmawiać,ostatnia nadzieja w pani.
- Kiedy pierwsze spotkanie?
- Najlepiej, jakby jeszcze dzisiaj by się odbyło. Proszę przyjechać do posiadłości Michaela Neverland. Powiem ochroniarzom, aby panią wpuścili. Nie zrobi pani to problemu?
- Dobrze.
- To wszystko z mojej strony, dziękuje. Do widzenia.
- Do widzenia, życzę miłego dnia. - Odłożyłam słuchawkę. Natychmiast spakowałam swoje rzeczy i założyłam mój czarny jesienny płaszcz, Bryan na pewno się niecierpliwił  z powodu tego,że nikt po niego nie przyjechał. Minęłam recepcje, poprosiłam panią Stevens, aby zamknęła gabinet. Nie pierwszy raz ją o to prosiłam. Gdy tylko miałam jakiś problem i musiałam wyjść z gabinetu to prosiłam ją aby zamknęła gabinet. Wyszłam z budynku i skierowałam się do samochodu, pół godziny zajęło mi przedostanie się przez miasto. W pospiechu wbiegłam do budynku szkoły. Weszłam do jednej ze sal, gdzie czekał na mnie Bryan i jego nauczyciel.
- Dzień dobry.  - Powiedziałam.
- Mama, już jesteś. - Bryanek przytulił się do mnie.
- Dlaczego Johny po mnie nie przyjechał?
- Miał dużo pracy. Idź już do auta zaraz przyjdę, tylko z twoim nauczycielem porozmawiam.
- Do widzenia. - Mały wybiegł z sali, na dół podszedł. Podszedł do mnie jego nauczyciel tańca.
- Przepraszam za ten problem, ale umówiłam się z moim narzeczonym,żę odbierze Bryana z zajęć.
- Nic się nie stało. Pani syn jest przemiłym chłopcem.
- Dziękuje. Obiecuje ostatni raz tak się dzieje.
- Spędzanie z nim czasu to istna przyjemność.
- Do widzenia, miłego dnia życzę.
- Miłego dnia. - Wyszłam  z budynku i skierowałam się na parking. Koło samochodu czekał już zniecierpliwiony chłopiec. Widać było,że nie podobało mu się to,że Johny go nie odebrał z treningu. Ale  na cóż można było liczyć z jego strony? Nie zastałam bym go na pewno w domu. Bryan nie mógł zostać przecież bez żadnej opieki, to jeszcze dziecko. Była godzina 18:30 w piątek,  on na pewno chciał by odpocząć po całym tygodniu w szkole i na treningach. Musiałam go jednak zabrać do Neverland, czułam że Bryan gdy się zorientuję gdzie go zabrałam na pewno wybuchnie euforią, nie było by mi łatwo spakować  go z powrotem do auta. Zawsze pozostawała opcja "patelnią w łeb", ale nie miałam ochoty bawić się w boksera. Byłam, jestem i będę typem osoby, która brzydzi się używaniem przemocy fizycznej i psychicznej, szczególnie na dzieciach. Rozumiem,że dziecko może rozrabiać, ale byłam psychologiem, który uważał,że rozmowa to sposób na wszystko. Bicie w niczym nie pomaga, wpływa na to,że dzieci zaczynają się bać swoich rodziców. Nigdy nie podniosłam ręki na własne dziecko, nie miałam ochoty słuchać płaczu i mówienia jak to ja go nie kocham.
- Mamo, gdzie jedziemy? - Mój syn zauważył,że nie jedziemy do domu.
- Do mojego pacjenta.
- Znowu będę musiał oglądać te bajki?
- Nie.
- A daleko jeszcze?
- Nie daleko.
- Zasiedzię się w tym aucie. - Mały nie lubił jeździć autem, podobnie jak ja za młodu. Mogłam robić wszystko, wspinać się po drzewach, grać w piłkę, ale trzeba było być Bogiem aby zmusić mnie do tego bym wsiadła do samochodu. Może wyglądem się różnimy, ale mamy podobne charaktery. Po 15 dojechaliśmy na miejsce.
- Mamo, czy to Neverland?
- Tak. - Mały był podekscytowany. Wylegitymowałam się przed ochroniarzami i wjechałam na teren posiadłości. Syn krzyczał z radości, nie wiem jakim cudem moja błona bębenkowa przeżyła pobyć w tym miejscu. Przejeżdżaliśmy właśnie koło wielkiego wesołego miasteczka.
- Mamo, ale Michaela nie ma teraz w domu, jest w trasie.
- Nie prawda, to z kim ja mam dzisiaj spotkanie
- Mogę iść z tobą, proszę proszę.
- Nie.
- Dlaczego.
- Bo nie, to jest poważne spotkanie.
- Już dobrze. - Zrobił naburmuszoną minę, liczył na spotkanie z swoim idolem, jednak ono się nie stanie. Jak mi Janet wyjaśniła, Michael nie chciał z nikim rozmawiać, więc miałam małą szanse,że mi się uda. Podjechałam pod dom i zaparkowałam samochód.
- Zostajesz w samochodzie, za chwilę wrócę. - Pogroziłam mu palcem.  Zapukałam do drzwi, po chwili drzwi mi otworzyła Janet. Nie wiedziałam co powiedzieć, stała przed mną Janet Jackson we własnej osobie, a za chwile się miałam spotkać z Michaelem. Człowiekiem, którego album jest najlepiej sprzedającym się albumem wszech czasów, który osiągnął wszystko co możliwe, przez którego przytomność straciło kilka milionów kobiet. Ja byłam zwyczajną Isą Carter nie dorastałam mu więc do pięt.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór, dziękuje że pani przyjechała. Proszę za mną.- Zaprowadziła mnie pod drzwi  sypialni swojego brata.
- Michael ktoś do ciebie przyszedł.
- Nie chcę nikogo widzieć! - Krzyknął mężczyzna, w jego głosie było słychać smutek.
- Widzi, pani jest uparty jak osioł.
- Spokojnie, proszę mnie tam wpuścić. - Kobieta wpuściła mnie do środka, wystrój domu był niesamowity, jednak to się teraz nie liczyło. Liczył się mój niecodzienny pacjent. Jan zaprowadziła mnie do jego sypialni. Weszłam do pomieszczenia, było czuć nie przyjemny zapach. Rolety były zasłonięte, więc nie światło nie dochodziło. Przy łóżku siedział Michael, miał na swojej twarzy okulary przeciwsłoneczne, chciał zakryć łzy, które wydobywały mu się z oczu, ale to mu nie wychodziło. Było widać na jego policzkach ślady od łez. Miał zarost, potargane włosy, był wychudzony, wyglądał na anorektyka, zapuścił się. No na pewno takiego Jacksona nie pokazali by nigdzie w TV. Było mi go naprawdę szkoda, przez tą sprawę przestał o siebie dbać. Pora było zacząć już moją pracę.  Zamknęłam drzwi za sobą, zostałam sama z Jacksonem.

**********
To jedno spotkanie było ułamkiem sekundy, ale miało w sobie pełno magii. Ta kobieta była jedną z najpiękniejszych w życiu jakie  tylko widziałem. Gdy ją trzymałem w ramionach patrzyłem w jej ciemne oczy. Miała kręcone włosy, idealne rysy twarzy, po jej twarzy było widać,że nie używała za dużo make-upu. Urzekła mnie tym,że była piękna w środku jak i na zewnątrz. Miała coś więcej niż te wszystkie kobiety z okładek magazynów.Jej imię brzmiało Isa, była zwyczajną kobietą. Do końca życia będzie skarbem schowanym w moim sercu. Myślałem,że już nigdy jej nie spotkam, ale los wymyślił wobec mnie inną historię. Poszedłem z niczym na przechadzkę ulicami miasta.  Spotkałem ją dokładnie w ten sam dzień, w którym rozpoczęło się piekło w moim życiu. Trasa trwała a ja chciałem się oderwał od szarej rzeczywistości koncertowania. Dlatego przyjechałem na parę dni do LA. Myślałem,że serce mi pęknie po tym co zrobił Evan Chandler, kazał własnemu dziecku kłamać by podnieść się z kłopotów finansowych. Mój menadżer Frank DiLeo powtarzał mi, abym zakończył znajomość z Chandlerami,ale ja byłem głupi. Evan z swoją żoną i dziećmi byli tacy dla mnie mili, wręcz w pewnym czasie stali się nachalni. Ja byłem naiwny i dostałem to co mi się należało, dla wielu byłem pedofilem. Za naiwność trzeba płacić wysoką cenę. To nie było dla mnie  łatwe. Czułem się oszukany, nie miałem dla kogo żyć. Te podłe oskarżenia odbiły się nie tylko na moim zdrowiu psychicznym,ale również na moim zachowaniu oraz wyglądzie. Nie rozmawiałem z nikim, nic wcale nie jadłem, zdążyłem opróżnić mój barek z alkoholami. Postanowiłem zrobić sobie wolne od trasy na 2 tygodnie, siedziałem sam w Neverland. Ale jak długo można było się ukrywać? Świat musiał dowiedzieć się nareszcie prawdy. Siedziałem bezczynnie w mojej sypialni, w ciemności. Nie wiem już, kiedy wtedy widziałem ostatnio promienie słońca. W moim pokoju unosił się silny zapach alkoholu. Był tam nie mały syf, ale kto by się przejmował syfem w pokoju, kiedy jakiś dzieciak próbował zniszczyć twoją karierę i to wszystko na co tyle lat pracowałeś. Minął tydzień od kiedy postawiono mi oficjalne zarzuty,ale ja nadal nie mogłem w to uwierzyć. Często przyjeżdżał ktoś z mojej rodziny, aby pilnować czy nie zrobię niczego głupiego. Po mnie w tamtym momencie można było się wszystkiego spodziewać. Mimo mojego sprzeciwu moja siostra wpuściła gościa. Nie chciałem nawet spojrzeć na niego lub ją. Potrzebowałem tak jak w tekście jednej z moim piosenek, aby mnie zostawiono w spokoju.
- Michael zadzwoniłam po psychologa. - Psycholog nie był mi w tamtym momencie potrzebny, tylko ktoś kto uwierzy,że nie skrzywdziłem tego dziecka.
-  Nie jestem chory psychicznie. - Myślałem,że nadszedł ten pamiętny dzień, kiedy moja kochana rodzinka będzie chciała mnie wywieź do wariatkowa.
- Nie zadzwoniłam po psychiatrę,tylko po psychologa. To różnica
- Idźcie wszyscy do diabła, chcę być sam.
- Dobrze, ale nie zrób nic głupiego.
- Nie mam 5 lat. - Powiedziałem do siebie pod nosem. Siedziałem tak sam i myślałem o tym jak bardzo dostałem po ryju o Chandlerów. Jak można być tak chciwym? Gdybym miał cofnąć czas to bym ponownie odmówił pożyczenia Evanowi tej kasy, na nakręcenie filmu, który i tak by się okazał klapą.
- Michael ktoś do ciebie przyszedł.
- Nie chcę nikogo widzieć! - Krzyknąłem, mówiłem już że nie mam ochoty ani  siły przebywać w czyjeś obecności. Przypuszczałem,że pewnie ten psycholog by filozofował jak to powinienem przestać się umartwiać oraz zrobić coś z tymi problemami. Ktoś wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Tutaj jest ciemno jak w kostnicy. - To był głos kobiecy, jednak to nie była Janet. Ktoś zapalił światło. Pomimo tego,że na nosie miałem okulary oślepiło mnie światło z lampy. Zasłoniłem ręką swoje oczy. Kobieta ukucnęła przy mnie i zabrała moją rękę. Spojrzałem na jej twarz, to była ona. Jednak pojawiła się ponownie w moim życiu. Myślałem,że jej już nigdy nie spotkam.
- Isa? Dobrze pamiętam.
- Skąd pan zna moje imię?
- Deszcz i ratowanie przed upadkiem, przypomina sobie coś pani?
- To był pan, ale to nie możliwe.
- Widzisz są takie rzeczy,w które ciężko uwierzyć. Jak się tu dostałaś?
- To ja jestem tą panią psycholog. Może mi pan  powiedzieć mi wszystko co Cię trapi. - No tego bym się nie spodziewał, chyba zacznę chodzić do psychologa.
- proszę mnie nie panować, ponieważ czuję się staro. Jestem po prostu Michael Jackson.
- Isabelle Carter, ale proszę mówić do mnie zdrobnieniem czyli Isa. miło mi. - Kobieta podała mi swoją malutką dłoń, którą pocałowałem jak ja geltelmana przystało.
- Nie mogę w to uwierzyć. Byłem skład nich taki miły, a oni mi się tak odwdzięczyli. Nigdy nie dotknąłem Jordana tam gdzie nie powinienem. - Z zasady nie otwierałem się przed nie znanymi mi ludźmi, ale oba była wyjątkowa. Czułem miałbym ją znam od zawsze.
- Zdejmij okulary, chcę widzieć twoje oczy. - Ściągnąłem okulary, tak jak o to mnie prosiła i patrzyła przez chwilę w nie ciemne oczy, w których można było znaleźć pełno smutku.
- Masz piękne oczy.
- Dziękuję.
- W nich widzę ile to cię musi kosztować, widać na 100%,że nigdy nie skrzywdził byś żadnego dziecka. Dlaczego oni ci to zrobili?
- Skąd możesz to wiedzieć, większość ludzi na tym globie bez żadnych dowodów twierdzi że jestem pedofilem.
- Michael ja myślę, że ty jesteś po prostu nie winny. Rozmawiałam w mojej karierze psychologa z wieloma osobami którym postawiono zarzuty w sprawie molestowania. W oczach tych osób można zobaczyć ten błysk, który wskazuje, że mają coś na sumieniu i skrzywdzili drugiego człowieka, a u Ciebie widać tylko smutek i żal. Dla mnie jesteś nie winny.
- Tylko niech mi teraz świat w to uwierzy.
- Nie możesz siedzieć tak tutaj zamknięty.
- A właśnie,że mogę. - Założyłem ponownie okulary, po moim policzku popłynęła łza.
- Wiesz jak to się nazywa?
- No jak?
- Ucieczka. Chłopie nie widzisz,że masz teraz kłopoty. Jeżeli będziesz bezczynnie siedzieć na tej dupie to niczego nie zdziałasz. Myślisz,że jesteś sam? To informuje,że nie jesteś. Masz jeszcze swoich fanów, którzy wierzą w to,że jesteś nie winny, a ty ich masz w dupie i ukrywasz się. Przerwałeś specjalne trasę, ale wiedz,że to nie jest koniec świata. Twoi fani cię potrzebują, a ty masz na to wywalone.
- Ale... - Nie pozwoliła mi dokończyć.
- Nie przerywaj mi kiedy mówię do ciebie. Podnieś się i powiedz coś na ten temat. Obroń się. - Usłyszeliśmy głośną muzykę dobiegającą z sali tanecznej. To na pewno nie była Janet, jeśli ona tańczyła to zwykle do swoich przebojów. Postanowiłem sprawdzić co się dzieje. Razem z Isą wstaliśmy i wyszliśmy z mojej sypialni. Po kilku sekundach byliśmy już przy sali tanecznej. Przy progu stała moja siostra i uśmiechała się.
- Janet, ścisz to natychmiast!
- O nasz król wyszedł na światło dzienne.
- Mało śmieszne. - Wyminąłem w przejściu Janet, wszedłem do sali i zobaczyłem chłopca, który tańczył tak jak ja. Robił to bardzo dobrze, wydawało by się nawet,że to moja młodsza kopia. Obserwowałem jego kroki.  Wyłączyłem muzykę, młodemu człowiekowi to się nie spodobało. Jednak gdy tylko mnie zobaczył od razu do mnie doskoczył,o mały włos nie straciłem równowagi.
- Bryan, zostaw Pana Jacksona.
- Mamo, ale to Michael Jackson. - mały przytulił się do mnie jeszcze mocniej. To był jej syn, byłem pewny że miała męża, który był ojcem tego małego.Sądziłem że nie miałem najmniejszych szans na zdobycie jej miłości.
- Bryan, udusisz mnie.
- To niemożliwe.
- Ładnie tańczysz.
- Bryan chodzi do szkoły tanecznej. - Widać że miał wielki taniec.
- Dziękuję Michael, uczę się od ciebie. Sam mówiłeś że w tańcu nie można myśleć tylko trzeba go czuć.
- To prawda. - Mały nareszcie mnie puścił,był przesympatyczny. Jednak po wydarzeniach ostatnich dni nie próbowałem nawet zbliżać do tego dziecka. Miałem już dosyć fałszywych ludzi.
- Isa mogłaś mi powiedzieć że przyjechałaś z synem.
-Młody miał siedzieć w aucie. - Spojrzała na niego jakby za chwilę miała go zabić.
- Przepraszam. - Powiedział skruszony chłopiec.
- Nic się nie stało. - Powiedziała jego matka
- Będziemy musieli się już się zbierać,w domu za nami czekają.
- Mamusiu, proszę zostańmy tu jeszcze chwilę.
- Bryan, musimy już jechać.
- A wrócimy tu jeszcze?
- Z pewnością. - Odezwałem się.
- Jak będziesz grzeczny.
- Będę.
- I jak będziesz się dobrze uczyć.
- Postaram się mamo. - Odprowadziłem Isę i jej synka aż po same drzwi ich auta. Jej odwiedziny spowodowały, że na moim sercu pojawiło się trochę ciepła. Ona miała rację, powinienem walczyć o swoje imię w tamtym czasie. Poznałem wielu ludzi, którzy uważali się za moich przyjaciół, jednak tych prawdziwych mogłem policzyć tylko na palcach jednej ręki.

Minął ponad miesiąc od mojego pierwszego spotkania z Isą i jej przeuroczym synem. Zabrałem sobie do serca jej słowa co do mojego ukrywania się w Neverland, trzeba było zrobić coś z tymi oskarżeniami. Wróciłem do  kontynuowania swojej trasy koncertowej, nie  mogłem zawieźć fanów, tylko oni mi jeszcze zostali. Większość mojej rodziny stała za mną murem, lecz były takie wyjątki. Na przykład La Toya twierdziła pod wpływem swojego męża Jacka Gordona,że byłem winny. Strasznie zabolał mnie ten cios z jej strony. Mógł mi go zadać obcy człowiek lecz ona była moją rodzoną siostrą. Za kilka tygodni miałem umówione spotkanie z Isą, utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny lecz nie było to takie same uczucie, gdy mogłem rozmawiać z nią twarzą w twarz. Chciałem ją znowu zobaczyć. Specjalnie dla niej wykorzystałem kilka dni w których nie miałem żadnego koncertu. Poprosiłem jednego z moich ochroniarzy aby ją śledził, wiem to było nie fair w stosunku do niej i mnie, ale musiałem dowiedzieć się gdzie ona mieszka. Dostałem jej adres i postanowiłem się do niej wybrać. Był późny wieczór, więc nie musiałem się przebierać, a gdyby ktoś mnie rozpoznał zawsze pozostawała zawsze ucieczka. Zadzwoniłem domofonem pod jakiś numer, odebrała jakaś starsza kobieta. Wmówiłem jej,że przyszedłem z ulotkami. Ciężko było jej uwierzyć, ale wpuściła mnie na klatkę schodową. Wiem,że było nie ładnie, ale to była kryzysowa chwila. Pobiegłem na 3 piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie mojej lekarki. Zapukałem do drzwi, po chwili czekania moim oczom ukazała się Isabelle, była zdziwiona moim widokiem. Miała ze mną się spotkać dopiero za kilka tygodni.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Michael co ty tu robisz?
- Przyjechałem do ciebie.
- Mój narzeczony jest w domu, będzie zły.
- No i co?
- Właź szybko do sypialni. - Kobieta wpuściła mnie do swojego mieszkania,szybko przedarłem się do sypialni jej i jej narzeczonego. Usiadłem na łóżku, które było całkiem wygodne. Na szafce leżało ich wspólne zdjęcie wyglądali na całkiem szczęśliwych.
- Mała, kto mi znowu dupę zawraca? - Słyszałem jej narzeczonego z salonu.
- Nikt do ciebie nie przyszedł. To tylko administrator bloku. - Okłamała swojego narzeczonego, nie chciałem, aby mnie tu przyłapał. Byłem pewny,że przez to zrodził by się kolejny skandal, który odbił by się na mojej karierze.
- Gdzie Bryan?
- Śpi już, był zmęczony.
- Jak poszedł mu występ. - Zapomniałem wspomnieć, Bryan miał tego samego dnia występ taneczny ze swoimi rówieśnikami ze szkoły tanecznej.
- Bardzo dobrze, widzowie przez 5 minut wiwatowali i klaskali na stojąco.
- Mała gwiazda nam rośnie.
- Po moim trupie, nie chcę na razie słyszeć o żadnym show-biznesie. Ty jesteś przykładem tego,że jedna głupia decyzja może zniszczyć wszystko na co się pracuje.
- Proszę nie przypominaj mi o tym.
- Przepraszam Michael.
- Kiedy przyjedziecie znowu do Neverland?
- Planowałam zabrać się z małym do ciebie kiedy tylko będziesz w Stanach.
- No i jestem. Masz czas jutro?
- Jutro mam wolne w pracy i będzie mi akurat pasować. - Tak cały dzień Bryan i Isa mogli spędzić razem ze mną. Bałem się jedynie reakcji jej narzeczonego, nie chciałem wchodzić pomiędzy jej relacje. Nie chciałem niszczyć ich szczęścia. Pomimo tego,że nie spotkałem go osobiście to wydawał,że jest strasznie nie miły. Myślałem,że tylko była wina jego głosu. Jednak jak później się okazało on był wielkim chamem i nieudacznikiem życiowym.
- Dobra Michael już idź, bo jak wparuje tu mój narzeczony, to tak fajnie już nie będzie.
- Jasne. To do jutra.
- To do jutra. - Przytuliłem moją przyjaciółkę i dałem jej buziaka w policzek.
- Ojej, a to za co?
- Za to,że jesteś w moim życiu. - Wyszliśmy z sypialni, Isa szybko przetransportowała mnie do drzwi wejściowych, wyszedłem i pomachałem jej na pożegnanie. Szybko dostałem się do auta, które zaparkowałem pod blokiem. Ta noc minęła szybko, czekałem na Isę i jej syna. Liczyłem na to,że spędzą ze mną cały dzień. Około godziny 11:45 samochód pani psycholog wjechał na posesję Neverland. Wyszedłem im na spotkanie.Mały jak zwykle rzucił się na mnie. No, że też ja musiałem być jego idolem. Ale najważniejsze że miał jakiegoś idola, ktoś poza rodzicami musiał przecież go czegoś nauczyć. Gdy mały się odczepił od mnie to przeszła do mnie matka, jak zwykle na jej twarzy gościł uśmiech.
- Witam cię Isabelle.- naturalnie ucałowałem jej dłoń.
- Michael wiesz,że nie lubię gdy ktoś mówi do mnie pełnym imieniem. - Od samego początku robiłem jej na złość.
- Zaczynamy zwiedzanie? - Zaproponowałem.
-Tak. - Opowiedzieli jednogłośnie.
- Ej. - Mówili to samo, to było takie śmieszne.
- Przestań mi czytać w myślach. - Cała nasza trójka wybuchła niekontrolowanym śmiechem.  zwiedzanie Neverland zaczęliśmy od zoo gdzie były moje zwierzaki. Małemu się to wszystko podobało. Ja z jego matką usiadłem na ławce i obserwowałem go.
- Zazdroszczę ci takiego syna.
- On jest moim jedynym skarbem. Ma tylko mnie.
-A co z jego ojcem i dziadkami? - Nigdy nie pytałem jej o sprawy rodzinne,więc teraz nadszedł ten czas. Chciałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej.
- Ojca nigdy nie poznał, a z moimi rodzicami nie utrzymuje kontaktu?
- Myślałem że twój narzeczony jest jego ojcem?
- Nie, Johny za rok zostanie jego ojczymem.
- Dlaczego z rodzicami nie utrzymujesz kontaktu? Co się stało?
- To było jak zaszłam w ciążę z Bryanem. Jego ojciec był moim chłopakiem od pół roku. Przespaliśmy się tylko raz i od razu zaciążyłam, a wszystko przez głupie tabletki antykoncepcyjne. Powiedziałam mu, ale wyrzekł się Bryana i uciekł. Jego rodzice byli najbogatsi w całym mieście. Wyemigrowali do Anglii, a ja zostałam sama z brzuchem. Miałam tylko 18 lat. Moi rodzice kazali mi usunąć ciążę, a ja się nie zgodziłam. Uciekłam z domu pieniędzmi zostawionymi na moją edukację i zamieszkałam w Los Angeles.Bryan moich rodziców widział tylko raz na pogrzebie mojej ciotki 3 lata temu. Nie chcą za grosz poznać wnuka.
- Dziwię się twojemu byłemu chłopakowi?
- Dlaczego?
- Mieć takiego syna to skarb.
- Nie zrozumiał tego, ale bez niego jako matka radzę sobie świetnie.
- Najważniejsze jest szczęście małego.
- Tak.
- Myślę że mały powinien znać swoich dziadków.
- Pogodzenie się z moimi.rodzicami ni e będzie łatwe. Nie wyrzec im tego że chcieli zabić moje dziecko.
- Każdy zasługuje na drugą szansę.
-Co jak oni istnienie Bryana mają mi za złe.
- Jeżeli go poznają na pewno zmienią zdanie. - Można by było rzecz,że w tamtym momencie zamieniłem się z nią na rolę. Ja byłem psychologiem, a ona moją pacjentką.


Czas mijał za my bawiliśmy się świetnie. Październikowy chłód nam nie przeszkadzał w dobrej zabawie. Podczas zabawy z Brayanem dostrzegłem coś, czego brakowało w moim życiu. To było dziecko, chciałem być najlepszym ojcem na świecie, mieć swojego potomka z którym każdy dzień by był najlepszy na świecie. Na dworze padał deszcz i musieliśmy się schować w stacji kolejki znajdującej się na moim ranchu. Zrobiłem moim gościom herbatę, syn Isy zabierał słodycze i świeże ciastka z półek, gdzie było ich pełno.
- Mały nie jedź tyle bo dostaniesz robaków. - Isa skarciła syna.
- Mamo nie jestem mały, mam 10 lat.
- Dla mnie zawsze będziesz moim małym synkiem.
- Mama ma rację, nie jedź tak dużo słodyczy bo nie będziesz mógł potem tsk dobrze tańczyć. - Odezwałem się.
-Przesądy.
- A potem będziesz płakał, że nie możesz płakać.
- Mężczyźni nie płaczą? Prawda Michael?
- Bryan słońce każdy ma prawo do okazywania emocji.
- Ja nigdy nie płacze.
- Tak, a kto płakał 2 miesiące temu płakał na filmie?  - Parsknąłem śmiechem.
- Na jakim filmie?
- Piękna i bestia.
- To było smutne, myślałem,że on umarł. Michael nie śmiej się ze mnie tylko przypomnij swoje słowa. - Mały udawał obrażonego. Nie wychodziło mu to, szkoda że w tamtym momencie aparatu nie miałem ze sobą.
- Nie obrażaj się.
- Nie obraziłem się, ja jestem tylko człowiekiem. - Minęło następne kilka godzin, był późny wieczór gdy Isa i Bryan musieli wyjechać z Neverland. Chcieli zostać na noc, ale ja uważałem,że to nie dobry pomysł, ponieważ ktoś z mediów mógł by się o tym dowiedzieć i by pojawiły się artykuły takiego typu "Jackson, pomimo oskarżeń nadal zaprasza dzieci do swojej posiadłości na noc". Nie mogłem dopuścić do takiego obrotu sprawy. To było za bardzo ryzykowne. Lubiłem Isę i Bryana, ale skąd mogłem wiedzieć, czy oni nie zachowają się jak Chandlerowie. Z nimi tez się przecież Przyjaźniłem. Myślałem nad tym, kto mógł by zostać matką mojego dziecka, mój wybór padł na Isabelle, nie dlatego,że jest ładna. No może tak troszkę, ale przede wszystkim dla tego,że jest mądra i miła. Umie sobie poradzić w życiu, pomimo tego,że w jej życiu były małe upadki. Ale umiała się z nich podnieś. Co najważniejsze urodziła wspaniałego człowieka jakim jest Bryan. Ona była idealną kobietą na matkę mojego dziecka.

**********
 Pierwszy raz w mojej karierze psychologa zaprzyjaźniłam się z pacjentem. Z Michaelem wytworzyłam specjalną wieź. Każdego dnia rozmawiałam z nim długo przez telefon, po powrocie z
pracy. Nie wyobrażałam sobie dnia bez rozmowy z moim przyjacielem. Martwiłam się  o Michaela, gdy byłam ostatnio w Neverland w jego znalazłam ampułki po demerolu. Demerol to silny lek przeciwbólowy, jeżeli Michael się faszerował tym świństwem, to było z nim nie dobrze. Ostatnio dużo spał, był wykończony fizycznie i psychicznie. Nie mogłam na to patrzeć, jak Chandlerowie zniszczyli tego człowieka. Największą traumą myślę,że zostanie u niego przeszukanie Neverland. Policjanci, którzy tam weszli, porozwalali wszystko, nie znaleziono żadnych dowodów na winę Mike'a, ale i tak nadal były mu postawione zarzuty. Musiałam powiedzieć Johnemu, o Michaelu. Zaczęło mu to przeszkadzać,że dość często wyjeżdżam w nieznane i nie mówię mu dokąd. Nie był z tego powodu zadowolony i kazał mi zerwać z nim przyjaźń. Mało tego, zaczął podejrzewać nawet,że Michael jest moim kochankiem. Wróciłam właśnie z pracy, miałam już dosyć wszystkiego. Usiadłam obok mojego syna na kanapie, razem z Johnym oglądał kreskówki.
- Co robiliście dzisiaj ciekawego?
- Nic. - Powiedział Johny.
- Przyszła jakaś pani do nas.
- Jaka pani? - Zdziwiłam się słowami mojego syna, nikt nie planował u nas odwiedzin.
- Taka fajna.
- Zamknij się. - Powiedział mój narzeczony.
- Sam się zamknij, mój Bryan.
- No i ta pani pocałowała Johnego w usta. - No super, on przyprowadził jakąś babę do naszego mieszkania i całował się z nią przy dziecku. Zaczynałam uważać,że to zamierzam zrobić w następnym roku będzie największym błędem w moim życiu.
- Johny, kto to był?
- To była Ashley, moja siostra. Nie pamiętasz jej?
- Tak.
- Masz słabą pamieć do ludzi w takim razie. - Dostrzegłam na jego szyi malinkę, nie sądzę, aby siostra zrobiła mu coś takiego.
- A co tam masz? - Wskazałam miejsce, na którym było znamię.
- Nic.
- Od czego to masz?
- Uderzyłem się. - Tak od razu się uderzył.Wniosek był z tego jeden, Johnemu znudziła się lojalność i po przez zdradę szukał szczęścia w ramionach innej. Zadzwonił telefon w drugim pokoju, czułam że to  dzwoni Michael. Wstałam z kanapy i poszłam odebrać telefon.
- Halo. - Powiedziałam do słuchawki.
- Cześć Isa, czy mogłabyś przyjechać do Neverland jeszcze dzisiaj? - Zdziwiło mnie to, Michael widział przecież że jestem zmęczona po całym dniu w pracy. Jednak jako dobra przyjaciółka musiałam tam pojechać.
- Stało się coś?
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Jasne Michael,przyjadę do Ciebie.
- Czekam na Ciebie. - Odłożyłam słuchawkę,poszłam się ubrać. Założyłam buty i płaszcz. Miałam wychodzić.
-Gdzie idziesz? - Zapytał mnie Johny.
- Jadę do Michaela.
- Znowu do tego lalusia pieprzonego? - Mojemu narzeczonemu nie podobało się to.
- Przestań on mnie potrzebuje.
- Ja ciebie też.
- Mamo, poczekaj chcę jechać z tobą.
- Bryan muszę jechać sama, przykro mi.
- Szkoda. - Na twarzy mojego dziecka, pojawił się smutek. Podeszłam bliżej do mojego dziecka.
- Posłuchaj mnie, za dwa dni są twoje urodziny i poproszę Michaela o to aby przyjechał do Ciebie.
- Dobrze mamo.
- Zostajesz w domu. - Powiedział Johny. Wstałam i wyszłam pomimo jego zakazu. Nie byłam jego niewolnicą.Wyszłam przed blok i wsiadłam do auta postawionego na parkingu. Gdy jechałam do Neverlandu cały czas myślałam o tym co chcę mi powiedzieć Michael. Bałam się tego że ma zamiar zakończyć naszą przyjaźń i mam się wynosić z jego życia. W ciągu pół godziny byłam już w rezydencji Michaela. Nie wyszedł mi na powitanie, miałam złe przeczucia, bo zwykle gdy przyjeżdżałam z synem to Mike był przed domem i czekał na nas. Wysiadłam z auta, podeszłam do wielkich drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył mi Bill Bray i wpuścił do środka.
-  Gdzie jest Michael?
- W swojej sypialni czeka za panią.
- Jasne. - Weszłam po schodach. Dotarłam do sypialni mojego przyjaciela. Zapukałam.
- Proszę. - Powiedział mężczyzna. Weszłam do środka, światło było zgaszone. Michael siedział na swoim łóżku.
- Znowu siedzisz po ciemku, zobaczysz że zepsujesz sobie przez to wzrok.
-Isa nie martw się o mnie. - Wstał i poszedł do mnie
- Chciałeś ze mną porozmawiać.
- Tak.
- O co chodzi?
- Zakochałem się. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, myślałam że ta kobieta uczyni Michaela szczęśliwym.
- Opowiadaj, jaka ona jest?
- Co tu dużo opowiadać. Ona jest cudowna.
- A kto jest tą szczęśliwą kobietą?
- Ty. - Michael objął mnie w talii oraz złączył nasze usta w namiętnym i długim  pocałunku. Nogi się pod mną ugięły, gdyby Michael mnie nie trzymał, to ja bym upadła. Odwzajemniłam pocałunek, jednak po chwili pojawiła się pewna bariera. Byłam przecież od 4 lat w szczęśliwym związku, a za rok miałam zostać żoną człowieka którego kochałam. Odczepiłam się od Mike'a.
- Przepraszam nie powinienem. - Był skruszony, myślał że dam mu w pysk za ten pocałunek jednak ja nie byłam typem takiej osoby.
- Co to znaczy być rodzicem? - Zaskoczył mnie tym pytaniem, chciał chyba zaadaptować dziecko.
- Wiesz ja jako matka czuję się spełniona, mam swoje szczęście, które nigdy mnie nie opuści. Od małego wychowuje mojego syna na dobrego człowieka, nauczyłam go tylu rzeczy. Mogę każdego dnia obserwować jak Bryan się zmienia, jak bardzo upodobania się do swojego ojca, jak dorasta.
- Ja tak bardzo chciał bym być już tatą.
- Zostaniesz nim jeszcze nie martw się o to.
- Mam 35 lat, już chyba pora na to. Nie zamierzam na starość zostać sam. Chcę wiedzieć jakie to uczucie wstawać do swojego dziecka i trzymać je na rękach, karmić je, nauczyć chodzić.
- Michael do bycia rodzicem trzeba dorosnąć.
- Wiem o tym.
- Wychować na ludzi dziecko jest bardzo trudno.
- Isa?
- Tak?
- Urodzisz mi dziecko? - Spojrzałam na Michaela jak na opętanego, miałam dwa wybory. Odmówić i uciec w popłochu z tej sypialni albo się zgodzić na urodzenie Jacksona juniora. Myślałam że śniłam,  Michael Jackson we własnej osobie chciał abym została matką jego dziecka.

Ciąg dalszy nastąpi 

**********
I jak wam się podoba? Proszę was o opinie w komentarzach.
Pozdrawiam <3 


sobota, 15 kwietnia 2017

Wesołych świąt!!!

Cześć :)
Wiem,że większość z was spodziewała by się teraz rozdziału kolejnego,ale ta notka jest z okazji świąt Wielkanocnych. Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego. Bogatego królika,  błogosławieństwa Bożego na okres tych świat, mokrego dyngusa, smacznego jajka. Michael i Janet specjalnie dla was z super soakerami. Uwaga mogą oblać wodą. xD



PS: Muszę was zasmucić,ponieważ w tym tygodniu nie będzie rozdziału. Ale 19 kwietnia przypada pierwsza rocznica założenia bloga i z tej okazji mam dla was wielką niespodziankę. Do zobaczenia w środę.
Pozdrawiam <3

niedziela, 2 kwietnia 2017

She's Out Of My Life - Rozdział 27

Cześć moi najukochańszy czytelnicy <3
Jak wam mija ten ciepły weekend? Dodałam bym ten rozdział wczoraj, tylko musiałam pisać połowę od nowa, ponieważ moja jedna koleżanka usunęła mi prawie połowę posta. Nie wychowana xD.  Co do piosenki, nie lubię osoby Madonny, ale trzeba przyznać,że piosenki ma fajne.Ten utwór jest mi bardzo potrzebny do tego rozdziału. Bez wszelkich spoilerów zapraszam tak jak blogger'owa tradycja nakazuje do przeczytania i skomentowania tego rozdziału, ponieważ ten post jest bardzo dla mnie ważny.


**********
Rzym jest miastem z potężną historią, jest oknem na świat. Trzeba pomyśleć,że jeszcze pond 2000 tysiące lat temu było tutaj serce wielkiego imperium.W tym mieście przez wieki było wiele historii miłosnych, spełnionych lub czasem nie spełnionych i jednocześnie smutnych oraz zapomnianych. Nie da się ich policzyć, było ich sporo od starożytności, po średniowiecze, nowożytność do czasów współczesnych. Nawet wielka miłość może się wypalić,albo my zapomnimy dbać o szczęście osoby u swego boku, a to jest przecież najbardziej potrzebne w związku. Leżeliśmy w białej pościeli. Na zegarze wiszącym na przeciwko naszego łoża wybiła właśnie godzina 11;30. Nasz wieczorek filmowy przedłużył się trochę, siedziałam razem z moim chłopakiem oglądając filmy Disney'a aż do 4 nad ranem. Nie żałuję, co z tego,że jestem nie wyspana? Z Michaelem jest warto spędzać czas, wynosi się z tego wiele rzeczy. Nie chodzi mi tu o rzeczy materialne, ale o rzeczy które do końca życia zostają jako wspaniałe wspomnienia.
- Co dziś robimy? - Spytałam rysując wzorki na klatce piersiowej mojego chłopaka.
- Planowałem wybrać się na zwiedzanie miasta.
- Chłopcze mój drogi, jest prawie 40 stopni w cieniu.
- No i co z tego?
- To z tego,że ty albo ja może udaru słonecznego się nabawić.
- Nie marudź.
- Wcale nie marudzę. Boję się o ciebie.
- Nic mi się nie stanie.
- Zgłupiejesz jeszcze bardziej i co ja zrobię  wtedy?
- Będziesz musiała żyć z bałwanem.
- Wytłukę ci z głowy tego bałwana.
- Mam już sobie miejsce zamawiać na cmentarzu?
- Nie wiem, będzie musiała się zebrać rada starszych i omówić to.
- Moje życie zależy od jakieś rady?
- Możliwe, nie potwierdzam. - Zaczęłam się śmiać.
- Idę się przebrać, dla swojego bezpieczeństwa zostań tu. - Pogroziłam palcem mojemu chłopakowi.
- Tak jest pani generał. - Zasalutował, zabrałam ciuchy, wyszłam do łazienki. Byłam ubrana w jeden z  moich ulubionych T-Shirt'ów. Przedstawiał on nie kogo innego jak Pana Jacksona. Nie wiem jakim cudem, ale jest mi jeszcze dobra. Ubrałam czarne trampki i jeansowe krótkie spodenki. Wyszłam do Michaela, który stał przed lustrem i robił sobie właśnie makijaż. Do głowy wpadł mi iście szatański pomysł. Podeszłam bliżej do Michaela, bałam się tego,że plan się nie uda, bo Michael się obróci.
- Pali się!!! - Krzyknęłam
- Gdzie?!! - Michael obrócił się błyskawicznie. Wyjechał kredką do twarzy poza swoje oko.
- W dupie, fałszywy alarm.
- Nie strasz mnie kobietą. Widzisz co zrobiłem przez ciebie. - Zrobił naburmuszoną minę.
- Nie obrażaj się, to tylko żarty. - Śmiałam się cicho pod nosem, jednak mój chłopak słyszał ten chichot.
- Mało zabawne.
- Dla mnie bardzo. - Spojrzał kątem oka na mnie.
- Ładna koszulka.
- Dziękuje. - Uśmiechnęłam się do Michaela.
- Aż się dziwie,że jest dobra na mnie.
-  Widać nie zmieniasz się.
- Zmieniam tylko nie widać tego po mnie, 5 lat temu miałam włosy do ramion nie poznał byś mnie.
- A chcesz się założyć.
- Mądrzy ludzie się nie zakładają, jak chcesz mogę ci po powrocie do USA pokazać zdjęcia z tego okresu. Co ty na to?
- Mi to pasuje. Wybacz ale muszę zmyć efekty twojej negatywnej energii.
- Oj nie wspominaj.
- Odegram się kiedyś.
- Przez te nerwy jeszcze ci żyłka pęknie. - Usiadłam na pufie stojącej koło łóżka, Michael tym czasem zmywał tonikiem wielką kreskę, która powstała przez straszenie.
- Ulice będą dla nas zamknięte?
- Nie.
- Twoi fani mogą się na ciebie rzucić.
- Spokojnie przebiorę się. Ochroniarze będą z nami.
- Nie uważasz,że to będzie dziwne jeśli koło nas będą się kręcić twoi ochroniarze?
- A kto powiedział,że będą szli  z nami?
- Ty.
- To muszę cie rozczarować,że nie będą szli z nami, tylko kilka metrów za nami.
- A co jak ktoś nas napadnie?
- Oni zareagują wtedy. - Michael założył na swoją twarz sztuczne wąsy.
- Jestem gotowy. - Powiedział Michael, miał na sobie okulary i fedorę. Nie mogło oczywiście zabraknąć koszuli z krótkim rękawem. Michael bardzo rzadko nosił koszulki z krótkim rękawem,ponieważ widać było jego białe plamki spowodowane przez chorobę. Jednak dzisiaj dla bezpieczeństwa zdecydował się ubrać w t-shirt. Ubrał zwykłe jeansy i trampki. Przyznam,że jeśli bym go nie znała osobiście to bym pomyślała,że jest zwykłym człowiekiem żyjącym swoim własnym życiem. Zabrałam moją torebkę i okulary przeciwsłoneczne, wyszłam razem z Michaelem z apartamentu. Wyszliśmy z budynku tylnym wyjściem. Nikt nas nie zauważył. Na całe szczęście
- Michael, Scarlett jesteśmy za wami 3 metry, wołajcie gdyby działo się coś złego.
- Bill wszystko wiemy.
- Jasne, ale przypominam TYLKO.
- To nie moja wina,że wtedy w Toronto w '84 roku był wiatr i spadły mi okulary oraz kapelusz.
- Tak, najlepiej na anomalie pogodowe zrzucić całą wine. Idźcie już bo wam wszystkie zabytki jeszcze zburzą.
- Od razu. - Powiedziałam.
- Wiesz możesz wiatr lekki powiać.
- Bill przestań.
- Już Szanowny Panie Michaelu.
- No mam nadzieję.
- Chodź Michael. - Pociągnęłam Michaela za rękę. Rozdzieliśmy się z ochroniarzami, którzy szli kilka metrów za nami. Kilkanaście minut później przeszliśmy pod łukiem triumfalnym. Michael miał jeszcze dużo zapału, ja za to miałam już dosyć.
- Michael mam dosyć.
- Nie zaczęliśmy jeszcze dobrze wszystkiego zwiedzać.
- Nogi mnie bolą.
- Musisz marudzić?
- Załatw jakiś transport, będzie szybciej. W jeden dzień nie zwiedzimy całej stolicy z buta. To by było niemożliwe.
- Dobrze, spróbuje.coś znaleźć. -Mieliśmy szczęście że nie daleko była wypożyczalnia rowerów. Michael po chwili wypożyczył jakieś 2 rowery, przynajmniej będziemy szybciej zwiedzać.
- Trzymaj.
- Michael jestem nierozważnym kierowcą jeśli chodzi o rowery.
- Spokojnie pilnuje cię.
- Tak jasne panie przewodniku, pan zna się najlepiej. - Ruszyliśmy w trasę. Przejechaliśmy koło Koloseum, na wielu filmach wydaję się być takie małe,ale w rzeczywistości jest takie ogromne. Gdybym miała tam wejść to na pewno bym szybko się zgubiła i nie prędko z stamtąd wyszła. Robiło wielkie wrażenie.  Po kilku godzinach zwiedzania mieliśmy już za sobą schody Hiszpańskie, Parlamentem rządu, panteon czy słynną fontannę Neptuna. Te wszystkie muzea i inne atrakcje typu Watykan i Bazylika św Piotra zostawię sobie na później. Jestem tutaj przecież na tydzień z Michaelem, a zostało jeszcze tyle rzeczy do zwiedzenia. Byliśmy zmęczeni już po tym zwiedzaniu. Zatrzymaliśmy się na moście nad rzeką Tyber. Oparliśmy się o barierkę  i podziwialiśmy krajobraz.Widok z tego mostu był niesamowity. Wszystko było takie piękne. Ja jednak myślałam nad czymś co nie dawało mi spokoju.
-Pięknie tutaj. -Powiedział mój chłopak. Ja byłam zamyślona.
- Scarlett, słuchasz mnie?
- Tak, tak.
- To o czym teraz mówiłem?
- O moście.
- Nie prawda. O czym myślisz?
- To wszystko wydaję mi się dziwne.
- Co ci się wydaje dziwne?
- wiesz dziwię się dlaczego zabrałeś mnie do Rzymu.
 -Jesteś moją kobietą, muszę spełniać twoje wymagania.
- Michael,ale zastanawiam się dlaczego ja właśnie jestem twoją dziewczyną.
-Masz w sobie coś takiego czego nie mają inne kobiety.
-wydaje mi się że nasz związek jest dziwny?
- Dlaczego?
- Nie wiem. Po prostu myślę,że to tylko fikcja i za chwile się obudzę jako ktoś inny z tego snu.
- Ale to nie sen, to rzeczywistość. Mogę cię nawet uszczypnąć jak chcesz się przekonać.
- Nie dziękuje. Zadam ci bardzo ważne pytanie.
- Tak?
- Czy ty mnie naprawdę kochasz?
- Tak, a dlaczego?
- Czasem mam wrażenie że jesteś ze mną tylko dla Paris i dlatego,żeby polepszyć swój wizerunek w mediach.
- Scar, ja nigdy nie myślałem o tobie w taki sposób.
- Przepraszam, ale muszę się nad czymś zastanowić. - Oddaliłam się.
-Scarlett zaczekaj! - Krzyknął mój chłopak. Zaczął również biec. Zwolniłam, po chwili byłam już w ramionach mojego ukochanego.
- Nigdy nie myśl, że Cię nie kocham.
- Przepraszam nie wiem co we wstąpiło.
-Jesteś zaraz po Paris najważniejszą dla mnie osobą. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też bardzo kocham. - Michael złączył nasze usta w pocałunku. Odwzajemniałam je. Nie
przeszkadzało nam to,że byliśmy na ulicy. Chociaż ludzie się na nas patrzyli. Owszem Michael miał przebranie, nie było na 100% pewne czy ktoś go nie rozpozna. Po chwili się odkleiliśmy od siebie i poszliśmy po nasze rowery.
- Jestem głodna.
-Ja też. Zabieram Cię do 5 gwiazdkowej restauracji.
- Michael chcę iść do pizzerii.
- Ale co ze stołem?
- Odmów rezerwacje. Poza tym w tej restauracji bylibyśmy na widoku.
- Masz tak trochę racji. Dobra pójdziemy do tej pizzerii.
- Tak się łatwo z tobą załatwia interesy.
- Nie moja wina,że mnie się da prawie zawsze przekonać. - Poszliśmy na drugą cześć mostu, gdzie zostawiliśmy rowery. Zapomnieliśmy nawet,że podążają za nami ochroniarze Michaela. Z nim można o wszystkim zapomnieć.
**********
Nie wiem o co chodziło Scarlett na tym moście. Rozumiem jej reakcje, ma prawo czuć się tak, a nie inaczej. To nie jest jej wina,że jestem sławny. Wszyscy płacimy za to wielką cenę. Paris musi się zakrywać maską. Boje się tego,że jeśli wszystkim będzie znany wizerunek małej, to pewnego dnia ktoś może porwać ją dla okupu lub zrobić jej jakąś krzywdę. Nie chcę tego. Z kolei sprawa z Scarlett, media sądzą,że jestem z nią tylko dla tego, aby polepszyć swój wizerunek. Ale to kolejna nie prawda, kocham ją całym sercem. Nawet Caroline tak nie kochałem jak jej. Ona o tym wie przecież. Te wyjazd jest po to, byśmy się jeszcze bardziej zbliżyli do siebie. Jechaliśmy do najbliższej pizzerii, po niedługich poszukiwaniach znaleźliśmy jakiś lokal. Z zewnątrz wyglądał całkiem przyzwoicie. Postawiliśmy rowery na stojakach. Scarlett zakluczyła swój rower, dziwiłem się jej, ponieważ ja tego nigdy nie robiłem.
- Co ty robisz?
- Zakluczam swój rower.
- Po co?
- Żeby żadna dusza złą mi go nie ukradła. Michael tobie też tak radzę.
- Mi nigdy jeszcze niczego nie ukradli.
- Nigdy nie mów nigdy.
- Spokojnie.
- Tak spokojnie, już widzę jak panikujesz bo ci rower ukradli.Scarlett miała właśnie wchodzić do restauracji, ja wepchnąłem się i pierwszy byłem w pizzerii.
-Typowy Gentleman.
- Nie musisz mi  Scarlett prawić komplementów.
- To nie był komplement.
- Przyjmijmy że był.
- W oborze cię chowali?
- Nie. W Gary.
- Warto wiedzieć. - Usiedliśmy przy stoliku obok ściany, aby nie zwracać na siebie szczególnej uwagi. Ja ani Scarlett z racji z tego że nie jemy mięsa zamówiliśmy pizzę z samym serem.  W ciągu kilku minut przyszło nasze zamówienie. Po posiłku zapłaciłem i wyszliśmy z restauracji. Przed budynkiem zastałem nie małe zaskoczenie otóż nie było mojego roweru. Bardzo śmieszne, nie do pojęcia to jest. No żeby ukraść rower Michaela Jacksona,wstyd. A Rzym uważałem za takie miasto kulturalne. Widać pozory mylą.
- Mówiłam ci,żebyś zakluczył rower.
- Miałaś rację.
- Trzeba było mnie słuchać łosiu jeden.
- Przepraszam. - Powiedziałam skruszonym głosem.
- Nic się nie stało,ale ile będziesz musiał zapłacić kary?
- 1000 lirów.- Scarlett wybałuszyła oczy.
-Za głupi rower?
- Tak.
- No to sobie nagrabiłeś.
- Pojadę na twoim rowerze.
- A co ze mną? Nie zostawisz mnie tu samej chyba.
- Nigdy. Wskakuj na bagażnik.
- Tylko nie myśl sobie że ja Cię będę wieźć jak się zmęczysz.
- Dlaczego?
- Jesteś za ciężki.
- No i z tego?
- To z tego, że mogę się wywalić i możemy wpaść pod jakieś auto. -Wsiadła na bagażnik rowerowy.
- Jest mi strasznie nie wygodnie.
- Wytrzymaj troszkę.
- Postaram się. W ciągu następnych kilku minut byliśmy już przed wypożyczalnią. zapłaciłem karę za ukradziony rower  karę. Teraz szliśmy do hotelu. Po drodze kupiłem jeszcze dwa pomarańczowe sorbety, były mega słodkie.
- Co robimy później?
- Nie wiem ty coś wymyśl.
- Nogi mnie strasznie bolą.
-Ojojoj. - Zacząłem robić jej na złość
-O co ci znowu chodzi
- Ojojoj
- Masz jakiś problem?
- Ojojoj.
- Michael przestań.
- Ojojoj
-Jak z dzieckiem.
-Ojojoj.
- Stop.
- Ojojoj.
- Ok. Jak nie to nie pomaga to trzeba użyć radykalnych środków. - Odkręciła nakrywkę lodowego napoju.
- Mam to wylać na twoją głowę?
- Nie.
- To będziesz cicho?
- Tak mamusiu.
-Dobry dziecko. - Szliśmy za ręce jak na  zakochaną parę przystało. Zatrzymaliśmy się dwie przecznice przed hotelem,aby poczekać za ochroniarzami. Gdy się zjawili, wszyscy doszliśmy do hotelu. Weszliśmy tylnym wejściem. Przez głównym wejściem koczowali moi fani, więc wejście głównym wejściem było za razem trudnym i niebezpiecznym wezwaniem. Po chwili byliśmy już w naszym pokoju, Scarlett pobiegła na górę i położyła się na naszym łóżku. Na zegarku była godzina 20.
-Podobał ci się dzisiejszy wypad na miasto?
- Tak, tylko szkoda że tyle kilometrów. Idę popływać.
-Jasne, za chwilę przyjdę do Ciebie. - Moja dziewczyna wyszła z apartamentu. Na naszym piętrze był otwarty tylko dla nas na nasze życzenie basen. Zobaczyłem że Scar nie zabrała ani swojego stroju kąpielowego,ani ręcznik. Wyglądało na to, że zamierza pływać w ciuchach. Wyszedłem z apartamentu i skierowałem się na pływalnię. Wszedłem do środka. To co zobaczyłem zmroziło mi w żyłach. Scarlett była na dnie basenu. Błyskawicznie wskoczyłem do wody, aby ją wyciągnąć. Chwyciłem ją i wynurzyliśmy się.
- Co się stało? - Spytałem zaniepokojony.
- Nic, czekałam na ciebie.
- Mogłaś się utopić.
- Ale nie utopiłam się.
- Jesteś szalona?
- Bardzo. - Zaczęła się śmiać.
- Mogłem Cię na zawsze stracić.
- Ale nie straciłeś. - Scarlett pocałowała mnie namiętnie,zacząłem odwzajemniać pocałunki. Wyszedłem z wody pomagając przy okazji Scarlett. Byliśmy cali mokrzy. Scarlett prowadziła mnie za rękę, szliśmy do naszego. Możliwe że zaraz miało zdarzyć się coś co na zawsze zostanie w naszej pamięci. Weszliśmy do pokoju. Usiadłem na kanapie w salonie, a Scarlett na moich kolanach. Całowałem jej szyję.
- Na pewno tego chcesz? - Mówiłem między pocałunkami.
- Tak, chcę ci się oddać.
- Dobrze. - Głaskałem swoją dłonią udo Scarlett. Czułem jakby ta chwila trwała wieki. Zaniosłem moją ukochaną na rękach do naszej sypialni i położyłem na nasze łóżko. Odsłoniłem sobie jej ramię, które z rozkoszą całowałem. Chwilę zajęło gdy pozbawiłem jej garderoby codziennej. Została w samej czarnej koronkowej bieliźnie. Była jak anioł, który został stworzony do dawania ludziom szczęścia. Ściągnęła ze mnie mój t-shirt, szybko zajęła się również spodniami. Nie stawiała żadnych barier. W szybkim tempie pozbawiłem jej reszty bielizny. Całowałem każdy milimetr jej skóry, była taka wrażliwa. W końcu doszedłem do najbardziej czułego miejsca, które pieściłem swoimi ustami. Scarl drżała z rozkoszy. Swoje palce wplątywała w moje wilgotne loki. Powtarzała moje imię niczym litanie. Po chwili wspiąłem się wyżej całując jej słodkie usta. Moja ukochana zsunęła moje bokserki. Wiedziałem,że za chwilę stanie się TA chwila. Obaliłem Scarlett na plecy i oparłem swoje łokcie o materac. Obserwowałem jej nagie ciało, które w ciemności lśniło od potu. Po chwili nasze gorące ciała złączyły się  w jedność, stało się coś na co tak długo czekałem. Ciche westchnienia Scarlett przerodziły się w głośne jęki, gdy zacząłem poruszać swoimi biodrami jak w tańcu. Scar zginała się w łuk pod wpływem każdego najmniejszego ruchu. To był nasz wieczór. W jej oczach był pewien blask. Całowaliśmy się namiętnie, jej usta były takie słodkie. Czasem miałem wrażenie,że smakują jak świeże maliny. Seks z nią był taki niesamowity. Miałem w planach kochać moją ukochaną przez całą noc. To na niej skupiam teraz najwięcej uwagi, to ona jest dla mnie najważniejsza.
**********
"Pierwsze westchnienie miłości, to ostatnie westchnienie rozumu!"
Kornel Makuszyński

I jak wam się podoba ten rozdział. Zacznijmy od tego wielkiego hota. Pierwszy raz w mojej karierze bloggerki piszę takie coś. Ten rozdział jest chyba jednym z ważniejszych w całym opowiadaniu. Nie jestem zadowolona z rezultatu. Proszę was o komentarze, być może one mnie zmotywują do dalszego pisania.
Pozdrawiam <3